Odzyskać nadzieję

środa, 22 maja 2019

Rozdział 27

Cassie

Gdy Nicole wyznała prawdę swoim rodzicom wiedziałam, że i ja to muszę zrobić. Teraz oni muszą zrozumieć nasze przywiązanie. Ale jak również i Lorenowi. Kocham go z całego serca od wieków.
- Musimy się połączyć tak jak byliśmy złączeni na samym początkiem.
- Masz racje- usłyszałam głosy rodzeństwa.
- Czy to niebezpieczne?- spytała matka Nikki, która została, natomiast jej ojciec poszedł załatwić pewne rzeczy o które Nicole poprosiła a raczej wymusiła.
- Nie. Cassie wszystko w porządku?- spytała Nikki
- Tak
- Cassie - bardziej naciskając odezwał się nasz braciszek.
- Uhg. Powinnam powiedzieć prawdę rodzicom i Lorenowi.
- Więc jedź z nim do domu i tam wszystko wytłumacz. Ja będę u dziadków w domu powiesz ochłoniecie i przyjedziesz. Nie martw się teraz już będziemy zawsze razem i nie będzie już problemów. Obiecuję.
Lekko się uśmiechając  dotknęła mojej dłoni po czym przytuliła.
- Idź zajmę się nią- poczułam dotyk brata.
- Kocham was- objęłam ich oboje.
- A my ciebie.

Elijha

Przenieśli ją do pokoju poszedłem po coś do jedzenia dla nas, ale gdy wszedłem do jej sypialni płakała. Odłożyłem rzeczy i objąłem ją by mogła się wypłakać. Grała silną dla wszystkich, chroniła i walczyła o wszystkich, ale zapominała, że emocje i tak ją dosięgną.
- Już dobrze skarbie - zacząłem ją głaskać po plecach- Bez względu na wszystko kocham cię i zostanę.
Zaczęła głośniej płakać.
- Siostrzyczko spójrz na mnie. Nie płacz i powiedz co się dzieje.
- Połóż się ze mną.
Objęła mnie wtulając się w moją klatkę piersiową.
- Nie musisz się z tym mierzyć sama. Masz teraz nas.
- Kocham cię, ale z tym nikt mi nie pomoże.
Powiedziała cicho i zamilkła by po chwili zasnąć.
- Czemu zawsze chcesz grać tą która cierpi by inni byli szczęśliwi?- Spytałem cicho.
Nie otrzymując odpowiedzi, ale przypomniałem sobie gdy spotkałem ją raz dawno temu. W innych czasach, gdzie panowały inne zasady. Urodziła się w pewnej rodzinie i widząc jak dziewczynę  która była jej siostrą kochała mężczyznę z którym to ona miała wziąć ślub. Ubłaga ojca o zamianę mężów. Gdyż jej siostra miała wyjść za tyrana, a ona za mężczyznę który pokochał jej siostrę. Nie chcąc zniszczyć prawdziwej miłości, poświęciła się. Choć widywałem ją po ślubie z tym mężczyzną. Straciła swój blask i grała silną, a tylko ja to widziałem. Aż pół roku po ślubie nadeszła wieść, że umarła podobno spadła ze schodów, ale przekupiłem służącą która wyznała, że pan ją zbił tak bardzo, że po cichu wezwano lekarza, który stwierdził śmierć. Cała służba wiedziała jak naprawdę zginęła. Zabił ją na śmierć za to że tego wieczoru tańczyła z uśmiechem razem z jakimś mężczyzną.
A jej siostra zamknięta w miłości nie widziała bólu który jej siostra zabrała za nią. Żyjąc z tyranem każdego dnia. Poświęciła się dla bliskiej jej osobie. Teraz też chciała to zrobić, poświęcić się dla innych jak i dla samej siebie by już nie cierpieć.

Gdy się obudziłem Nicole nie była już w łóżku, ale słyszałem szum wody dochodzący z łazienki. Za drzwi sypialni usłyszałem delikatne uderzenie i wejście jej matki.
- Mam nadzieje, że już wstaliście.
- Tak, Dziękuję Pani.
- Proszę mówmy sobie po imieniu. Jesteś ważną częścią życia naszej córki a teraz i naszej. To niesamowite i przerażające, ale kochamy ją, Cassie a teraz i ciebie.
- To bardzo miłe.
- Mama zawsze mówi to co miłe- odezwała się Nikki wychodząc z łazienki.
- Jak się czujesz córeczko?
- Świetnie nawet dziś moglibyśmy wyjechać, ale pewnie się nie zgodzicie.
- Jedziemy jutro a ty masz odpocząć. Po południu chcę cię widzieć lekarz.- upomniała ją.
- Pójdę z nią.
- Świetnie. Pójdę powiadomić, że zaraz będziecie na śniadaniu.
Gdy wyszła, Nicole podeszła do mnie i wtuliła się we mnie.
- Przepraszam za wczoraj.
- Ej, nie musisz. Ubierz się, ja wezmę szybki prysznic i pójdziemy coś zjeść.
Ucałowałem jej czoło i wszedłem do łazienki.

Nicole:

Nie wiem co mi się wczoraj stało gdy mój brat przyszedł, ale potrzebowałam tego i siły wokół mnie. Gdy do środka wszedł ON płakałam mocniej, nie chciałam myśleć o tym co myślał widząc mnie. A skoro Elijha nie poruszył jego imienia oznacza, że nawet się nie zorientował się, że nas widział. Muszę się oddalić i zacząć znów żyć. Gdy się połączymy wyjadę do Polski ukończę tam szkołę a potem pomyślę co dalej. Moje serce jest zranione tak jak i dusza i potrzebuje czasu.
Po śniadaniu brat zaprowadził mnie do gabinetu ojca. Przed zostawieniem nas samych ucałował moje czoło i wyszedł.
- Córeczko jak się czujesz?
- Dobrze. Chcę wiedzieć co zresztą osób które sprowadziłam.
- Mają przydzielone pokoje oraz są pilnowani. Kochanie- uklęknął przy mnie i objął moje dłonie.- Wiem, że chcesz im pomóc.
- Tak. Sprowadzając ich dałam im tylko to co pozwoli im być tym kim powinni.
- wiem o tym. Twój przyjaciel odnalazł wśród nich swoją mate, która również jest wilkiem. Dałaś im bardzo wiele, więc wysłałem prośby o zaopiekowanie się nimi do rożnych ważnych osób, które się zgodziły.
- Dziękuje.- dotknął mojego policzka.
- Kocham cię. Jesteś taka dobra, chcę twojego szczęścia. Rano pojedziemy dobrze. Chciałbym byś tu została, ale..
- Nie mogę. Kocham was, ale gdy się połączymy muszę wrócić do Polski.
Ojciec nie chciał bym wyjeżdżała, ale w głębi rozumiał mnie. Dla nich również jest to trudne, ale świetnie sobie radzą.
- Pójdę już, musisz jeszcze popracować.
- Nic nie jest ważniejsze niż ty i twoja matka. Pomogę ci.
- Nie trzeba, poradzę sobie.
Uśmiechnęłam się lekko i musnęłam jego policzek.
Powoli wyszłam odprowadzona opiekuńczym wzrokiem rodzica. Na powietrzu przymknęłam powieki i zaniosłam modlitwę do niego. Gdy uniosłam powieki stał przede mną.
- Silna jak zawsze.
- Przejdźmy się- na moje słowa wziął mnie pod ramię.
- Mam z nim żyć jakby nic się nie wydarzyło?- spytałam po dłuższej chwili.
- Córko..
- Oboje wiemy, że tym razem czeka nas długie życie. Gdy wróciłam poczułam to.
- Nikt nie oczekuje od ciebie.
- Wszyscy oczekują- wcięłam się.- Obserwują jak za pierwszym razem. Jeden mój zły ruch i
- Nic wam nie zrobią. Macie wolną wolę i to wy decydujecie o tym jak wyglądać będzie wasze życie.
- Ona tu jest.
- Wiem. Ale ona nigdy was sobie nie przypomnij, aż znajdzie się po drugiej stronie.
- Nie powiem im. W końcu zawsze noszę wszystkie tajemnice.
- Nie musi tak być. Miłość jest waszą siłą.
- Dla mnie jest bólem, miłość od wieków sprowadza na mnie śmierć. Elijha i Cassie mają szansę, ale ja mam tylko jedną drogę.
Dotknął mojego policzka.
- Chciałbym odebrać od ciebie ten los.
Miłość w jego głosie i szczerość były silne, ale mój los był przypieczętowany od stuleci.
- Idź do niej.
Powiedziałam i zostawiłam go. Miłość jest ukojeniem dla wszystkich, ale jest coś jeszcze wiem to, I gdy złączę się z nimi dowiem się tego co ukryłam przed samą sobą.
Bo jest coś ukryte we mnie.

poniedziałek, 15 kwietnia 2019

Rozdział 26

- Chyba nie jesteś poważna?!- oburzył się jej ojciec..
- Jestem jak najbardziej poważna i chcę by moja córka żyła. Michaelu proszę, ufam im i...
Ukochany dotknął jej policzka.
- Choć ty bądź poważny- spojrzenie teścia prawie mogłoby zabić.
- To nasza córka i tylko jej zdrowie powinno być najważniejsze. Powiedz im że się zgadzamy, a twój ojciec nie będzie przeszkadzał.
- Oszaleliście oboje- zrezygnowany dziadek usiadł.
- Ojcze to dla jej dobra.
- Oby tylko jej się nie pogorszyło- mruknął cicho.
Matka wyszła pośpiesznie z pokoju gdzie czekał Elijha. Gdy podeszła do niego matka Nicole wstał.
- Mój ojciec nie będzie robił wam problemów, tylko niech ona się obudzi.
Posłał jej swój uśmiech, złożył całus na jej policzku.
- Wróci a wtedy wszystko będzie już dobrze.
Wybiegł uradowany w poszukiwaniu strażnika.

Cassie leżała z głową na łóżku siostry aż poczuła jak ktoś ją budzi. Po otworzeniu swych oczu zobaczyła twarz swojego brata.
- Już czas kochana.
Na jego twarzy był uśmiech, oznaczający przychylność do jego wizyt. Wstała i będąc obejmowaną przez brata spojrzała na Dymitra.
- Nie puszczaj jej ani przez moment i mów do niej. Sprowadź ją do nas.
Jej wzrok spadł na siostrę by wrócić do brata.
- Będziemy już razem na zawsze, a on będzie potrzebował czasu by ją udobruchać. Chodźmy maleńka, zostawmy ich samych.- przy drzwiach przepuścił siostrę i odwrócił się do Dymitra w myślach życząc mu powodzenia.

Siedziałem już tu kilka dni mówiąc do niej o wszystkim, na początku mówiłem o tym,  że pamiętam i żałuje, że nie byłem silniejszy ale pragnę by po obudzeniu dała mi szansę, ale nie opuściłem jej  ani na chwilę- Cassie i ten Elijha chcieli mnie zamienić bym się przebrał, wziął prysznic i coś zjadł, ale nie miałem takiego zamiaru. Urządzenia które ją wspomagały czasem wariowały, ale potem wracały do stanu pierwotnego. Nie wiedziałem  już czy moja obecność jej pomaga, może na początku, ale dziś dałem się namówić na to by ją zostawić. Stojąc pod prysznicem zacząłem się zastanawiać jak ona mogła by chcieć znów być ze mną, skrzywdziłem ją, złamałem jej serce. Jak moge być jej wart, ona walczyła o mnie, o nas oraz o innych. A ja nie mogłem nawet przerwać tego zaklęcia w czasie jego trwanie czułem czasem że coś nie gra ale nic z tym nie zrobiłem. Nie zasługuję na to by błagać o jej przebaczenie i miłość, ale nie wyobrażam sobie życia bez niej.
Przebrałem się i biegiem wróciłem do sali.
- Miałeś się przespać.
- Wybacz Cassie, ale zostaw nas samych na chwilę, potem pójdę spać.
- Dobrze, ale pamiętaj tylko na chwilę.
Gdy tylko wyszła usiadłem na brzegu łóżka i dotknąłem jej policzka i ust.
- Ciągle ci mówię jak cię kocham i znam prawdę. Mówię ci że żałuję, ale tak naprawdę żal jest zbyt słabym określeniem tego co czuję. Nienawidzę siebie za to, że byłem słaby, za to, że cierpiałaś każdego dnia patrząc na mnie. Nienawidzę siebie za tak wiele rzeczy. A mimo to, że pomimo krzywd które ci sprawiłem ty się obudzisz bym miał szansę ich naprawić. Ale jeśli nie będziesz chciała mnie widzieć oddalę się na jakiś czas, ale nie zrezygnuję z ciebie. Powinnaś wrócić. Jeśli nie dla mnie to dla Cassie i Elijhy, dla swoich rodziców i dla innych którzy cię kochają.
~ Bo ja zawsze będę kochał tylko ciebie i dla ciebie zrobię wszystko.

Brałam prysznic w piekle - kto by pomyślał- gdy poczułam znowu to ciepło na policzku, które od kilku dni mnie nie opuszczało. Owinięta w ręcznik zmierzałam do lustra z umywalką i tym razem uczucie było inne słowa brzęczały mi w głowie, aż echo rozbiło się po łazience. Głos należał do niego. Nie wiem co się stało poczułam się słabo podtrzymałam się umywalki by nie upaść, ale na ustach poczułam żar tak ciepły, że poczułam jak przejmuję moje ciało. Ciepło mnie wypełniło i już czułam co się ze mną działo. Wracałam. Gdy zrozumiałam, że to on jest przyczyną tego ciepła którego nie potrafiłam powstrzymać , postarałam  się odciąć od jego głosu, a teraz nie wiem jakim cudem ten mur runął. Usiadłam na kafelki i nie mając sił walczyć poddałam się i czekałam a jego głos który mówił do mnie przez kilka ostatnich dni wbijał mi się do głowy.
Przymknęłam powieki, a dłońmi zasłoniłam uszy, co trwało tylko chwilę może dłużej.
Bo teraz czułam się inaczej. Wróciłam z piekła. Na dłoni czułam uścisk i głos który zaczął się przedzierać się przez mój umysł. Poruszyłam lekko palcami.
- Nicole?- kojarzyłam ten głos.
Chcąc ujrzeć twarz tego kogoś starałam się unieść powieki, ale czułam się na strasznie wykończoną i nawet to było dla mnie trudnością, ale gdy ujrzałam twarz Cassie i spojrzałyśmy sobie w oczy.
- Siostrzyczko- opadła na mnie wylewając z siebie łzy, ale szybko się ode mnie oderwała.- Boże...mhm, pójdę po lekarza tylko nie zasypiaj.
Mówiąc to wybiegła jak z procy
Wszystko mnie bolało i pomyśleć, ,że jeszcze parę minut temu czułam się świetne. W piekle było inaczej, czułam niby tak samo jak tu, ale poznałam więcej informacji o sobie i moim rodzeństwie. Teraz już będziemy tylko my troje. Ale gdy drzwi się otworzyły i wszedł lekarz zabłysła jeszcze jedna myśl a raczej imię które postanowiłam od siebie odsunąć. To musi być od teraz moja przeszłość, moja przyszłość zależy tylko od naszej trójki.
Ledwo lekarz wyszedł z mojego pokoju a pojawili się moi rodzice. W ciągu dwóch godzin przez mój pokój przewinęło się wiele osób, żeby zobaczyć na własne oczy że się obudziłam, ale jakaś część myślała że i on przyjdzie, ale nie pojawił się.
- Gdzie on jest?- spytałam rodziców którzy byli cały czas przy mnie.
- Poszedł...
- Nie- przerwałam, bo nie chciałam słuchać o nim a może tak sama nie wiem, ale interesowała mnie jeszcze jedna osoba.- Pytam o Elijha.
Rodzice spojrzeli zaskoczeni na siebie.
- Kochanie musisz nam coś wyjaśnić.
Wiedziałam, że do tego dojdzie.
- Zgoda, ale najpierw chcę go zobaczyć.
- Pójdę po niego- zdeklarował ojciec
- I po Cassie- dodałam
- Tak- pocałował mnie w czoło i wyszedł.

Gdy się przebudziłem na fotelu koło łóżka siedział Jason.
- Coś się stało?- spytałem zdziwiony jego pobytem. Zerknął na zegar i znów na mnie.
- Cztery godziny temu się obudziła.
- Co?!- wstałem szybko.- Muszę ją zobaczyć.
- Nie wpuszczą cię.
- Co?
- Nikt jej jeszcze nie powiedział o tobie,a poza tym jej dziadek ma zamiar zabrać ją stąd do siebie na kilka dni a potem ma wyjechać.
- Ale to nie wyjaśnia dlaczego mnie nie wpuszczą.
- Bo pół godziny temu przeniesioną ją do jej pokoju i straż wpuszcza tylko kilka osób. Tak rozkazał jej ojciec.
- Co ale dlaczego?
- Zadzwoniłem i spytałem Caroline była na chwilę u niej w pokoju. Wszystko to co się dzieje to jej decyzja podobno.
Ubrałem się i ruszyłem do drzwi.
- A ty gdzie?
- Do niej.
Przechodziłem przez korytarze a gdy znalazłem się przy jej drzwiach znokautowałem strażników. Chwytając klamkę wziąłem uspakajający oddech i otworzyłem je. Lecz gdy wszedłem na łóżku siedziała moja jedyna wypłakując łzy w ciało tego chłoptasia, który cały czas się kręcił wokół.
- Już dobrze skarbie- słyszałem jak mówi do niej dotykając jej pleców.- Bez względu na wszystko kocham cię i zostanę.
Wtedy wciąż niezauważony wycofałem się. Nie rozumiałem tego czule zwracał się do Cassie   a teraz do Nicole mówi, że ją kocha. Za dużo nie wiadomych. Odszedłem. Ale wiedziałem, że wrócę. Gdyż mimo wszystko Ja i Ona musimy sobie wyjaśnić wiele spraw.

poniedziałek, 21 stycznia 2019

Rozdział 25

Matka siedzi przy swym dziecku, które już kilka dni leży bez grama poprawy. Jej cera jest bledsza niż zwykle. Jej ojciec nie powiedział ukochanej o wizycie prawnika, którego wynajęła ich córka i który przywiózł jej jakby to powiedz ostatnią wolę. Zrozumiał pojawienie się ludzi i pomoc im, ale nie pozwoli córce umrzeć- nigdy.

Nicole:

Czuję się obolała leżąc na łóżku przeciągam się chcąc rozruszać swoje mięśnie. Mój wzrok skupia się na miejscu gdy wspomnienia i wiedza zaczynają mnie zalewać. Pokój w czerni obejmuje całą przestrzeń.
- Nie wstawaj z łóżka- mój wzrok skupia się własnie na nim na Lucyferze.
- Nie żyje- tylko to wychodzi z moich ust.
- Chciałabyś, ale jeszcze nie umarłaś- przysiada się na brzegu łóżka, a ja patrzę na niego zdziwiona.
- Przecież..
- Dałaś życie innym to prawda i miałaś ponieś cenę. Lecz coś cię uratowało w pewien sposób. I póki co musisz zostać tutaj aż wrócisz tam.
- A jeśli nie zechce? Tam nic na mnie nie czeka.
- Jak możesz tak mówić. Twój brat i siostra się zamartwiają. Ludzie, którzy są twoimi rodzicami cierpią. Masz po co wrócić.
- Pogodziłam się, że tu będę czemu to zmieniać.
- To nie czas dla ciebie, jesteś jeszcze młoda.
- Od wieków umieramy młodo nie zauważyłeś.
- Tym razem może tak nie być, będąc tutaj wiele sobie przypomnisz i zrozumiesz. Teraz wyjdę, a ty zostaniesz w łóżku a ktoś przyniesie coś do jedzenia.
Chciałam coś powiedzieć ale zniknął. Zostałam więc sama w tym piekle.

***
Lucyfer udał się na ziemie gdzie jego pozostałe dzieci szły by zobaczyć swą siostrę. On sam znalazł się za nimi i dotknął ich ramienni . Brat z siostrą zatrzymali się by spojrzeć za siebie, gdzie zobaczyli swego pierwszego ojca.
- Co tu robisz?- spytał syn.
- Nicole jest w domu, ale musi tu wrócić. Zadbajcie o to.
- Jeszcze jej nie widzieliśmy.
- Ona nie chcę tu wrócić?- spytała córka. A dłoń diabła dotknęła jej policzka.
- Cierpi, ale kocha was. Musi tylko zrozumieć co się z nią dzieje, a gdy wróci będzie inna.
- Wiemy, przecież zawsze była wyjątkowa.
- Synu, cała wasza trójka jest dla mnie wyjątkowa i kocham was. Chcę dla was jak najlepiej. Idźcie już do niej.
- Lucyfer, czy tym razem będziemy żyli dłużej?- spytała córka, bo wgłębi siebie martwiła się czy to życie będzie dłuższe niż ich pozostałe.
- Gdy będziecie już razem wszystko zrozumiecie.
- Czemu nam nie powiesz?- spytał syn również ciekaw jak długie będzie ich życie.
- Bo odpowiedź na to pytanie nie należy do mnie. - dotknął ich twarzy i zniknął. Lecz rodzeństwo spojrzało na siebie.
Gdy weszli do sali matka ich siostry podniosła na nich wzrok.
- Cassie, miło cię widzieć.
- Panią również. To Elijha. Chcielibyśmy pomóc Nicole.
- Kochanie wiem, ale wie lekarzy pochodzi od czarownic i robią wszystko by jej pomóc.
- Wiemy, ale my jesteśmy inni, może ją sprowadzić.- odezwał się Elijha.- Zależy nam na niej bardziej niż może Pani sądzić.
Elijha podszedł do Nicole i dotknął jej dłoni. Spojrzał na swoją drugą siostrę a już po chwili odezwała się matka.
- Mój Boże- powiedziała patrząc na swą córkę, jej przyjaciółkę i nowego chłopaka.
- Proszę nam zaufać, a gdy Nicole się obudzi wszystko wyjaśnimy.- Cassie miło się uśmiechnęła do kobiety.
- Proszę pójść coś zjeść i się napić, my z nią posiedzimy.
Spojrzała na nich dwoje i mimo pytań które zaczęły powstawać w jej głowie. Postanowiła zaufać im, bo wiedziała, że oni pragną jej powrotu do zdrowia tak jak ona.

Minęło kilka dni, jej stan odrobinę się poprawił przez obecność rodzeństwa, które się wymieniało i nigdy jej nie opuszczało przez te kilka dni. Dziadek dziewczyny gdy wczoraj zobaczył tu tego strażnika przez którego jego wnuczka cierpiała wyrzucił go zanim mężczyzna zdążył wejść do pokoju. Nie rozumiał jak ktoś taki miał czelność tu wejść.
Gdy powiedział o tym Michaelowi ten również się wściekł, natomiast gdy strażnik miał już wejść przy jej łóżku siedział brat, zobaczył że drzwi się uchylają a maszyny które kontrolowały jej stan lekko się podniosły. Gdy usłyszał hałas wystawił głowę za drzwi i zobaczył jak on odchodzi. W głowie zaczęły mu chodzić różne myśli. A co jeśli się połączyli i dlatego jest tam lecz może wrócić.
Gdy siostra go wymieniła nie powiedział jej o swojej teorii.
Gdy znalazł się na dworze chciał czegoś spróbować. Zaczął przeglądać rzeczy siostry. Zrobił się straszny bałagan, ale musiał coś znaleźć. Aż znalazł dobrze schowany na dnie szafy t-shirt męski. Chwycił go i pobiegł znowu do swej siostry choć na chwilę sprawdzić teorię.
Gdy mijał korytarz widział jak Rosjanin rozmawiał z pielęgniarką.
- Niech pani mi coś powie błagam.
- Przykro tylko rodzina, a pan nie jest...
- Bielikov- w końcu się odezwał, a gdy ten się obrócił w jego stronę schował bluzkę za siebie.- Chodź ze mną.
Lepszej okazji nie będzie.
~ jesteś sama?
~ Oczywiście, braciszku, ale..
~ świetnie.
- Idziesz?
Dymitr nie wiedział co myśleć o tym gościu, wiedział, że został sprowadzony zresztą i że jest teraz nierozłącznie z Cassie i Nicole. Loren chłopak Cassie powiedział, że lepiej nie narażać się, bo nawet sama czarownica ostrzegła swojego chłopaka, że jeśli coś będzie kombinować wybierze tego z zaświatów.  On i Loren razem zastawiali sie kim on jest ale Cassie powiedziała, że póki Nikki się nie obudzi nic nie powie i poza tym to nie ich interes.
- Miałeś iść spać- zaraz po otworzeniu drzwi było słychać słowa siostry.
- Tak wiem, pójdę za parę minut.
Siostra spojrzała na niego tęgim wzrokiem jak na małe dziecko, by po chwili zobaczyć za nim Dymitra.
- Zaraz ma tu być jej dziadek z matką.
- Więc się pospieszy, prawda?
Strażnik nie wiedział co powiedzieć. Chciał wiedzieć co się z nią dzieje, ale jej dziadek ojciec a nawet sam wuj chronili ja przed nim, uważali, że to jego winna i mieli rację.
Elijha podszedł za swą siostrę i dotknął jej ramion.
- Podejdź i dotknij jej.- Dłoń Cassie pokryła jedną z jego dłoni a jej oczy uniosły się ku niemu
- Myślisz, że to pomoże?
- Trzeba spróbować.
- Dymitrze, proszę.
To mogła być jego jedyna szansa. Podszedł do jej łóżka. Gdy czarownica patrzała ze łzami w oczach na swą leżącą siostrę. Dymitr zobaczył że ci dwoje wyglądają jakby byli zakochani, ale to by nie mogłoby być prawdziwe bo ona do szaleństwa kochała Lorena.
Nie chcąc nad tym się rozwodzić spojrzał na twarz swej ukochanej, wyglądała tak jakby zasnęła a on ją podziwiał. Dłoń którą uniósł dotknęła jej policzka, tak chłodnego.
Nagle coś zaczęło pikać więc z przerażenia odsunął dłoń.
- Nie- zawołała Cassie- znów jej dotknij.
- Mów Cassie do niej.- uścisnął Elijha jej ramiona.
- Nicole wróć do mnie i Elijha. Musimy być razem.
- Co tu się dzieje?! Co ty tu robisz?- wściekły starszy pan już wyrzucał go za drzwi. Cassie już zaczęła płakać na ramię brata który koło niej kucnął.
- Cassie co tu się dzieje?- spytała delikatnie matka Nikki.
- Ona może wrócić, ale to on musi tu siedzieć. Oni ...- przez płacz nic nie mogła powiedzieć.
- Są połączeni tak jak wtedy- wyjaśnił Elijha.- Proszę mu pozwolić z nią siedzieć, czuć go, a ona wróci do niego. Z tym nie bedzie mogła walczyć.

Nicole zwiedzała korytarze swojego wiecznego domu gdy nagle poczuła silne uczucie ciepła na policzku i głos siostry niosący się po korytarzu, wszystko wypełnione siłą magii. Ale wrażenie szybko uciekło jak się pojawiło. Lecz mimo to sama wciąż dotykała swojego policzka na którym rozlał się żar ciepła.

nie mam pojęcie ile tu może być błędów, więc wybaczcie

piątek, 9 listopada 2018

Rozdział 24

Nicole:

Dużo nie kojarzyłam najpierw czułam jak się unoszę, lecz następnie spadek tak nagły, że poczucie ciepła, które miałam zniknęło.
Wiedziałam że tracę nie tylko przytomność, bo czułam chłód chciałabym się objąć, ale nie mogę.

Lucyfer

Gdy poczułem siłę z tam tego świata wiedziałem, że ma to związek z moją córką. Ruszyłem do niej gdy zauważyłem znikającą zasłonę a na ziemi ciała ludzi i nie tylko.
- Puść ją, bracie.
- Popełniła zbrodnie. Jest tak zła jak ty.
- Nie znasz mojej córki. Oddaj mi ją.
- Nigdy.
Gdy tylko to wypowiedział uciekł z nią w ramionach, ruszyłem za nim. Gdy zderzyłem się z nim swą siłą, wypuścił z rąk moje dziecko. Chciałem ruszyć by ją chwycić i uchronić przed śmiercią, lecz mój brat mnie zaatakował.
***
Na niebie nagle zniosły się uderzenia grzmotów tak blisko, że rodzice Nicole spojrzeli na siebie. Lecz zaraz potem jej matka wybiegła z pokoju w poszukiwaniu córki.
Nad jeziorem Zayn tłumaczył co się wydarzyło, ale gdy zaczęły roznosić się grzmoty. Wszyscy spojrzeli na siebie rozumiejąc, że to nie jest naturalne.
Gdy do matki dotarła wiadomość, że jej córka zniknęła. Z krzykiem osunęła się w ramionach męża. Dziewczyny zabrały kobietę z powrotem do środka. Ojciec po odejściu ukochanej kazał reszcie zająć się wciąż nieprzytomnymi osobami. Natomiast sam ruszył do strażników by ruszyli przeszukiwać teren i odnaleźli jego córkę.
W tym czasie ciało Nicole uderzyło w ziemie, by chwilę potem zatrzymało się przy niej auto, a pewna para wezwała karetkę.

Po prawie godzinę zadzwonił telefon Michaela,  w którym został poinformowany o tym, że jego córka przebywa w szpitalu i jest operowana a rodzice są proszeni o przyjazd. Kucnął przed żoną.
- Kochanie- dotknął jej policzka- znalazła się.
Spojrzała swoimi oczami pełnymi łez
- Musimy do niej jechać.

Cassie

Gdy zjawiłam się na dworze wiedziałam, że wydarzyło się coś złego gdyż dopiero teraz mój telefon zaczął odbierać wszystkie połączenia.
Czułam go, czułam życie, które dała Nicole. Biegłam ile sił by być teraz przy nim. Dobiegłam do miejsca szpitalnego a na korytarzu stało pełno ludzi.
- Cassie- nagle rzuciła mi się Caro.
- Co się tu dzieje?
- Nie odczytałaś wiadomości?
- Dopiero włączyłam telefon, rozładował mi się przed lotem. Powiesz co się dzieje.
- Nicole wykonała zaklęcie w czasie ślubu, ale zniknęła podobno zaraz po jego wykonaniu. Wilki są ze wróconymi - tak sobie ich nazwałam- Dymitr sobie przypomniał i leży także tutaj. Tu się dzieje jakiś horror.- mówiła coś wcześniej ale tak szybko że jej nie zrozumiałam.
- Cassie- spojrzałam na Zayn'a który wyszedł.-Chodź ze mną.
Szłam za wilkołakiem aż zniknęliśmy z oczu innym
- Zayn może ty mi wyjaśnisz co tu się dzieje, tylko zwięźle bo Caroline trochę poniosły emocję.
- Sprowadziła ich, potem zniknęła. Ten strażnik podobna pamięta, ale teraz jest nieprzytomny. Przed chwilą podobno rodzice Nicole pojechali do niej bo się odnalazła. Co jeszcze chcesz wiedzieć?
- To chyba dużo jak na jeden wieczór. A co ty chciałeś?
- Wszystkich którym ona dała życie teraz badają ale jedna osoba nie pozwala im na to. On woła twoje imię.
- Zaprowadź mnie do niego- ścisnęłam jego przedramię.

- Nie zbliżajcie się!- krzyk głosu tak znajomego.
- Elijah.
Podbiegłam do niego a jego ramiona zacisnęły się wokół mnie.
- Już dobrze jestem przy tobie.
- Musimy go zbadać.
- Elijah pozwólmy im pracować.
- Jesteś...
- Tak. Proszę doktorze.
Lekarz i pielęgniarka niepewnie podeszli, ale mój brat trzymając moją dłoń pozwolił im na wszystko. Gdy lekarz wyszedł, usiadłam koło niego.
- Dlaczego nie pozwoliłeś się im zbadać.
- Mam złe wspomnienia z tym związane.
- Rozumiem. Jak się czujesz?
- Dobrze wciąż śpiący, ale nie jest źle. Gdzie Nicole?
- Jej rodzice z nią są- powiedziałam po dłuższej chwili.- A ty musisz wypocząć.
- Myślisz, że nas wypuszczą?
- Tak. Nicole miała wszystko pod kontrolą sam wiesz. Nie martw się już i prześpij trochę jak się obudzisz ja wciąż tu będę.

Michael:

- Niech ktoś nam powie co z naszą córką!
- Proszę nie krzyczeć i poczekać, aż ktoś do państwa podejdzie.
Czekać i czekać. Mam już dość.
- Nie denerwuj się, jeśli tu jest to ją zobaczymy.
- Skąd u ciebie nagle ten spokój kochanie?
- Ja narwana ty spokojny, ty narwany ja spokojna.  Gdyby było coś nie tak już by nam powiedzieli.
- Kocham ciebie i naszą córkę.
- Wiem.
- Są już rodzice tej dziewczyny ?- spytała pielęgniarka tej obrzydliwej recepcjonistki.
- Tam stoją tylko uważaj ojciec jakiś narwany.
- Proszę państwa.
- No nareszcie ile można czekać.
- Proszę ze mną.
Otworzyła jeden z pokoi chorych i wpuściła nas.
- O co tu chodzi?- spytałem zły widząc puste łóżka
- Państwa córka poniosła ogromne obrażenia, ale udało się nam je unormować.
- Gdzie nasza córka?- spytała Elizabeth.
- Wkrótce zostanie przetransportowana na dwór, ale jej stan jest bardzo ciężki. Serce zatrzymało się dwa razy- na te słowa musiałem przytrzymać Elizabeth.- Lekarz będzie chciał wiedzieć co spowodowało takie zagrożenie życia.
- Oczywiście, możemy ja  zobaczyć?
- Niestety nie. Bardzo mi przykro Wasza Wysokość. Lekarz zaraz tutaj przyjdzie.
- Dziękuje.
Nie miałem sił poprawiać dziewczyny, przyzwyczajenia trudno zmienić.
Gdy wszedł lekarz wyjaśnił nam stan córki oraz możliwości leczenia. Na dwór wracaliśmy dopiero wtedy gdy specjalny transport przewoził naszą córkę na leczenie do dworu.

Elizabeth ruszyła zaraz za naszą córka, ja natomiast ruszyłem do brata, który miał spróbować dowiedzieć co się wydarzyło po tym jak poinformowałem go o stanie mojej córki.

niedziela, 16 września 2018

Rozdział 23

Nicole:

Za pół godziny znajdę się na głównej sali gdzie będę sam na sam z Dymitrem. Patrzę w lustro na swoją twarz i oczy, które przed chwilą skończyłam malować cieniami do powiek. Chwytam krwisty odcień szminki do ust by dokończyć makijaż. Jeszcze nigdy w moim życiu nie miałam tak mocnego makijażu. Podchodząc do łóżka wiem, że już pora, zakładam szlafrok i wychodzę z pokoju.
Zayn i reszta szykowali główną salę cały wczorajszy dzień. Nie mam zamiaru spanikować ani ponieść się wspomnieniom. Jestem silna dam radę.

Jason:

Wraz z kilkoma strażnikami zabraliśmy Dymitra do miasta wypiliśmy trochę alkoholu.
- Już wracamy a myślałem że masz coś w zanadrzu - powiedział Dymitr.
Będąc przy bramie wysyłam sms Nicole tak jak prosiła. Nie mam pojęcia co chcę zrobić. Zayn sprowadził tu swoich przyjaciół i razem coś robili na jej zlecenie.
- O to się nie martw mamy jeszcze niespodziankę dla ciebie.
- Czyli co jednak striptiz odbędzie się tutaj- zaśmiał się.
- To niespodzianka tylko dla ciebie. Chodź
Gdy otworzyłem drzwi w środku panowała ciemność.
- Nie wchodzicie?
- Mówiłem to niespodzianka dla ciebie a jeszcze jedno musisz zdjąć swój T-shirt.
- Stary co wyście wymyślili.
Spojrzał po nas wszystkich, a zdjął bluzkę i oddał mi ją. Po czym zamknąłem drzwi a nam zostało czekanie przed nimi aż Nicole nie wyjdzie.

Dymitr:

Nie miałem pojęcia o co chodzi, ale gdy zamknęli drzwi w pomieszczeniu było strasznie ciemno. By po chwili spłynęło światło na krzesło. Podszedłem bliżej siadając zauważyłem przed sobą chyba scena, ale nie byłem tego w stu procentach pewny. Światło które mnie oświetlało zgasło by ukazać scenę na której stało krzesło a kawałek za nim dziewczynę. Wraz z muzyką jej ciało zaczęło się poruszać. Nie miałem pojęcia czemu byłem tu sam, ale jej oczy i twarz, i to ciało.
Tańczyła dla mnie, ubrania powoli znikały z jej ciała a gdy zbliżyła się blisko mnie - rozpoznałem ją. Jakaś część mnie chciała uciec, lecz jakby moje ciało miało inny cel i nie miało zamiaru tego robić. Nie wiedziałem co się ze mną dzieje. Nie mam pojęcia kiedy ale nagle siedziała na mnie okrakiem w samej bieliźnie. Jej dłonie przesuwały się po mojej klatce usta sunęły w górę mojej szyi.
- Nie myśl, pozwól swojemu ciału robić to co chce- powiedziała mi do ucha.
A ja zrozumiałem, że moje dłonie ściskają jej biodra, ale chyba nie po to by ją odepchnąć.
Chyba po raz pierwszy straciłem całkowitą kontrolę nad swoim ciałem i nie wiem co robić. Moje dłonie sunęły w górę jej pleców.
- Używasz magi na mnie.
- Nigdy. Nie masz wspomnień, ale ja mogę ci je dać. Ale mam warunek zapomnij o wszystkim i pozwól mi, bo jestem tu tak jak ci mówiłam.
Nie zrozumiałem jej końcówki. Przecież nic mi nie mówiła. Wspomnienia.
O co tu chodzi? Nie to zbyt dziwne chciałem ją odsunąć.
Lecz jej ręce objęły moją szyję a usta nasunęły się na moje, jej ciało przycisnęło się do mojego.
Kilka razy gdy na nią patrzałem czułem coś dziwnego, ale w tym momencie gdy jej palce wsunęły się w moje włosy. Coś dziwnego kazało mi ją przyciągnąć. Nasze języki spotkały się w namiętnym tańcu. Nie mam pojęcia gdzie moja świadomość, ale wstałem z nią z krzesła i podszedłem pod scenę.
A gdy oderwaliśmy od siebie usta jej dłonie również zniknęły z mojego ciała. Poczułem jak coś ze mnie ulatuje, wzrok spoczął na jej dłonie gdzie zobaczyłem wisior.
Przed oczami robiło mi się ciemno. Zanim zniknąłem w ciemności zdołałem coś usłyszeć co mi się wryło w pamięć z jej ust : "mój mężu".

Jason:

Drzwi się otworzyły i wyszła z nich Nicole.
- Zajmijcie się nim.
- Oczywiście - odpowiedzieliśmy równo.
Dziewczyna odeszła, a my weszliśmy do środka gdzie na podłodze leżał Dymitr, a na jego szyi nie zwisał jego wisior. Udało się. Teraz wystarczy zaczekać aż się obudzi i zniszczy ten ślub.

Nie mogę uwierzyć, że to nic nie dało. Gdy Dymitr się obudził powiedział, że za dużo wypił. Kurwa co jest? Za parę chwil ma wyjść do udekorowanego ołtarzu i czekać na tę sukę. Nie mogę tego zrozumieć.
- Stary jesteś pewien tego ślubu, bo wiesz zawsze możemy stąd spieprzyć.
- Jasne że go chcę. Co z tobą cały czas gadasz o jednym. Zrezygnuj już. Jesteś moim kumplem.
- Jasne, sorki. Już przestaje. Chodźmy już.
Boże daj mi sił bym nie zabił tej wampirzycy przy ołtarzu.

Nicole:

Cassie jest w drodze do mnie by być tutaj gdy będzie tu nasz brat. Wiem, że nie odzyskał wspomnień. Nie powinnam była, ale po tym pocałunku miałam głupią nadzieje, że może jednak go odzyskam i nie umrę tak wcześniej mimo, że się z tym już pogodziłam.
- Jesteś pewna, że chcesz tam wejść?
- Tak, Zayn. Zaczekaj tutaj zaraz wrócę.
Stanęłam tuż przy wejściu i spojrzałam wprzód. Nikt się nie odwrócił. Wszyscy patrzyli na nich. W oczach zebrały się łzy, które po chwili zaczęły lecieć. Nie czułam złości z powodu jej czy nawet jej białej sukni i jego garnituru.Natomiast czułam smutek, bo ja tego nie miałam i nie będę mieć.
- Kocham cię, ale nie mogę mieć. Żyj szczęśliwie bez mnie. Nasza miłość nie była silna i przegrała. Teraz już wiem, że chcę tylko umrzeć. 
Spojrzał na mnie jakby mnie słyszał, ale przecież nie mógł.
- Na zawsze.
Wybiegłam z tam tond siadłam na tył motoru a Zayn ruszył na brzeg jeziora.

Dymitr:

Słyszałem głos w mej głowie który był tak słodki i smutny. Odwróciłem swój wzrok od Emmy i spojrzałem w stronę drzwi. Stała tam zapłakana blondynka.
- Na zawsze.
Wybiegła gdy znów spojrzałem na Emmę ...  moment to nie była ona cały wystrój w jednej chwili się zmienił. Stała przede mną dziewczyna. A może nie?
Nicole. Nicole. Biło się w mojej głowie a wraz z imieniem moje nazwisko tuż przy nim.
Żona i coś jeszcze.
Przymknąłem oczy na moment a znów stałem przed Emmą.
- Dymitr przysięga- powiedziała cicho Em do mnie.
- Ja...- i wtedy we mnie uderzyło. Spojrzałem na moją rodzinę i na dłoń Em.- Wybaczcie, ale muszę iść- mówiłem sunąc w stronę wyjścia.
- Dymitr co ty robisz?!- krzyczała Em.
Chciałem powiedzieć coś ale wtedy to poczułem. Odsunięty od czasu.

- Nicole- dotknąłem jej twarzy.
- Zrób coś dla mnie.
- Kochanie wszystko.
- Zobaczysz mnie jutro, ale musisz pozwolić się dotknąć. Cassie uważa, że znalazła rozwiązanie. Nie wiem co o tym myśleć, ale .. To bez znaczenia dla mnie.
- Co ty mówisz? Jeśli ma rację będę znów twój tak jak powinno być.
- Jeśli zdarzysz.
- O czym ty mówisz?
- Muszę coś zrobić, ale bez z naszej więzi umrę. Nic nie mów. Od dawna się na to przygotowuje i jestem gotowa. Jeśli cię nie odzyskam, umrę za sprawę.
- Nie umrzesz. Zaczekaj z tym. Kocham cię. Daj nam szansę.
- Już dałam i ją straciłam. Muszę ponieść karę.
- Nie....Nicole nie znikaj.
- Bardzo cię kocham.
- Kocham cię- pocałowałem ją szybko by ją zatrzymać, lecz już zniknęła z mojego snu.

- TY! Coś ty zrobiła?!- podszedłem znów do niej i ścisnąłem jej gardło.
- Kochanie..
- Dymitr- za ramie złapał mnie Jason.
- Moja żona cię nie zabiła, ale ja chętnie to zrobię.
- To ja...- mocniej ścisnąłem jej gardło. I wtedy do mnie dotarło, że wszyscy wiedzą i ja również zaczynam. Odrzuciłem ją pod nogi przyjaciół strażników.
- Wrzucie jej ścierwo do lochów, za zdradę królowej i wszelkich zasad.
Wzrok tej wampirzycy mnie obrzydzał i myśl, że z nią żyłem.
- Nie możesz...
- Mogę- rozpiąłem koszule i ukazałem jej brak wisiora.- Nicole go ze mnie zdjęła. Zabierzcie ją stąd.
Nikt z gości nic nie mówił. Wzrokiem wyszukałem Caro.
- Gdzie ona jest?
- Miała coś załatwić z Zaynem.
-Gdzie?
- Nie wiem, nie powiedzieli mi.
Wybiegłem wściekły z tam tond, by po chwili podpierać się ściany. Słyszałem za sobą krzyk swojego imienia. Potem zgubiła mnie ciemność.

Nicole:

Wielu zrezygnowało z kolejnego życia ci bez partnerów postanowili znów żyć. W tym także mój brat. Nie mogę za nich zdecydować. Jeśli chcą być martwi to ich decyzja.
- Gotowi?- spytałam postacie wilków.
Usłyszałam tylko ich warczenie w odpowiedzi.
- Powinnaś poczekać na Cassie. Skrzywdzisz się.- mówił mój brat w czasie gdy zaczęłam wypowiadać zaklęcie.

Zayn:

W naszych wilczych postaciach zaczęliśmy krążyć wokół Nicole niby wolno lecz zauważyłem jak przed nią tworzy się jaskrawa ściana która zaczyna się od naszego kręgu. W łapach mego zacząłem czuć ciepło i prąd siły, nasz bieg stał się szybszy a nasze wilcze postacie zaczęły wyć w biegu. Wokół nas zaczęło grzmieć. Z jasnawej ściany zaczęli wybiegać ludzie, aż w pewnym momencie wyczułem słodki zapach, który zniknął. Wszyscy co wybiegli leżeli na ziemi ściana nagle zniknęła. Zwolnieliśmy bieg.
- Zayn, gdzie Nicole?- usłyszałem Harrego.
- Musi być gdzieś wśród tych ludzi, Lou i Harry rozejrzyjcie się w pobliżu może gdzieś odeszła a my nie zauważyliśmy.
- Jasne
Sam z resztą podeszliśmy do gromady leżących. Wszyscy wyglądali jakby spali, nie czułem od nich żadnego zapachu.
~ Ona musi tu być, czułeś ten zapach- odezwał się mój wilk.
~ Tak tylko gdzie ona leży przecież nic nie ma czuć.
~ Nicole z pewnością nam pomoże.
Obszedłem wszystkich ale Nikki nie było wśród nich. Gdy wrócili Lou i Harry, zmienili się w ludzi tak jak my.
- I?- spytałem.
- Nie ma jej nigdzie, ale straż i jej rodzina tu biegnie. Co my im powiemy?
- Zayn!!
Po chwili jej kuzyni mnie dopadli.
- Co tu się stało? Co to za ludzie?- Spytał Damon.
- Gdzie Nicole?!- usłyszałem głos Caroline,
- Ja ... nie wiem.- powiedziałem przytłoczony ilością ludzi i nie wiedzą co robić.

niedziela, 1 lipca 2018

Rozdział 22

Cassie:

- Jesteś pewna? - spytał mój chłopak.
- Wątpisz we mnie- powiedziała zirytowana.
- Wiesz, że nikt nie wątpi w twoje słowa- powiedziała wampirzyca.
- Więc wszyscy wiemy co robić. Do ślubu nie zostało dużo czasu. A Zayn mówił, że ona wkrótce zechce to zrobić.
- Mówiłaś, że to niebezpieczne dla niej bez pełnej więzi między nimi.
Spojrzałam na wszystkich wokół. Moja siostra jest uparta, a ja zaczęłam się zaglądać we wszystko co jest. Każdą legendę. Gdy próbowałam jej coś wyjaśnić zmywała mnie. Troszkę ją okłamałam. A teraz jej rozstanie z nim to moja wina jeśli się nie mylę.
- Przestańmy mówić już o tym tylko zacznijmy działać.
Po paru minutach wszyscy wyszli mój cudowny mężczyzna chciał zostać, ale chciałam zostać sama w pewien sposób.
- Martwisz się?- spojrzałam na ducha mojego brata.
- A co jeśli go nie zdejmie żadne z nas. Jeśli to co widzę w snach to coś więcej. Boję się, że ...
- Jeśli twoje sny ukazują prawdę trudno. Nie zmienimy tego co już się wydarzyło.
- Ale jak mogła go odkryć?
- Nie martw się na zapas pierw musimy uwolnić go spod czaru. Martwię się o naszą siostrę.
- Ja również braciszku. Tylko co my uczynimy jeśli mnie się nie uda.
- Wtedy wyznasz jej nasze przypuszczenia i jej szanse na szczęśliwe życie.
Poczułam lekki jakby powiew w chwili gdy dotknął mego ramienia.

Połowa września

- Przykro mi Cassie, ale to się nie udało. Twoje przypuszczenia były błędne.
- Nie, Caroline. Mam racje.
Chwyciłam telefon. Obawiałam się tego.
- Tak trzeba- usłyszałam słowa brata.
- Powell, słucham?
- Z tej strony Cassie. Musisz coś dla mnie zrobić.
- Już próbowałem.
- Wiem, chodzi o coś innego. Przyjedź do szkoły dam ci coś co przekażesz Nicole i sprowadzisz na dwór przed ślubem Dymitra. Nie informuj nikogo o tym.
- Ale..
- Jeśli życzysz im szczęścia zjawisz się tu jak najszybciej.
- Zaraz wyruszam.
- Świetnie
- Powiesz mi co się dzieje?- spytała przyjaciółka.
- Nie, a teraz proszę cię wyjdź.
- Cass przerażasz mnie.
- Zaufaj mi i wyjdź. Przyjdziesz gdy przybędzie strażnik.
Otworzyłam jej drzwi i czekałam aż wyjdzie. Cóż stało się to czego chciałam uniknąć.
- Ona zawsze była silniejsza- spojrzałam na brata.
- Tym razem jest inaczej przypominamy sobie.

Nicole:

Przebudziłam się i pierwsze co to sprawdziłam godzinę na telefonie, który miał mnie obudzić za dopiero dwie godziny.
Usiadłam na łóżku i spojrzałam na bałagan w swoim pokoju. Na fotelu miałam pełno ciuchów. Biurko zawalone zeszytami i kilkoma kosmetykami. Będzie mi brakować mojej rutyny i całej reszty.
Wczoraj jak na przebudzenie dostałam można by powiedzieć zaproszenie na swoją własną śmierć. Nieco dramatycznie, co nie?
Zaproszenie które podarłam zaraz po jego otrzymaniu. Dzisiejszy sen przyśpieszył mój wyjazd. Czas zaczekać tylko na posłańca.
Zaczęłam sprzątać by odetchnąć przed wszystkim.
Gdy ostatnio wyjechaliśmy z Zaynem do Anglii spotkałam tam się z zaufanym prawnikiem, który wie co robić.

- Chcesz coś ze sklepu?
- Jasne to co zawsze plus dużą czekoladę wiesz jaką.
- Jasne.
Minęły dwa dni od mojego snu. Zaraz dzwonek wraz z jego wybiciem Zayn wyjął portfel z plecaka i wyszedł z klasy. Ja nas z pakowałam i poszłam do klasy gdzie mieliśmy kolejną lekcje. Siedziałam w ławce patrząc na drzwi przez które znajomi z klasy wchodzili i wychodzili. Gdy zobaczyłam minę z jaką wszedł Zayn wiedziałam że już czas.
- Kogo wysłali?
- Skąd?
- Odpowiedz.
- Jasona. Jest na korytarzu.
- Włóż jedzenie do plecaków napisz zwolnienia i zanieś wychowawcy.
- Nicole, powiedz co sie dzieje
- Już pora, sprowadz wilki.
Jason wyróżniał się jak zwykle.
- Wasza..
- Zapominasz się Jason.
- Przepraszam. Przyjechałem tu by cię sprowadzić, ale najpierw poproszono mnie bym ci to przekazał i potem byś zdecydowała.
Chwyciłam kopertę z moim imieniem. Uczniowie się na nas gapili ale na szczęście nauczycieli nie było na korytarzach jak zwykle. Otworzyłam i wyciągnęłam zgiętą kartkę

Wiem, że nie chcesz ze mną za bardzo rozmawiać. Ale musisz przeczytać całość.
Od jakiegoś czasu miewam sny, nikomu nie mówię. Z wyjątkiem naszego brata. Widzę w nich nas jakby nasze przeszłe życie. Ale przejdę do sedna. 

Dymitr jest zaczarowany ma na sobie wisior, który był tylko legendą. Ale to nie legenda. W moich snach ja go tworzę i wykorzystuje, by później go się pozbyć i ukryć. Przed tobą i światem. W snach czuje się gorsza od ciebie. Wisior tworzy uczucie miłości, bardzo prawdziwej i ciężko go zdjąć kogoś. Emma musiała go znaleźć nie wiem jak, ale to zrobiła i dała Dymitrowi. Od jakiegoś czasu próbowaliśmy go zdjąć, ale bez skutku. Uważam, że tylko ty go zdejmiesz a potem on wróci do ciebie. Wiem, że cię krzywdzi jego ukazywanie uczuć innej. Lecz chcę byś mi zaufała, bo naprawdę wierze w to co ci pisze.
Zayn mi pisał co chcesz zrobić i obie wiemy, że to jest dla ciebie niebezpieczne bez pełnej więzi z nim.
Chcę byś chociaż spróbowała ten ostatni raz. Proszę Nicole
Twoja siostra Cassie


- Co to ma znaczyć?
- To chyba nie miejsce na takie rozmowy- oznajmił Jason.
- Mozemy iść- nagle znalazł się koło nas Zayn.
Gdy siedliśmy się w samochodzie znów zaczęłam czytać list siostry. Ma sny podobne do moich, ale co to wszystko znaczy. Wiem, że w tym liście nie napisała wszystkiego. A może jest coś czego ona nie wie?
- Wyjaśni mi któryś z was co się działo ostatnio i o czym mi Cass pisze.
Oboje spojrzeli na siebie by po chwili zacząć mówić.
- Od jakiegoś czasu próbuje na różne sposoby zdjąć z niego wisior, którego nie zauważyliśmy do pewnego czasu. Wielu z nas próbowało ale nie możemy go zdjąć. Gdy orientował się, że to robimy wściekał się. Mamy nadzieje, że może tobie by się udało go uwolnić. Każdy rozumie twój ból, ale może..
Przerwałam strażnikowi.
- Rozumiem i zrobię to, ale nie wierzę, że go odzyskam. Pogodziłam się z tym co mnie spotkało.
A co najważniejsze temu co mnie czeka- ale tego już nie wypowiedziałam.

Gdy znaleźliśmy sie już w Stanach dziwnie się czułam. Gdy podjeżdżaliśmy zauważyłam ludzi zajmujący się ślubem, który ma się tu odbyć za parę dni. Widok tego rozdzielił moją duszę.
- Twoi rodzice czekają.
- Mogą poczekać. Zayn gdy już będą wszyscy powiadom mnie. Poewell chodźmy.
- Nicole..- odezwał się po chwili naszej drogi
- Nie rób tego, to nic nie zmieni. Gdy lecieliśmy miałam dość czasu by pomyśleć. Kiedy ma mieć wieczór kawalerski?
- Uhm ... wieczór wcześniej.
- Świetnie. Pojedzie z nim do miasta spędzicie czas w jakimś barze i o odpowiedniej porze wrócicie. Po czym przyprowadzicie go do głównej sali i zostawicie samego. Gdy wyjdę zabierzecie go.
- Co masz zamiar zrobić?
- Niespodziankę

piątek, 1 czerwca 2018

Rozdział 21

Nicole:

Jechałam tak długo by teraz jechać wolno leśną drogą i zauważyć z daleka jakąś posesje. W czasie całej tej podróży dostałam informacje od Powella. Jak również długą rozmowę z Cassie, która jak się okazuje dużo mi nie mówiła. Okazuje się, że ci fanatycy mogą być bardziej niebezpieczni niż się wszystkim wydawało. A ja jestem w to gówno wkopana po same uszy. Zatrzymałam się i za nim wysiadłam dałam sobie chwilę. Jeszcze nie zamknęłam drzwi od samochodu a główne drzwi domu zostały otwarte i wyszedł z nich mężczyzna w średnim wieku.
- Pani nie masz pojęcia jak twój przyjazd nas ucieszył.
Nie jadłam od dłuższego czasu, ale nie widziałam krwi na jego ciele, ale czułam krew Dymitra gdy podeszłam do mężczyzny.  Wchodząc do środka zauważyłam tłum ludzi, który się zebrał. Wszyscy zaczęli coś szeptac. Czułam coś jeszcze, ale zamknięcie mocy na tak długi kojarzy mi się z murem, który zaczyna się rozpadać. Niestety wciąż wokół tego mężczyzny czuje krew ukochanego. Nie mogę zrobić nic pochopnie jeśli chce nas z tego wyciągnąć całych.
- Pani pozwolimy ci odpocząć a potem chcemy byś uczestniczyła w kolacji, w której każdy będzie mógł spotkać ciebie.
- Oczywiście.
Niestety gdy tylko wpuszczono mnie do środka drzwi zostały zakluczone. Cholera.
Kilka godzin później do pokoju weszła dziewczynka, która nie mogła mieć więcej niż z dwanaście lat. Jej oczy wpatrywały się we mnie.
- Hej - powiedziałam.
- Przepraszam - powiedziała i spuściła wzrok.
- Czemu przepraszasz? - podniosłam jej oczy.
- Jesteś aniołem nie powinnam się tak gabić. Proszę wybacz mi, ale jesteś taka ładna.
Boże taka młoda a mnie uważa za kogoś kim nie jest. Kiedyś może i byłam pół aniołem ale nie teraz. Muszę coś z tym zrobić.
- Wiesz ty też jesteś ładna. A teraz zabierzesz mnie gdzieś?
- Chodźmy.
***
Widziałem jak weszła do środka. Nie obchodzi mnie kim jest, najpierw ktoś nam podsyła informacje, że nasze przypuszczenia są prawdziwe i ona jest aniołem, dlatego jest taka niezwykła a jakiś czas potem umiera mój synek i ktoś podsyła mi film z nią jak to robi. Teraz to ja zniszczę ją.
Po kolacji wypuszczono ją na dwór gdzie ludzie chcieli zaznać jej cudu. Sam wszedłem pierwszy by móc ją ukarać. Gdy znalazłem się dość blisko wysunąłem sztylet i przycisnąłem jej do gardła.
- Co ty robisz?!- rozdarły się krzyki.
- To ona odebrała mi syna, odsuńcie się albo ją zabije.
- Ja nic..
- Nie odzywaj się.
***
Czułam na szyi sztylet, a coś było z nim nie tak. Miał sam w sobie moc, ale nie wydawała się być zwyczajna. Dłońmi chwyciłam jego przedramię nie odciągnę go bo sztylet może zrobić mi krzywdę, a wtedy nie uratuje ukochanego.
- Błagam jeśli chcesz mnie zabić pozwól mi zobaczyć strażnika którego przetrzymujecie.
- Jak to robisz?- mocniej przycisnął sztylet.
- Błagam potem możesz mnie zabić.
***
Głos w mojej głowie był tak zrozpaczony, ale mimo to zacząłem wchodzić do środka. Gdy znalazłem się w odpowiednim pomieszczeniu zaryglowałem drzwi. A dziewczyna spojrzała na mężczyzne.
- Nie wiem co ci uczyniłam, ale jeśli mam umrzeć chcę pocałować męża.
- Męża?
Odwróciłem ją przodem do siebie sztylet mając blisko jej szyi.
- Nie pamięta mnie - łzy leciały po jej twarz.- Żyje z kobietą która wykonała zakazane zaklęcie. A ja wyjechałam by moje serce nie mogło bardziej umierać. Jestem tu by go odzyskać. Ból mu zadawany pojawiał się u mnie.
Odwróciła głowę w jego kierunku, ostrze przycisnęło się do skóry i zaczęła płynąć krew. Zaczęła robić kroki a ja z nią kucnęła przy nim i uniosła jego twarz. Z nosa kapała jej woda, łzy lały się po policzkach. Jak ktoś taki mógł zabić dziecko? Palce gładziły jego twarz i włosy.
- Dopóki śmierć nas nie rozłączy.
Przycisnęła usta do jego warg. By po chwili wstać i spojrzeć w moje oczy.
- Nie wiem co ci uczyniłam, ale zabij mnie szybko i usuń ciało nim on je zobaczy. Nawet bez wspomnień nie chcę by widział moje martwe ciało.
- Jak mogłaś zabić mi synka.
- Nie mogłabym.
- Nie kłam!- przycisnąłem mocniej.
- Sama straciłam córkę, która powinna zaczynać naukę. Więc zabij mnie a może wtedy będę z nią czekać na męża i ojca.
Nasunęła się bardziej w jej oczach zobaczyłem swoją rozpacz.
Ona chciała umrzeć.
Sztylet wypad z mej dłoni.
- Nie zabiję cię, czuje coś.
- Wiem to mój ból.
Nic nie rozumiałem a ona stanęła zaczęła uwalniać mężczyznę z więzów. Po czym spojrzała na mnie.
- Czy tu są wszyscy?- spytała.- Tylko wy wyznajecie mnie za bóstwo.
- Tak, dostaliśmy informacje o twym przybyciu i wszyscy tu są.- odpowiedziałem szczerze.
- Dobrze.
Przez jej ciało zaczęło coś przechodzić, ręce zaczęła kręci, po czym coś się uwolniło, a ona upadła na kolana przy królewskim strażniku.
- Tylko ty pamiętasz mnie i co tu robiliście reszta zaraz stąd wyjdzie. Pomożesz mi go zabrać do samochodu, a potem ja pomogę tobie. Współczuje ci utraty syna.
I tak było gdy wyszliśmy z pokoju nikogo nie było.
- Co zrobiłaś?
- Coś co wiele mnie kosztowało, a teraz mi pomóż.
Pomogłem jej włożyć nieprzytomnego strażnika do samochodu. Po czym kazała mi wsiąść do auta.
- Teraz mów. Wszystko co wiesz o twoim oskarżeniu wobec mnie.
- Krótko po tym jak dostaliśmy tę informacje, że nasze wierzenia są prawdziwe umarł mój syn a przed tym spotkaniem dostałem wiadomość kto to zrobił.
- Uwierzyłeś w to co napisali?
- Nie to nagranie.
Nagle i gwałtownie wyhamowała na poboczu. Z tyłu samochodu usłyszeliśmy jęk.
- Dymitr- wyszeptała i spojrzała do tyłu.- Pokaż mi je, bo zgaduje, że masz je przy sobie.
Nic nie rozumiałem. W telefonie znalazłem odpowiednie video i podałem jej. Gdy jej wzrok śledził ekran wokół zaczęło się czuć dziwne napięcie.
Zaczęła jechać w nieznanym mi kierunku by po dłuższym czasie stanąć przed jakimś domem. Dziewczyna wysiadła, a strażnik zaczął się wybudzać.
***
Dojechaliśmy czułam wszystko mocniej. Czekałam aż ktoś otworzy te drzwi.
- Tak?
- Hej lub dzień dobry. Nie ważne. Jestem Nicole B...Johnson. Poznaliśmy się już kiedyś.
- Wiem kim jesteś i że się już poznaliśmy. O co chodzi?
- Potrzebuje pomocy. W samochodzie jest Dymitr i jeszcze jeden facet muszę ich tu zostawić i coś załatwić.
- Tom kto przyjechał?- usłyszałam ze środka domu wołanie.
- Przyjaciele- odkrzyknął.- Wejdź do środka a ja zajmę się nimi.
- Dziękuje.
- To ja powinienem dziękować. Moja żona ci pomoże.

Gdy dowiedziałam się wszystkiego co potrzebne odjechałam z powrotem na dwór w czasie gdy oni myśleli, że jadą po mnie.
Gdy dojechałam strażnicy dziwnie na mnie patrzeli ale nie ośmielili się nic powiedzieć. Zeszłam na do lochów. Podeszłam do jej celi i otworzyłam kratę.
- Ty- chciała coś mówić.
- Zamknij się i posłuchaj mnie. Na razie cię nie zabiję ale jeśli zrobisz coś by mnie skrzywdzić lub zniszczyć ostrzegam nie zawaham się. Nie masz pojęcia kim jestem i nawet śmierć nie będzie dla ciebie ucieczką ode mnie.
- On jest mój.
Moja dłoń z całej siły wylądowała na jej twarzy, która pod wpływem siły obróciła się.
- Jeśli naślesz kogoś na mnie zatłukę. A on zawsze należy do mnie. Jeśli usłyszę na twój temat co mi się nie spodoba, nic cię nie uratuje.

Dymitr:

Wczoraj wróciłem na dwór niewiele wiem na temat tego jak się wydostałem, ale gdy wróciłem na dwór dowiedziałem się, że moja ukochana siedzi w lochach. Powiedziano mi że ma tam zostać a ja nic nie mogę zrobić. Co dziwne jak wysiadałem z samochodu wczoraj czułem na sobie czyjś wzrok, ale nikogo nie zauważyłem.
Ale zasypiając czułem się jakbym miało mnie spotkać coś dobrego i to bardzo. Tylko nie wiedziałem co.

Obudziłem mnie dźwięk budzika. Co dziwne miałem dziwne uczucie jakbym coś trzymał w swych ramionach mimo że leżałem sam w łóżku. Nie był to pierwszy raz, ale to pierwszy raz po długim czasie i czułem się naprawdę dobrze. Jakby coś się w czasie mojego snu wydarzyło.
Idąc na wartę zauważyłem na dachu pewną osobę. Jej oczy patrzały prosto na mnie. W jej posturze było coś znajomego, ale z takiej odległości było trudno to rozpoznać. Stałem i patrzałem na nią póki nie zauważyłem za nią strażnika. Gdy się odwróciła ruszyłem dalej.

Po południu wszedłem do Hansa by się dowiedzieć czemu Emma siedzi w lochach. Otwierając drzwi zauważyłem stojącą tyłem dziewczynę tę samą co na dachu i już wiedziałem kim jest.

Nicole:

- Nie będę się ci tłumaczyła. Rób co kazałam i przysyłaj mi informacje zrozumiałeś.- powiedziałam gdy otworzyły się drzwi, ale nie odwróciłam się.
-Tak.
- Świetnie. Mam nadzieje, że nie będzie więcej niespodzianek Hans. Do zobaczenia.
Odwróciłam się i na jego widok lekko się uśmiechnęłam.
- Dobrze wyglądasz Dymitr. Hans jeszcze jedno nie wolno ci nic powiedzieć.
Wiedziałam po co przyszedł do Hansa. Zamknęłam drzwi a w korytarzu czekał już mój wierny wilczek. No cóż pies do niego nie pasuje.
- Gotowa?
- Jasne. Jeźdźmy już. Wrócimy tu w odpowiednim czasie.
Bym mogła umrzeć, ale tego już nie dodałam. Ten krótki i niespodziewany pobyt tu dał mi wszystko co potrzebowałam. Czyli datę mojej śmierci.