Odzyskać nadzieję

sobota, 31 grudnia 2016

Rozdział 135

Cassie:

- To kiepski pomysł.
- Żartujesz to wspaniały pomysł, poza tym twój kochaś też leci został wezwany czy coś. Więc jak?- spytała Care.
- Kto leci?
- Wiedziałam, że polecisz z nami. Niech pomyśle ty, ja, wilk, Dymitr, Jack i twój facet.
- On nie jest mój.
- Tak sobie mów, ja i Nikki wiemy swoje.
- Jak chcesz to załatwić?
- A jak myślisz - magią to przecież oczywiste. To będzie wspaniała niespodzianka.
- Obyś się nie pomyliła.

Nicole:

Denerwuje się żadna z dziewczyn nie odbiera ode mnie telefonu, kuzyni nic nie wiedzą. Plastiki przestały się jako tako do mnie odzywać, ale słyszę plotki o tym jakimi wspaniałymi przyjaciółkami jesteśmy. Gdyby nie Gwen zwariowałabym tu. Po zajęciach idę najczęściej do siebie do pokoju i czytam różne legendy, w których może odnajdę coś o sobie.
Kiepsko spałam tej nocy i  niezdziwie się jeśli gdy wejdę do łazienki okaże się, że dostałam okresu. I bez ściemy co się okazuje, że mam czerwone plamy. No po prostu cudownie, jeszcze okresu mi dziś brakowało. Ubrałam się w czarne spodnie i bluzkę w biało granatowe paski. Siadając na brzegu łóżka zaczęłam szukać tabletek przeciwbólowych bez których z pewnością nie przeżyję. Ale czy ten dzień może być gorszy niż jest jasne, że tak. Tabletki się skończyły.
- Nie, no po prostu cudownie.
Ten dzień jest po prostu piękny. Gwen nie ma dziś, więc będę dręczona przez plastik, mam okres, zero tabletek przeciwbólowych i na dodatek jestem głodna.
Muszę znaleźć Powella, ale zamykając drzwi od pokoju usłyszałam najgorsze co chodziło po tym świecie. Czułam jak wewnątrz zaczynam buzować, a to nie najlepsze połączenie. Ich krew krążyła, a ja byłam głodna. Opanowałam się jak to tylko możliwe i czekałam na rozwój wypadku. Przecież jeśli ... nawet wole o tym nie myśleć. Cholera ich wie co by mi się stało pijąc z nich, jeszcze bym zachorowała. Zaśmiałam się na tą myśl.
- Słyszała Jej Wysokość, że przyjechali nowi uczniowie podobno ze Stanów.
Wielka nowość, ta plotka chodzi od dwóch dni.
- Tak, to niesamowite. Wybaczcie ale śpieszę się.
- Dokąd?
Wścibska zdzira wszystko musi wiedzieć by potem rozgadać.
- Na spotkanie, a teraz przepraszam.
Bóg dał mi to szczęście, że w szpilkach się nie biega, a w adidasach tak. Weszłam do budynku dla strażników, zapukałam pod odpowiednie drzwi i czekałam aż lokator mi je otworzy.

Powell:

- Nie spodziewałem się, że tu przylecisz.
- Ja również, ale cieszę się, że tu jestem.
- Nie rozumiem czemu z nią nie rozmawialiście. Była tak zmartwiona, że do mnie przychodziła, ale nic nie mówiłem.
- Mnie również było ciężko każdego dnia słyszałem jak chce mnie usłyszeć.
- Dymitr ona przeżywa wszystko co związane z tobą. Ona nawet myślała, że zostałeś ranny. Ale cieszę się, że jesteś, bo jest tu ktoś zaufany i znany.
Wtedy usłyszałem jak ktoś puka w drzwi.

Nicole :

Z momentem otwarcia zobaczyłam strażnika trochę zaskoczonego, ale wpuścił mnie do środka.
- Przepraszam, że Cię nie uprzedziłam - wchodząc głębiej, aż zobaczyłam jego. - Dymitr !
Wskoczyłam na niego i całując go mocno upewniałam się, że to nie jest sen. Jego ramiona owinęły się wokół mnie.
- Jesteś.
Stanęłam na własnych noga i patrzałam na jego twarz, moja dłoń uniosła się i nawet najlepszy strażnik nie mógł się domyślić co się stało. Gdy moja dłoń spotkała się z jego ciałem. Czułam ból w dłoni a także przesuniętą twarz ukochanego po uderzeniu.
- Jak mogłeś mi to zrobić, wiesz jak się martwiłam - mówiłam głośno z bólem w głosie.
- Kochanie- chciał coś powiedzieć, ale nie zdążył.
- Przestań. Co ty sobie myślałeś nie odpowiadając w żaden sposób na moje wołania. A ty wiedziałeś- spojrzałam na mojego strażnika?- Albo lepiej nic nie mów, dość już mam problemów. Jesteś..
Chciałam dokończyć, ale jego usta były szybsze i znalazły moje wargi.
- Wiedziałem, że to zły pomysł, wybacz mi kochanie.
- Będziesz mnie musiał bardzo długo przepraszać.
Oderwał się ode mnie, po czym obrócił mnie tak by moje plecy wtulone były w jego silną pierś.
- Jak się tu znalazłeś? Możecie mi to wyjaśnić.
- Wasza miłość ja nie miałem z tym nic wspólnego.
- No prawie- dodał Dymitr.- Twoi przyjaciele nie mogli znieść szkoły bez ciebie, więc będą tu z tobą.
- I dyrektor się od tak zgodził?- spytałam zaskoczona.
- Mieli mocne argumenty.
- Argumenty? Powell jak się im udało?
- Magia- powiedział cicho.
- Nie wierze. Gdzie są teraz?
- Śpią
Dymitr mocno mnie obejmował a ja dopiero teraz przypomniałam sobie czemu tu przyszłam. Jego zapach, krew.. Tylko to czułam
- Puść mnie - powiedziałam zaczynając głęboko oddychać.
- Wasza Wysokość co się dzieję?- spytał Jason.
- Jestem strasznie głodna.
- Przyniosę.
- Nie. Czy Cassie?
- Jesteś spragniona?- spytał Dymitr patrząc mi w oczy.
- Odsuń się.
- Jason przytrzymaj ją.- rozkazał ukochany.
- Co ty chcesz zrobić?- spytałam gdy zaczął zdejmować z siebie koszulę.- Nie, nie zrobię tego.
Usiadł na brzegu łóżka, skinięciem głowy dał znak strażnikowi, który mnie obejmował.
- Zrobisz to.
Strażnik przybliżył mnie tak blisko ukochanego, że teraz to on mnie obejmował trzymając dłonie na moich biodrach.
- Zostawię was- powiedział strażnik, a potem usłyszałam tylko dźwięk zamknięcia drzwi.
Przyciągnął mnie w taki sposób, że musiałam usiąść okrakiem, wziął moją dłoń i położył na żyle na szyi. Pod palcami czułam krew która płynie strasznie szybko.
- Kocham cię. To nic, ufasz mi i zrobisz to. Wiesz, że czarownicy by zajęło trochę czasu przygotowanie wywaru tutaj. Będzie dobrze.
Przyciągnął moją twarz do siebie łącząc nasze wargi, trzymając dłoń w tym samym miejscu czułam przyspieszenie przepływu i jej zapach mnie owinął. Zeszłam ustami na skroń i coraz niżej. Pragnęłam jej, Oderwałam się od niego, szepnęłam krótkie przepraszam, po czym wbiłam się w jego szyję.

czwartek, 8 grudnia 2016

Rozdział 134

Nicole:

- Biblioteka, to ta twoja kryjówka?
- Tak. Myślisz, że ten plastik tu wejdzie?
- Chyba nie. Powiesz mi kto cię przysłał i czemu kłamiesz? A najważniejsze kim jesteś?
- Mam na imię Gwen, moi rodzice są strażnikami. Bardzo oddani.
- A ty?- spytałam opierając moje cztery litery o stół.
- Cenie rodzinę królewską.
- Nie musisz tak mówić. Ja nie rozumiem trochę tej hierarchii w dwudziestym pierwszym wieku, więc nie wysilaj się. Traktuj mnie jak zwykłą osobę a nie jak córkę króla i mów co myślisz. Za prawdę cię nie zabije. I jeszcze jedno nie mów do mnie tytułem. Jestem Nicole.
- Moi rodzice są oddani naprawdę, ale kochają mnie i moje decyzje. A ja nie czuję, by być jakąś strażniczką. Wolę być kimś innym, pomagać innym bez względu na ich odmienność.
Ostatnie słowo użyła pokazując niewidzialny cudzysłów.
- Moja przyjaciółka cię nie zna, więc skąd o mnie wiesz?
- Dwóch strażników zwróciło się do mojej rodziny bym ci towarzyszyła. Uznałam, że to mogę zrobić dla moich rodziców, skoro mnie namawiali.
- Dwóch strażników, wiesz jak się nazywają?
- Tak są bardzo znani, przynajmniej wśród nowicjuszy, którzy się uczą. Każdy kto się uczy zna wszystkich ważnych.
- Mówiłaś, że nie szkoliłaś się na strażniczkę.
- Nie, ale na zajęcia musiałam uczęszczać bez względu na wszystko. Taki urok bycia córką strażników.
- Powiesz mi jak się nazywają?
- Powell i Bielikov.
- Mogłam się domyślić, że będę chroniona.
Spojrzałam na zegar.
- Zajęcia!- chwyciłam torbę.
- Spokojnie mamy je razem i zdążymy nauczyciel zawsze się spóźnia i to dużo.
- To normalne tutaj?
- Tylko z tym nauczycielem. Sama zobaczysz.
Gdy weszłam do sali uczniowie patrzeli w telefony a nauczyciela nie było. Szłam by zająć miejsce. Gdy otworzyły się gwałtownie drzwi, przez które w bieg chłopak i krzyknął.
- Idzie!
- To normalka siadajmy- powiedziała Gwen.
Chwilę gdy siadłyśmy weszły kolejne dwie osoby. Dziewczyna szła w stronę pozostałych, ale chłopak... moment to jest wykładowca. Spojrzałam na moją nową koleżankę.
- Tak- wyszeptała jakby wiedziała o co chcę zapytać.
Boże to obrzydliwe, niby się słyszy o takich rzeczach, ale robić to tak by wszyscy wiedzieli to obrzydliwe.
- Dyrektor wie?- spytałam szeptem.
- Jasne, że nie. Dziewczyny ciągną na te zajęcia by być jego. A on by nikt nie wiedział daje dobre oceny- odszeptała.
- Panią z tyłu przeszkadzają zajęcia?- usłyszałam głos mężczyzny z przodu.
Gwen nic nie powiedziała, a twarz miała czerwoną. A ja z natury spokojna i cicha, nie wiedząc całkiem czemu odezwałam się.
- Nie, ale Panu raczej owszem skoro przyszedł Pan w połowie wyznaczonego czasu.
- Może odważna i niemądra dziewczyna się przedstawi?
- Nicole Johnson- kąciki ust lekko mi się uniosły, a twarze wszystkich zwróciły się na mnie po wypowiedzeniu nazwiska.- Kontynuuję Pan zajęcia czy to koniec już?
Wszyscy patrzeli to na mnie to na wykładowcę.
- Proszę na przyszłość rozmawiać z koleżanką na przerwie a nie w czasie zajęć Panno Johnson.
Nawet u niego widziałam strach gdy wypowiedziałam nazwisko.
Gdy wyszłam z sali razem z Gwen, dziewczyna zaprowadziła mnie na świeże powietrze.
- Czy ja odpyskowałam wykładowcy?
- W pewien sposób. Nie sądziłam, że coś takiego zrobisz.
- Ja też. Masz teraz zajęcia?
- Tak, ale spotkamy się później. Jeśli będziesz chciała?
- Taa jasne, do zobaczenia.
Gwen poszła, a ja powiadomiłam Powella o tym, że ma do mnie przyjść.
Chwilę po tym jak weszłam do pokoju, wszedł również mój strażnik.
- Wasza Wysokość.
- Zamilcz i słuchaj. Jakim prawem zrobiliście coś bez mojej wiedzy? Mogłeś mnie chociaż uprzedzić o tym, że ktoś wewnątrz będzie nad mną czuwać. Obiecałaś mi szczerość, jestem przyszłą królową - mówiła szybko i ze zdenerwowanie. Gdy doszło do mnie po chwili co powiedziałam, usiadłam na łóżko schowałam twarz w dłonie i znów spojrzałam na strażnika. - Przepraszam nie wiem co we mnie wstąpiło, nie powinnam tak mówić.
- Nic się nie stało, powinienem powiedzieć o swoich zamiarach.
- O waszych. Wiem, że Dymitr też o tym wie, ale zakończmy to. Chcę szczerości czy to jasne?
- Tak. Bardzo mi przykro, że nie uprzedziłem Jej Wysokości.
- To wszystko.
Strażnik skinął głową i wyszedł z pokoju. Położyłam plecy na materac, wyciągnęłam telefon z kieszeni spodni. Wybrałam numer, który należał do osoby, której również należy się wykład.
- Abonent nie odpowiada. Proszę zadzwonić później.- usłyszałam.
- Co do cholery.- wciskając ponowne połączenie i znów ten tekst.