Odzyskać nadzieję

piątek, 1 czerwca 2018

Rozdział 21

Nicole:

Jechałam tak długo by teraz jechać wolno leśną drogą i zauważyć z daleka jakąś posesje. W czasie całej tej podróży dostałam informacje od Powella. Jak również długą rozmowę z Cassie, która jak się okazuje dużo mi nie mówiła. Okazuje się, że ci fanatycy mogą być bardziej niebezpieczni niż się wszystkim wydawało. A ja jestem w to gówno wkopana po same uszy. Zatrzymałam się i za nim wysiadłam dałam sobie chwilę. Jeszcze nie zamknęłam drzwi od samochodu a główne drzwi domu zostały otwarte i wyszedł z nich mężczyzna w średnim wieku.
- Pani nie masz pojęcia jak twój przyjazd nas ucieszył.
Nie jadłam od dłuższego czasu, ale nie widziałam krwi na jego ciele, ale czułam krew Dymitra gdy podeszłam do mężczyzny.  Wchodząc do środka zauważyłam tłum ludzi, który się zebrał. Wszyscy zaczęli coś szeptac. Czułam coś jeszcze, ale zamknięcie mocy na tak długi kojarzy mi się z murem, który zaczyna się rozpadać. Niestety wciąż wokół tego mężczyzny czuje krew ukochanego. Nie mogę zrobić nic pochopnie jeśli chce nas z tego wyciągnąć całych.
- Pani pozwolimy ci odpocząć a potem chcemy byś uczestniczyła w kolacji, w której każdy będzie mógł spotkać ciebie.
- Oczywiście.
Niestety gdy tylko wpuszczono mnie do środka drzwi zostały zakluczone. Cholera.
Kilka godzin później do pokoju weszła dziewczynka, która nie mogła mieć więcej niż z dwanaście lat. Jej oczy wpatrywały się we mnie.
- Hej - powiedziałam.
- Przepraszam - powiedziała i spuściła wzrok.
- Czemu przepraszasz? - podniosłam jej oczy.
- Jesteś aniołem nie powinnam się tak gabić. Proszę wybacz mi, ale jesteś taka ładna.
Boże taka młoda a mnie uważa za kogoś kim nie jest. Kiedyś może i byłam pół aniołem ale nie teraz. Muszę coś z tym zrobić.
- Wiesz ty też jesteś ładna. A teraz zabierzesz mnie gdzieś?
- Chodźmy.
***
Widziałem jak weszła do środka. Nie obchodzi mnie kim jest, najpierw ktoś nam podsyła informacje, że nasze przypuszczenia są prawdziwe i ona jest aniołem, dlatego jest taka niezwykła a jakiś czas potem umiera mój synek i ktoś podsyła mi film z nią jak to robi. Teraz to ja zniszczę ją.
Po kolacji wypuszczono ją na dwór gdzie ludzie chcieli zaznać jej cudu. Sam wszedłem pierwszy by móc ją ukarać. Gdy znalazłem się dość blisko wysunąłem sztylet i przycisnąłem jej do gardła.
- Co ty robisz?!- rozdarły się krzyki.
- To ona odebrała mi syna, odsuńcie się albo ją zabije.
- Ja nic..
- Nie odzywaj się.
***
Czułam na szyi sztylet, a coś było z nim nie tak. Miał sam w sobie moc, ale nie wydawała się być zwyczajna. Dłońmi chwyciłam jego przedramię nie odciągnę go bo sztylet może zrobić mi krzywdę, a wtedy nie uratuje ukochanego.
- Błagam jeśli chcesz mnie zabić pozwól mi zobaczyć strażnika którego przetrzymujecie.
- Jak to robisz?- mocniej przycisnął sztylet.
- Błagam potem możesz mnie zabić.
***
Głos w mojej głowie był tak zrozpaczony, ale mimo to zacząłem wchodzić do środka. Gdy znalazłem się w odpowiednim pomieszczeniu zaryglowałem drzwi. A dziewczyna spojrzała na mężczyzne.
- Nie wiem co ci uczyniłam, ale jeśli mam umrzeć chcę pocałować męża.
- Męża?
Odwróciłem ją przodem do siebie sztylet mając blisko jej szyi.
- Nie pamięta mnie - łzy leciały po jej twarz.- Żyje z kobietą która wykonała zakazane zaklęcie. A ja wyjechałam by moje serce nie mogło bardziej umierać. Jestem tu by go odzyskać. Ból mu zadawany pojawiał się u mnie.
Odwróciła głowę w jego kierunku, ostrze przycisnęło się do skóry i zaczęła płynąć krew. Zaczęła robić kroki a ja z nią kucnęła przy nim i uniosła jego twarz. Z nosa kapała jej woda, łzy lały się po policzkach. Jak ktoś taki mógł zabić dziecko? Palce gładziły jego twarz i włosy.
- Dopóki śmierć nas nie rozłączy.
Przycisnęła usta do jego warg. By po chwili wstać i spojrzeć w moje oczy.
- Nie wiem co ci uczyniłam, ale zabij mnie szybko i usuń ciało nim on je zobaczy. Nawet bez wspomnień nie chcę by widział moje martwe ciało.
- Jak mogłaś zabić mi synka.
- Nie mogłabym.
- Nie kłam!- przycisnąłem mocniej.
- Sama straciłam córkę, która powinna zaczynać naukę. Więc zabij mnie a może wtedy będę z nią czekać na męża i ojca.
Nasunęła się bardziej w jej oczach zobaczyłem swoją rozpacz.
Ona chciała umrzeć.
Sztylet wypad z mej dłoni.
- Nie zabiję cię, czuje coś.
- Wiem to mój ból.
Nic nie rozumiałem a ona stanęła zaczęła uwalniać mężczyznę z więzów. Po czym spojrzała na mnie.
- Czy tu są wszyscy?- spytała.- Tylko wy wyznajecie mnie za bóstwo.
- Tak, dostaliśmy informacje o twym przybyciu i wszyscy tu są.- odpowiedziałem szczerze.
- Dobrze.
Przez jej ciało zaczęło coś przechodzić, ręce zaczęła kręci, po czym coś się uwolniło, a ona upadła na kolana przy królewskim strażniku.
- Tylko ty pamiętasz mnie i co tu robiliście reszta zaraz stąd wyjdzie. Pomożesz mi go zabrać do samochodu, a potem ja pomogę tobie. Współczuje ci utraty syna.
I tak było gdy wyszliśmy z pokoju nikogo nie było.
- Co zrobiłaś?
- Coś co wiele mnie kosztowało, a teraz mi pomóż.
Pomogłem jej włożyć nieprzytomnego strażnika do samochodu. Po czym kazała mi wsiąść do auta.
- Teraz mów. Wszystko co wiesz o twoim oskarżeniu wobec mnie.
- Krótko po tym jak dostaliśmy tę informacje, że nasze wierzenia są prawdziwe umarł mój syn a przed tym spotkaniem dostałem wiadomość kto to zrobił.
- Uwierzyłeś w to co napisali?
- Nie to nagranie.
Nagle i gwałtownie wyhamowała na poboczu. Z tyłu samochodu usłyszeliśmy jęk.
- Dymitr- wyszeptała i spojrzała do tyłu.- Pokaż mi je, bo zgaduje, że masz je przy sobie.
Nic nie rozumiałem. W telefonie znalazłem odpowiednie video i podałem jej. Gdy jej wzrok śledził ekran wokół zaczęło się czuć dziwne napięcie.
Zaczęła jechać w nieznanym mi kierunku by po dłuższym czasie stanąć przed jakimś domem. Dziewczyna wysiadła, a strażnik zaczął się wybudzać.
***
Dojechaliśmy czułam wszystko mocniej. Czekałam aż ktoś otworzy te drzwi.
- Tak?
- Hej lub dzień dobry. Nie ważne. Jestem Nicole B...Johnson. Poznaliśmy się już kiedyś.
- Wiem kim jesteś i że się już poznaliśmy. O co chodzi?
- Potrzebuje pomocy. W samochodzie jest Dymitr i jeszcze jeden facet muszę ich tu zostawić i coś załatwić.
- Tom kto przyjechał?- usłyszałam ze środka domu wołanie.
- Przyjaciele- odkrzyknął.- Wejdź do środka a ja zajmę się nimi.
- Dziękuje.
- To ja powinienem dziękować. Moja żona ci pomoże.

Gdy dowiedziałam się wszystkiego co potrzebne odjechałam z powrotem na dwór w czasie gdy oni myśleli, że jadą po mnie.
Gdy dojechałam strażnicy dziwnie na mnie patrzeli ale nie ośmielili się nic powiedzieć. Zeszłam na do lochów. Podeszłam do jej celi i otworzyłam kratę.
- Ty- chciała coś mówić.
- Zamknij się i posłuchaj mnie. Na razie cię nie zabiję ale jeśli zrobisz coś by mnie skrzywdzić lub zniszczyć ostrzegam nie zawaham się. Nie masz pojęcia kim jestem i nawet śmierć nie będzie dla ciebie ucieczką ode mnie.
- On jest mój.
Moja dłoń z całej siły wylądowała na jej twarzy, która pod wpływem siły obróciła się.
- Jeśli naślesz kogoś na mnie zatłukę. A on zawsze należy do mnie. Jeśli usłyszę na twój temat co mi się nie spodoba, nic cię nie uratuje.

Dymitr:

Wczoraj wróciłem na dwór niewiele wiem na temat tego jak się wydostałem, ale gdy wróciłem na dwór dowiedziałem się, że moja ukochana siedzi w lochach. Powiedziano mi że ma tam zostać a ja nic nie mogę zrobić. Co dziwne jak wysiadałem z samochodu wczoraj czułem na sobie czyjś wzrok, ale nikogo nie zauważyłem.
Ale zasypiając czułem się jakbym miało mnie spotkać coś dobrego i to bardzo. Tylko nie wiedziałem co.

Obudziłem mnie dźwięk budzika. Co dziwne miałem dziwne uczucie jakbym coś trzymał w swych ramionach mimo że leżałem sam w łóżku. Nie był to pierwszy raz, ale to pierwszy raz po długim czasie i czułem się naprawdę dobrze. Jakby coś się w czasie mojego snu wydarzyło.
Idąc na wartę zauważyłem na dachu pewną osobę. Jej oczy patrzały prosto na mnie. W jej posturze było coś znajomego, ale z takiej odległości było trudno to rozpoznać. Stałem i patrzałem na nią póki nie zauważyłem za nią strażnika. Gdy się odwróciła ruszyłem dalej.

Po południu wszedłem do Hansa by się dowiedzieć czemu Emma siedzi w lochach. Otwierając drzwi zauważyłem stojącą tyłem dziewczynę tę samą co na dachu i już wiedziałem kim jest.

Nicole:

- Nie będę się ci tłumaczyła. Rób co kazałam i przysyłaj mi informacje zrozumiałeś.- powiedziałam gdy otworzyły się drzwi, ale nie odwróciłam się.
-Tak.
- Świetnie. Mam nadzieje, że nie będzie więcej niespodzianek Hans. Do zobaczenia.
Odwróciłam się i na jego widok lekko się uśmiechnęłam.
- Dobrze wyglądasz Dymitr. Hans jeszcze jedno nie wolno ci nic powiedzieć.
Wiedziałam po co przyszedł do Hansa. Zamknęłam drzwi a w korytarzu czekał już mój wierny wilczek. No cóż pies do niego nie pasuje.
- Gotowa?
- Jasne. Jeźdźmy już. Wrócimy tu w odpowiednim czasie.
Bym mogła umrzeć, ale tego już nie dodałam. Ten krótki i niespodziewany pobyt tu dał mi wszystko co potrzebowałam. Czyli datę mojej śmierci.