Odzyskać nadzieję

sobota, 23 kwietnia 2016

Rozdział 122

1 listopada

Nicole:

Gdy się obudziłam czułam silne ramię obejmujące moje ciało. Wiedziałam co ci dziś za dzień i ból po stracie znów wrócił, ale wiem, że muszę być silna- oni by tego chcieli i ja również tego chcę. A będę silna mając przy sobie tego kocham. Spojrzałam na jego twarz, wyglądał na zrelaksowanego i spokojnego.
- Dzień dobry.
- Myślałam, że śpisz.
- Ale już nie śpię. Jak się czujesz?
Ostatnio często pytał, jestem szczęśliwa mając przy sobie kogoś kto się o mnie troszczy. Nigdy bym nie pomyślała, że znaleźć miłość będzie tak łatwo, lecz trudniej jest ją utrzymać przy życiu. I siebie przy życiu.
- Dobrze tylko trochę mi smutno. Czu to kiedyś minie?
- Nie, ale smutek się zmniejszy z czasem.
Przyłożyłam dłoń do jego policzka, lekko gładząc kciukiem. Drugą ręką się podniosłam by musnąć jego usta.
- Kocham cię, nie wiem co bym zrobiła gdybym i ciebie straciła.
- Ale nie stracisz rozumiesz, zawsze będę przy tobie, bo w moim życiu jesteś tylko ty i nikt inny. Pamiętaj o tym.
Po czym przybliżył znów moją twarz do siebie i połączył nasze usta w pełnym miłości pocałunku. W czasie którego byliśmy tylko my dwoje i nikt inny, cały świat dla mnie mógł się zatrzymać w momencie gdy jego usta, dłonie dotykały mojego ciała. Gdyż tylko on dawał mi bezpieczeństwo i miłość, która jest dla mnie najważniejsza właśnie teraz.

Po południu jak co roku, odbyła się procesja na cmentarz- nie mam bladego pojęcia jak to się technicznie nazywa. Stałam przy grobie rodziców, który był wypełniony zniczami. Jeszcze przed przybyciem księży na cmentarz. Rodzinna, która również była na cmentarzu była się ze mną przywitać i chwilę porozmawiać. Od wejścia na cmentarz Dymitr wciąż trzyma mnie za dłoń, choć teraz musi mnie podtrzymywać. Gdyż słabo się poczułam a nie chcę wyjść dopóki się nie skończy ceremonia.
- Zbladłaś- powiedział mi do ucha.
- Nic mi nie jest. To nie potrwa długo.
- Czemu jesteś taka uparta?
Spojrzałam na niego i na mojej twarzy pojawił się lekki uśmiech.
- Ale kochasz mnie za to.
- Tak, masz rację.
Gdy tylko się skończyło Dymitr wyprowadził mnie z cmentarza przez tłum, a strażnik już przy bramie czekał w samochodzie by bez przeszkód szybko wyjechać. Gdy weszłam do samochodu. Poczułam nagły chłód na całym swoim ciele przez to wtuliłam się mocniej w bok ciała swojego chłopaka.
- Co jest?
- Zimno mi.
- Zaraz wyjedziemy do Stanów.
- Co?
Nie mogę wyjechać tak szybko, miałam spotkać się z rodziną- tak długo ich nie widziałam.
- Nie mogę…
- Bez dyskusji- przerwał mi.- Teraz będziesz się słuchać i wykonywać moje polecenia bez sprzeciwu. Rozumiesz?
Znałam ten ton jego głosu, nie znosiłam go. Gdyż wtedy wiedziałam, że nie mam nic do gadania. Starałam się skupić na jego uczuciach w tym momencie. Bał się o mnie i chcę o mnie dbać i chronić.
- Musimy wyjechać rozumiesz przecież co się dzieje.
- Tak.
Wiem doskonale, ale teraz dotarło to do mnie i jeszcze bardziej boję się tego co się będzie ze mną działo.
- Będę tam z tobą.
Gdy tylko byliśmy pod domem Powell otworzył drzwi i pobiegł powiadomić pilotów. A Dymitr zostawił mnie na kanapie w salonie, a sam pobiegł nas spakować.
Jason chyba złamał wiele przepisów drogowych, bo na lotnisko pędził jak szalony. Dymitr zadzwonił do Cassie, by powiadomić ją o tym, że chyba się zaczęło. Ale ja wiem, że na pewno się zaczęło.
W czasie podróży strażnicy robili wszystko by było mi ciepło, bo ja czułam na sobie coraz większe zimno.
Kolejnym przystankiem był Nowy Jork, gdzie już czekała na nas moja czarownica. A z tam tond lecieliśmy do letniego domu mojej rodziny w Kalifornii.

Dymitr:

Cassie mówiła, że odczuwanie chłodu jest możliwie ostateczne. Gdy tylko mi to powiedziała wystraszyłem się.
Wszystko działo się szybko. Gdy tylko dojechaliśmy na lotnisko. Jason wniósł ją na pokład, a do mnie znów zadzwoniła Cassie.
- Tak?
- Ona musi się rozgrzać.
- To wiem.
- Ale inaczej, na pokładzie jest łóżko?
- Z pewnością tak a co?
- Zabierz ją tam, zamknij drzwi i rozbierz ją. Po czym połóż się z nią. Nie ma mnie przy niej więc to ty musisz jej pomóc.
- Ale jak ?
- Położysz się z nią i nikt niech nie wchodzi. Ona musi tak jakby odebrać twoje ciepło.
- To pomoże.
- Do momentu mojej obecności powinno pomóc… raczej.
- Muszę kończyć zaraz lecimy.
- Będę na was czekać.
Gdy wszedłem na pokład. Zabrałem ją z fotela do pomieszczenia z łóżkiem.
- Co masz zamiar zrobić?
- Cassie uważa, że moje ciepło jej pomoże. Lecz nikt nie może tu wejść.
- Co?!
- Musimy jej zaufać.
- I tobie. Nie wierzę, że zostawię ją na tak długo.
- Ze mną nic jej nie będzie grozić.
-Wiem, zajmę się pracownikami.
- Dzięki.
Zamknął za sobą drzwi, a ja zacząłem rozbierać Nicole.
- Dymitr?
- Zimno ci?- przytaknęła.- Nie długo przestanie.
- Dlaczego mnie rozbierasz?- mówiła trzęsąc zębami.
- By ci pomóc. Zaufaj mi.
Zostawiłem ją w bieliźnie, po czym położyłem ją. Następnie sam zdjąłem ubranie do bielizny. Położyłem się obok, przyciągnąłem ją na swoje ciało. Po chwili owinęła się o moje ciało.
Nie wiem ile leżeliśmy razem, ale Nicole zasnęła, a mi zrobiło się chłodniej.
Niedługo potem zasnąłem. Nawet nie wiem kiedy minęły te godziny a do środka weszła Cassie, która zaczęła mnie budzić.
- Skąd się tu wzięłaś?
- Przed chwilą dolecieliście.
Przeszła dookoła i dotknęła Nicole.
- Jest ciepła. Możesz wstać teraz ja się nią zajmę.
Po powolnym uwolnieniu się z objęć ukochanej wyszedłem ubrany. Przejąłem informację od Powella jakie otrzymali strażnicy z dworu. Po czym zaczęliśmy lecieć dalej. A z kabiny tylko raz było słychać krzyk, ale nie poszedłem sprawdzić. Gdyż musiałem zaufać czarownicy w tym co robi.

Gdy znaleźliśmy się w domu. Przyjaciółka ukochanej otwierała drzwi a ja wziąłem spokojnie śpiącą Nicole, ale Cass powiedziała, że to złudzenie. Gdy położyłem ja do łóżka, dziewczyna poprosiła mnie bym wniósł walizki. Sama była przerażona.

Cassie:

Mam nadzieje, że w szkole nie zauważą braku kilku litrów krwi bestii. Gdy weszłam na pokład samolotu zastałam śpiącą parę. Zostałam sama z Nicole, gdy się obudziła musiałam ją uspokoić, ale to nie było wcale proste. Używałam najsilniejszych zaklęć jakie poznała, ale nie wiem czy cos dały. Więc użyłam sporej siły by ją powstrzymać przed wyjściem z pomieszczenia. Z całą pewnością było słyszeć jej krzyki, ale nawet jeśli to nikt nie wchodził.
Mam nadzieję, że nie popełnię błędu i czasem nie doprowadzę do jej śmierci. Ale muszę być optymistką.

Gdy dojechaliśmy Dymitr dał mi kluczę bym otworzyła drzwi, a sam wziął moją przyjaciółkę, która zapewne tylko wyglądała na zanurzoną w spokojnym śnie.
Gdy strażnik położył ją położył na łóżku, poprosiłam by wziął nasze walizki. A sama wyjęłam z plecaka linę, lekko owinęłam ją wokół nadgarstka księżniczki a drugi koniec o zagłówek łóżka. Zaczęłam wypowiadać zaklęcie z księgi, którą dała mi Nicole. Lina zaciskała się na ciele i meblu coraz mocniej. Gdy skończyłam do pokoju wszedł chłopak przyjaciółki. Jego wzrok był pełen troski i miłości do niej. Jak ja bym chciała by Loren tak na mnie patrzał.
Potrząsnęłam głową, teraz najważniejsza była Nicole.
- Teraz musi poczekać aż się obudzi.
Wyszliśmy z pokoju.
- Twoja walizka jest w pokoju po prawej.
- Dzięki.
Weszłam i wyjęłam z walizki potrzebne składniki i zeszłam do przestronnej kuchni i zaczęłam gotować wywar dla przyjaciółki, by go jej podać w momencie jej przebudzenia.

niedziela, 10 kwietnia 2016

Rozdział 121

Nicole:

Nikogo nie zdziwiła moja późniejsza nieobecność na ślubie kuzyna. Przez kolejne dwa dni byliśmy na dworze. Cassie po długiej rozmowie przekonała się i pojechała do szkoły a w razie czego będzie zaraz powiadomiona przez Dymitra. A ja pakuje ubrania do torby na kilka dni pobytu w Polsce. Dzięki rozmowie z ojcem udało mi się go przekonać by na wyjazd pojechało ze mną tylko dwóch strażników.
Ostatnio dużo śpię, a Cassie wraz Dymitrem rozmawiają o tym co ma się wydarzyć. Nieraz się przebudzam i słyszę ich rozmowy.
Nie rozmawiają przy mnie o tym, bo nie chcę nic o tym słyszeć. Myśl o tym co ma się wydarzyć przeraża mnie, ale ostatnio i dziwnie cieszy, lecz nie mówię o tym nikomu.

Dymitr:

Caroline i Cassie wróciły razem do szkoły, a ja czekam aż Nicole przyjdzie z Jasonem, i będziemy mogli wyjechać. Rozmowy z Cass pomogły mi bardziej zrozumieć na co mam zwrócić uwagę i powiadomić ją a następnie wracać do Stanów.
Ledwo weszliśmy na pokład samolotu a moja ukochana zaraz usiadła i zasnęła.
Podróż odbyła się bez większych komplikacji, w czasie drogi do jej domu patrzała cały czas przez okno nie odzywała się słowa. Wyjątkiem był moment gdy poprosiła o włączenie radia. Krótko przed dojazdem do celu wyciągnęła swoją bransoletkę i wciągu chwili jej twarz się zmieniła.
Księżniczka nie czekając wysiadła. Powell poszedł wyciągnąć walizki, a ja podszedłem do Nicole, która stała przed drzwiami z kluczem w ręce.
- W porządku?
- Tak- odpowiedziała tak cicho, że myślałem iż nic nie powiedziała.
- Jeśli chcesz ja to zrobię.
- Nie, dam radę. Pomóż Powellowi.
Mówiła cicho, ale posłuchałem jej i poszedłem pomóc przyjacielowi. Choć walizki miał już wyciągnięte z bagażnika.
- Nie otworzyła jeszcze?- spytał gdy podszedłem.
- Nie.
- Dajmy jej chwilę.
Czekaliśmy tak przez dłuższą chwilę, aż usłyszeliśmy otwierane drzwi. Już chciałem wziąć walizki, ale przyjaciel złapał mnie za ramię i zaprzeczył głową.

Nicole:

Gdy tylko dolecieliśmy odezwałam się raz, prosząc o włączenie radia. Już niedługo święto zmarłych, a myśl o zmarłych rodzicach rozdziera moje serce.
Gdy strażnik zatrzymał się na podwórku wysiadłam i podeszłam do drzwi, w ręce trzymałam klucz. Wiedziałam, że musze je otworzyć, ale bałam się wspomnień, które są w każdym pomieszczeniu.
Gdy wreszcie je otworzyłam, czułam chłód płynący ze środka. Przymknęłam powieki i wzięłam wdech powietrza, który wypełnił moje płuca i dopiero gdy je wypuściłam zrobiłam pierwszy krok w stronę wejścia. Wewnątrz domu panował chłód większy niż się spodziewałam. Nie sądziłam, że powrót będzie taki trudny. Dopiero gdy weszłam do salonu usłyszałam kroki za sobą.
- Napalę w piecu- usłyszałam głos Jasona.
Stałam a mój wzrok padł na meble pełne od kurzu. Pierwsze co przyszło mi do głowy to to, że muszę posprzątać dom. Ale zanim się obróciłam poczułam ramiona ukochanego, w których czułam się bezpiecznie i szczęśliwa.
- O czym myślisz?
- Muszę tu posprzątać.
- To była długa podróż…
- Nie- przerwałam mu.- Muszę, rozumiesz?
- Tak.
Objął mnie mocniej a potem musnął lekko moje usta i wypuścił z moich ramion.
- Zaniosę walizki do góry- powiedział po czym wyszedł.
Zdjęłam kurtkę i zaczęłam sprawdzać szafki z tym co się w nich znajduję oraz co należy już wyrzucić.
Zaczęłam sprzątać a obaj mężczyźni nie przeszkadzali mi, pomagali mi gdy ich prosiłam.

Mam nadzieje, że nie ma jakiś wielkich błędów i że rozdział się podoba, Czekam na wasze komentarze i reakcje