Odzyskać nadzieję

czwartek, 31 grudnia 2015

Rozdział 110

Pisałam ten rozdział trochę czasu (niesprawdzany), więc taki prezent Noworoczny, nawet mi się wydaje, że to mój najdłuższy rozdział więc komentujcie, zostawiajcie jakiś znak po sobie. 

Nicole:

Czuje, że od śniadania czarownik i mój strażnik, zaczęli się dziwnie zachowywać, ale może mi się to tylko wydaje. Ksiądz wyszedł do kościoła, Powell poszedł zadzwonić i coś sprawdzić, tak przynajmniej mi powiedział, w czasie gdy ja siedzę w salonie i czytam książkę, która jest dla mnie tak wciągająca. Tak wiele ich spotkało. Tam gdzie jest mowa o mnie. Wciąż jest pisane, że zrobię coś wielkiego, ale co to ma być? Królową raczej nie będę najlepszą, nie czuję do tego powołania. Sama już nie wiem co jest prawdziwe.
Nie mam zamiaru tu siedzieć i czytać do powrotu Jean-Luca. Siedzę mu na głowie, więc by sprawić przyjemność. Zrobię obiad, a przynajmniej tyle ile potrafię zrobić.
Zaglądam do szafek w kuchni, nie mam zamiaru zrobić czegoś, co mogę przypalić lub mi się nie uda. Najlepiej zrobię naleśniki przy tym mam pewność, że niczego nie przypalę. Najgorzej będzie z jajkami, ale po co mam Jasona-na tą myśl na moich ustach pojawi się szeroki uśmiech.

Powell:

Rano zanim księżniczka wstała w kuchni kawę pił już czarownik. Musiałem go uprzedzić o tym co się dzieje. Gdyż w jakiś sposób może ją ochroni póki tu jesteśmy i jej tak szybko nie odnajdą.
- Kawy?- zapytał.
- Tak, chętnie.
Zauważyłem, że chcę wstać, ale go powstrzymałem. Nie był już młody, a nalać sam potrafię. Usiadłem na krześle obok księdza.
- Czy coś się dzieje?
Jak na czarownika wydawał się strasznie ludzki w zachowaniu, ale to przecież nie moja sprawa jaki ktoś jest.
- Niestety tak. Nie chcę by coś się panu stało, więc proszę o ostrożność i chcę prosić o pomoc w ochronie księżniczki do póki nie wyjedziemy z Francji.
- Czy to coś poważnego? Proszę zrozumieć, nigdy nie interesuje się sprawami wampirów, ale Nicole jest inna i bardzo ważna dla nas wszystkich.
- Tak to prawda Jej Wysokość jest naprawdę niezwykłą osobą. Ścigają ją ktoś. A tak dokładnie to ludzie jej wuja. Jest niebezpieczny, wszyscy uważamy na dworze, że ma ją na celu w dojściu do władzy.
- Skoro tak, zrobię co w mojej mocy. Chcę, by ona zrobiła wszystko co najlepsze dla naszej społeczności. Może zakończy całkowicie różnice i da nam wszystkim spokój życia.
- To by było coś wspaniałego. Pójdę po nią, by coś zjadła, koło południa wyjedziemy.
- Tak prędko?
- Tak, jej ojciec bardzo nalega, by chronić ją na dworze.
Przytaknął, a ja poszedłem obudzić księżniczkę na śniadanie.

Jean- Luc

Wiem, że ona jest tą ostatnia. Mam nadzieje, że Bóg da mi tyle sił, by zobaczyć jej cuda, które ma stworzyć. Dziewczyna na wielką przyszłość, o której jeszcze nie wie, o której nikt nie wie.
Jak długo to możliwe będą ją chronił, ale skoro są tu tak krótko. Muszę jej zapisać to co ważne i gdyby czegoś potrzebowała kontakt do mnie.
Niech Bóg Jej błogosławi.

Nicole:

Czas minął tak szybko w południe pod dom księdza przyjechał mój kuzyn. Dziwiło mnie tylko zachowanie strażników, ale może po prostu za mało sypiam. I to wszystko wydaje mi się takie z przemęczenia.
Na pożegnanie Jean- Luc dał mi kopertę i powiedział, że zawsze mogę się do niego zwrócić, a ja jak na księżniczkę przystało podziękowałam.

W samolocie Lucas zasnął, ja niestety nie mogłam znowu. Dlatego włączyłam sobie muzykę …. I zaczęłam czytać.

Chcę śmierci, nie zniosę dłużej tego wykorzystania. Wydaje mi się, że z każda chwilą chcą coraz więcej. 
Uwierzcie mi chcę żyć, mam przecież dla kogo, mam cudowną matkę, brata i ojca. Chociaż wiem, że on nie jest moim. On chyba uważa mnie za swoją córkę. Matka od moich urodzin bardzo stara się bym nie wyróżniała się od innych, ale to nie łatwe. Gdy nie potrafi się robić tego co inni. 
Zaczynam chyba coś czuć do zwykłego człowieka, którego spotykam z matką na zakupach każdego ranka. W nocy ciągle mi się śni. Na jego widok serce me wariuje, a przy dniach, w których musze wziąć krew matki by żyć, chcę pożywić się nim. Gdy mojego brata i ojca nie ma, błagam matkę o to by wyjawiła mi prawdę, na temat mego prawdziwego ojca. 
Sił nie mam na życie, chciałabym mieć więź, bo wtedy może ona by mnie tu trzymała w jakiś sposób, ale jeśli ktoś się o nim dowie zabiją go.
Rada i cała społeczność uważają ludzi za nie równych nam w sensie małżeńskim, ale wszędzie indziej ludzie są dla nich równi.
Uważają, że nasza krew nie może być mieszana z krwią ludzką i krwią mego ojca/ naszych ojców- wampirów. Obelga dla równowagi świata. 
Równowaga świata- kpina. W szkole, w której uczą naszą społeczność. Równość jest wtedy gdy krew czarownika miesza się z krwią czarownika, wampira z wampirem, wilkołaka z wilkołakiem, ludzka z ludzką. Co to za równość?

Wilkołaki? Słyszałam, ale to … niesamowite. Muszę znaleźć coś o ukształtowaniu mocy.

Czuję nadchodzi. Wyjechaliśmy z Jean-Luciem do oddalonego domku by mieć spokój. 
Poznałam nie dawno kogoś jest taki jak moja matka, ale coś jest w nim. Co każe mi być ufną , jak i ostrożną. By pokazać mu swoje oblicze powoli.
Nie spałam kilka ostatnich nocy, a wczoraj spałam cały dzień. Jean- Luc uważa, że już czas. Spakował nas oboje. Boję się tego. 
Dojechaliśmy nareszcie na miejsce. Muszę się położyć, czuję jak moje ciało płonie. Gdy tylko się położyłam. Jean przywiązał moją jedną rękę sznurkiem, który zaczarował. 

Noc minęła spokojnie, Angelika jest tylko cała rozpalona. Wszystko wygląda na mocniejsza chorobę, które przechodzi zwykłe dziecko. Usłyszałem krzyk.

Zaczęło się od płonięcia dłoni, ale z czasem jej ciało zaczęło płonąć. Nic nie spłonęło. Nawet piżama, w której leży. Ciągle używam zaklęć, które mogą jej ulżyć. Gdy wszystko się uspokoiło, zacząłem przygotowywać wywar na jej głód.

Piąta noc była straszna, po raz pierwszy przez jej krzyki wyszło błaganie o śmierć. Nie mogę znieść patrzenia na jej ból, ale pomogę jej. W końcu to mnie wybrała.
Pije chyba litrami wywar. 
Ciało przez ostatnie pół godziny strasznie zmniejszyło temperaturę. Zniknęła mi w tym czasie chyba ze trzy razy.

Dzień szósty, po południe.
Wyszedłem na chwilę na dwór, Angelika śpi. Sam jestem zmęczony. Piszą to za nią, ale gdy jej się polepszy z cała pewnością napiszę co ona czuje. 
Gdy wszedłem do środka w pokoju, na jej łóżku jej nie było. Znalazłem ją w łazience, gdzie na podłodze jest pełno krwi. A ona drżącymi rękami próbuje się zabić.

Nie wytrzymałam zamknęłam książkę. Oddychałam szybko i głęboko ustami, Będę chciała się zabić. Nie, to niemożliwe
- Czy wszystko w porządku?
Dopiero zauważyłam stewardesę obok fotela, która podsunęła mi paczkę z chusteczkami. Wzięłam je i gdy odeszła, przyłożyłam jedną do twarzy. Nie czułam łez, lecz chusteczka było mokra.
Boję się tego co jeszcze tam mogę wyczytać. Księga miała mi pomóc, a zamiast tego to ona mnie przeraża.
Nie długo przed lądowaniem, poprosiłam o coś mocnego. Nawet mój kuzyn chciał wiedzieć po co mi to.
Niestety droga do dworu mi się strasznie dłużyła mimo, że kierowca jechał dziwnie strasznie szybko. W mojej głowie ciągle siedziało to co przeczytałam. Lecz gdy tylko ujrzałam dwór coś mi się nie spodobało.
- Lucas od kiedy przy bramie jest więcej straży?
- Od niedawna, ale nie martw się. Ojciec ci wszystko wyjaśni.
Mówił na jednym wydechu. Wzruszyłam ramionami i zmarszczyłam usta na to co powiedział.
Byłam wykończona, głodna i stęskniona za Dymitrem. Powell powiedział, że ktoś zajmie się bagażem. Więc wzięłam torebkę, w której była księga i poszłam do kuchni coś zjeść.
Po drodze do sypialni zadzwoniłam do Polski. Przed otworzeniem drzwi do pokoju rozłączyłam się z ciotką. Marzę o kąpieli w wannie i łóżku. Gdy weszłam do środka, zastałam ciemno. Zamknęłam za sobą drzwi i zaczęłam macać ścianę w poszukiwaniu włącznika. Już miałam wcisnąć, gdy poczułam czyjeś dłonie na swoich biodrach i usta na szyi. Opuściłam torbę.
- Dymitr- wyszeptałam odwracając się.
Jego usta prowadziły ścieżkę po mojej szyi w górę do mojego ucha. Ręce położyłam na jego ramionach. Jego usta wędrowały z mojego policzka powoli w stronę moich ust. Aż wreszcie się połączyły. Na początku powoli, aż pochłonęła nas tęsknota i miłość, a może i pożądanie. Gdy się oderwaliśmy, Dymitr włączył światło.
- Nie możesz wyjeżdżać na tak długo.
- To prawda.
Gdy po tej ciemności moje oczy przyzwyczaiły się do światła. Zauważyłam, że mój ukochany ściął włosy i nawet teraz lepiej wyglądał, w krótszych.
- Ściąłeś włosy.
- Tak, wyglądasz na zmęczoną.
- I jestem, marzę tylko o kąpieli i łóżku.
- Dam ci odpocząć.
- Idziesz?
- Nie na daleko, poza tym wkrótce znów się zobaczymy.
- Zostań ze mną.
Złapałam go za dłoń i zaczęłam ciągnąć w stronę łazienki. Chcę z nim teraz być.
- To dobry pomysł?- zapytał gdy zamknęłam drzwi.
- Nikt już raczej nie przyjdzie. Ale..
- Wiem- przerwał mi i złożył lekki pocałunek.
Woda zaczęła się lać do wanny, a ja z Dymitrem pomiędzy pocałunkami zaczęliśmy się pozbywać naszych ubrań. Gdy ja zostałam w bieliźnie jak i Dymitr. Poczułam krępowanie, ale gdy mnie pocałował mocno i głęboko.
Opierałam się o klatkę piersiową ukochanego, woda zakrywała nasze ciała. Teraz czułam się bezpieczna i kochana. To drugie może i mam, ale takie uczucie mogę mieć tylko od niego.
Po raz pierwszy było tak spokojnie tylko my. Tak bardzo chciałabym więcej takich chwil.
Po dobrych pół godzinny w wannie wyszliśmy z wanny. Ubrałam piżamę, a Dymitr swój t-shirt i bokserki. Leżeliśmy razem w moim łóżku, twarzami do siebie. Palcami jeździłam po jego twarzy i włosach.
- Znalazłaś to po co jechałaś?
- Tak.
Dymitr podniósł się na łokciach.
- Co jest?
- Przeczytałam … Proszę nie chcę teraz o tym mówić.
Dotknął mojej twarzy i pocałował w czoło.
- Dobrze, ale powinnaś się przespać.
- Zostaniesz?
- Jak długo tylko będę mógł.
Zsunął się i objął mnie od tyłu. Czułam jego oddech na mojej szyi.
- A teraz śpij- wyszeptał mi do ucha i mocniej objął.
Przy nim zasnęłam szybciej niż zwykle.

Rozdział 109

Lucas:

Wróciłem do hotelu, ale żałowałem, że zostawiłem tam kuzynkę samą. Moment co ja gadam. Przecież nie jest sama, jest z nią strażnik przy nim nic jej nie grozi. Nie wierze w to co się dzieje. Mam nadzieje, że jutro już wrócimy. Nie, my musimy jutro wrócić. Oby nas tu tylko nie znaleźli.
Przed pójściem spać zadzwoniłem do Meg, ale przed chwilą zadzwonił ojciec Nicole i boję się odebrać. Ale przez telefon mi nic nie grozi.
- Tak?
- Lucas, co oznacza twój sms, kazałem ci wracać z moją córką.
- Wiem wujku, ale ona chciała zostać. Poza tym może było jej trzeba powiedzieć, że ją ścigają.
- Nie, ona nie nie może się dowiedzieć. Daj mi ją do telefonu.
- Mhm, to może być nie możliwe.
- Co to niby znaczy?!
- Nicole nie ma w hotelu, została u pewnego księdza na noc.
- Co?!
- Wujku tylko spokojnie. Jest z nią strażnik, przy nim nic jej nie grozi.
- Niby tak. To kiedy wracacie?
- Jutro czy nawet dziś wylecimy.
Bo w końcu jest już po północy.

Dymitr:

Słyszałem co się dzieje. Wieści szybko rozchodzą się po dworze. Nie dawno ciotka Nicole wróciła na dwór. Ale już wiemy, że ją ścigają. Król chce ją sprowadzić na dwór. Jeśli jej się coś stanie to sobie nie daruje. Ona jest dla mnie całym światem.
- Halo?
- Hej, powiedz mi, że nic jej nie jest.
- Dymitr, tak nic jej nie jest. Nie musisz się martwić ze mną jest bezpieczna. Jutro wracamy, więc potem możesz się nią zająć. A tak przy okazji, rozmawiałeś z nią?
- Nie, może jak wróci to wtedy porozmawiamy.
- No jasne, stary mamy dwudziesty pierwszy wiek. Nie czekaj tyle i zadzwoń do niej. Jeśli jeszcze nie śpi, ale w to wątpię. Na razie.
No i się rozłączył.
Ma rację.

Nicole:

Kilka miejsc było oznaczonych odtworzyłam na jednym z nich.

Dziś jest inaczej, mam spokój. Więc badam gwiazdy. Wszystko jest w nich zapisane. Życie moje, moich poprzedniczek i przyszłych dziewczyn. Z gwiazd wyczytam więcej niż z ludzi.
Wiem tak wiele, no już nie bo moja moc się tak jakby ukształtowała. Ale cóż piszemy to po to, by kolejne z nas mogły żyć możliwie dłużej.
Wiec czas napisać co ja dziś wiem. Czuję jak świat nocy do mnie mówi. Dziś ją znalazłam ostatnią. Tak niewiele z nas o niej coś wie. Jeśli ja mogę coś dodać to z całą pewnością ona wiele zmieni. I zrobi coś czego żadna z nas nie zrobi.
Linia jej gwiazd jest tak krótka, aż znika przez pewien czas a następnie znów wraca i jest tak długa. 
Chcę by ona miała więcej niż ja, niż my wszystkie.
Każda z nas wygląda na starszą, ale tak nie jest. Ja mam zaledwie piętnaście lat, a czuję się starszą.
Pisząc to wszystko czekam na niego. Znalazł mnie a ja jego. Cieszę się, że w moim życiu mam go.

Chciałam czytać dalej, ale mój telefon zaczął dzwonić. Zobaczyłam jego imię na ekranie telefonu. Przez moment wahałam się czy odebrać, ale pragnęłam usłyszeć jego głos.
- Tak?
- Nicole, wysłuchaj mnie…
- Przepraszam- przerwałam mu.
- Co?
- Przepraszam. Nie miałam prawa być zła, więc przepraszam.
- Nie musisz mnie przepraszać, ale pamiętaj, że cię bardzo kocham.
- Ja ciebie też bardzo kocham i tęsknie za tobą.
- Niedługo przecież wrócisz.
- Tak, to prawda.
- Znalazłaś to czego szukałaś?
- Tak i nie tylko. Ale wyjaśnię ci wszystko jak wrócę, dobrze?
- Dobrze. Prześpij się i pamiętaj, że cię kocham. Dobranoc kochanie.
- Do zobaczenia wkrótce, kocham cię.
Rozłączył się, a ja poszłam spać. Było późno a ja jestem zmęczona.


Mam nadzieje, że się podoba. Mam prośbę zostawiajcie po sobie jakiś ślad bym wiedziała czy się podoba czy może nie.
Skoro dziś Sylwester to życzę jeszcze raz udanej zabawy.

sobota, 26 grudnia 2015

Rozdział 108

Nie sprawdzałam rozdziału, ale sądzę, że jest dobrze. Liczę, że się spodoba jak poprzednie i liczę na wasze komentarze. :)

Nicole:

Wszytko było w porządku, a raczej jest w porządku. Jedziemy już godzinę, ale już widzę miasteczko gdzie zmierzamy. Wszystko wydaje się być w normie i jest, ale jestem taka zmęczona jak jeszcze nigdy.
- Gdzie mamy podjechać?- spytał kierowca.
- Pod kościół.
- Nicole, jesteś pewna, że to tu?- spytał kuzyn.
- Tak, gdy to zdobędę wrócimy na dwór, nie martw się.
- O to się nie martwię, tylko o ciebie. Nie wyglądasz najlepiej, powinnaś się przespać.
Zachichotałam lekko. Chwyciłam jego dłoń.
- Nic mi nie jest.
Po paru minutach samochód stanął przed kościołem. Lucas wyszedł pierwszy, następnie podał mi dłoń, by pomóc mi wysiąść. Rozejrzałam się dookoła. Było tu tak cicho i spokojnie. A sam kościół miał swoją moc. Wyglądał na stary, lecz był piękny. Nie dziwie się, że tu go schowała.
- Zaczekaj tu pójdę sama.
- Dobrze.
Przeszłam przez starą bramę. Na całe szczęście gdy spojrzałam za siebie, był tylko mój strażnik. Pociągnęła do siebie główne drzwi Kościoła i weszłam do środka. Jak przystało na katoliczkę, przeżegnałam się. Rozglądałam się po wnętrzu Kościoła jak mała dziewczynka. Ale musiałam wziąć to co należy do mnie. Zamknęłam oczy i starałam sobie przypomnieć wspomnienia. Lecz wspomnienie nie przyszło, więc wyjęłam z torby zeszyt i zaczęłam czytać. Wszystko było tak blisko i daleko.
- Czy mogę ci w czymś pomóc moje dziecko?- usłyszałam za sobą.
Wystraszyłam się, następnie odwróciłam się do osoby za mną.
- Wystraszył mnie ksiądz.
Był starszą osobę, ale wyglądał bardzo miło.
- Przepraszam, a teraz może odpowiesz?
- To może zabrzmieć dziwnie, ale szukam czegoś?
- To oczywiście, gdzie można szukać Boga jak nie w Kościele.
- Nie szukam Boga, lecz pewnej rzeczy, którą tu ktoś zostawił.
Nie wiem czy to normalne, ale ten ksiądz zaczął mnie uważnie oglądać odkąd się obróciłam a teraz już w szczególności.
Nagle wyciągnął do mnie swoją dłoń.
- Mogę.
Nie wiedziałam co robić, Powell stał kilka metrów od nas, więc nic mi nie grozi.
Przytaknęłam i podałam mu swoją dłoń. Jego uścisk był ciepły i mocny.
- Tak myślałem. Usiądźmy.
Zgodziłam się i oboje usiedliśmy do jednej z ławek.
- Kim ksiądz jest?- spytałam.
- Nazywam się Jean-Luc. Wiem kim jesteś i po co przyszłaś.
- Skąd?
- Znałem kogoś takiego jak ty wiele lat temu.
- Angelikę.
- Tak. Ile masz lat?
- Prawie dwadzieścia.
- I dopiero teraz tu jesteś?
- Tak, to trochę skomplikowane.
- Powiedz jak się nazywasz.
- Nicole Katherine Steel-Johnson.
- Jesteś córką królewską.Czyli ostatnią.
- Co?
- Nie to co myślisz po prostu. Jesteś ostatnią niezwykłą. Jesteś sama?
- Nie. Jest ze mną straż i kuzyn.
- Rozumiem. Może pójdziemy do mnie do domu. Masz zapewne wiele pytań.
- Tak.

Jean- Luc zaczął mi opowiadać swoją historię z Angeliką. Słuchałam jak zaczarowana, ale czułam, że nie mówi wszystkiego. Możliwe, że to ze względu na Lucasa, który tu jest.
- Powinniśmy się już zbierać.- powiedział Lucas.
- Jeśli chcecie możecie tu przenocować - zaproponował Jean- Luc.
- To świetny pomysł.- pochwaliłam.
- Pójdę zrobić herbaty- powiedział ksiądz.
Gdy tylko czarownik wyszedł kuzyn wbił we mnie wzrok.
- Nicole, co ty wyprawiasz?! Miałaś coś zabrać i wracamy a nie tu siedzieć.
- O co się wściekasz! Jeśli chcesz to wracaj, ale ja jeszcze zostaje. Muszę wiedzieć więcej, zrozum mnie.
- Dobrze, przyjadę po ciebie jutro w południe, a potem wracamy na dwór.
- Zgoda.
Zastanawiał mnie jego wybuch może coś się stało, ale nie chcę drążyć tematu bez potrzeby.
Gdy przyjaciel Angeliki wrócił, mój kuzyn pożegnał się i pojechał do hotelu, w którym się zatrzymaliśmy. Oczywiście Powell został ze mną, dla mojego bezpieczeństwa.

- Przyjechałam tu ze względu na książkę, którą wszyscy powtarzają, że mam ją zdobyć.
- Wiem, czekałem.
Wstał od stołu. Wyszedł z pokoju i wrócił po około pięciu minut z książką w rękach. Następnie położył przede mną. Jak na starą księgę nieźle wyglądała.
- Tu znajdziesz wiele odpowiedzi. A teraz zaprowadzę cię do pokoju, jesteś późno a ja już jestem zmęczony.
- Tak, masz rację.

Siedziałam już w pokoju pokazanym mi przez czarownika. Na łóżku położyłam książkę, jest ona gruba. Czarownik powiedział mi bym nikomu jej nie pokazywała. Jestem taka ciekawa co tam znajdę, ale jest we mnie jakiś strach. Wiem, że wraz z wiedzą, którą zdobędę będę bardziej narażona na niebezpieczeństwo.
- No cóż raz kozia śmierć. - zachichotałam.

czwartek, 24 grudnia 2015

Życzenia Świąteczne

Dla wszystkich życzę
radosnych i rodzinnych świąt Bożego Narodzenia
 oraz szalonego i szampańskiego Sylwestra
oraz udanego Nowego Roku !
:)
Pozdrawiam wszystkich Pauli


wtorek, 22 grudnia 2015

Rozdział 107

Mam nadzieję, że rozdział się spodoba. A kolejny rozdział pojawi się za kilka dni gdy minie gorączka świąteczna i czas do pisania.

Nicole:

Lucas wyszedł ode mnie jakąś godzinę w tym czasie zostałam wezwana przez dziadka, który chciał wiedzieć co się działo że mną przy stole. Na szczęście udało mi się go uspokoić i przekonać do moich racji.
Wyszłam właśnie z łazienki byłam zmęczona i bardzo chciało mi się spać, lecz chyba nie jest mi to dane gdyż znów ktoś puka do moich drzwi pokoju. W zdycham zrezygnowania i idę je otworzyć. Przed drzwiami stoi jedną z pracownic.
Tu na całe szczęście nie mówią mi tytułem królewskim tak jak na dworze u Michaela.
- Czy coś się stało?- pytam
- Przepraszam , że przeszkadzam, ale na dole czeka pewien mężczyzna na panienkę i bardzo chce z nią rozmawiać.
Ciekawe kto to jest?
- Przekaż mu, że zaraz zejdę i zaprowadź go do salonu.
Po czym dziewczyna odeszła, a ja zamknęłam drzwi i poszłam po szlafrok. Następnie zeszłam na dół do salonu gdzie miał na mnie czekać. Stał do mnie tyłem, ale i tak wiedziałam kim jest.
- Mike co tu robisz?
- Przepraszam, że teraz przychodzę, ale wiem, że jutro wyjeżdżasz więc chciałem być pierwszy.
- Pierwszy?
- Może porozmawiamy gdzie indziej.
- Dobrze chodźmy do gabinetu.
Zamknęłam drzwi, by nikt nam nie przeszkodził.
- Powiesz w końcu czemu przyszedłeś?
- Twój dziadek powiadomił nas, że jutro wyjeżdżasz.
- Tak, muszę sam wiesz co zrobić więc nie muszę tłumaczyć.
- Masz rację, ale chciałem przyjść przed nimi.
- Czego chcą ode mnie?
- Nie jestem pewny. Wiem, że przebywanie tu nie jest łatwe. Lecz chciałbym Cię prosić przed twoim wyjazdem o rozmowę z Angeliką.
- Dobrze, ale nie długo ostatnio nie jestem całkiem wypoczęta.
- Rozumiem i dziękuję.
Mike nie rozmawiał długo z Angeliką gdyż wiedziała co się ze mną dzieje i skończyli rozmowę po chyba piętnastu minutach.
Mimo, że położyłam się spać. Przespałam tylko z dwie godziny, a następnie nie dane mi było spać.
Tak jak powiedział Mike rano przed wyjazdem zjawili się ludzie, których nie cierpię. Chcieli rozmawiać że mną na osobności. Nie miałam wyboru zgodziłam się. Mimo, że jestem jak cholera zmęczona dałam im pięć minut. Na początku zadawali pytania a na koniec chcieli krew. Część mnie nie chciała im jej dawać, ale bałam się co się może stać jeśli jej nie dam.
W samochodzie mimo wszystko chyba udało mi się zasnąć gdyż obudziłam się niedługo przed lądowaniem.

Lucy:

- Czego ty chcesz?
- Sprawiedliwości.
- Jakiej znów?
- Wszystko mi odebrano żonę, syna, koronę.
- Braciszku czy ty siebie słyszysz. Nikt ci nic nie odebrał. Alice umarła przez chorobę, Lucasa sam od siebie odsunąłeś, a koronę straciłeś przez własną wymyśloną zemstę. Więc nikogo nie obwiniaj, gdyż sam sobie sprawiłeś taki los.
Po moich słowach wściekł się i wyszedł. Nie rozumiem jego zemsty na naszej rodzinie. Kocham go, ale nie rozumiem skąd w nim od śmierci żony tyle gniewu.
Mam tylko nadzieje, że już wkrótce ludzie w dworu mnie odnajdą.

Dymitr:

Wściekła się podczas rozmowy. Próbowałem z nią porozmawiać, ale postawiła mur przez który mimo sił nie mogę się przebić. Więc zadzwoniłem do przyjaciela, by spytać co się dzieje. Nie wiele mi powiedział co było czymś nowym.
Nie mogłem tak siedzieć i czekać, miałem przecież obowiązki. Miałem wychodzić gdy poczułem jak mój telefon wibruje.
- Tak?
- Dymitr, przepraszam, że tak nagle ale Emma zaprosiła mnie na zakupy więc mógłbyś zjawić się za pięć minut w garażach.
- Oczywiście.
- Dzięki.
Po czym się rozłączyłem w końcu nie mogłem się nie zgodzi taki jest mój obowiązek. Choć wolałbym być teraz przy Nicole. Ten miesiąc trwa już strasznie długo. Mimo jej wybuchu, który nie wiem skąd się wziął i tak ją kocham.

Wracałem do siebie po zakupach mojej podopiecznej. Już miałem zamknąć drzwi gdy czyjaś stopa mi tu uniemożliwiła. Otworzyłem szerzej drzwi.
- Emma?
- Mogę wejść?
- Tak.
- Co się stało?- spytałem.
- Chcę porozmawiać.
Rozmowa nie jest zła choć część mnie wie, że Nicole nie jest za szczęśliwa gdy się widuje z Emmą.

sobota, 12 grudnia 2015

Rozdział 106

Nicole:

Po moim wybuchu śmiechu minęła już dobra chwila i nie wiem czy mogę mu o tym powiedzieć. Znając moje szczęście to wszyscy przy stole widzieli moją aurę i nie zdziwiłabym się gdyby ktoś wszedł i spytał co się ze mną działo przy stole. Tak niewiele osób wie o nas. Pierwszy raz się na niego pogniewałam, ale miałam prawo- prawda?
- Zaczniesz w końcu mówić, bo korzenie tu zapuszczę.
- Nie wiem czy mogę ci powiedzieć.
- Nicole...
Wiedziałam, że znów chcę wyjechać z tym, że nie jest taki i w ogóle, ale to w końcu nie o to chodzi.
- Tak niewiele osób wie.
Spojrzał na mnie ciekawy, moją wypowiedziom.
- Nie powiem ci dużo, gdyż tak będzie lepiej, ale możesz być pewien, że będziesz wiedział o tej części mojego życia więcej niż Damon. Więc to zapewne cię ucieszy, prawda? I proszę nie przerywaj mi. Więc to, że jestem wyjątkowa to zapewne jak każdy już wiesz. Czasami jestem nieobecna, znikam. Gdy powiedziałeś mi o tym co się stało, byłam zaskoczona i przerażona, ale przy stole. Rozmawiałam z kimś, ale jak nie powiem. Muszę chronić swoją tajemnice. Rozmowa z nim na początku była miła, ale gdy zaczęłam temat kłamstwa. Obiecaliśmy sobie, że mamy być szczerzy. On jednak nie powiedział mi prawdy. Kocham go, ale nie chcę by zawsze mnie chronił.

Lucas:

Jej słowa, które mówiła o nim były pełne miłości, ale w jej głosie było słychać smutek, ból, złość, miłość, szczęście. Lecz zaskakujące jest to, że nie powiedziała kim jest on? Za każdym razem używa trzeciej osoby jakby bała się, że jeśli to powie stanie się coś złego.
- Rozumiesz? Chodź zapewne nie.- pokręciła głową.
- Kim jest on?
- Muszę nas chronić.
- Przed czym?
- To skomplikowane?
- Więc wyjaśnij tak jak możesz, chcę ci pomóc, ale musisz dać mi szanse.
- Zgoda.
Znów czekałem na jej odpowiedź. Nie rozumiem czego się boi. Ma bliskie jej osoby, które zrobią wszystko by ją chronić. Tak samo zrobił to jej ukochany, o którym prawie nikt nie wie. Ciekawe jak długo utrzymała to w tajemnicy i nikt się o tym nie dowiedział. Lecz jeśli jest z kimś to znaczy, że jest to ktoś z dworu. Mam nadzieję, że może kiedyś się dowiem kim "on" jest.
- Nigdy nie byłam bezpieczna. Ciągle ktoś coś chcę, teraz nawet nie wiem czy mogę coś zrobić, by chronić siebie.
- Nic nie rozumiem.
- Dziadkowie chyba mnie polubili a ja ich, ale nie wiesz jak ciężko jest mi tu być. Boję się, że jeśli dowiedzą się o nim będą chcieli wiedzieć jak on wie coś o mnie i różnych innych rzeczach, które potrafimy razem.
- A co potraficie?- spytałem, gdyż chciałem ją lepiej zrozumieć.
- Rozmawiać, znaleźć siebie, ale to nie jest ważne.
- Mogę coś powiedzieć.
- Oczywiście.
- Tylko się nie złość i nie mów, że to męska solidarność, Zgoda?
- Niech ci będzie.
- Nikt z rodziny cię nie powiadomił o wydarzeniu na dworze, ale to tylko dlatego byś się nie przejmowała i była bezpieczna. Lecz "on"- powiedziałem robiąc cudzysłów w powietrzu na to słowo- skoro cię kocha to chcę dla ciebie jak najlepiej.
- Ale..
- Tak wiem obiecaliście sobie szczerość, ale jeśli cię kocha to robi to z miłości do ciebie. A poza tym zawsze są jakieś tajemnice w związkach. Poza tym musi być naprawdę cierpliwy, że z tobą wytrzymuje.
- O ty!
Po czym oberwałem z poduszki.

Ten rozdział był wymyślony na lekcji. Tak się zamyśliłam, że nauczycielka zwróciła mi uwagę. Co było dla mnie niezwykłe gdyż jeszcze nigdy mi się nie zdarzyło tak zamyślić.
Na szczęście jeszcze dobry - trudny - tydzień i będzie wolne.
A jak u was? I co sądzicie o rozdziale?