Odzyskać nadzieję

poniedziałek, 28 marca 2016

Rozdział 120

Cassie:

Gdy znalazłam się w jej pokoju. Podeszłam do łóżka. Sprawdziłam co z nią, lecz nic nie wyglądało podejrzanie.
- Co z nią?
Dopiero teraz jej strażnik się odezwał. Jego lojalność i opieka, którą ją otoczył jest wzruszająca.
- Wygląda dobrze. Zdarzało się to już kiedyś?
Pomimo, że miałam przeczucie, że tak było wolałam się upewnić. Gdyż gdy na nią spojrzałam wyglądała jakby spała, lecz jej inność może oznaczać coś innego.
- Tak.
Powell wyszedł z pokoju parę minut temu. Zapewne przekazać jej ojcu, że jego córka jest u siebie w pokoju. W końcu każdy kto ją zna bardzo się martwi.
Nawet nie wiem kiedy poczułam czyjąś dłoń na ramieniu. Zanim spojrzałam na tą osobę, zerknęłam na zegar. Minęło już pół godziny, ile może to jeszcze trwać. W końcu się odwróciłam.
- Dymitr? Co ty tu robisz?
Jestem zaskoczona jego obecnością, przecież miał zostać w szkole. Skąd on się tu wziął?
- Caroline musiała przyjechać, przyjechałem z nią. Gdy byliśmy nie daleko dworu Jason zadzwonił i powiedział co się stało. Długo tu siedzisz?
- Już pół godziny.
Nigdy nie widziałam kogoś kto by tak kochał. Ciągle się ukrywali, ale ona jest z nim szczęśliwa. Szkoda, że nie mogą się zachowywać jak normalna para.
- Idź się prześpij lub cokolwiek. Ja z nią posiedzę i jak co to dam ci znać zgoda?
- Zgoda, ale zadzwoń w razie czegoś.

Dymitr:

Gdy Cassie wyszła usiadłem przy jej łóżku i trzymałem za rękę. Czekanie to jedyne co pozostaje. Gdy Jason powiedział, że Nicole jest nieprzytomna przestraszyłem się, że coś się stało a mnie przy niej nie było. Całe szczęście to tylko źle wygląda.
- Obudź się kochanie.
Było już koło drugiej. Gdy nagle Nicole się podniosła i bardzo szybko i gwałtownie oddychała. Gdy spojrzała na mnie, wyglądała na smutną.
- Jesteś tu?
- Tak, nareszcie się obudziłaś.
Usiadłem na łóżku, a ona gładziła dłonią moją twarz.
- Kochasz mnie?
Nie wiedziałem skąd nagle pytanie, ale wyglądała jakby bała się, że może usłyszeć coś całkiem innego.
- Przecież wiesz, że tak. Jesteś  jedyną, którą kocham, kochałem i będę kochał. Co się stało?
Nie odpowiedziała tylko złączyła nasze usta. Swoje dłonie wczepiła w moje włosy. Następnie pociągnęła mnie na swoje ciało. Zszedłem z ustami na jej szyję. Odchyliła głowę dając mi lepszy dostęp.

Nicole:

To się nie wydarzyło, nie mogło i nie wydarzy. Gdy spojrzałam na osobę trzymającą moją rękę. Nie mogłam uwierzyć, że tu jest, a może to dalej jest złudzenie.
To co się wydarzyło nie mogło mieć miejsca, gdy Dymitr powiedział to co upewniło mnie o powrocie do rzeczywistości – jeśli można to tak nazwać. Złączyłam nasze usta. Wiedziałam czego chcę. Całował moją szyję odchyliłam się dając mu lepszy dostęp. Z moich ust wydostał się jęk.
- Kochaj się ze mną.
Podniósł się i spojrzał na mnie. Nie wiem czy sposób w jaki patrzył to coś dobrego czy złego. Wiem, że także tego chciał.
Jak miałam jeszcze go prosić, by się ze mną kochał.
Coś w jego wzroku chciało a było też coś co nie chciało.
Nie wiedziałam jak się zachować jak odmówi.
- Nie możemy.- usłyszałam cichy głos.
- Nie chcesz.
Odwróciłam głowę, lecz on znów kazał na siebie spojrzeć.
- Chcę, ale nie mam zabezpieczenia, a powinniśmy się zabezpieczyć.
Miał rację, ale … Sama nie wiem.
Musnął moje usta, położył się z boku i objął mnie ramieniem.
- Powierz co się stało?- spytał, chowając kosmyk moich włosów za ucho.
Przymknęłam na chwilę powieki. Nie chcę nigdy się tak czuć jak wtedy.
- Widziałam przeszłość, nierealną. Miałam chyba z niecałe osiemnaście lat. Cierpiałam bardzo, widziałam łzy na swojej twarzy i czułam jakby jakaś część mnie, niewielka, ale zawsze chciała śmierci. Ale to się przecież nie zdarzy.- Nie chciałam już o tym mówić, więc skończyłam i poprosiłam by powiedział jakim cudem się tu znalazł.

Nie mam jakiejś wielkiej ochoty na pisanie. Wiem, że szkoła to nie jest usprawiedliwienie, ale prawda jest taka, że gdy patrzę na kalendarz na ścianie. Każdy dzień jest zapisane jakimś sprawdzianem lub kartkówką.
Mam nadzieję, że się nie zrazicie i zostaniecie i będziecie czekać na kolejne rozdziały.
Wesołych świąt :)

sobota, 19 marca 2016

Rozdział 119

Coś nie mam weny, wiem, że rozdział może być beznadziejny, ale cóż... mam nadzieje, że mimo to go przeczytacie : )

Trzy tygodnie później

Nicole:

Jutro odbędzie się ślub Lissy i Damon’a, więc od wczoraj jesteśmy wszyscy na dworze. Liss krąży cała w skowronkach po dworze, a Damon pomimo spokojnego wyrazu twarzy cały jest w nerwach. Zobaczyłam to dotykając jego dłoni.
Wyjazd ze szkoły był tak zaplanowany jakby to nie był wyjazd na kilka dni, ale na dłuższy czas. Dymitr został w szkole, a ze mną wyjechał Powell.
Siedzę u siebie w pokoju i pakuje prezent ślubny dla kuzyna, ale nie jestem pewna czy im się spodoba. Nie mając pojęcia co im kupić z tej okazji, kupiłam dwa oddzielne prezenty dla niej i dla niego. Oczywiście wszystko musiałam zamówić przez internet, gdyż nie chcieli mnie puścić na zakupy. Co było okropne, bo co to za zabawa nie chodzić po sklepach i szukać prezentu.
Nauka idzie mi dobrze choć jest naprawdę ciężko i zajmuje większość mojego czasu.
Zajęcia z Lorenem nie są jakoś złe, ale magia mnie chyba nie pociąga. Gdyż będąc na tych zajęciach moje myśli krąż jak zwariowane. A wyjeżdżając ze szkoły, nie byłam zadowolona. Cóż chyba nikt by nie był patrząc jak ktoś podrywa jego faceta. Nienawidzę tego, że nikt nie wie, że Dymitr jest ze mną, a przez to muszę nie raz widzieć jak moja wychowawczyni podrywa mojego chłopaka. Dymitra to bawi, choć ja nie rozumiem co w tym zabawnego. Pierw Emma, a teraz pani Smith. Na całe szczęście Cassie jest po mojej stronie a ja po niej, bo jest w podobnej sytuacji. Przykro mi z jej powodu. Sama nie raz widziałam jak Loren całuje kogoś. Nie mam pojęcia jak ona to wytrzymuje, bo ja nie miałabym siły.
***

Pamiętam jak raz Dymitr przyszedł po mnie do klasy, bo miałam się już dawno spotkać z ojcem, ale nauczycielka zatrzymała mnie po lekcji i musiałam zostać i słuchać jej beznadziejnego, bezsensowego monologu, aż do chwili w której wszedł strażnik. No w życiu bym nie uwierzyła, ale ona podrywała go przy mnie. Miałam ochotę walnąć ją, ale by jego uderzyć też mnie korciło. Ona go podrywa a on co stoi i słucha. No niby nic, ale nie wytrzymałam. Podniosłam torbę wyszłam i trzasnęłam drzwiami od klasy, a on jeszcze nie wyszedł. Pobiegłam do siebie torbę rzuciłam na łóżko. I zrozumiałam, że jestem zazdrosna. I do cholery chyba mam prawo jesteśmy razem, a on pozwala się podrywać przy mnie. Bo gdyby mnie nie było nie czułabym się tak źle. Napisałam do Michaela, że chcę się spotkać się jutro rano, bo źle się czuję. Odpisał mi, że nie ma problemu. Mniej kłopotu.
Poczułam jak od tyłu ktoś mnie obejmuje.
- Czemu wyszłaś tak nagle?
Jeszcze ma czelność pytać mnie o coś takiego ze spokojem.
Odwróciłam się nagle do niego.
- Czemu?! Ona ciebie podrywała na moich oczach, a ty stoisz i na dodatek słuchasz. To raczej nie jest miły widok, nie sądzisz?!
Wybuchłam może za mocno, gdyż szkoła jest pełna uczniów, ale w tej chwili mam to głęboko w dupie.
- Jesteś zazdrosna.- powiedział z tym swoim cudownym uśmiechem.
- I co się uśmiechasz, to wcale nie jest zabawne! Wiesz nienawidzę cię!
- Kocham w tobie tą zazdrość.
- Nie jestem zazdrosna.
- Tak?
- Tak.
- To świetnie. Ty pójdziesz na spotkanie z ojcem a ja wrócę na słuchanie podrywów.
- Że co proszę?!
- Mówiłaś, że nie jesteś zazdrosna.
O nie, nikt mnie nie będzie tak traktować. Podeszłam podniosłam dłoń by go uderzyć, ale złapał moją rękę. Pociągnął mnie w stronę zamkniętych drzwi od łazienki.
- Puść mnie- wysyczałam zła.
- Czemu chciałaś to zrobić?!
- Nikt nie będzie mnie tak traktować, mam swój rozum.
- Jak?
Oczy mam płonęły. Czułam w sobie złość, żar i coś co mnie obezwładnia w nie których momentach- podniecenie.
Zbliżył swoje usta do mojego ucha. Jego zapach objął moje ciało.
- Jesteś zazdrosna?
- Tak jestem zazdrosna, zadowolony?!- nagle wypowiedziałam, oddech miałam przyspieszony.
- Bardzo.
Po tym jak to powiedział w bił się w moje wargi z namiętnością. Czułam jak krew płynie szybciej w moich żyłach. Pocałunki były inne chciałam się z nim kochać, ale gdy zjechałam na jego szyje. Poczułam się głodna, a krew Dymitra płynęła w jego żyłach, serce biło jak szalone. Mocno odepchnęłam.
***

Boję się ślubu. Mam wrażenie, że coś się zdarzy. Może ze mną. Ceremonia przebywa spokojnie. Wszystko jest przystrojone pięknymi kwiatami.
Ciekawe jakby wyglądał mój ślub. Jakby wyglądało moje życie bez ciągłego strachu. Czasami zastanawiam  się czy nie mogę po prostu być szczęśliwa i nie robić tego co wszyscy. Po korytarzach i na zewnętrz często widzę pary, które trzymają się za ręce i całują, bez osądu innych. A ja co?
Ciągle pilnowana, główny temat plotek.
Cieszę się tylko, że parę dni wyjadę do Polski, pomimo, że to nie będzie miły wyjazd, bo znów będę cierpieć- tego bólu nigdy się nie pozbędę.
Wszyscy tańczyli w rytm muzyki weselnej. Para młoda zniknęła na sesje zdjęciową. Moje myśli krążyły choć nie wiem w jakim kierunku.
- O czym myślisz?
- O wszystkim i o niczym Cass. Nie tańczysz?
- Może później. Przejdziemy się?
- Jasne.
Pomimo późnej pory księżyc świecił jasno dając światło.
Zaszłyśmy aż do jeziora.
- Jutro wracamy, po czym znów wyjeżdżamy. Trochę tego dużo wolnego.
- Może. – usiadłyśmy na pomoście.
- Cały czas jesteś zamyślona. Myślisz o nim?- spytała przyjaciółka.
- Nie, no może trochę. Myślę o tym jakby wyglądał nasz ślub. Jeśli w ogóle kiedyś będzie.
- Będzie zobaczysz i nic wam nie przeszkodzi.
- Jesteś szaloną optymistką, wiesz?
- Wiem, bo wiesz w co wierzę.
- Tak, wiem i liczę na to, że kiedyś Loren cię pokocha.
- Chłodno, wracamy?
- Idź, ja jeszcze zostanę.
- Dobrze.
Wstała i odeszła. Było mi zimno, a oczy się zamykały, chciałam tu zostać. Zasnęłam, a na ciele miałam gęsią skórkę.

Cassie:

Zostawiłam samą Nicole, ale w drodze do sali, zatrzymał mnie jej strażnik. Powiedziałam gdzie ją zostawiłam, podziękował za informację i poszedł po nią. Martwił się o nią, widać, że jest oddany swojej pracy i swojej przyszłej królowej. Gdy doszłam do stolika w torebce usłyszałam dzwonek telefonu. Spojrzałam na wyświetlacz. Po co strażnik, z którym rozmawiałam niedawno po mnie dzwoni.
- Tak?
- Jest nieprzytomna, czekam na panienkę w jej pokoju.
- Już biegnę.
Chwyciłam nasze rzeczy i wybiegłam z sali do przyjaciółki.
Nicole kazała strażnikowi w razie potrzeby powiadamiać mnie. Obie wiedziałyśmy, że coś się wydarzy i że tylko ja będę wstanie jej pomóc. Bałam się o nią, bo przecież jeszcze nie tak dawno nic jej nie było.

sobota, 5 marca 2016

Rozdział 118

Nicole:

Rozmowy z Cassie podczas oprowadzania były świetne. Czułam się przy niej inaczej niż przy kimkolwiek innym. Jakbym mogła wszystko jej wyznać- jakby była siostrą, której nie mam.
Gdy odprowadziła mnie do mojego pokoju, drzwi się nie zamykały. Najpierw zjawili się Lissa i Damon, potem Lucas z Meg, następnie Caroline i Jack. Gdy jedni wychodzili, wchodzili kolejni. Od ich uścisków i gadek zrobiłam się zmęczona, a musiałam się rozpakować, ale ledwo zaczęłam a drzwi od pokoju w szkole znów się otworzyły i tym razem wszedł strażnik Powell. Rozmowa nie trwała długo, zapewne widział moje zmęczenie.
Skończyłam wkładać ubrania do szafy i położyłam się na łóżku mając nogi na podłodze, po czym wypuściłam powietrze z ust i przymknęłam powieki. I znów usłyszałam pukanie do drzwi. Marzę tylko by ten dzień się skończył, a ja zasnęła w ramionach Dymitra.
I dopiero do mnie dotarło, że teraz tak nie będzie. Smutek wstąpił na moją twarz, ale zwlekłam się z łóżka, by otworzyć kolejnemu cholerykowi drzwi.
Ale w momencie gdy je otworzyła i zobaczyłam ukochanego. Wciągnęłam go do środka, zamknęłam drzwi  i przywarłam do jego ust. Dymitr złapał mnie mocno w talii i przyciągnął do siebie pogłębiając pocałunek. Gdy się oderwaliśmy czułam, że moje usta są lekko jakby nabrzmiałe od pocałunku.
- Tego mi było trzeba- powiedziałam zarzucając ręce na jego szyję.
- Mam nadzieje, że mówisz o mnie.- powiedział z lekkim uśmiechem.
- Ciebie najbardziej mi brakuje.
Jego zapach wypełniał teraz cały pokój a to wszystko czego teraz potrzebowałam.
- Ale chyba nie przyszedłeś tu tylko dla pocałunku.
- Nie. Miała przyjść teraz Cassie po ciebie, ale po drodze spotkała mnie i poprosiła bym po ciebie poszedł. I no cóż skorzystałem z okazji.
- A dokąd mam się udać?
- Na kolacje.
- A potem?
- Nie wiem, ale ty chyba już coś masz w planach, hmm?
- Mam, ciebie. Bo bardzo cię kocham.
- Ja ciebie też kocham. Ale powinniśmy już iść.
- Dobrze.
Puścił mnie, otworzył drzwi i szłam z boku wraz z nim, by się nie zgubić. Bo mimo, że Cassie wszystko mi pokazała to i tak miałam poczucie,  że szybko mogę się tu zgubić.
Drzwi do wielkiej sali były szeroko otwarte. Długie stoły zastawione jedzeniem, zapach dobiegł i do mnie a ja poczułam się naprawdę głodna.
Poczułam na swoim ramieniu czyjąś dłoń, ale nie była to dłoń Dymitra. Spojrzałam na bok i zobaczyłam uśmiechniętą Cassie.
- Głodna?- spytała.
- Jasne.
Spojrzałam w drugą stronę, ale Dymitra już nie było. Czy mogłam się aż tak zamyślić i ominąć jego odejście ode mnie.
- Więc chodźmy.
Weszłyśmy do środka. Pomimo, że rozpoczęcie jest dopiero za dwa dni, w szkole i tak znajdowało się już dość sporo uczniów.
Rozglądałam się po sali szukając kogoś z bliskich- rodziny, przyjaciół. Czułam na sobie wzrok innych uczniów, ale to były lekkie spojrzenia.
Byłam wdzięczna, że może nikt jeszcze nie zna mojej tożsamości. Gdy byłyśmy w połowie drogi zobaczyłam machającą do mnie narzeczoną kuzyna. Uśmiechnęłam się, złapałam Cassie za rękę i pociągnęłam w stronę bliskich, ale czułam jak się opiera. Więc stanęłam i spojrzałam na nią.
- Co jest?
- Ja… może lepiej jak sama do nich pójdziesz.
- Czemu tak mówisz, oni nie gryzą. No chodź.
- Rzadko tutaj ktoś taki jak oni siedzą z kimś obcym, a szczególnie ze mną.
- Ej, dla mnie jesteś ważna i chcę byś poszła ze mną. Obiecuję, że będą grzeczni. Proszę- zrobiłam dziwną smutną minkę, a Cass się uśmiechnęła i zgodziła się.
Usiadłyśmy koło siebie. Wszyscy rozmawialiśmy jakby nic nigdy się nie wydarzyło. Jakby mnie nic nie goniło, nic nie pragnęło mojej śmierci. Chciałabym mieć jak najwięcej takich chwil jak ta. Cieszyć się normalnością.
Gdy skończyliśmy jeść kolację. Razem z Cassie udaliśmy się do mojego pokoju, by porozmawiać.
- Więc powiesz mi coś o sobie i Lorenie?
Nigdy nie byłam wścibska czy zbyt ciekawska. Byłam po prostu cicha, ale wiele słyszałam, bo przecież w słuchaniu jestem dobra.
- Nic miedzy nie ma.
- Ale się w nim kochasz, mam rację?
- Tak, ale on jest straszy, a poza tym teraz będzie nas uczył.
- Uważasz, że to skomplikowane zapewne, ale to nie prawda. Jesteście tacy sami- oboje magowie. Nie to co ja i Dymitr. On jest kimś ważnym, ale ty jesteś córką kogoś ważnego i kiedyś też będziesz kimś ważnym. On jest straszy. Właśnie ile on ma dokładnie lat?
- Dwadzieścia cztery skończy teraz w październiku.
- No, no dokładna jesteś, datę też znasz?
- Niki- powiedziała lekko nabuzowana.
- No dobrze. Ale co ci przeszkadza różnica wynosi cztery. Nikt cię nie zabije za kochanie go, a może i on kocha ciebie.
- Raczej nie.
- Skąd ta pewność.
- Od lat się w nim kocham i od lat słucham o tym jak często zmienia dziewczyny, a z tego co wiem są śliczniejsze ode mnie. Nie mam u niego szans. Przestańmy o tym mówić i powiedz mi, o tym czego wcześniej nie powiedziałaś.
- Zgoda, w końcu od teraz to dotyczy i ciebie.
- Mam się bać?
- Nie wiem, ja się boję.
- No to czas rozwiązać twój kłopot.
- No dobrze.
Zaczęłam jej mówić o innych kobietach takich jak ja i o tym jak umarły. O tym co się dzieje między mną a Dymitrem. Oraz do najważniejszego. O tym jaki cel ma ona w tym wszystkim.
Po tym jak wyszedł Powell, zadzwoniłam jeszcze do Jean-Luc’a by usłyszeć z jego ust wyjaśnienie tego co się wydarzyło między mną a Cassie. Wolę mieć księgę zamkniętą i użyć ją w ostateczności. Jej zawartość mnie przyciąga i odstrasza. Te uczucia są takie mieszane.
Uczucie to przypomina mi inne, z klasy drugiej szkoły średniej. Gdzie w małej sali były zajęcia związane z gimnastyką i siłownią. Mieliśmy się właśnie przygotowywać z dziewczynami do utrzymania się do podporu na drążku i zejścia za pomocą pochylenia się do przodu. Nie zbyt lubię w-f, ale nie mam nic przeciwko niemu. Jak zwykle do zrobienia czegokolwiek jestem prawie na końcu. Z pomocą nauczyciela utrzymałam się na drążku, to akurat nie jest trudne, ale to ćwiczenie nie budziło we mnie lęku, ale pochylenie już tak. Jakby coś odbierało mi wyobrażenie o łatwości z jaką reszta dziewczyn to robiło. A mnie pożera strach, pomimo, że według nauczyciela każda powinna to zrobić. Lecz strach odbiera mi siłę. W pierwszej klasie powiedziałam sobie, że zrobię ten wymyk w drugiej klasie, ale dziwne uczucie strachu odebrało mi odwagę, którą miałam przed jego wykonaniem. Ale w momencie gdy nadszedł czas na ocenę. Zebrałam w sobie siłę i odepchnęłam uczucie, które nie pozwalało mi na wykonanie ćwiczenia. Nauczyciel był zadowolony, ale ja czułam się jeszcze lepiej.
Czy uczucia, które ma w sobie mogą się aż tak mieszać? Sama już czasem się zastanawiam kim tak naprawdę jestem.
Mówiłam jej o tym co mnie czeka już niedługo i o tym jaką rolę ma w moim życiu.
- Chyba oszalałaś. Ja …
Wstała i kręciła się po niewielkim pokoju w kółko, aż gdy się  zatrzymała spojrzała na mnie.
- Wierzysz w to?
- Chyba tak. Dam ci coś, ale nikt nie może go zobaczyć, ani czytać.
Podałam jej księgę, którą wyjęłam z szafy.
- Przeczytaj, a potem sama zdecyduj.
Wzięła ją nie pewnie. Pożegnała się i wyszła. Wzięłam dość długi prysznic. Już dobrze zasypiałam gdy poczułam jak niewielkie łóżko ugina się pod czyimś ciężarem. Chciałam krzyknąć, ale objął mnie znajomy zapach. Obróciłam się, przełożyłam rękę przez jego ciało. Poczułam jak całuje mnie w głowę i mówi dobranoc. Byłam tak wykończona, że z łatwością zasnęłam.

Dymitr:

Wiedziałem, że nie powinienem może przychodzić, ale chciałem z nią być tej nocy. Czułem jak jej ciepłe ciało wtula się we mnie. Kocham ją, a dzisiejszy dzień był zapewne męczący.
Czuję się lepiej mając pewność, że moja ukochana jest bezpieczna.
Gdy się obudziłem było wcześnie i idealnie by wyjść i nikt się nie dowiedział o tym, że byłem z nią. Gdy jak najdelikatniej się wyswobadzałem się z jej objęć, bałem się, że się obudzi. A chciałem by spała jak najdłużej i wypoczęła.
Przed wyjściem spojrzałem jeszcze raz na jej spokojną twarz.
Gdy wyszedłem na korytarz spotkałem jednego ze strażników, więc dałem mu jakieś wyjaśnienie i poszedłem do siebie.

Cassie:

Od momentu gdy poznałam Nicole czułam, że ona i ja mamy coś wspólnego. Nie mogłam uwierzyć w to co mi mówiła. Gdy tylko weszłam do siebie położyłam książkę na łóżku. Wzięłam prysznic , a gdy wyszłam z łazienki wzrok spoczął na książce od Niki.
A co tam, nie umrę od tego.
Zaczęłam czytać od początku z każdą stroną było lepiej lub gorzej. Pisali o niej- miała być ważną osobą, miała odmienić los wszystkich, a ja miałam jej w tym pomóc czy raczej być częścią tego co zrobi.
Skończyłam czytać po paru godzinach. Gdy zasnęłam myślałam o tym co zrobić związku z Nicole. Decyzja, którą podejmę może zapewne zmienić moje życie, ale jeśli Nicole ma rację i się nie zgodzę ona umrze, a wraz z tym będę odczuwała poczucie winny.

Nicole:

Za godzinę rozpoczęcie roku szkolnego. Nie miałam możliwości zobaczenia Cassie przez ten czas. Ubrałam na siebie biało-czarną sukienkę do tego czarne baleriny, naszyjnik od Dymitra i kolczyki. Włosy spięłam spinką.
Gdy nadszedł czas Caroline wraz z Jackiem przyszli po mnie i razem poszliśmy na rozpoczęcie.
Dyrektor zaczął wymawiać przemówienie, przedstawiał nowych nauczycieli i zaczął mówić o specjalnym gościu, dopiero wtedy się skupiłam gdy wymówił nazwisko mojej rodziny. Spojrzałam na przód i zobaczyłam mojego ojca. Koło siebie zaczęłam słuchać szepty na temat przybycia króla wampirów i na swój temat.
Gdy wszystko wyjaśnione uczniowie się rozeszli do odpowiednich sal. Gdy w końcu weszłam do klasy usiadłam do jednej z ławek. Nauczycielka starała się uciszyć wszystkich.

Nowa wychowawczyni Nicole
Przedstawiła plan zajęć dla nas. Gdy wszyscy mieli chęć już wyjść powstrzymała nas i kazała nam coś o sobie powiedzieć.
Gdy przyszła moja kolej, czułam przerażenie- choć nigdy w takim momencie nie czułam czegoś takiego.
- Nazywam się Nicole- lepiej będzie bez nazwiska- Lubię książki i miło mi was poznać.
Myślałam, że kolejka pójdzie dalej. Do momentu, w którym usłyszałam pytanie na temat mojego nazwiska. Nauczycielka spojrzała na mnie wzrokiem, który nakazywał mi odpowiedzieć.
- Steel-Johnson.
Wtedy słyszałam szepty, nauczycielka zaczęła wszystkich uspokajać i kazała przedstawiać się dalej. A ja skuliłam się bardziej na krześle. Gdy tylko wyszłam z klasy poszłam jak najszybciej do siebie.

Cassie:

Słyszałam już plotki o Nicole, wieści o córce króla wampirów bardzo szybko się rozniosły. Wzięłam księgę i poszłam do jej pokoju. Bo gdzie lepiej się schować niż u siebie w pokoju. Zapukałam i weszłam do środka.
- Hej- przywitałam się.
- Hej.
- Jak się czujesz?
- Dobrze, wszyscy już wiedzą?
- Zapewne, ale się nie przejmuj. Proszę jest twoja- podałam jej książkę.
- Dzięki.
- I muszę ci coś powiedzieć. Jestem za.
- Więc wierzysz w to co tam napisały?
- Tak i pomogę ci. Od teraz jesteśmy w tym razem.- poddałam jej dłoń.
Lecz jednak mnie uścisnęła i podziękowała.