Odzyskać nadzieję

czwartek, 3 sierpnia 2017

Rozdział 13

Nicole :

Sama nie wiem czego się spodziewałam. Jakiś wizji lub Bóg wie co, ale nie spodziewałam się, że po założeniu pieprzonego sygnetu zobaczę ducha - chłopaka, którego widziałam gdy moje ciao umarło.
Wysoki z ciemnymi włosami podobnymi do koloru włosów diabła - ale co to ma za znaczenie. Jego oczy były podobne do moich. Czy nie powinno mnie to przerażać ?
Podszedł do mnie i usiadł na brzegu łóżka blisko mnie. Na jego twarzy pomimo, że próbował to ukryć, widniał lekki uśmiech.
- Myślałam, że dostanę nowe informacje.
- Żałujesz, że mnie widzisz Nicole?
- Nie wiem co myśleć. Czemu Cię widzę?
- Gdyż przez jakby "klątwę ", którą mamy od wieków ja pamiętam każde nasze życie.
- Klątwę?
- Ty to tak nazywasz. Uratowałaś nas, ale wszystko kosztuje. Ale czy to ważne?
- Nie wiem. Czemu to takie pogmatwane? Mam już dość- przetarłam dłońmi twarz.
- Wiem- dotknął moich dłoni lekko ściskając.- Ale jesteś silna i dasz radę. Masz mnie i Cassie. Razem zawsze jakoś radziliśmy sobie z problemami.
Czemu wymienił tylko siebie i Cassie? Czy to...
- Tak. Jesteśmy trojaczkami.- odpowiedział za nim pomyślałam.
- Skąd wiedziałeś o czym myślę?
- Żyjemy już tyle wieków, a poza tym jako twój brat znam ciebie a ty mnie. Z czasem sobie przypomnisz.
- Dzięki temu?- podniosłam dłoń z sygnetem.
- Nie. To przywołuje mnie, bym mógł z wami rozmawiać gdy tego zapragniecie. Odpowiadać na pytania.
- Więc jak?
- Ty zawsze byłaś bardziej wyjątkowa. Ja przypominam naszego ojca z wyglądu, ty z charakteru, zachowań.
Nie chciałam tego słuchać, już jest zbyt skomplikowanie.
- Czemu nie żyjesz?
- Sam byłem zaskoczony, gdy wy się urodziłyście a ja nie.Ale teraz już rozumiem.
- Co takiego? Proszę nie mów zagadkami.
Już chciał coś powiedzieć, gdy do pokoju po szybkim zapukaniu wszedł Jason.
- Przyjechał, czeka w holu. Twój dziadek chcę być przy rozmowie. Wszyscy śpią. Jeśli pozwolisz też zostanę.
Mówił tak jakbyśmy byli tylko we dwoje.
- Dobrze. Już schodzę.
- Nie widział cię- zwróciłam się do chłopaka.
- Widzisz mnie ty i Cass gdyby tu była. Energia przepływa przez was i odczuwacie razem. Jak i widzicie to samo, ale nikt inny mnie nie zobaczy.
- A gdyby założył sygnet- spytałam podchodząc do drzwi.
- Tylko boska krew, a mamy ją tylko my jako dzieci upadłego anioła. No i oczywiście inne anioły.
- To chore- powiedziałam wychodząc z pokoju.
- Przyzwyczaisz się jak każde z nas. Bądź silna.
Powiedział i zniknął. Po prostu rozpłynął się w powietrzu. W holu zauważyć szło trzech mężczyzn. Dziadek i Jason patrzeli podejrzanie na naszego gościa. Sama byłam ciekawa czego ten człowiek może ode mnie chcieć.
- Witam- powiedziałam podchodząc.
Nie wydał się bardzo zaskoczony moim widokiem raczej wyglądał na zainteresowanego.
- Więc to prawda rządzisz nimi.
Nie odezwałam się tylko wskazałam kierunek w stronę salonu. Stanęłam po środku i spojrzałam na czarodzieja.
- Chciał się pan spotkać więc słucham.
Dziadek i strażnik stali z tyłu przysłuchując się mojej rozmowie.
- Nazywam się Henry Smith i chcę byś darowała mi życie w zamian będę ci służył.
- Wciąż nie rozumiem powodu dla którego mam ci darować życie.
Podeszłam do niego. Mam dość gadek i głupich niespodzianek. Chwyciłam jego dłoń i wgłębiłam się w wspomnienia.

Jason:

Wraz z dziadkiem Nicole staliśmy trochę z tyłu. Dziewczyna podeszła do faceta i chwyciła nagle jego dłoń, ale z każdą chwilą jej oczy robiły się coraz ciemniejsze. Spojrzałem na twarz jej dziadka wydawał się zszokowany tym co się dzieje, tak samo jak ja.
Nie zauważyłem nawet jak Nicole puszcza dłoń czarodzieja, ale z pewnością dało się zobaczyć jak ciało leci na najbliższą ścianę. Spojrzałem na nią, jej oczy stały się nagle ciemne ze złotymi nitkami. To było tak niezwykłe, że się nie ruszyłem. Za to ona podeszła do mężczyzny i ścisnęła jego gardło.
- TY CHCESZ DAROWANIA ŻYCIA- wysyczała.- Będziesz cierpiał tak jak ja  cierpię po utracie męża i mojego dziecka.- wciąż mówiła zła.
Jej dziadek na usłyszaną chyba wiadomość siadł na najbliższej kanapie i patrzał na swoją wnuczkę.
Czarodziej zaczął krzyczeć o pomoc. Po chwili na dół zbiegli się wszyscy domownicy. A córka wampira odchylała twarz czarodzieja, po czym zatopiła swoje zęby w jego szyi.
- Nicole!- krzyknęła przerażona matka, ale Loren ją objął przytrzymując.
Wszyscy patrzeli przerażeni na to co się dzieje.
Nastolatka odsunęła się od ciała i spojrzała z pogardą.
- Oszukany jak dziecko. Kobieta, która powiedziała ci o śmierci ukochanej kłamała. Sama ją zabiła. A ty w zamian wykonałeś zaklęcie. Gdy będę was niszczyć będziecie błagać bym was zabiła.
Po chwili ciało padło około ponad metr przede mną. A dziewczyna odwróciła się.
- Zabierz jego ciało, niech twoi ludzie się nim zajmą. Znajdź jego ukochaną i przyprowadź do mnie.
Podeszła w moją stronę i kucnęła przy ciele obracając twarz mężczyzny w swoją stronę.
- Będziesz patrzał jak bestie będą ją rozrywały na części, a ty nic na to nie poradzisz. A potem to samo zrobią z tobą. A w piekle zajmą się tobą demony niszcząc twą duszę.
Wstała nie patrząc na nikogo, ale przystanęła na chwile przy schodach obracając się w stronę wszystkich. Jej oczy zwracały swój kolor.
- Mamo?- wypowiedziała cicho.
I upadła Loren pobiegł w jej stronę, by podnieść ją z podłogi. Kobiety siadły przy dziadku Nicole, a ja wezwałem do domu ludzi, którzy zabrali ciało czarodzieja. Gdy wróciłem do salonu. Starszy mężczyzna pił coś mocnego, a kobiety ze łzami na twarzy się obejmowały.
- To prawda?- spytał mężczyzna.
Wiedziałem o co dokładnie mu chodzi.
- Tak.
- Czemu nic nie wiedzieliśmy?
- O to proszę spytać swoją wnuczkę.
- Ale co tu się stało?- spytała żona mężczyzny.
- Nie wiem. Nicole może to nam wyjaśni.
- Nie zbywaj mnie.
- To był ciężki dzień może lepiej by wszyscy poszli do siebie.
Podszedłem do Elizabeth i zaoferowałem swą dłoń. Cała w nerwach przyjęła ją niepewnie.
Wchodząc do sypialni miałem nadzieje, że wkrótce wszystko się wyjaśni. Przykro mi, że jej rodzina a szczególnie dziadek dowiedział się coś ważnego o wnuczce w ten sposób,

Nicole:

Gdy się obudziłam czułam przy sobie kogoś. Nie chciałam otwierać oczu, ale poczułam dotyk na ramieniu, którego kołdra nie zakrywała.
- Wiem, że nie śpisz- usłyszałam głos dziadka.
- Dzień dobry.- powiedziałam cicho.
Nie najlepiej pamiętam co się działo po tym jak dotknęłam dłoni czarodzieja, ale po tym jak Loren zaniósł mnie do sypialni odzyskałam jasność i poprosiłam by mi powiedział co się wydarzyło. Gdy tylko to wyjawił przeraziłam się, bo czy to mogło mieć coś wspólnego z tym, że mogę być związana z diabłem, a może dzieje się coś ze mną nie tak.
- To prawda, że byłaś mężatką i przyszłą matką?
- Ja...
Nie wiem jak to powiedzieć. To tak boli. Ale muszę powiedzieć prawdę.
- Nie osądzę cię, ale chcę wiedzieć. Kocham cię i nic tego nie zmieni.
- Tak.
- Dlaczego to wtedy ukrywałaś?
- Bałam się rady, członków tej społeczności, zasad których złamałam.
- To nagłe oddanie władzy, to przez ciąże?
- Tak. Chciałam ją chronić. Przed zajściem miałam plany, ale musiałam je przesunąć.
- Dziewczynka?
- Lekarz tego nie potwierdził, ale czułam to.
- A.... ojciec dziecka.
- Dziadku, proszę. Powiedziałeś mamie i babci?
- A miałem inne wyjście... Nie chcę cię denerwować czy smucić, ale co się wczoraj wydarzyło?
- Nie wiem. Chyba straciłam kontrole.
- Ukrywasz coś.
- Patrzysz, a prosiłam byś tego nie robił.
- Wybacz, ale martwię się o ciebie.
- Wiem- przytuliłam się do dziadka.
- Chodźmy jeść- powiedział gdy zaburczało mi w brzuchu.
Po śniadaniu odbyłam podobną rozmowę z mamą i babcią, po czym musiałam omówić mój wyjazd z Jasonem i Loren na dwór.

Cassie:

- Jesteś pewna?
- Tak, Caroline. Zrób to dla dobra nas wszystkich.
- Zgoda. A co się stanie jeśli jednak odkryje prawdę?
- Oby tylko myślała trzeźwo w tam tym momencie. Obie wiemy jaka ona jest w stosunku do niego, a najgorsze, że nie chodzi tylko o niego, lecz o dziecko.
- To musiał być dla niej cios zrozumieć to co się stało.
Przyjaciółka przytuliła mnie i razem ze swoim chłopakiem potajemnie wyjechali ze dworu.
- W porządku?- spytał Zayn.
- Tak. Wkrótce będzie tu piekło.
- Nie tak wielkie. Większość ludzi jest z nami. Wystarczy zabić bestie.
- Skąd u ciebie ten optymizm?
- Ktoś tu musi go mieć. Chodźmy do pokoju zanim ktoś coś zacznie podejrzewać lub nas nie przekąsi.