Odzyskać nadzieję

czwartek, 31 grudnia 2015

Rozdział 110

Pisałam ten rozdział trochę czasu (niesprawdzany), więc taki prezent Noworoczny, nawet mi się wydaje, że to mój najdłuższy rozdział więc komentujcie, zostawiajcie jakiś znak po sobie. 

Nicole:

Czuje, że od śniadania czarownik i mój strażnik, zaczęli się dziwnie zachowywać, ale może mi się to tylko wydaje. Ksiądz wyszedł do kościoła, Powell poszedł zadzwonić i coś sprawdzić, tak przynajmniej mi powiedział, w czasie gdy ja siedzę w salonie i czytam książkę, która jest dla mnie tak wciągająca. Tak wiele ich spotkało. Tam gdzie jest mowa o mnie. Wciąż jest pisane, że zrobię coś wielkiego, ale co to ma być? Królową raczej nie będę najlepszą, nie czuję do tego powołania. Sama już nie wiem co jest prawdziwe.
Nie mam zamiaru tu siedzieć i czytać do powrotu Jean-Luca. Siedzę mu na głowie, więc by sprawić przyjemność. Zrobię obiad, a przynajmniej tyle ile potrafię zrobić.
Zaglądam do szafek w kuchni, nie mam zamiaru zrobić czegoś, co mogę przypalić lub mi się nie uda. Najlepiej zrobię naleśniki przy tym mam pewność, że niczego nie przypalę. Najgorzej będzie z jajkami, ale po co mam Jasona-na tą myśl na moich ustach pojawi się szeroki uśmiech.

Powell:

Rano zanim księżniczka wstała w kuchni kawę pił już czarownik. Musiałem go uprzedzić o tym co się dzieje. Gdyż w jakiś sposób może ją ochroni póki tu jesteśmy i jej tak szybko nie odnajdą.
- Kawy?- zapytał.
- Tak, chętnie.
Zauważyłem, że chcę wstać, ale go powstrzymałem. Nie był już młody, a nalać sam potrafię. Usiadłem na krześle obok księdza.
- Czy coś się dzieje?
Jak na czarownika wydawał się strasznie ludzki w zachowaniu, ale to przecież nie moja sprawa jaki ktoś jest.
- Niestety tak. Nie chcę by coś się panu stało, więc proszę o ostrożność i chcę prosić o pomoc w ochronie księżniczki do póki nie wyjedziemy z Francji.
- Czy to coś poważnego? Proszę zrozumieć, nigdy nie interesuje się sprawami wampirów, ale Nicole jest inna i bardzo ważna dla nas wszystkich.
- Tak to prawda Jej Wysokość jest naprawdę niezwykłą osobą. Ścigają ją ktoś. A tak dokładnie to ludzie jej wuja. Jest niebezpieczny, wszyscy uważamy na dworze, że ma ją na celu w dojściu do władzy.
- Skoro tak, zrobię co w mojej mocy. Chcę, by ona zrobiła wszystko co najlepsze dla naszej społeczności. Może zakończy całkowicie różnice i da nam wszystkim spokój życia.
- To by było coś wspaniałego. Pójdę po nią, by coś zjadła, koło południa wyjedziemy.
- Tak prędko?
- Tak, jej ojciec bardzo nalega, by chronić ją na dworze.
Przytaknął, a ja poszedłem obudzić księżniczkę na śniadanie.

Jean- Luc

Wiem, że ona jest tą ostatnia. Mam nadzieje, że Bóg da mi tyle sił, by zobaczyć jej cuda, które ma stworzyć. Dziewczyna na wielką przyszłość, o której jeszcze nie wie, o której nikt nie wie.
Jak długo to możliwe będą ją chronił, ale skoro są tu tak krótko. Muszę jej zapisać to co ważne i gdyby czegoś potrzebowała kontakt do mnie.
Niech Bóg Jej błogosławi.

Nicole:

Czas minął tak szybko w południe pod dom księdza przyjechał mój kuzyn. Dziwiło mnie tylko zachowanie strażników, ale może po prostu za mało sypiam. I to wszystko wydaje mi się takie z przemęczenia.
Na pożegnanie Jean- Luc dał mi kopertę i powiedział, że zawsze mogę się do niego zwrócić, a ja jak na księżniczkę przystało podziękowałam.

W samolocie Lucas zasnął, ja niestety nie mogłam znowu. Dlatego włączyłam sobie muzykę …. I zaczęłam czytać.

Chcę śmierci, nie zniosę dłużej tego wykorzystania. Wydaje mi się, że z każda chwilą chcą coraz więcej. 
Uwierzcie mi chcę żyć, mam przecież dla kogo, mam cudowną matkę, brata i ojca. Chociaż wiem, że on nie jest moim. On chyba uważa mnie za swoją córkę. Matka od moich urodzin bardzo stara się bym nie wyróżniała się od innych, ale to nie łatwe. Gdy nie potrafi się robić tego co inni. 
Zaczynam chyba coś czuć do zwykłego człowieka, którego spotykam z matką na zakupach każdego ranka. W nocy ciągle mi się śni. Na jego widok serce me wariuje, a przy dniach, w których musze wziąć krew matki by żyć, chcę pożywić się nim. Gdy mojego brata i ojca nie ma, błagam matkę o to by wyjawiła mi prawdę, na temat mego prawdziwego ojca. 
Sił nie mam na życie, chciałabym mieć więź, bo wtedy może ona by mnie tu trzymała w jakiś sposób, ale jeśli ktoś się o nim dowie zabiją go.
Rada i cała społeczność uważają ludzi za nie równych nam w sensie małżeńskim, ale wszędzie indziej ludzie są dla nich równi.
Uważają, że nasza krew nie może być mieszana z krwią ludzką i krwią mego ojca/ naszych ojców- wampirów. Obelga dla równowagi świata. 
Równowaga świata- kpina. W szkole, w której uczą naszą społeczność. Równość jest wtedy gdy krew czarownika miesza się z krwią czarownika, wampira z wampirem, wilkołaka z wilkołakiem, ludzka z ludzką. Co to za równość?

Wilkołaki? Słyszałam, ale to … niesamowite. Muszę znaleźć coś o ukształtowaniu mocy.

Czuję nadchodzi. Wyjechaliśmy z Jean-Luciem do oddalonego domku by mieć spokój. 
Poznałam nie dawno kogoś jest taki jak moja matka, ale coś jest w nim. Co każe mi być ufną , jak i ostrożną. By pokazać mu swoje oblicze powoli.
Nie spałam kilka ostatnich nocy, a wczoraj spałam cały dzień. Jean- Luc uważa, że już czas. Spakował nas oboje. Boję się tego. 
Dojechaliśmy nareszcie na miejsce. Muszę się położyć, czuję jak moje ciało płonie. Gdy tylko się położyłam. Jean przywiązał moją jedną rękę sznurkiem, który zaczarował. 

Noc minęła spokojnie, Angelika jest tylko cała rozpalona. Wszystko wygląda na mocniejsza chorobę, które przechodzi zwykłe dziecko. Usłyszałem krzyk.

Zaczęło się od płonięcia dłoni, ale z czasem jej ciało zaczęło płonąć. Nic nie spłonęło. Nawet piżama, w której leży. Ciągle używam zaklęć, które mogą jej ulżyć. Gdy wszystko się uspokoiło, zacząłem przygotowywać wywar na jej głód.

Piąta noc była straszna, po raz pierwszy przez jej krzyki wyszło błaganie o śmierć. Nie mogę znieść patrzenia na jej ból, ale pomogę jej. W końcu to mnie wybrała.
Pije chyba litrami wywar. 
Ciało przez ostatnie pół godziny strasznie zmniejszyło temperaturę. Zniknęła mi w tym czasie chyba ze trzy razy.

Dzień szósty, po południe.
Wyszedłem na chwilę na dwór, Angelika śpi. Sam jestem zmęczony. Piszą to za nią, ale gdy jej się polepszy z cała pewnością napiszę co ona czuje. 
Gdy wszedłem do środka w pokoju, na jej łóżku jej nie było. Znalazłem ją w łazience, gdzie na podłodze jest pełno krwi. A ona drżącymi rękami próbuje się zabić.

Nie wytrzymałam zamknęłam książkę. Oddychałam szybko i głęboko ustami, Będę chciała się zabić. Nie, to niemożliwe
- Czy wszystko w porządku?
Dopiero zauważyłam stewardesę obok fotela, która podsunęła mi paczkę z chusteczkami. Wzięłam je i gdy odeszła, przyłożyłam jedną do twarzy. Nie czułam łez, lecz chusteczka było mokra.
Boję się tego co jeszcze tam mogę wyczytać. Księga miała mi pomóc, a zamiast tego to ona mnie przeraża.
Nie długo przed lądowaniem, poprosiłam o coś mocnego. Nawet mój kuzyn chciał wiedzieć po co mi to.
Niestety droga do dworu mi się strasznie dłużyła mimo, że kierowca jechał dziwnie strasznie szybko. W mojej głowie ciągle siedziało to co przeczytałam. Lecz gdy tylko ujrzałam dwór coś mi się nie spodobało.
- Lucas od kiedy przy bramie jest więcej straży?
- Od niedawna, ale nie martw się. Ojciec ci wszystko wyjaśni.
Mówił na jednym wydechu. Wzruszyłam ramionami i zmarszczyłam usta na to co powiedział.
Byłam wykończona, głodna i stęskniona za Dymitrem. Powell powiedział, że ktoś zajmie się bagażem. Więc wzięłam torebkę, w której była księga i poszłam do kuchni coś zjeść.
Po drodze do sypialni zadzwoniłam do Polski. Przed otworzeniem drzwi do pokoju rozłączyłam się z ciotką. Marzę o kąpieli w wannie i łóżku. Gdy weszłam do środka, zastałam ciemno. Zamknęłam za sobą drzwi i zaczęłam macać ścianę w poszukiwaniu włącznika. Już miałam wcisnąć, gdy poczułam czyjeś dłonie na swoich biodrach i usta na szyi. Opuściłam torbę.
- Dymitr- wyszeptałam odwracając się.
Jego usta prowadziły ścieżkę po mojej szyi w górę do mojego ucha. Ręce położyłam na jego ramionach. Jego usta wędrowały z mojego policzka powoli w stronę moich ust. Aż wreszcie się połączyły. Na początku powoli, aż pochłonęła nas tęsknota i miłość, a może i pożądanie. Gdy się oderwaliśmy, Dymitr włączył światło.
- Nie możesz wyjeżdżać na tak długo.
- To prawda.
Gdy po tej ciemności moje oczy przyzwyczaiły się do światła. Zauważyłam, że mój ukochany ściął włosy i nawet teraz lepiej wyglądał, w krótszych.
- Ściąłeś włosy.
- Tak, wyglądasz na zmęczoną.
- I jestem, marzę tylko o kąpieli i łóżku.
- Dam ci odpocząć.
- Idziesz?
- Nie na daleko, poza tym wkrótce znów się zobaczymy.
- Zostań ze mną.
Złapałam go za dłoń i zaczęłam ciągnąć w stronę łazienki. Chcę z nim teraz być.
- To dobry pomysł?- zapytał gdy zamknęłam drzwi.
- Nikt już raczej nie przyjdzie. Ale..
- Wiem- przerwał mi i złożył lekki pocałunek.
Woda zaczęła się lać do wanny, a ja z Dymitrem pomiędzy pocałunkami zaczęliśmy się pozbywać naszych ubrań. Gdy ja zostałam w bieliźnie jak i Dymitr. Poczułam krępowanie, ale gdy mnie pocałował mocno i głęboko.
Opierałam się o klatkę piersiową ukochanego, woda zakrywała nasze ciała. Teraz czułam się bezpieczna i kochana. To drugie może i mam, ale takie uczucie mogę mieć tylko od niego.
Po raz pierwszy było tak spokojnie tylko my. Tak bardzo chciałabym więcej takich chwil.
Po dobrych pół godzinny w wannie wyszliśmy z wanny. Ubrałam piżamę, a Dymitr swój t-shirt i bokserki. Leżeliśmy razem w moim łóżku, twarzami do siebie. Palcami jeździłam po jego twarzy i włosach.
- Znalazłaś to po co jechałaś?
- Tak.
Dymitr podniósł się na łokciach.
- Co jest?
- Przeczytałam … Proszę nie chcę teraz o tym mówić.
Dotknął mojej twarzy i pocałował w czoło.
- Dobrze, ale powinnaś się przespać.
- Zostaniesz?
- Jak długo tylko będę mógł.
Zsunął się i objął mnie od tyłu. Czułam jego oddech na mojej szyi.
- A teraz śpij- wyszeptał mi do ucha i mocniej objął.
Przy nim zasnęłam szybciej niż zwykle.

Rozdział 109

Lucas:

Wróciłem do hotelu, ale żałowałem, że zostawiłem tam kuzynkę samą. Moment co ja gadam. Przecież nie jest sama, jest z nią strażnik przy nim nic jej nie grozi. Nie wierze w to co się dzieje. Mam nadzieje, że jutro już wrócimy. Nie, my musimy jutro wrócić. Oby nas tu tylko nie znaleźli.
Przed pójściem spać zadzwoniłem do Meg, ale przed chwilą zadzwonił ojciec Nicole i boję się odebrać. Ale przez telefon mi nic nie grozi.
- Tak?
- Lucas, co oznacza twój sms, kazałem ci wracać z moją córką.
- Wiem wujku, ale ona chciała zostać. Poza tym może było jej trzeba powiedzieć, że ją ścigają.
- Nie, ona nie nie może się dowiedzieć. Daj mi ją do telefonu.
- Mhm, to może być nie możliwe.
- Co to niby znaczy?!
- Nicole nie ma w hotelu, została u pewnego księdza na noc.
- Co?!
- Wujku tylko spokojnie. Jest z nią strażnik, przy nim nic jej nie grozi.
- Niby tak. To kiedy wracacie?
- Jutro czy nawet dziś wylecimy.
Bo w końcu jest już po północy.

Dymitr:

Słyszałem co się dzieje. Wieści szybko rozchodzą się po dworze. Nie dawno ciotka Nicole wróciła na dwór. Ale już wiemy, że ją ścigają. Król chce ją sprowadzić na dwór. Jeśli jej się coś stanie to sobie nie daruje. Ona jest dla mnie całym światem.
- Halo?
- Hej, powiedz mi, że nic jej nie jest.
- Dymitr, tak nic jej nie jest. Nie musisz się martwić ze mną jest bezpieczna. Jutro wracamy, więc potem możesz się nią zająć. A tak przy okazji, rozmawiałeś z nią?
- Nie, może jak wróci to wtedy porozmawiamy.
- No jasne, stary mamy dwudziesty pierwszy wiek. Nie czekaj tyle i zadzwoń do niej. Jeśli jeszcze nie śpi, ale w to wątpię. Na razie.
No i się rozłączył.
Ma rację.

Nicole:

Kilka miejsc było oznaczonych odtworzyłam na jednym z nich.

Dziś jest inaczej, mam spokój. Więc badam gwiazdy. Wszystko jest w nich zapisane. Życie moje, moich poprzedniczek i przyszłych dziewczyn. Z gwiazd wyczytam więcej niż z ludzi.
Wiem tak wiele, no już nie bo moja moc się tak jakby ukształtowała. Ale cóż piszemy to po to, by kolejne z nas mogły żyć możliwie dłużej.
Wiec czas napisać co ja dziś wiem. Czuję jak świat nocy do mnie mówi. Dziś ją znalazłam ostatnią. Tak niewiele z nas o niej coś wie. Jeśli ja mogę coś dodać to z całą pewnością ona wiele zmieni. I zrobi coś czego żadna z nas nie zrobi.
Linia jej gwiazd jest tak krótka, aż znika przez pewien czas a następnie znów wraca i jest tak długa. 
Chcę by ona miała więcej niż ja, niż my wszystkie.
Każda z nas wygląda na starszą, ale tak nie jest. Ja mam zaledwie piętnaście lat, a czuję się starszą.
Pisząc to wszystko czekam na niego. Znalazł mnie a ja jego. Cieszę się, że w moim życiu mam go.

Chciałam czytać dalej, ale mój telefon zaczął dzwonić. Zobaczyłam jego imię na ekranie telefonu. Przez moment wahałam się czy odebrać, ale pragnęłam usłyszeć jego głos.
- Tak?
- Nicole, wysłuchaj mnie…
- Przepraszam- przerwałam mu.
- Co?
- Przepraszam. Nie miałam prawa być zła, więc przepraszam.
- Nie musisz mnie przepraszać, ale pamiętaj, że cię bardzo kocham.
- Ja ciebie też bardzo kocham i tęsknie za tobą.
- Niedługo przecież wrócisz.
- Tak, to prawda.
- Znalazłaś to czego szukałaś?
- Tak i nie tylko. Ale wyjaśnię ci wszystko jak wrócę, dobrze?
- Dobrze. Prześpij się i pamiętaj, że cię kocham. Dobranoc kochanie.
- Do zobaczenia wkrótce, kocham cię.
Rozłączył się, a ja poszłam spać. Było późno a ja jestem zmęczona.


Mam nadzieje, że się podoba. Mam prośbę zostawiajcie po sobie jakiś ślad bym wiedziała czy się podoba czy może nie.
Skoro dziś Sylwester to życzę jeszcze raz udanej zabawy.

sobota, 26 grudnia 2015

Rozdział 108

Nie sprawdzałam rozdziału, ale sądzę, że jest dobrze. Liczę, że się spodoba jak poprzednie i liczę na wasze komentarze. :)

Nicole:

Wszytko było w porządku, a raczej jest w porządku. Jedziemy już godzinę, ale już widzę miasteczko gdzie zmierzamy. Wszystko wydaje się być w normie i jest, ale jestem taka zmęczona jak jeszcze nigdy.
- Gdzie mamy podjechać?- spytał kierowca.
- Pod kościół.
- Nicole, jesteś pewna, że to tu?- spytał kuzyn.
- Tak, gdy to zdobędę wrócimy na dwór, nie martw się.
- O to się nie martwię, tylko o ciebie. Nie wyglądasz najlepiej, powinnaś się przespać.
Zachichotałam lekko. Chwyciłam jego dłoń.
- Nic mi nie jest.
Po paru minutach samochód stanął przed kościołem. Lucas wyszedł pierwszy, następnie podał mi dłoń, by pomóc mi wysiąść. Rozejrzałam się dookoła. Było tu tak cicho i spokojnie. A sam kościół miał swoją moc. Wyglądał na stary, lecz był piękny. Nie dziwie się, że tu go schowała.
- Zaczekaj tu pójdę sama.
- Dobrze.
Przeszłam przez starą bramę. Na całe szczęście gdy spojrzałam za siebie, był tylko mój strażnik. Pociągnęła do siebie główne drzwi Kościoła i weszłam do środka. Jak przystało na katoliczkę, przeżegnałam się. Rozglądałam się po wnętrzu Kościoła jak mała dziewczynka. Ale musiałam wziąć to co należy do mnie. Zamknęłam oczy i starałam sobie przypomnieć wspomnienia. Lecz wspomnienie nie przyszło, więc wyjęłam z torby zeszyt i zaczęłam czytać. Wszystko było tak blisko i daleko.
- Czy mogę ci w czymś pomóc moje dziecko?- usłyszałam za sobą.
Wystraszyłam się, następnie odwróciłam się do osoby za mną.
- Wystraszył mnie ksiądz.
Był starszą osobę, ale wyglądał bardzo miło.
- Przepraszam, a teraz może odpowiesz?
- To może zabrzmieć dziwnie, ale szukam czegoś?
- To oczywiście, gdzie można szukać Boga jak nie w Kościele.
- Nie szukam Boga, lecz pewnej rzeczy, którą tu ktoś zostawił.
Nie wiem czy to normalne, ale ten ksiądz zaczął mnie uważnie oglądać odkąd się obróciłam a teraz już w szczególności.
Nagle wyciągnął do mnie swoją dłoń.
- Mogę.
Nie wiedziałam co robić, Powell stał kilka metrów od nas, więc nic mi nie grozi.
Przytaknęłam i podałam mu swoją dłoń. Jego uścisk był ciepły i mocny.
- Tak myślałem. Usiądźmy.
Zgodziłam się i oboje usiedliśmy do jednej z ławek.
- Kim ksiądz jest?- spytałam.
- Nazywam się Jean-Luc. Wiem kim jesteś i po co przyszłaś.
- Skąd?
- Znałem kogoś takiego jak ty wiele lat temu.
- Angelikę.
- Tak. Ile masz lat?
- Prawie dwadzieścia.
- I dopiero teraz tu jesteś?
- Tak, to trochę skomplikowane.
- Powiedz jak się nazywasz.
- Nicole Katherine Steel-Johnson.
- Jesteś córką królewską.Czyli ostatnią.
- Co?
- Nie to co myślisz po prostu. Jesteś ostatnią niezwykłą. Jesteś sama?
- Nie. Jest ze mną straż i kuzyn.
- Rozumiem. Może pójdziemy do mnie do domu. Masz zapewne wiele pytań.
- Tak.

Jean- Luc zaczął mi opowiadać swoją historię z Angeliką. Słuchałam jak zaczarowana, ale czułam, że nie mówi wszystkiego. Możliwe, że to ze względu na Lucasa, który tu jest.
- Powinniśmy się już zbierać.- powiedział Lucas.
- Jeśli chcecie możecie tu przenocować - zaproponował Jean- Luc.
- To świetny pomysł.- pochwaliłam.
- Pójdę zrobić herbaty- powiedział ksiądz.
Gdy tylko czarownik wyszedł kuzyn wbił we mnie wzrok.
- Nicole, co ty wyprawiasz?! Miałaś coś zabrać i wracamy a nie tu siedzieć.
- O co się wściekasz! Jeśli chcesz to wracaj, ale ja jeszcze zostaje. Muszę wiedzieć więcej, zrozum mnie.
- Dobrze, przyjadę po ciebie jutro w południe, a potem wracamy na dwór.
- Zgoda.
Zastanawiał mnie jego wybuch może coś się stało, ale nie chcę drążyć tematu bez potrzeby.
Gdy przyjaciel Angeliki wrócił, mój kuzyn pożegnał się i pojechał do hotelu, w którym się zatrzymaliśmy. Oczywiście Powell został ze mną, dla mojego bezpieczeństwa.

- Przyjechałam tu ze względu na książkę, którą wszyscy powtarzają, że mam ją zdobyć.
- Wiem, czekałem.
Wstał od stołu. Wyszedł z pokoju i wrócił po około pięciu minut z książką w rękach. Następnie położył przede mną. Jak na starą księgę nieźle wyglądała.
- Tu znajdziesz wiele odpowiedzi. A teraz zaprowadzę cię do pokoju, jesteś późno a ja już jestem zmęczony.
- Tak, masz rację.

Siedziałam już w pokoju pokazanym mi przez czarownika. Na łóżku położyłam książkę, jest ona gruba. Czarownik powiedział mi bym nikomu jej nie pokazywała. Jestem taka ciekawa co tam znajdę, ale jest we mnie jakiś strach. Wiem, że wraz z wiedzą, którą zdobędę będę bardziej narażona na niebezpieczeństwo.
- No cóż raz kozia śmierć. - zachichotałam.

czwartek, 24 grudnia 2015

Życzenia Świąteczne

Dla wszystkich życzę
radosnych i rodzinnych świąt Bożego Narodzenia
 oraz szalonego i szampańskiego Sylwestra
oraz udanego Nowego Roku !
:)
Pozdrawiam wszystkich Pauli


wtorek, 22 grudnia 2015

Rozdział 107

Mam nadzieję, że rozdział się spodoba. A kolejny rozdział pojawi się za kilka dni gdy minie gorączka świąteczna i czas do pisania.

Nicole:

Lucas wyszedł ode mnie jakąś godzinę w tym czasie zostałam wezwana przez dziadka, który chciał wiedzieć co się działo że mną przy stole. Na szczęście udało mi się go uspokoić i przekonać do moich racji.
Wyszłam właśnie z łazienki byłam zmęczona i bardzo chciało mi się spać, lecz chyba nie jest mi to dane gdyż znów ktoś puka do moich drzwi pokoju. W zdycham zrezygnowania i idę je otworzyć. Przed drzwiami stoi jedną z pracownic.
Tu na całe szczęście nie mówią mi tytułem królewskim tak jak na dworze u Michaela.
- Czy coś się stało?- pytam
- Przepraszam , że przeszkadzam, ale na dole czeka pewien mężczyzna na panienkę i bardzo chce z nią rozmawiać.
Ciekawe kto to jest?
- Przekaż mu, że zaraz zejdę i zaprowadź go do salonu.
Po czym dziewczyna odeszła, a ja zamknęłam drzwi i poszłam po szlafrok. Następnie zeszłam na dół do salonu gdzie miał na mnie czekać. Stał do mnie tyłem, ale i tak wiedziałam kim jest.
- Mike co tu robisz?
- Przepraszam, że teraz przychodzę, ale wiem, że jutro wyjeżdżasz więc chciałem być pierwszy.
- Pierwszy?
- Może porozmawiamy gdzie indziej.
- Dobrze chodźmy do gabinetu.
Zamknęłam drzwi, by nikt nam nie przeszkodził.
- Powiesz w końcu czemu przyszedłeś?
- Twój dziadek powiadomił nas, że jutro wyjeżdżasz.
- Tak, muszę sam wiesz co zrobić więc nie muszę tłumaczyć.
- Masz rację, ale chciałem przyjść przed nimi.
- Czego chcą ode mnie?
- Nie jestem pewny. Wiem, że przebywanie tu nie jest łatwe. Lecz chciałbym Cię prosić przed twoim wyjazdem o rozmowę z Angeliką.
- Dobrze, ale nie długo ostatnio nie jestem całkiem wypoczęta.
- Rozumiem i dziękuję.
Mike nie rozmawiał długo z Angeliką gdyż wiedziała co się ze mną dzieje i skończyli rozmowę po chyba piętnastu minutach.
Mimo, że położyłam się spać. Przespałam tylko z dwie godziny, a następnie nie dane mi było spać.
Tak jak powiedział Mike rano przed wyjazdem zjawili się ludzie, których nie cierpię. Chcieli rozmawiać że mną na osobności. Nie miałam wyboru zgodziłam się. Mimo, że jestem jak cholera zmęczona dałam im pięć minut. Na początku zadawali pytania a na koniec chcieli krew. Część mnie nie chciała im jej dawać, ale bałam się co się może stać jeśli jej nie dam.
W samochodzie mimo wszystko chyba udało mi się zasnąć gdyż obudziłam się niedługo przed lądowaniem.

Lucy:

- Czego ty chcesz?
- Sprawiedliwości.
- Jakiej znów?
- Wszystko mi odebrano żonę, syna, koronę.
- Braciszku czy ty siebie słyszysz. Nikt ci nic nie odebrał. Alice umarła przez chorobę, Lucasa sam od siebie odsunąłeś, a koronę straciłeś przez własną wymyśloną zemstę. Więc nikogo nie obwiniaj, gdyż sam sobie sprawiłeś taki los.
Po moich słowach wściekł się i wyszedł. Nie rozumiem jego zemsty na naszej rodzinie. Kocham go, ale nie rozumiem skąd w nim od śmierci żony tyle gniewu.
Mam tylko nadzieje, że już wkrótce ludzie w dworu mnie odnajdą.

Dymitr:

Wściekła się podczas rozmowy. Próbowałem z nią porozmawiać, ale postawiła mur przez który mimo sił nie mogę się przebić. Więc zadzwoniłem do przyjaciela, by spytać co się dzieje. Nie wiele mi powiedział co było czymś nowym.
Nie mogłem tak siedzieć i czekać, miałem przecież obowiązki. Miałem wychodzić gdy poczułem jak mój telefon wibruje.
- Tak?
- Dymitr, przepraszam, że tak nagle ale Emma zaprosiła mnie na zakupy więc mógłbyś zjawić się za pięć minut w garażach.
- Oczywiście.
- Dzięki.
Po czym się rozłączyłem w końcu nie mogłem się nie zgodzi taki jest mój obowiązek. Choć wolałbym być teraz przy Nicole. Ten miesiąc trwa już strasznie długo. Mimo jej wybuchu, który nie wiem skąd się wziął i tak ją kocham.

Wracałem do siebie po zakupach mojej podopiecznej. Już miałem zamknąć drzwi gdy czyjaś stopa mi tu uniemożliwiła. Otworzyłem szerzej drzwi.
- Emma?
- Mogę wejść?
- Tak.
- Co się stało?- spytałem.
- Chcę porozmawiać.
Rozmowa nie jest zła choć część mnie wie, że Nicole nie jest za szczęśliwa gdy się widuje z Emmą.

sobota, 12 grudnia 2015

Rozdział 106

Nicole:

Po moim wybuchu śmiechu minęła już dobra chwila i nie wiem czy mogę mu o tym powiedzieć. Znając moje szczęście to wszyscy przy stole widzieli moją aurę i nie zdziwiłabym się gdyby ktoś wszedł i spytał co się ze mną działo przy stole. Tak niewiele osób wie o nas. Pierwszy raz się na niego pogniewałam, ale miałam prawo- prawda?
- Zaczniesz w końcu mówić, bo korzenie tu zapuszczę.
- Nie wiem czy mogę ci powiedzieć.
- Nicole...
Wiedziałam, że znów chcę wyjechać z tym, że nie jest taki i w ogóle, ale to w końcu nie o to chodzi.
- Tak niewiele osób wie.
Spojrzał na mnie ciekawy, moją wypowiedziom.
- Nie powiem ci dużo, gdyż tak będzie lepiej, ale możesz być pewien, że będziesz wiedział o tej części mojego życia więcej niż Damon. Więc to zapewne cię ucieszy, prawda? I proszę nie przerywaj mi. Więc to, że jestem wyjątkowa to zapewne jak każdy już wiesz. Czasami jestem nieobecna, znikam. Gdy powiedziałeś mi o tym co się stało, byłam zaskoczona i przerażona, ale przy stole. Rozmawiałam z kimś, ale jak nie powiem. Muszę chronić swoją tajemnice. Rozmowa z nim na początku była miła, ale gdy zaczęłam temat kłamstwa. Obiecaliśmy sobie, że mamy być szczerzy. On jednak nie powiedział mi prawdy. Kocham go, ale nie chcę by zawsze mnie chronił.

Lucas:

Jej słowa, które mówiła o nim były pełne miłości, ale w jej głosie było słychać smutek, ból, złość, miłość, szczęście. Lecz zaskakujące jest to, że nie powiedziała kim jest on? Za każdym razem używa trzeciej osoby jakby bała się, że jeśli to powie stanie się coś złego.
- Rozumiesz? Chodź zapewne nie.- pokręciła głową.
- Kim jest on?
- Muszę nas chronić.
- Przed czym?
- To skomplikowane?
- Więc wyjaśnij tak jak możesz, chcę ci pomóc, ale musisz dać mi szanse.
- Zgoda.
Znów czekałem na jej odpowiedź. Nie rozumiem czego się boi. Ma bliskie jej osoby, które zrobią wszystko by ją chronić. Tak samo zrobił to jej ukochany, o którym prawie nikt nie wie. Ciekawe jak długo utrzymała to w tajemnicy i nikt się o tym nie dowiedział. Lecz jeśli jest z kimś to znaczy, że jest to ktoś z dworu. Mam nadzieję, że może kiedyś się dowiem kim "on" jest.
- Nigdy nie byłam bezpieczna. Ciągle ktoś coś chcę, teraz nawet nie wiem czy mogę coś zrobić, by chronić siebie.
- Nic nie rozumiem.
- Dziadkowie chyba mnie polubili a ja ich, ale nie wiesz jak ciężko jest mi tu być. Boję się, że jeśli dowiedzą się o nim będą chcieli wiedzieć jak on wie coś o mnie i różnych innych rzeczach, które potrafimy razem.
- A co potraficie?- spytałem, gdyż chciałem ją lepiej zrozumieć.
- Rozmawiać, znaleźć siebie, ale to nie jest ważne.
- Mogę coś powiedzieć.
- Oczywiście.
- Tylko się nie złość i nie mów, że to męska solidarność, Zgoda?
- Niech ci będzie.
- Nikt z rodziny cię nie powiadomił o wydarzeniu na dworze, ale to tylko dlatego byś się nie przejmowała i była bezpieczna. Lecz "on"- powiedziałem robiąc cudzysłów w powietrzu na to słowo- skoro cię kocha to chcę dla ciebie jak najlepiej.
- Ale..
- Tak wiem obiecaliście sobie szczerość, ale jeśli cię kocha to robi to z miłości do ciebie. A poza tym zawsze są jakieś tajemnice w związkach. Poza tym musi być naprawdę cierpliwy, że z tobą wytrzymuje.
- O ty!
Po czym oberwałem z poduszki.

Ten rozdział był wymyślony na lekcji. Tak się zamyśliłam, że nauczycielka zwróciła mi uwagę. Co było dla mnie niezwykłe gdyż jeszcze nigdy mi się nie zdarzyło tak zamyślić.
Na szczęście jeszcze dobry - trudny - tydzień i będzie wolne.
A jak u was? I co sądzicie o rozdziale?

sobota, 28 listopada 2015

Rozdział 105

Nicole:

Wszystko zostało wyjaśnione, Powell zaczął się o mnie troszczyć jak starszy brat. Oberwało mi się od Dymitra, że go nie posłuchałam, ale jemu także. Choć może i nie bo nie potrafię być na niego zła. Powinnam zostać u matki jeszcze tydzień, ale nie mogę. Gdyż muszę coś zrobić.
- Halo- usłyszałam głos Lucasa.
Szczerze to nie miałam dużego w wyborze pomocy. Jest Damon, któremu ufam i w ogóle, ale boję się, że mógłby coś wygadać. Lissa czy Caroline  obie są oczywiście wspaniałe, ale moje problemy nie są ich problemami choć wiem, że zawsze mi pomogą jeśli poproszę. Lecz Lucas wydawał się kimś bezpiecznym.
- Tu Nicole, nie przeszkadzam ci.
- Nie. Cieszę się, że dzwonisz, nawet po tak długim czasie.
- Ja też. Mam nadzieje, że się nie obrazisz, ale chcę byś mi pomógł.
- Coś w głębi mi mówiło, że nie dzwonisz do mnie bez przyczyny. A czym sobie zasłużyłem za ten zaszczyt?
- Umm
- Albo lepiej nie mów. I powiedz o co chodzi.
- Dałbyś radę przyjechać do mnie jeszcze dziś.
- To znaczy do domu twojej matki.
- Tak.
- Jeśli chcesz wrócić na dwór to wiesz, że nie muszę przyjeżdżać.
- Nie wracam na dwór.
- Co?!
- To znaczy muszę jeszcze gdzieś, po coś pojechać i dopiero potem wrócę.
- Mogę wiedzieć gdzie i po co?
- Tak, ale wolałabym nie rozmawiać o tym przez telefon, zgoda?
- Zgoda. Będę za godzinę, a potem mi wszystko wyjaśnić.
- Dziękuję. Poczekaj godzinę?
- Yhm, tak. Do zobaczenia, dziwolągu.
- Ej..- ale zanim zdarzyłam coś powiedzieć rozłączył się.
Teraz zostało czekać na jego przyjazd. Oczywiście tym razem w moje plany był wpisany mój strażnik, który wszystko wie. Ale jedna rzecz mnie ciekawiła. W jaki sposób mój kuzyn ma się tu znaleźć tak szybko.
Nie czekałam długo, bo tak jak powiedział tak przyjechał. Otworzyłam drzwi zanim zadzwonił w dzwonek. Stęskniłam się za nim mimo wszystko, więc go objęłam.
- Tęskniłam- wyszeptałam.
- Widzę.
Gdy opuszczałam ręce z jego szyi, powoli w stronę dłoni i wtedy mnie to zalało. Wiedziałam, że coś jest nie tak, ale nie tego się spodziewałam.
Czułam jak moje serce szybciej bije, cofnęłam się do tyłu o krok.
- Czemu nikt mnie nie powiadomił?!
- Wiesz?- był zaskoczony.
- Teraz tak. Wyjaśnij mi to.
- Dobrze, gdzie możemy spokojnie porozmawiać?
Zaprowadziłam go do gabinetu.
Gdy zaczął mówić o tym co się wydarzyło nie mogłam uwierzyć.
- To wszystko?
- Nie do końca.- spojrzałam znacząco.- Szukali ciebie, ale ciebie nie było. Więc porwali innych.
Innych. Tylko to siedziało mi w głowie.
- Wiadomo kogo?
- Ciotkę i kilku strażników i służby podobno.Nicole nie przejmuj się tym. Powiedz mi co ty chciałaś zrobić?
Przerzucił pałeczkę, ale ja chciałam zobaczyć tylko jego. Wiedzieć, że nic mu nie jest.
- Muszę lecieć do Francji i to jak najszybciej.
- Francja?
- Tak, najlepiej jutro. Oczywiście nikt nie może wiedzieć.
- Przerażasz mnie, ale to ważne, prawda?
- Tak. Jeśli tego nie będę miała mogę nawet umrzeć.
- Co?!
- Spokojnie, jeśli dobrze pójdzie będę żyć ponad dwadzieścia lat.
- Pocieszające, a co to jest?
- Tego nie mogę powiedzieć.
- Jesteś szalona, wiesz to?
- Nie ja jedna.

Lucas:

Nikt nie chciał jej denerwować ani martwić. Sytuacja na dworze się uspokoiła, a strażnicy planują już odbicie naszej ciotki. Więc nie ma co się martwić. Ważne, że następcy nic nie jest. Siedzę w jadali z resztą rodziny Nicole. Oboje ustaliliśmy jeden powód, ale by nikt się nie doczepił, że kłamiemy. Kuzynka mnie zahipnotyzowała, nie byłem przekonany, ale obiecała, że to całkowicie bezpieczne. Podając jako dowód Damona, który raczej nie jest najlepszym.
- To naprawdę takie ważne, by nasza wnuczka z tobą wyjechała?- spytał jej dziadek, który do miłych ludzi chyba za bardzo nie należy.
- Tak. Obiecuje, że będzie ze mną całkowicie bezpieczna.
Obserwował mnie i nie tylko on, bo matka Nicole również. Jezu a jeśli się nie uda i zaraz to odkryją. Co ja wyczyniam. Jeśli to przeżyję robię sobie długie wakacje.
- Tak zapewne. Nicole będzie z tobą bezpieczna.
Uhh co za ulga.
- Kochanie wszystko w porządku?
Spojrzałem na kuzynkę była strasznie nieobecna. Cały czas dłubie widelcem w talerzu.
- Tak, w porządku. Jestem zmęczona pójdę się położyć.
Gdy dziewczyna wyszła z jadalni. Sam przeprosiłem i poszedłem do niej.
- Hej mogę?
- Tak.
- Powiesz co jest?
- Nic takiego. Jestem zmęczona i tyle.
- Widać, że nie jest w porządku ani że to nic takiego. Więc mów.
- Pokłóciłam się z kimś i tyle.
- Kiedy?
- Dziś.
- To idź z nim pogadaj i wyjaśnij.
- Ta, świetne rozwiązanie czemu na nie sama nie wpadłam. A tak już wiem, gdyż ta osoba jest kilkaset kilometrów stąd.
- Oj nie wiedziałem, a kiedy się pokłóciłaś.
- Czy ja wiem z dziesięć minut temu.
- Przecież wtedy siedziałaś przy stole nie rozumiem.
- To skomplikowane.
- Mamy dużo czasu, słucham.
Usiadłem na skraju jej łóżka i poklepałem miejsce obok siebie.
- Więc? Zaufaj mi, pozwól sobie pomóc. Ale mówię od razu nie jestem dziewczyną.
- A co to ma wspólnego z moją wypowiedzią.
- Nie pomogę ci jak dziewczyna tylko ja facet.
- Naprawdę, bo jak chcesz potrafię to łatwo zmienić.- uśmiechnęła się chytrze.
- O nie wolę by tak zostało jak jest.
Powiedziałem pewnie i odsunąłem się kawałek z strachu.
- Szkoda- powiedziała smutno.
Boże ona to rozważała na serio. Damon miał rację, że trzeba uważać. Po chwili moich rozmyśleń w pokoju rozszedł się jej śmiech. Spojrzałem nie wiedząc o co chodzi.
- Żebyś widział swoją minę.- mówiła śmiejąc się.
Taką chciałbym ją widzieć zawsze w moim towarzystwie.

Kolejny udało mi się napisać, ale coś czuję, że ostatnie rozdziały dziwnie brzmią. Jak wy sądzicie?
Ale mimo to mam nadzieje, że się podobają.
W czasie przy świątecznym i przerwy zimowej rozdziały postaram się napisać częściej.
Pozdrawiam wszystkich Autorka :)

piątek, 20 listopada 2015

Rozdział 104

Uwaga wszystkie rozdziały, które będą się pojawiać mogą być nie sprawdzone. Gdyż mam tak wiele nauki, że piszę kiedy tylko zdobędę dłuższą chwilę na to. Poza tym mam nadzieje, że rozdział się podoba i zostawicie po sobie ślad w komentarzu. Za wszystkie wejścia i komentarze z góry dziękuję.
A teraz życzę miłego czytania :)

Powell:

Nie powinienem zostawać na zewnątrz, ale znałem ją. Spędziłem z nią wiele czasu. Minęła dobra godzina, gdy z domu wyszła matka księżniczki. Nie czekałem dłużej, wiedziałem, że coś się stało. Kolejny raz.
Gdy tylko ją zobaczyłem sprawdziłem czy żyje i wziąłem na ręce.
- Czy wiesz co jej jest?- spytała królowa.
- Nie, ale możliwe, że jest ktoś to wie.- odpowiedziałem.
Gdy tylko wyszedłem pojechaliśmy do jej domu. Nie wiedziałem czy zawiadamiać króla. Gdy tylko położyłem ją w sypialni na łóżku. Wybrałem numer do Dymitra.
Sama powiedziała mi, że w razie potrzeby mam dzwonić do niego i tylko niego.
- Jason, czemu dzwonisz o tej porze?
- Posłuchaj nie wiem co się stało, ale kazała w razie czego dzwonić do ciebie.
- Co z nią?!
- Coś z nią robili, ale nie wiem co. Królowa nagle wyszła.
Zacząłem mu wszystko mówić. Zapewne jest zdenerwowany.
- Wygląda jakby spała, tak?- spytał. Gdy skończyłem.
- Tak.
- Posłuchaj nic nie rób, ale zostań z nią i czekaj. Najlepiej, żeby nikt inny.
- Czemu co się dzieje?
- Czy ostatnio nie wyglądała jakby była zmęczona lub zdezorientowana?
- Nie wiem, może. A co wiesz coś?
- Tak jakby, nic ci nie mówiła?
- Nie.
- Powiedz jej jak wróci, że miałem racje i powinna się słuchać.
- Wróci niby skąd? I jaką racje?
- Sam się dowiesz. Muszę kończyć zaczynam wartę. Zadzwoń do mnie jak się obudzi.
- Jasne.
Rozłączyłem się, wieść, że nic -chyba- jej nie jest. Jest dobrą wiadomością. Tylko trzeba coś wymyślić dla jej matki gdyby się pytała.

Nicole:

Nienawidzę swojego życia, znów jestem w przeszłości. Pytanie tylko jakiej. Do środka weszła kobieta. Jak ja czułam to. Wyciągnęła z szafy w pośpiechu jakąś kartkę i coś dopisania. Zaczęła coś pisać była zdenerwowana. Rozglądała się co jakiś czas. Jakby może wiedziała, że tu jestem. Gdy skończyła pisać zgięła kartkę na pół i schowała pod jakby kanapę. Przyglądałam jej się, w takich chwilach mogłam wyraźnie zobaczyć jakie są czy też jakie były. I co mogę zrobić bym przeżyła więcej lub też żyła dłużej niż każda z nich.
Kobieta zamknęła oczy, wyglądało to jakby cierpiała lub miała coś utracić jak i uratować.
- Kocham Cię i przepraszam.- usłyszałam jej głos.
- Nie rób tego, znajdziemy rozwiązanie.
To nie był jej głos, lecz głos mężczyzny. Łączy ją więź.
Starła z policzków swoje pojedyncze łzy. Jej wzrok patrzał na pomieszczenie jakby miała tu być ostatni raz. Następnie wybiegła, a ja za nią. Chcę wiedzieć co tu robię. Biegłam za nią aż nad jezioro. Rozejrzałam się po okolicy znałam to miejsce tylko skąd. Dziewczyna weszła do wody, a ja razem z nią jakby coś mnie ciągnęło. Nagle za plecami usłyszałam jakby wystrzał. Obróciłam się równo z nią. Czułam się teraz jak lalka, którą ktoś steruje. Nigdy wcześniej tak nie było.
- Powiedz nam kim on jest.- usłyszałam pytanie.
Z moich ust wydobył się śmiech.
- Nigdy.
Następnie moje ręce jakby coś otwierały a następnie coś przepływało przez moje gardło.
- Zawsze będę twoja.
Po tych słowach cofnęłam się jeszcze bardziej wgłąb jeziora. Słyszałam krzyki, lecz ja się położyłam na wodzie, gdzie następnie spadałam. Lecz moment przed moim całkowitym snem usłyszałam jego głos. Moje usta wdarł się uśmiech. Gdy poczułam powierzchnię. Do moich płuc wdarło się powietrze.
Gdy znów znalazłam się w tym domu lecz był tam mężczyzna.

Powell:

Już ponad godzinę księżniczka tak śpi. drzwi zamknąłem na klucz. Siedzę i czekam. Nawet Dymitr dzwonił i pytał czemu nie dzwonię. Gdy mu powiedziałem, że się nie obudziła. W jego ciszy jak i następnych słowach słyszałam strach, ból. Znałem go, kochał ją i zrobiłby wszystko by była bezpieczna.
Nagle usłyszałem jak nabiera powietrza w płuca. Jakaś reakcja od tak długiego czasu. Podszedłem do łóżka. Gdy nagle się podniosła. Jej twarz i włosy miała lekko mokre jakby wyszła spod prysznica lub brała jakiś czas temu kąpiel. Przejechała palcami po włosach.
- Wasza Wysokość.
Dopiero teraz na mnie spojrzała jakby mnie zauważyła.
Nic nie mówiła przez dwie może trzy minuty.

Nicole:

Nie wiedziałam co o tym wszystkim myśleć. Czułam się jakbym brała prysznic - zimny. Po jakimś czasie doszło do mnie, że w pokoju jest Powell, spojrzałam na niego.
Wiedziałam, że dzwonił do Dymitra, a on zapewne mu powiedział.
- Jak długo tak byłam?
- Ponad godzinę. Może mi Jej Wysokość wyjaśnić co się stało?
Nie wiedział. To oznacza, że czas się przyznać.
- Dobrze, ale powiedz mi co się wydarzyło.
Gdy strażnik skończył, poprosił bym w końcu wyjaśniła mu coś się wydarzyło. Wiedząc, że nie mam wyjścia zaczęłam mu mówić jak najbardziej zrozumiale co się wydarzyło.

wtorek, 10 listopada 2015

Rozdział 103

Nicole:

Gdy tylko przekroczyłam próg, poczułam zapach pieczonego ciasta. Wystrój, w którym  się znalazłam był taki sam jak mój pokój.
- Paulina- usłyszałam.
Spojrzałam na drzwi od pokoju i znów wołanie. Poczułam łzy w oczach i szczęście, otworzyłam szybko drzwi.
- Mamo!
Zbiegłam na dół jak najszybciej. Zajrzałam do jednego pokoju nikogo nie było, następnie kuchnia też nikt. Weszłam do salonu gdzie stała moja mama. Po mojej twarzy leciały łzy, ale wszystko się zatrzymało z chwilą zobaczenia dwóch osób.
- Wybieraj- powiedziała.
Nie rozumiem jak to miałam wybrać między bestią- przed, którą uratował mnie Dymitr- a tym przez których już nie żyła.
- Nie.
Przez chwilę panowała cisza, którą bałam  się przerwać. W mojej głowie toczyła się walka.
- Wybrałaś.
Tylko tyle powiedziała a z dwóch osób została bestia.
- Nie!
Podbiegłam do mamy, po czym ją odepchnęłam w bok a sama nastawiłam się na bestię

Elizabeth:

Widzieliśmy jej decyzje. Gdy zobaczyłam jak woła do tej kobiety "mamo" poczułam się zraniona, ale nie zła gdyż wiedziałam, że dla niej to ona była matką. To ona ją wychowała na wspaniałą i silną dziewczynę.

Nicole:

Nie wiem czemu, ale gdy istota znalazła się blisko mnie. Ścisnęłam mocniej prawą dłoń, a następnie wyciągnęłam ją w stronę istoty. Po czym gdy istota padła, zobaczyłam w bity w nie kołek przez który on nie żył a ja i moja mama byłyśmy bezpieczne. Spojrzałam na swoje ręce od krwi.
- Umyj ręce zaraz obiad.
Spojrzałam na mamę stała jakby tu się nic nie wydarzyło. Jakby był to zwykły dzień. Patrzała na mnie w sposób za jakim tęsknie i będę tęsknić. Podeszłam do niej, gdyż poczułam, że to ostatni raz kiedy mogę jej to powiedź. Przytuliłam się do niej.
- Bardzo cię kocham. Przepraszam tak bardzo przepraszam.
- Ja cię też kocham, córeczko. A teraz umyj ręce.
Odsunęłam się i chwyciłam klamkę od łazienki, lecz po wejściu do niej przypominała mi łazienkę ze starej szkoły.
Nie rozumiałam czemu się tak dzieje. Wiedziałam, że ma ona sprawdzić jak bardzo jestem podobna do nich a jak do wampirów.
Wyszłam z pomieszczenia, gdyż jaki sens był myć ręce. Weszłam na korytarz, gdzie stali uczniowie. Widziałam jak rozmawiają, śmieją się, uczą czy piszą sms-y . Zobaczyłam otwarte drzwi do jednej z klas czułam, że właśnie tam powinnam się teraz znaleźć. Więc weszłam do środka. Ledwo weszłam już siedziałam z cała klasą gdzie nauczyciel od matematyki coś tłumaczył spojrzałam na mój zeszyt na ławce, ale po chwili także swoje imię. Podniosłam głowę, wstałam wzięłam zeszyt i podeszłam do tablicy.Nauczyciel podał mi pisak, na środkowej tablicy był początek zadania do rozwiązania. Zastanawiałam się po co mi zeszyt skoro zadania jest proste. Zbliżyłam się do niej i zaczęłam rozwiązywać zerkając wciąż w zeszyt czy przepisuje poprawnie. Lecz gdy skończyłam i usiadłam obok mojej koleżanki spojrzałam na tablice. Patrzałam na to co napisałam, nie wiedziałam skąd wzięły mi się dziwne nie wiadome, ale z drugiej strony nie mogą nimi być, ponieważ na początku ich nie było.
Poczułam jak znów mnie wciąga.

Elizabeth:

Sposób w jaki doszłam do rozwiązania był dziwny, lecz poprawny.
- Ojcze jak długo ma to trwać, przecież widać, że nie jest zła.
- Tak, ale została jeszcze jedna. Chce mieć pewność.
Nagle usłyszałam głos z pomieszczenia obok.
- Coś się dzieje, serce przyśpieszyło.
Spojrzałam na obraz lecz był biały.
- Co się dzieje?!
Wyszłam i weszłam do pokoju, do którego weszła moja córka.
- Co się dzieje ?- spytałam kobietę.
- Serce nagle przyśpieszyło, następnie szybko zwolniło. Na szczęście teraz jest w normie.
- Widać coś?
- Nie- odpowiedział ojciec.
Miałam gdzieś wszystko, mojej córce coś się stało.
- Odłącz ją natychmiast.
Po czym wyszłam przed dom i kazałam jej strażnikowi iść za mną. Po czym wyjaśniłam mu wszystko. Nic nie powiedział, ale z pewnością był zły.
Wziął moją córkę na ręce, lecz przed tym sprawdzając jej tętno.
- Czy wiesz co jej jest?- spytałam gdy wychodził z domu w kierunku samochodu.
- Nie, ale możliwe, że jest ktoś to wie.
Zgodziłam się by zabrał ją do domu. Gdy odjechał sama weszłam do środka.
W środku wszyscy rozmawiali o tym co się wydarzyło. Gdy w końcu mnie zauważyli. Postanowiłam, że to co mają musi wystarczyć, gdyż już nigdy nie pozwolę im zrobić tego z moją córką.
Mam nadzieje, że to nic takiego.

Cóż znalazłam czas i napisałam kolejny. Zapewne są błędy, gdyż rozdział nie jest sprawdzany.
Jak myślicie co się stało Nicole?

niedziela, 1 listopada 2015

Rozdział 102

Nicole:

Mam przed sobą talerz naleśników, na które głupio się patrzę.
- Moja droga wszystko w porządku?- spytała babcia.
- Tak- uśmiechnęłam się słabo.
Przyzwyczaiłam się do takiego życia, ale dwie ostatnie noce nie były łatwe i nie tylko noce. To był koszmar, który nie ma końca. W nocy męczą mnie sny z Angeliką gdyż tylko tak znajdę księgę. A w dzień coraz częściej przenoszę się w przeszłość. Tu trwa to nie długo, ale tam to dla mnie minuty, godziny. A ten ostatni to cały dzień. Męczy mnie to. Czuję się niewyspana a na dodatek dziś jeszcze test.
Nie lubię kawy, ale przez ostatnie wydarzenia muszę pić by przeżyć.
Wgryzłam się w moje danie. Gdy do pomieszczenia w parował dziadek.
- Już czas- oznajmił i wyszedł.
Na początku mojego przyjazdu dziwnie się zachowywał, ale po rozmowie zrozumiałam go.
Dokończyłam posiłek i poszłam do samochodu.
Dojechaliśmy do pewnego domu. Nie wyglądał na niezwykły. Wyszliśmy z samochodu. Następnie dziadek odwrócił się do moich strażników.
- Dalej nie pójdziecie. Musicie tu zaczekać na nas.
- Słucham ? Naszym zadaniem jest ją chronić, więc pójdziemy z nią. - odezwał się Powell.
- Nie tym razem - odezwała się Elizabeth.
- Co?-  spytał zszokowany strażnik.
- Powell - spojrzał na mnie. -  Zostańcie nic mi się nie stanie. Obiecuję. - uśmiechnęłam się słabo.
Spojrzał na mnie, zawsze wiedział kiedy mi zaufać. Znał mnie spędził ze mną tyle czasu i wiedział kiedy kłamie, mówię prawdę czy też potrzebuje czasu. Tym razem jest tak samo.
- Dobrze Wasza Wysokość.
Dziadek nie czekając na nic kazał nam iść za nim. Czy się bałam jasne, że tak w końcu nie wiedziałam na co się pisze. Dom w środku był prawie pusty. Żadnych obrazów, roślin po prostu puste ściany. Po mojej prawie było kolejne pomieszczenie lecz puste. Za to po lewej w kolejnym pomieszczeniu stali ludzie, których się bałam. Człowiek, któremu jako jedynemu ufam i inni którzy są dla mnie obcy.
- Zaczynajmy - oznajmili chórem wszyscy zebrani.
Elizabeth ścisnęła mnie za rękę. Weszliśmy do pokoju po lewej. W głębi były z całą pewnością mocne drzwi. Szepty zaczęłam słyszeć gdy podeszłam do drzwi. Weszłam do środka. Przy fotelu podobnym do tego u dentysty stała kobieta po trzydziestce. Ciemne włosy, które związane są w kitka, ubrana w czarne ciuchy.
- Usiądź.
Przy fotelu był jakiś panel. Usiadłam na przeciw mnie była lustrzana ściana.
- Wypij to do dna.
- Co to?- spytałam biorąc od niej kieliszek z płynem.
- To nam pomoże, a teraz do dna.
Przyłożyłam kieliszek do ust. Płyn nie był dobry, wprost przeciwnie był gorzki. Zamknęłam oczy przy wypiciu do końca jakby to miało mi pomóc.
- Co teraz? - spytałam otwierając oczy, ale kobiety nie było.
Wstałam z krzesła by się rozejrzeć, ale zorientowałam się że szkło, które było w mojej dłoni zniknęło. Rozejrzałam się pomieszczenie było puste.
Moją uwagę przykuła lustrzana ściana. Podeszłam do niej, uniosłam rękę na wysokości głowy. I palcami zaczęłam przesuwać w dół po lustrze. Na wysokości brzucha poczułam opór spojrzałam na to miejsce, zobaczyłam klamkę. Nie byłam pewna co robię, ale pchnęłam. Zalało mnie światło, zasłoniłam oczy, a następnie przekroczyłam próg.

To chyba na tyle w tym rozdziale. W kolejnym postaram się rozwinąć akcje.
Możliwe, że rozdział się pojawi w następną niedziele- 8 lub też drugi weekend listopada. Wiem , że to długi czas czekania, ale jestem strasznie zawalona nauką w drugiej klasie technikum.
Choćbym chciała nie mogę pisać tak często jak w pierwszej.
Przykro mi :( ale mam nadzieję, że będzie cie czekać.
Dziękuję za komentarze :)
Autorka

piątek, 23 października 2015

Rozdział 101

Rozdział nie sprawdzany, więc przepraszam za błędy.

Nicole:

Jestem już u Elizabeth około dwóch tygodni. Strach czuję cały czas gdy przebywam z ludźmi, którzy mnie porwali, ale pociesza mnie fakt, że za każdym mym krokiem podąża strażnik.
Czekam w gabinecie dziadka na Mike, by móc może od niego uzyskać odpowiedź na temat księgi, którą ostatnią właścicielką była jego dziewczyna. Usłyszałam pukanie do drzwi więc poprosiłam by wszedł do środka.
- Cieszę się, że widzę cię w zdrowiu.
- Dziękuję, ale chcę porozmawiać o Angelice.
- Wiesz o niej.
- I nie tylko o niej. Chcę się czegoś dowiedzieć, ale musisz mi pomóc,
- Jak?
- Mogę- wyciągnęłam do niego moją dłoń.
- Tak.
Uścisnął ją a ja zaczęłam zagłębiać się w jego czy raczej ich wspólne wspomnienia. Zachwiałam się pod naciskiem wspomnień. Mike mnie chwycił i pomógł usiąść na jednym z dwóch krzeseł przed biurkiem.

Mike:

Prawda jaką nam wpajają o nich że są zagrożeniem to nie prawda. Zrozumiałem to gdy pokochałem Angelikę. Znałem ich zdolności, ale  Nicole jest inna niż moja ukochana. Wydaje się być silniejsza, ale jej moc musi się ustabilizować.
- W porządku?- spytałem gdy wypuściła moją dłoń i odetchnęła kilka razy.
- Tak
- Wiesz, że nie powinnaś wysilać swojej mocy to może się dla ciebie źle skończyć.
- Ja jej nie wysilam lecz staram się ją wyłączyć.
- Znalazłaś odpowiedź?
- Nie jestem pewna. Masz tyle wspomnień.
- Tak to prawda, a czego szukałaś?
- Czy wiesz coś o księdze?
Księga..... pamiętam jak Angelika często miała przy sobie książkę, ale czy o nią jej chodzi?
- Nie, ale Angelika często miała przy sobie książkę może to ta.
- Możliwe. Wiesz gdzie mogłabym ją znaleźć?
- Znaleźć? Czemu jest taka ważna?
- To bardzo istotne ona ma mi pomóc zrozumieć siebie. Niestety Angelika nie chcę mi powiedzieć gdzie ją ukryła.
- Ukryła? To wszystko jest dziwne. Nie ukryła by czegoś bez wskazówki.
Nicole przez chwilę się nad czymś zastanawiała.
- A wskazówka. Powiedziała mi, że mam się na niej skupić, ale co to w ogóle znaczy?
Nie byłem pewny.
- Mógłbym z nią porozmawiać?
Zastanowiła się, następnie wyjęła z szafy świece. To wszystko co ona robi przypomina mi ją. Jej talent, moc czy jak bardzo ją kochała mnie i swoje życie. Córka królowej Elizabeth chwyciła moją dłoń. Zobaczyłem moją ukochaną po tylu latach, wciąż pękną.
- Dam wam prywatność, ale..
- Wiem- przerwałem jej.- Lepiej usiąść.
- Mike mój kochany.
Dotknęła mojego policzka, czułem jej dotyk dłoni jakby naprawdę tu była. Tak blisko.
- Angi wciąż jesteś taka piękna.
- Dlaczego mnie wezwała?
- Szuka odpowiedzi na temat księgi, myślała że coś wiem.
- Księgi przecież dałam jej podpowiedź którą i ja uzyskałam.
- Ona jej nie rozumie.
- Rozumie, ale szuka odpowiedzi na wiele pytań i boi się. Gdyby nie lęk. Znajdzie rozwiązanie tak jak i ja.
- Ale jak ja mogę jej pomóc?
- Nie wiem.
- Tak bardzo za tobą tęsknie i nie mogę pogodzić się że przeze mnie nie żyjesz.
- To nie twoja wina pamiętaj o tym. Tak miało być poza tym w odpowiednim momencie znów będziemy razem.
- Wiem Angi.
- Mike ona jest tą która wszystko zmieni.
Spojrzałem na księżniczkę była jakby lekko nie obecna, ale jej wyraz twarzy wszystko wyjaśniał.
- Ona musi przestać. Wszystko się unormuje się wkrótce, ale bez niej ona sobie nie poradzi.
- Jak to?
- Innym razem kochany.
Dotknęła lekko moich ust. Następnie dałem znać Nicole, że może przestać i ją odesłać.
- I co?- spytała.
- Mówi, ze tylko taka jest podpowiedź.
- Ale ja jej nie rozumiem.
- Pomogę jak tylko będę mógł, ale..
- Nikt nie może wiedzieć- dodała za mnie.

Może ten rozdział nie ma nic szczególnego w sobie, ale coś udało mi się na pisać.
Co do kolejnego rozdziału może pojawi się za tydzień lub za dwa nie wiem. To zależy od szkoły i weny. Mam nadzieje, że będziecie czekać.
A jak u was szkoła?
Pozdrawiam i dziękuję wszystkim za komentarze, które bardzo motywują.
Pauli

Nowe wieści

Nie wiem czy to co napiszę jest dobre czy złe sami oceńcie.
Po pierwsze w ten weekend pojawi się rozdział.
A po drugie rozdziały będą rzadziej ze względu na szkołę,
niestety przeliczyłam swoje możliwości i moja nauka zajmuję strasznie dużo czasu
w porównaniu z zeszłym rokiem. 
Bardzo mi przykro, ale mam nadzieje, że i tak będziecie tu wpadać.
Autorka

piątek, 16 października 2015

Info

Uwaga wena mnie opuściła i nie wiem co pisać,
postaram się z całych sił by pojawiło się coś nawet w niedziele wieczorem, 
ale nie obiecuję.
Bardzo mi przykro :(
Autorka
PS To zapewne przez natłok nauki

piątek, 9 października 2015

Rozdział 100

Nicole:

Gdy tylko wyszłam strażnik czekał przed drzwiami. Phil dziwnie na mnie spojrzał przez moment, wiedziałam, że widział moje zdenerwowanie.
- Shanna czeka na księżniczkę w pokoju.- oznajmił.
- Dziękuję.
Poszłam prosto do pokoju, w którym przebywa Shanna.
- Jak podróż?- spytałam wchodząc.
- Dobrze. Mam kilka wieści z dworu.
- Oczywiście, słucham.
Muszę się na czymś skupić. Shanna zaczęła mówić o sprawach związanych z moim wyjazdem i uzgodnieniami z moim ojcem.
- Caroline przyniosła mi to bym ci przekazała.
Podałam mi kopertę od niej i kilka innych, które muszę przejrzeć i podpisać.
- Dziękuję, to wszystko? Bo jeśli tak chciałabym je teraz przejrzeć.
- Tak, pójdę teraz do królowej. - wstała i przed wyjściem spojrzała na mnie.- Nicole, wszystko w porządku. Jakby co możesz ze mną porozmawiać.
- Wiem, nic mi nie jest. Dziękuję ci za troskę.
Przytaknęła i wyszła. Zaczęłam otwierać po kolei wszystkie papiery i zostawiałam podpisy. Nie wiem, który właśnie sprawdzałam, ale jestem już szczerze zmęczona.
Zostawiłam wszystko wzięłam szybki prysznic i położyłam się do łóżka.
*** 
Siedziałam w gabinecie przed papierami, kiedy drzwi się otworzyły odłożyłam je i uśmiechnięta lekko odsunęła się od biurka. Do pokoju wbiegła mała dziewczynka, która była tak piękna. Za jej plecami zauważyłam strażnika, który był lekko chyba zmęczony. Dziewczynka podbiegła do mnie. Szczęśliwa wzięłam ją na swoje kolana i obróciłam fotelem. Gdy spojrzałam na małą zaczęła poruszać ustami jakby coś mówiła, ale ja nic nie słyszałam.
Nagle usłyszałam huk w pomieszczeniu znaleźli się ludzie, którzy robili mi straszne rzeczy. Wtuliłam małą istotą bliżej siebie. Mężczyźni próbowali mi ją odebrać. Dziecku zaczęły lecieć łzy. 
Gdy mi ją odebrali uśmiechnęli się chytrze a dziewczynkę oddali ukrytej w cieniu kobiecie, którą dopiero zauważyłam. Wszyscy zaczęli znikać.Lecz kobieta stałam w cieniu i słyszałam tylko jej śmiech.
- Ona będzie moja i to my będziemy rodziną.
Tylko te słowa usłyszałam przed jej wyjściem.
***
- Nie! - mój krzyk wydobył się spod snu.
Czułam, że się trzęsę. Poczułam strach i pustkę, która zaczęła znikać.
-Nicole, kochanie co się dzieje?- usłyszałam głos ukochanego.
- To tylko sen, zły sen. Czemu pytasz?
- Długo nie czułem od ciebie czegoś takiego wystraszyłem się.
- Jak długo?
- Od porwania, w czasie gdy krzyknęłaś. Nicole wszystko dobrze?
- Nie wiem- poczułam łzy, które spływały po moim policzku.
- Powiesz co się stało?
- Boję się, Dymitr.
- Czego?
Przez dłuższą chwilę nie odpowiadałam.
- Muszę ją znaleźć.
- O czym ty mówisz?
- Księgę, a on mi musi pomóc.
Ubrałam się w cokolwiek i wyszłam z pokoju.
- Kto?
- Wejdź.
- Obiecaliśmy...
- Wiem- przerwałam.- Znajdź na to odpowiedz.
- Dobrze.

Dymitr:

Oboje ustaliliśmy, że nie będziemy sobie patrzeć w wspomnienia, ale skoro tego chce zrobię. Zacząłem od szukania odpowiedzi na jej zachowanie. Jej wspomnienia mnie zalewały. Zobaczyłem wszystko co musiałem i rozumiałem jej decyzję. Tylko czy jej się to uda nie wpakowując sie w jakieś kłopoty ?


sobota, 3 października 2015

Rozdział 99

Uwaga rozdział niesprawdzany więc przepraszam za błędy.

Powell:

Po jakimś czasie jej śpiew zaczął być cichy, zapewne zasnęła. Obejrzałem się w lusterku i zobaczyłem jej głowę opartą o Phila. Gdy dojechaliśmy przed wille wyszła z całą pewnością matka księżniczki. Wysiadłem z samochodu i wyjaśniłem królowej, że jej córka zasnęła w czasie podróży. W końcu nie ma się co dziwić przez większość czasu żyję w porze nocnej, a teraz będzie musiała znów wrócić do dziennej. Phil wziął dziewczynę na ręce i zaniósł ją tam gdzie zaprowadziła go  królowa.

Nicole:

Czułam pod sobą łóżko, czyli zapewne jesteśmy już na miejscu. Gdy się obróciłam miałam na stoliku nocnym mój telefon. Sprawdziłam godzinę była prawie północ, no cóż od teraz będę musiała się przyzwyczaić do bycia wyspana w dzień. Wybrałam numer mojego strażnika.
- Czy coś się stało, Wasza Wysokość?
- Powell mógłbyś do mnie przyjść.
- Oczywiście.
- Dziękuję.
Gdy się rozłączyła niedługo potem strażnik pojawił się w moim nowym pokoju.
- Kiedy przyjechaliśmy?- spytałam.
- Z pół godziny temu, Królowa chciałaby z księżniczką porozmawiać.
- Oczywiście.
Wstałam z łóżka a następnie wyszłam z moim strażnikiem z pokoju. Gdy schodziliśmy na dół ten "dom" nie przypominał dworu Michaela raczej wille. W salonie na kanapie siedziała moja matka.
- Jak się czujesz?- spytała.
- Dobrze. Mam nadzieje, że nie masz nic przeciwko moim strażnikom i mojej asystentce.
- Nie, oczywiście, że nie. Cieszę się, że przyjechałaś. Chciałabym byś około dwunastej poznała ważne osoby w naszej społeczności.
- Oczywiście. Wyglądasz na zmęczoną powinnaś się przespać.
- Masz rację. Twoi strażnicy znają już cały teren, jeśli chcesz możesz obejrzeć cały dom.
- Tak z chęcią, ale ty idź spać.
Przytuliła mnie a ja zostałam w salonie.

Południe czuję się lekko zmęczona, ale wytrzymam jeszcze parę godzin.
- Gotowa?- spytała Elizabeth.
- Tak.
Weszłyśmy do środka w sali siedziało około dwunastu osób. Na końcu zauważyłam dziadka jak rozmawia z dwoma mężczyznami. Gdy usłyszeli zamykane drzwi wszyscy zebrani odwrócili się w stronę moją i Elizabeth. Stanęłam ja wryta ból i strach ogarnął moje ciało.
- Zachowaj spokój i nic nie okazuj.
Usłyszałam znajomy głos w mojej głowie, nie Dymitra. Rozejrzałam się po wszystkich twarzach odnajdując tą jedną znajomą.
Podeszłam z matką do dziadka. Wszyscy usiedli, siedziałam koło Elizabeth, ale pragnęłam stąd wyjść. Jedyna osoba, która jest po mojej stronie każe mi być spokojną i udawać, że widzę ich pierwszy raz w życiu. Najgorsze w tym spotkaniu było podawanie ręki i uśmiechanie się do części tych mężczyzn.
Po ponad godzinie wszyscy zaczęli wychodzić.
- Zostań chcę porozmawiać.
- Dobrze.
Mama i dziadek wyszli a ja zostałam z nim sama. Zamknęłam drzwi by nikt nie wszedł.
- Czy to jakiś żart?!
- Musisz się uspokoić.
- Uspokoić! Żartujesz oni mnie porwali, bili i na dodatek mam udawać, że widzę ich pierwszy raz. Powinnam od razu powiedź dziadkowi i matce co mi zrobili a nie siedzieć cicho.
- Rozumiem cię, ale to ci nie pomoże. Przecież wiesz, że my żyję w tym dłużej i zaufają bardziej im niż tobie mimo, że jesteś księżniczką. A teraz powinienem iść, ale obiecuję, że jeszcze porozmawiamy.

sobota, 26 września 2015

Rozdział 98

Nicole:
Powell wsadzał moją walizkę do samochodu.
- Będę tęsknić.
- Raczej nie bo będziemy przecież rozmawiać.
To jest najlepsze w całym moim życiu. Możliwość rozmowy w ten sposób.
- Ale nie będę cię widzieć.
- Zobaczysz szybko minie ten czas i znów mnie zobaczysz.
- Kocham cię, Dymitr.
- Ja ciebie też Nicole.
- Wasza Wysokość musimy jechać- usłyszałam Powella.
Wsiadłam do samochodu, Phil usiadł koło mnie. Z mojej torebki wyjęłam telefon ze słuchawkami i puściłam muzykę. Z tego co wiem mamy jechać parę godzin. Oby podróż było bezproblemowa.

Powell:

Księżniczka wsiadła z Philem na tył samochodu. Tak jak się spodziewałem zaczęła słuchać muzyki. Mam nadzieje, że tym razem jej podróż będzie bezpieczna. Po krótkim czasie w samochodzie dało się usłyszeć głos córki króla. Dość często się to zdarza. Zaczęła śpiewać polską piosenkę

Uciekam znów jak najdalej
Choć dobrze wiem
Nie musi się nigdy zdarzyć, to co złe
I w cieniu rzęs 
Zostawię tu ostatnią z łez
Nie boje się
Zapominam, krzyczę, gram
Z dnia na dzień
Bardziej chcę

Być znowu 
Tam tam tam
Tam tam tam
Ciągle w głowie mam ten plan
Tam tam tam
Tam tam tam
Poczuć jeszcze raz ten stan 

Rzucić los w nieznane
Tańczyć nieprzerwanie
Cieszyć się każdą z chwil
Odnaleźć gdzieś najdalej
Noce nie przespane
Od nowa spełniać wszystkie sny

I wiem ze w końcu znajdę jedną z dróg
Szukam wszędzie znaków przez mgłę
Jestem blisko już
A wszystko to co w głowie mam, łączy w sobie tyle zdań
I zapominam, krzyczę, gram
Byle by być znowu tam

Być znowu 
Tam tam tam
Tam tam tam
Ciągle w głowie mam ten plan
Tam tam tam
Tam tam tam
Poczuć jeszcze raz ten stan 

Rzucić los w nieznane
Tańczyć nieprzerwanie
Cieszyć się każdą z chwil
Odnaleźć gdzieś najdalej
Noce nieprzespanie
Od nowa spełniać wszystkie sny

Tam tam tam
Tam tam tam
Ciągle w głowie mam ten plan
Tam tam tam
Tam tam tam
Poczuć jeszcze raz ten stan

Tam tam tam
Tam tam tam
Ciągle w głowie mam ten plan
Tam tam tam
Tam tam tam
Poczuć jeszcze raz ten stan

Tam tam tam
Tam tam tam*

Ma piękny głos mam nadzieje, że się nie zorientuję szybko, bo moim zdaniem ładnie śpiewa, a to może być miłym umileniem podróży.

* Monika Leewczuk "Tam tam"
Wiem, że może być trochę nudno, ale mam nadzieje, że i tak się podoba :)

piątek, 25 września 2015

Rozdział 97

Z okazji, że dziś mam urodziny wstawiam kolejny rozdział. Może być trochę nudny i jeśli uda mi się napisać kolejny jutro to także wstawię, ale niczego nie obiecuję.

Nicole:
Nie wiedziałam co zrobić po tym co zobaczyłam. Weszłam do swojego pokoju, po czym napisałam Powellowi gdzie mnie znajdzie. Następnie przez ukryty korytarz poszłam do pokoju Dymitra. Nie było go. Zapewne miał wartę zdjęłam buty. Położyłam się na łóżku. I płakałam. Zobaczyłam tak dużo. Nie wiem po jakim czasie, poczułam jak Dymitr mnie obejmuję. Wiedział, że spotkałam się  dziś z Lucasem.
- Co się stało?
Odwróciłam się w jego stronę. Jego oczy mnie hipnotyzowały, w jego ramionach czułam się bezpiecznie jak w domu.
- Tego było tak wiele...zbyt wiele.
- Czego ?
- Wspomnień, uczuć do mnie, do jego ojca, do Meg. Wszystko to mnie pochłonęło jak nigdy przedtem.
Przytulił mnie do swojego ciała, które dawało mi ciepło. Nie mam pojęcia jak długo byliśmy w tej pozycji.
- Jeśli chcesz spać, nie możesz w tym.
Miał rację  podniosłam się Dymitr także, podszedł do szafy i wyjął jeden ze swoich t-shirtów. Podał mi go a ja poszłam się przebrać do łazienki. Jak zwykle był za duży, ale wcale mi to nie przeszkadzało. Gdy wyszłam moje miejsce zajął Dymitr. Jutro czeka mnie znów kolejny dzień i rozmowa z Lucasem, a także to czego nie znoszę picie krwi Damona.
Poczułam na swojej szyi lekkiej pocałunki.
- To miłe.
- Tak ?
Obrócił mnie w swoją stronę, następnie zawisł nad mną. Dotykam jego twarzy po czym zbliżyła swoją twarz do jego.

W końcu skończyło się ostatnie spotkanie księżniczki. Oparłam się o oparcie fotela.
- Zmęczona?- spytała Shanna.
- Nie, ale cieszę się, że to było ostatnie. Dziękuję ci i możesz już iść.
- Dobrze. Do zobaczenia Nicole.
Uśmiechnięta wyszła. Przejechałam dłońmi po twarzy. następnie poszłam do Damona.
Weszłam do jego pokoju, po czym usiadłam obok niego. Kuzyn podał mi nadgarstek z którego zaczęłam pić krew.

Przebrana, stałam przed pokojem Lucasa. Zapukałam a po chwili otworzył mi drzwi.
- Nicole?
- Mogę wejść?
- Jasne.
Usiedliśmy na kanapie. Nikt się nie odzywał cisza między nami jest tak napięta. W końcu postanowiłam ją przerwać.
- Ja chciałam przeprosić za moje zachowanie i wyjaśnić ci czemu się tak zachowałam.
- Nie musisz.
- Muszę. Ja wiem już wszystko i przypadkowo więcej.
- Co znaczy więcej?
- Gdzieś wiem, że mogę ci ufać, ale to zaufanie nigdy nie będzie takie jak przedtem.
- Wiem, ale czy ty wierzysz w moje słowa?
- Tak.
Nagle kuzyn mnie do siebie przytulił.
- Kocham cię, Nicole.- wyszeptał.
- Uważaj bo to wykorzystam.
Odsunął się ode mnie i zaśmiał się.
- No co?- spytałam.
- Nic, po prostu Damon mówił, żebym uważał na słowa. Teraz wiem chyba czemu.
- Tak?- spytałam uśmiechnięta.
- Tak.
Wyjaśniłam mu tyle ile pozwalała mi teraz mój stosunek do niego. Wkrótce potem wyszłam się spakować.
Postawioną walizkę odstawiłam na bok. Ledwo usiadłam do mojego pokoju wpadł Michael.
- Mogę?- spytał.
- Przecież już wszedłeś.
- No tak. Chcę z tobą o czymś porozmawiać zanim wyjedziesz.
- O czym?
- Mówiłaś, że chciałabyś studiować.
- Tak, ale nie miałam za bardzo zastanowić nad kierunkiem i wyborem Uniwersytetu, więc?
- Jest pewna szkoła mogłabyś tam studiować.
- Jaka szkoła?
- Dla niezwykłych osób. Jest oddalona od dworu. Wiem, że chciałabyś sobie wybrać kierunek, ale może pomyślałabyś o prawie.
- Prawie?
Nigdy nie myślałam o prawie bardziej moje myśli szły może w stronę pracy biurowej lub nauczania. Ale prawo to raczej nie to.
- Tak, ale miałabym wybór?
Nie odpowiedział nic przez dłuższą chwilę, a ja wiedziałam a przynajmniej czułam co to może oznaczać.
- Oczywiście, że masz.- w końcu się odezwał.
- Pomyślę dobrze. Jestem zmęczona a za parę godzin jadę, więc wolałabym się jeszcze przespać.
- Oczywiście córeczko.
Pocałował mnie w czoło i wyszedł.
Przebrana w coś bardziej do spania położyłam się do łózka.

I jeszcze jedna prośba piszcie komentarze dla was to chwila a dla mnie wielka motywacja.
Dziękuję Autorka :)

piątek, 18 września 2015

Rozdział 96

Nicole:

Wczoraj poprosiłam Shannę by usunęła wszystkie spotkania i zamieniła je na Lucasa. Za dwa dni wyjadę i postanowiłam, że mimo wszystko chcę wyjaśnić wszystko z nim. Siedzę w kuchni i grzebię w talerzu ze śniadaniem. Służba czasami zerka na mnie. I pyta czy wszystko w porządku lub czy mi nie smakuje. W końcu wzięłam się do jedzenia, a następnie poszłam w stronę pokoju kuzyna. Uniosłam swoją rękę i po głębokim wdechu, zapukałam w te cholerne drzwi.
Boże czemu jak człowiek się stresuję wszystko wydaje się jakby trwało wieczność. W końcu drzwi mi się otworzyły. Tylko zamiast kuzyna zobaczyłam ładną dziewczyną o kasztanowych włosach.
- Wasza Wysokość.
- Meg kto przyszedł?- z głębi pokoju usłyszałam głos kuzyna.
- Mogę wejść?- spytałam, zanim ona odpowiedziała.
- Oczywiście.
Otworzyła szerzej drzwi a ja weszłam do środka.
- Powiesz w końcu kto...
Przerwał widząc mnie. Widać było, że brał niedawno prysznic na moje szczęście był ubrany od pasa w dół.
- Ubierz się może do końca.- tylko tyle z siebie wydobyłam.
Lucas wrócił po chwili  w całości ubrany i stanął koło Meg.
- Nicole to jest Meg, moja dziewczyna.
- Miło mi cię poznać. - podałam jej dłoń.- Szkoda tylko, że w taki sposób.
Obie zaśmiałyśmy się cicho. Następnie znów spojrzałam na kuzyna.
- Nadal chcesz porozmawiać?- spytałam.
- Tak bardzo.

Lucas.

Od tak dawna chciałem z nią porozmawiać. Chciałem by poznała Meg. A teraz jest tu. Stałem koło mojej dziewczyny.
- Nadal chcesz porozmawiać?- spytała.
- Tak bardzo.
Meg ścisnęła moją dłoń dodając mi siły. Znała cała historię mojej przeszłości. Ale także wie, że się zmieniłem. Dopiero gdy zauważyła, że się zmieniłem zaczęła się ze mną spotykać. Kocham Meg, która wie jaki jestem i wie jak pragnę odzyskać zaufanie moje kuzynki.
- To dobrze, spotkajmy się za dziesięć minut w bibliotece.
- Zgoda.
Jej lekki uśmiech był dla mnie nadzieją, że mogę ją odzyskać.
Gdy wyszła usiadłem na brzegu łóżka. Meg kucnęła przede mną i wzięła w swoje drobne dłonie moje.
- Lucas nie martw się będzie dobrze. Jeśli chcę cię wysłuchać, to dobrze.
- Wiem, ale boję się, że gdy zacznę jej tłumaczyć. Może w pewnym momencie wyjść.
- Z całą pewnością tego nie zrobi.
Usiadła na moich kolanach.
- Odzyskasz ją, ale na wszystko trzeba czasu. Wiem, że gdzieś w głębi ona wciąż cię kocha, tak jak ja.
Dotknąłem jej policzka.
- Kocham cię, Meg.
- Ja ciebie też. A teraz idź.
Musnęła szybko moje usta, zeszła z moich kolan i poszła do łazienki. A ja poszedłem do biblioteki.

Nicole:

Czekałam na niego w bibliotece. Gdy wreszcie się drzwi otworzyły. Kuzyn usiadł na przeciwko.
- Masz cały dzisiejszy mój czas na wyjaśnienia.
- Nicole nawet nie wiesz ile to dla mnie znaczy.
- No cóż mi nie było łatwo, ale przed wyjazdem wolę mieć wszystko wyjaśnione.
- Wyjazdem?
- Jadę do matki. A teraz zacznij.
Nie ważne co będzie mówił muszę wytrzymać to do końca. Nie wyjdę dopóki nie poznam całej historii z jego strony.
Zaczął od samego początku słowa bolały, a zarazem cieszyły. Chciałam wyjść, ale się powstrzymałam. Było już późno.
- Lucas- przerwałam mu.- Daj mi dłoń.
Zawsze staram się to kontrolować i się udaje. Kuzyn wyciągnął rękę w moją stronę, którą ujęłam. Następnie wspomnienia uderzyły we mnie jak woda z prysznica. Szybko i mocno. Dla niego to zapewne to chwila dla mnie to strasznie długo.

Lucas:

Złapała moją dłoń. Nie odzywała się. Po około paru minutach ciszy, której jej nie przerywałem puściła mnie. Z jej oczu leciały łzy, spojrzała na mnie. Nie wiedziałem co się dzieje po prostu wstała i wyszła. Siedziałem chwilę jeszcze następnie wróciłem do siebie.

piątek, 11 września 2015

Rozdział 95

Nicole:

Gdy wszedł do środka o mało nie położyłam się na łóżko. Boże  czym sobie zasłużyłam na takiego mężczyznę.
- Gotowa?- podał mi dłoń, którą chwyciłam.
- Tak. Wyglądasz... brak mi słów.
Dymitr się uśmiechnął i przyciągnął mnie do siebie po czym złożył pocałunek na moich ustach.
Delikatny a zarazem stanowczy, w pocałunku była nasza miłość do siebie.
- Ty za to wyglądasz pięknie. Chodźmy.
Objął mnie a ja jego. Czułam się normalnie. Bez dworu, tylko on i ja, jak normalna para. Gdy zaczęliśmy iść. zauważyłam, że tędy jeszcze nie szłam.
- Dymitr powiesz mi dokąd idziemy.
- Mówiłem niespodzianka, poza tym nieładnie szukać odpowiedzi.
- Nie mam pojęcia o czym mówisz.
- Jesteś pewna, bo są sposoby bym uzyskał odpowiedź.
To fakt kilka razy zauważyliśmy, że potrafimy razem kilka rzeczy.
- No dobrze, ale ja tylko chciałam wiedzieć. Nie mniej mi tego za złe.
- Nie  mam, poza tym już niedaleko i wyjdziemy.
Pocałował mnie w czubek głowy.
Lecz gdy tylko wyszliśmy mój ukochany zawiązał mi oczy i zaczął prowadzić.
Nareszcie stanęliśmy, Dymitr stanął za mną i zaczął rozwiązywać opaskę na moich oczach. Tak bardzo chciałam zobaczyć gdzie jesteśmy i co przygotował.
Byliśmy nad jeziorem, przy brzegu był położony koc, na którym był kosz piknikowy. A dookoła były rozsypane kwiaty. Wszystko wyglądało tak pięknie a na dodatek zaczęło już widać wschodzące słońce. Dymitr objął mnie, a ja oparłam się o jego klatkę piersiową.
- Jest pięknie- powiedziałam uśmiechnięta.
- Chodź.
Usiedliśmy oboje na kocu. Jedliśmy, rozmawialiśmy. Było tak pięknie, ale wiedzieliśmy, że musimy wracać. Rzeczy zostawiliśmy w ukrytym korytarzu. Mój ukochany odprowadził mnie do pokoju. Przed jego pójściem pocałowałam go.
- Śpij dobrze, kochanie.
- Dobranoc Dymitr.
Następnie zamknęłam za nim wejście. Nad jeziorem było tak wspaniale, ale żałuje, że dzisiaj nie mogę z nim spać. Uwielbiam być blisko niego, ale nie zawsze jest to możliwe. Ale to i tak lepsze niż nic. Chcę by był bezpieczny jak każdy z moich bliskich.

Dymitr:

Moja niespodzianka dla niej z całą pewnością się udała. Żałuję tylko, że dzisiejszej nocy nie spędzi ze mną. Ale cóż odbijemy ją sobie.
Wziąłem szybki prysznic, następnie położyłem się spać. Gdyż jeszcze dziś czeka mnie próba w razie ataku na dwór i ze względu na to nie mogła dziś ze mną zostać. Pamiętam jak jej o tym powiedziałem, a jej porównanie było dla niej zabawne.
***
- Niestety tego dnia nie będziemy mogli zostać razem.
- Czemu?- spytała.
- Gdyż mamy niezapowiedziany próbny atak na dwór. I nie możesz zostać.- dotknąłem jej twarzy.
- No cóż, to zostanę u siebie. Wiesz co mi to przypomina.
- Nie mam pojęcia.
- Ćwiczenia przeciw pożarowe w szkole, one także są niezapowiedziane. Zazwyczaj.- cicho się zaśmiała
- Tak?
- Tak.
Objąłem ją w tali, a ona objęła moją szyję.
- Kocham cię, Nicole.
- Ja ciebie także.
Po czym złączyliśmy nasze usta w pocałunku.

Już kolejny mam nadzieje, że się podoba.
 A teraz kolejna informacja w tym roku szkolnym mam jednak więcej godzin lekcyjny i mam mniej czasu na pisanie. Ale będę się dla was strać by pojawiał się jeden rozdział w tygodniu, a jeśli się nie pojawi. Liczę, że mnie za to nie zabijecie.
Autorka

sobota, 5 września 2015

Rozdział 94

Nicole:

Od porwania mnie minął już miesiąc. Lucasa wciąż unikam. Wszyscy, którzy mnie ostrzegali, teraz proszę mnie bym z nim porozmawiała. Lecz ja nie potrafię, bo w końcu co mam mu powiedzieć.
Lecz jest i coś dobrego z rolą księżniczki radzę sobie nawet nieźle. Pewnie byłoby gorzej gdyby nie Shanna. Ona jest świetne pilnuję mnie i sprawdza każde spotkanie. Caroline się śmieje, że niedługo by się ze mną spotkać będzie musiała się umawiać. Ale mimo to ona i Jack są dla mnie rozluźnieniem na dworze. Elizabeth zaprosiła mnie na miesiąc do siebie bym poznała tam ludzi. Zgodziłam się za tydzień wyjadę i wrócę do Michaela na dwa dni przed moimi urodzinami. Czas mija strasznie szybko, to niezwykłe, że już pod koniec września skończę dwadzieścia lat a wkrótce potem czas minie tak szybko, że nawet się nie zorientuję a już będę królową.
Za parę godzin dwór pójdzie spać-  przynajmniej spora część. A ja pójdę na randkę. Sama w to nie wierzę. Dzięki mojemu dziadkowi- choć czasami wolę myśleć, że to ojciec Michaela.Wiem, że to jedno i to samo, ale to drugie bardziej do mnie przemawia. Spędzam z Dymitrem sporo czasu- przecież spanie razem to czas razem. Co nie? Kto by pomyślał, że dwór ma ukryte korytarze, którymi można wszędzie dojść.
Z tego co mi mówił o tym wiem tylko Dymitr i ja co jest dla nas ulgą. Choć korytarze są okropne pełne pajęczyn. Ale te którymi chodzę dość często ich już nie mają.
Właśnie wracam do pokoju po rozmowie z Caroline, chciałam się dowiedzieć czy ona wie co Dymitr na dziś wymyślił, ale ona także nic nie wie. Powiedział, że to będzie niespodzianka.
Powell i Phil są teraz dwójką strażników, którzy są ze mną non stop. Mój ukochany sam chciał być moim strażnikiem, ale powiedziałam, że tak będzie lepiej i że tak powinno zostać. Po paru dniach rozmów udało mi się i jest tak jak było.
Po wejściu do pokoju weszłam prosto do łazienki na długą kąpiel, którą tak bardzo pragnę po dzisiejszym dniu.
Od jakiegoś czasu myślę, że jestem chora lub jest ze mną coś nie tak. Moje sny mimo, że czasami widzę to co może się wydarzyć. Zaczynają szaleć, ja zaczynam szaleć. Chociaż może i to normalne. Caroline mówi, że na co czekam. Lecz odpowiedzieć zawsze jest ta sam. Pamiętam rozmowę z tygodnia temu gdy o tym rozmawiałyśmy.

***
- Co ci się śni?!
Co za szczęście jesteśmy w pokoju, a nie na przykład w ogrodzie.
- Jeszcze głośnie, jeszcze cały dwór nie słyszał.
- No sorki, ale powtórz, bo chcę mieć pewność, że dobrze zrozumiałam.
- O nie drugi raz tego nie powiem. I dobrze słyszałaś, ale jak komuś powiesz a szczególnie jemu przyrzekam zabiję cię.- ostrzegłam.
Caroline oparła się o kanapę i zaczęła się śmiać.
- Nie śmiej się kretynko, tylko mi pomóż.- walnęłam ją w ramię.
- A jak mam ci niby pomóc. Zróbcie to a może przestanie ci się to śnić.
- Pogięło cię. Na dworze. Jakby ktoś się zorientował to co wtedy. Mam szczęście, że tak nie wiele osób o nas wie. Bo gdyby ktoś nas wydał lub się dowiedział, że on ma ze mną więź. Nie chcę myśleć co się stanie.
- Może masz i rację. To wyjedź gdzieś z nim. Będzie cię sami.
- Chora jesteś Michael od porwania chcę mnie chronić i w ogóle. Nie pójdzie tak łatwo. Przecież wiesz jak się biłam o wyjazd na zakupy do miasta.
- No racja. Powiedz mi jaki on jest.
- Kto?
- No Dymitr a kto?
- O nie, nie powiem ci co się tam dzieje.
- To jak mam ci pomóc.
- Może masz pomysł by to powstrzymać.
- Kochana- objęła mnie- potrzebny ci facet.
- Mam, jakbyś nie zauważyła.
- No to na co czekacie. I tak wiecie, że on zawsze był i jest twój a ty jego.
- A wy jak to zrobiliście. Mhm?
- To nie to samo.
- Jak to? Więc jaki jest Jack?
- O nie, rozmawiamy o tobie, nie o mnie. A pytałaś poprzedniczek?
- Mówią, że przestaną. Że to taki moment, ale on mi się nie podoba a może podoba sama już nie wiem. Te sny to koszmar i przyjemność w jednym.
- Więc jest dobry.
- Co?
- No Dymitr mówisz to z takim podekscytowaniem, że o matko.
- Nie z całą pewnością nie. A teraz przestań i mi poradź, przyjaciółko.

***
To było straszne rozmawiać o tym z Caroline, na szczęście w idealnym momencie wpadła Shanna i mnie uratowała. A co do snów próbowałam tak jak pomyślałyśmy, ale coś nie szło. Może trzeba tylko przeczekać.
Po godzinie wyszłam z wanny i poszłam ubrać bieliznę i owinęłam się szlafrokiem. I teraz chodziłam i zaczęłam wybierać co na siebie założyć. W życiu bym nie uwierzyła, że będę się tak zachowywać przed wyjściem. Przecież się tym nie przejmuję. W końcu się zdecydowałam. Na szczęście, że mam tu także zwykłe ubrania, a nie tylko sukienki i spódniczki, które niezbyt lubię, ale jak mus to mus.

Ubrana, spojrzałam na zegar i nawet nie wiem kiedy minął ten czas, ale zostało mi dziesięć minut. Z czego zaczęłam się cieszyć. Usiadłam na brzegu łóżka i czekałam bawiąc się telefonem.

Już kolejny mam nadzieje, że się podoba. A jak tam u was po pierwszym tygodniu szkoły. Bo u mnie strasznie już mam zapowiedziane trzy kartkówki.

poniedziałek, 31 sierpnia 2015

Rozdział 93

Nicole:

Zaraz po pielęgniarce do sali weszła moja przyjaciółka ze łzami w oczach. Podeszła do łóżka i mnie przytuliła.
- Udusisz mnie- powiedziałam.
Po chwili mnie puściła.
- Przepraszam.
- To nic. Powiesz mi co się działo na dworze jak mnie nie było?
- Prócz porwania ciebie to nic ciekawego.
Uderzyłam ją lekko w ramię i zaczęłyśmy się śmiać. To moim zdaniem lepsze niż płakać.
Rozmawiałyśmy jeszcze kilka minut gdy ktoś zapukał do drzwi i wszedł do środka. Mój kuzyn Lucas i uścisnęłam mocniej dłoń Caroline.
- Hej, jak się czujesz?- spytał.
A moja przyjaciółka spojrzała na mnie przerażona.
- Lepiej, ale to nie twoja zasługa.
- Wszystko w porządku?
- Caroline zostawisz nas samych, później może przyjdziesz.
- Jesteś pewna?- przytaknęłam.- Do zobaczenia- przytuliła mnie i wyszła.
- Czy to prawda?- spytałam.
- Ale co?
- Czy mieli rację w tym, że miałam się od ciebie trzymać z daleka?
- Nicole..
- Czy mieli rację?- byłam już mocno zdenerwowana.
- Tylko na początku.
- Wyjdź!
- Daj mi wyjaśnić.
- Wyjdź stąd!
Podszedł bliżej a ja dzięki moim zdolnością otworzyłam drzwi i wskazałam mu wyjście.
- Chcę ci wyjaśnić.
- Zostaw mnie.
Lecz zamiast do drzwi podszedł do mnie i nie wytrzymałam sama pchnęłam go do drzwi.
- Jak?
Pchnęłam jeszcze bardziej, następnie zamknęłam drzwi, położyłam się na boku i zaczęłam płakać.
Przez godzinę ludzie próbowali się dostać do środka, ale nikomu nie pozwoliłam. Nie wiem, która jest teraz dopóki nie usłyszałam jego głosu.
- Nicole, wpuść mnie- prosił.
Podniosłam się.
- Spokojnie jestem sam, jeśli chcesz wejdę tylko ja.
Mówił spokojnie jak zawsze. Nie pewnie otworzyłam drzwi, lecz gdy Dymitr wszedł do środka od razu je zamknęłam. Usiadł na brzegu łóżka.
- Wszyscy próbowali się do ciebie dostać, powiesz mi czemu nie weszli.
Dotknęłam jego dłoni i złączyłam je. Następnie spojrzałam na niego.
- Wszyscy mieli rację, a ja nie słuchałam.
- Rację z czym?
- Z Lucasem.
- Aha, kochanie to ty miałaś rację. Twój kuzyn się zmienił dzięki tobie.
- Nie prawda. Wuj mi powiedział, że oni razem. Że Lucas..
- Wiem, Lucas wyjawił prawdę twojemu ojcu. On się zmienił.
- Jak to możliwe, a poza tym jak  mam na niego spojrzeć?
- Daj czas sobie na przemyślenia i gdy uznasz to za słuszne porozmawiasz z nim. A poza tym pamiętasz obiecałaś mi wyjaśnić swoje zachowanie.
- Wiem, pamiętam. - wzięłam wdech i wydech.
Spojrzałam na niego. Musi znać prawdę.
- Nicole- dotknął mojego policzka.
- Więc, każdy wie żeby wampir przeżył musi pić krew.
- To oczywiste.
- Ja... mój ojciec też nim jest. A ja by żyć także muszę ją pić, ale nie tak często jak reszta. A moje zachowanie wynika z tego, że byłam na głodzie.
- I potrzebowałaś krwi?
- Tak.
- Kochanie, mogłaś powiedzieć Powell i ja pomoglibyśmy ci kogoś znaleźć.
- Ty nie rozumiesz!
- Rozumiem byłaś spragniona i musiałaś się na pić krwi.
- Ale nie ludzkiej- po czym odwróciłam od niego wzrok.
- Jak to?
- Piję ją tylko raz w miesiącu. Gdy stało się to pierwszy raz to było... Nie ważne, mój kuzyn mi pomógł
- Damon.
- Tak. I próbowałam krwi, ale wyszło, że nie piję ludzkiej.
- Więc czyją?
Jezu jak ja mam to powiedzieć. Wstałam z łóżka i zaczęłam chodzić mimo, że miałam leżeć.
- Oprócz tej miał jeszcze dwa rodzaje. Należały one do osób przebywających stale na dworze.
- Przecież na dworze żyją wampiry i strażnicy.
- No właśnie.
Dymitr wstał i podszedł do mnie, przez co stanęłam i opuściłam głowę. Patrzałam na podłogę jakby tam coś było. Lecz on podniósł ją bym patrzała w jego oczy.
- Pijesz krew wampirów i damphirów- stwierdził.
- Tak.- powiedziałam cicho.
Wróciłam na łóżko i zaczęłam płakać, znowu. No pięknie, moje życie jest beznadziejne.
Miałam spokojne  życie, a teraz wszystko jest popieprzone.
Poczułam jak ktoś mnie obraca i z moich policzków zabiera łzy.

Dymitr:

Ona pije krew na początku to mnie nie zaskoczyło, lecz gdy zostało wyjawione czyją pije. Wróciła na łóżko i zaczęła płakać.
Teraz rozumiem jej zachowanie dlaczego kazała się trzymać z daleka. Była na głodzie a my byliśmy blisko niej. Ale mimo to nie zrobiła nam krzywdy, powstrzymała się. Podszedłem i obróciłem ją w moją stronę i starłem z jej policzków jej łzy.
- Trzymałaś nas z daleka by nie wypić naszej krwi.Prawda?
- Tak- powiedziała cicho.
- Powiedz mi, wszystko to czego jeszcze nie wiem.
Spojrzała na mnie zdezorientowana, ale ja tylko lekko się uśmiechnąłem.
Ona jest niezwykła, ma w sobie wszystko co najlepsze.

Informacja

Tak jak w poprzednim roku szkolnym w tym także rozdziały będą się pojawiać co tydzień i zapewne to będzie sobota.

czwartek, 27 sierpnia 2015

Rozdział 92

Michael:

Gdy w drodze na spotkanie z moim bratem dostałem wiadomość o odzyskaniu córki. Poczułem ulgę. Koło mnie siedział mój bratanek, który naprawdę się zmienił. Gdy tylko się dowiedział co spotkało jego kuzynkę. Przyszedł ze mną szczerze porozmawiać. I prawda była taka, że moja córka miała rację. Zmienił się- dzięki niej.
- Co się stało?- spytał Lucas.
- Wracamy na dwór, Nicole jest w drodze na dwór.
- Ale jak to?
- Nie wiem, ale ważne, że wraca.
Następnie kazałem jechać na lotnisko, by być jak najszybciej na dworze. Gdy wysiadłem z samochodu, mój bratanek jeszcze siedział.
- Lucas nie wychodzisz?- spytałem.
- Chciałbym pojechać zamiast ciebie na to spotkanie.
- Wiesz, że Daniel nie dostanie....
- Wiem- urwał.- Lecz chcę go zobaczyć jego minę.
- Dobrze, ale wracaj na dwór szybko.
- Oczywiście wuju.

Jestem na dworze minęło trochę czasu, ale nie liczę tego. Powiadomiłem matkę Nicole o jej powrocie. Wiem, że za chwilę ma wjechać na dwór. Przy mnie stoją także nie które osoby z kliniki, gdyż moja córka podobno jest cała pobita i chcą ją zbadać. Zauważyłem samochód, który zaczął się do nas przybliżać.

Nicole:

Gdy tylko skończyłam rozmawiać z Dymitrem zasnęłam. Czułam się zmęczona. Nagle poczułam jak ktoś mnie dotyka.
- Jesteśmy na dworze, Nicole.- usłyszałam głos ukochanego.
- Już?
- Tak. Obudź.
Gdy tylko samochód się zatrzymał pomógł mi wysiąść mój strażnik, lecz gdy tylko zobaczyłam Michaela mimo bólu przytuliłam się do niego. A na twarzy poczułam jak lecą mi łzy.
- Już jesteś bezpieczna córeczko- pocieszał.
Następnie zabrano mnie do kliniki na badania. Leżałam na łóżku szpitalnym w sali i czekałam na pielęgniarkę.
Dobrze jest być na dworze i czuć się bezpieczną.

Przepraszam za błędy i na prawdę nie wiem kiedy wstawię kolejny, możliwe, że kolejny będzie dopiero w przyszłym tygodniu, ale nic nie jest pewne. Mam nadzieje, że mimo to tu będziecie :)
A także dziękuję za wszystkie komentarze.

wtorek, 25 sierpnia 2015

Rozdział 91

Nicole:

Gdy wstałam z fotela do pokoju weszła kobieta z początku wizyty.
- Wasza Wysokość.- pokłoniła się.
Ludzie, by mogli w końcu przestać to robić.
- Proszę mi mówić po imieniu. Bardzo dziękuję, za to co pani dla mnie zrobiła.
- Cieszę się, że mogłam pomóc. Lecz wygląda, że przydadzą się nowe ubrania.
- Nie, nie trzeba. Podobno za parę godzin mam być na dworze.
- Ale..
- Naprawdę.- przerwałam.
Podeszłam do niej.
- Jeszcze raz dziękuję, ale chciałabym już jechać.- podałam jej swoją dłoń.
- Rozumiem.- uścisnęła ją.
Gdy zeszłyśmy na dół przy drzwiach stali już moi strażnicy.
- Miłej podróży, Wasza Wysokość.
Uśmiechnęłam się lekko, gdy się pożegnałam. Poprosiłam Powella by pomógł mi wsiąść do samochodu. Może było już lepiej, ale ból wciąż czułam chciałam już wrócić na dwór i być bezpieczna. Gdy ruszyliśmy poczułam się lepiej, ale Dymitr się nie odzywał.
- Dymitr?
Nic siedział z przodu i zero reakcji.
- Dymitr, odezwij się do mnie, proszę.
- Czemu się tak zachowałaś jak się obudziłaś. Co się stało?
- Ja... Ci nie powiedziałam wszystkiego.
- Co to znaczy?
- Powiem ci obiecuję, ale nie tak. Gdy będziemy na dworze sami.
- Wiesz, że nie będziemy mieli. Sam na sam często.
- Wiem. Tylko zostań ze mną.- łzy zaczęły mi lecieć.
- Nicole, nie płacz. Zostanę z tobą, kochanie. Obiecuję. Prześpij się.
- Kocham cię.
- Ja ciebie też.

Daniel:

Wyjechaliśmy z miejsca przetrzymywania mojej bratanicy. Mój brat chyba zrozumiał i wreszcie odzyskam to co moje. Władzę i nareszcie wrócę na dwór. Kto by pomyślał, żeby mój brat się zgiął wystarczyła jedna głupia małolata, ale cóż. Dziewczyna ma charakterek ojca. Ludzie, z którymi współpracuję chcą ją przetrzymywać do uzyskania informacji. Często ją przenoszą jakby się czegoś bali, ale ludzie z dworu są daleko i nigdy jej tu nie znajdą. Za dwie godziny odzyskam wszystko co moje.
Wszedłem na umówione miejsce, lecz zamiast mojego brata siedział mój syn. Nie wiedząc co się dzieje usiadłam naprzeciw niego.
- Gdzie Michael?
- W drodze na dwór.
- Co?! A nie chcę odzyskać córki.
- Nie tato. Gdyż już ją odzyskał. Moja kuzynka właśnie wraca do domu.
To niemożliwe.
- Kłamiesz!
- Skoro tak, sprawdź.
Wyjąłem telefon i zadzwoniłem. Gdy w końcu odebrał.
- Dziewczyna?!
- Ona...
- Wy sukinsyny...
Po czym się rozłączyłem. Gdy spojrzałem na syna na jego twarzy gościł uśmiech.
- Sam widzisz.- powiedział.
- Nie ciesz się. Żałuję, że nie zobaczę widowiska, gdy dziewczyna wróci na dwór.- uśmiechnął się.
- O czym ty mówisz?
- Sam się przekonasz.
Następnie wstałem i wyszedłem. Gdy wróciłem do mieszkania, kazałem zabić tych, którzy byli tam z nią i nie zabili strażników z dworu. Kurwa, ale jak to możliwe, że ją znaleźli?