Odzyskać nadzieję

poniedziałek, 25 grudnia 2017

Rozdział 18

Nicole:

Zbliża się już połowa marca.
Cassie wyjechała z matką jakiś czas po moim otrzęsieniu się. Obie mamy kontakt ze sobą częstszy niż kiedykolwiek. Pierścień oczywiście zatrzymała Cassie, ja nie miałabym sił na tak wiele.
Od dłuższego czasu nie wytrzymuje tego wszystkiego wyładowywanie emocji na treningach z Dymitrem nie wystarczały, więc babcia zaproponowała mi tańce. Zayn po rozmowie z jego rodzicami został ze mną na dworze i tańczy ze mną, ale ma zakaz na jakiekolwiek czułości, by Dymitr wiedział, że jestem wolna. Niestety nic nie dają moje próby uwiedzenia go. W jego oczach przez ten cały ostatni czas może dwa razy przez krótką chwilę widziałam ten błysk, ale ciotka Jacka jakimś kurwa cudem zawsze jest blisko.
Jack na początku nie chciał się ze mną widywać. Gdyż uważał, że jego widok może sprawić mi przykrość, ale to nie prawda. Jego rodzice byli wyznać mi swoje zgorszenie działaniami, które podjęła członkini ich rodziny. A przecież oni nie mieli wpływu na jej zachowanie i działanie.
Dziś wieczorem obiecałam sprowadzić matkę Lucasa. Trochę się tym martwię bo nie wiem co się wydarzy

- O czym myślisz piękna?- spytał Zayn.
- O niczym szczególnym, poza tym sam wiesz o czym lub raczej o kim myślę.
- Nie rozumiem gościa, tyle przeszliście a on teraz zachowuje się tak jakbyś była obca i jakimś dzieckiem.
- Jakbyś nie zauważył jestem od niego młodsza i może dla niego jestem jeszcze dzieckiem, ale on jest mój.
- Tak, tak. To wiemy wszyscy. Nie zapomniałaś mam nadzieje o kolacji z dziadkami i rodzicami?
- A czemu miałabym zapomnieć?- odpowiedziałam pytaniem.
Natomiast wilkołak spojrzał na mnie w swój specyficzny sposób,
- No, wielkie mi halo, raz czy dwa zapomniałam i teraz wszyscy będą mi to wypominać.
- Oni tylko nie chcą..
- Bym oszalała, gdybym go jednak nie odzyskała. Tak wiem. Mój kochany dziadek nie raz mi to insynuował.
- Nie złość się, bo złość piękności szkodzi.
- Zabawne. A teraz.. do zobaczenia później.
- Powal go na kolana, mała- usłyszałam za sobą, przez co się zaśmiałam.

Gdy weszłam na salę nikogo nie zauważyłam, ale gdy sprawdziłam na zegar na ścianie zauważyłam, że jestem parę minut przed czasem. Stanęłam przed lustrem i zaczęłam się rozciągać.

Dymitr:

Byłem spóźniony na zajęcia, ale to po części nie moja wina.
Wchodzę do sali i zauważam stojącą przy lustrze Nicole, ręce ma oparte o szkło. Gdy spotkaliśmy się po raz pierwszy wydawała się znajoma, ale nie mogłem sobie nic skojarzyć więc udałem, że nic mnie nie zmieszało.
Podszedłem bliżej i dotknąłem jej ramienia. Była ode mnie o wiele niższa, ale jest jeszcze w wieku dojrzewania..
- Nicole- wypowiedziałem jej imię, ale nie zareagowała. Jason ostrzegł mnie na początku bym poczekał chwilę, gdyż dziewczyna odpływa czasami.
Nawet nie zauważyłem jak nasze oczy się spotkały w lustrze, by po chwili jej wzrok spoczął na mojej dłoni, która chyba zbyt długo przebywa na jej ramieniu.
Zastanawiam się czasem czemu nie raz zachowuje się przy niej niestosownie. Mam ukochaną, która pragnie bym znów stał się jej strażnikiem byśmy mogli stąd wyjechać, ale wszystko się skomplikowało odkąd to ona zaczęła decydować.
Jej twarz stała się smutna, by móc zrobić obrót i z nagłym uśmiechem na twarzy spytać czy zaczynamy.
Gdy dziewczyna robiła kółko do sali wszedł starszy mężczyzna, który na widok swej wnuczki uśmiechnął się, lecz gdy jego wzrok objął mnie cóż odkąd spotkaliśmy się po raz pierwszy mężczyzna nie pala do mnie sympatią.
Gdy tylko dobiegła złapałem dziewczynę za ramiona i zatrzymałem.
- To wszystko na dziś.
- Świetnie- odpowiedziała zmęczona, ale z uśmiechem.

Nicole:

Zanim wszedł do sali, znów widziałam nas przed laty gdy byliśmy w sobie szaleńczo zakochani. Gdy robiłam kolejne kółko wszedł mój dziadek- z pewnością dopilnowania bym dotarła na kolacje rodziną. Ręce Dymitra mnie zatrzymały. Żałuje, że on nie czuje tego jak odbieram każdy jego dotyk, ale nikt nie musi wiedzieć co wydarzy się wkrótce.
Gdy tylko jego dłonie zniknęły z mojego ciała podeszłam do dziadka.
- Nie patrz tak na niego, dziadku.
- Krzywdzi cię
- To nie prawda i sam to wiesz, widzisz moją aurę przy nim.
- Ty go kochasz lecz on ciebie nie. A teraz chodź, weźmiesz prysznic, przebierz się i oboje pójdziemy na kolacje.
- Aż tak się boicie, że nie przyjdę?
- To nie tak.
- Tak wiem, ale nic mi nie jest, poza tym....
Chciałam wyjąć telefon z kieszeni, ale go nie było.
- Muszę wrócić po telefon idź na kolacje dojdę nie długo, obiecuję.
- Jesteś podobna do matki i babci- uśmiechnęłam się i dałam mu buziaka w policzek.

Otworzyłam drzwi od sali, ale nie tego się spodziewałam. Emma całowała Dymitra i to namiętnie. Zagotowało się we mnie, ale zgięłam dłonie w pięści i wypuściłam powietrze, po czym z lekkimi już łzami kaszlnęłam by zwrócić swoją  obecność. Dymitr odkleił się od jej ust, choć ta wywłoka wciąż go trzymała.
- Sądziłam, że już skończyłeś- powiedziała patrząc na mnie.
- Bo tak jest czy coś się stało?
- Zapomniałam telefonu.
- Ach tak, położyłem go w pokoju. Chodź ze mną.
Gdy przechodziłam tej suki miała jeszcze czelność się do mnie szyderczo uśmiechać. Gdy weszłam do środka zamknęłam za sobą drzwi.
- Proszę- podał mi telefon.
- Dziękuję.
- Nicole, czy mogę o coś spytać?
- Oczywiście.
- Czy jutro moglibyśmy zrobić przerwę od twoich ćwiczeń?
- Dziwne pytanie czy tego nie ustala ktoś inny?
- Tak, ale zależy mi na tym.
- Dlaczego, jeśli mogę wiedzieć?
- Chcę Emmie zrobić niespodziankę.
Mówił to wciąż trzymając mą dłoń z pewnością nawet tego nieświadomy jak zwykle. To co powiedział dobiło mnie, a jeszcze tyle mnie dziś czeka.
Zrobiłam krok w jego stronę i z obawą, że się odsunie i tak dotknęłam jego twarzy.
- Żałuje, że mnie nie pamiętasz wtedy wszystko byłoby  łatwiejsze.
Po czym wybiegłam. By w swoim pokoju wypłakać się pod lejącą się wodą.

Dymitr:

Stałem osłupiały tym co się stało. Wiedziałem, że ludzie odzyskiwali stare wspomnienia, ale czemu powiedziała coś takiego teraz.
- Dymitr, wszystko okay?
- Tak- skłamałem, bo myśli krążyły jak szalone.
- Więc..
- Muszę coś jeszcze zrobić zobaczymy się później.
- Jasne- pocałowała mnie.- Kocham cię.
- I ja ciebie.
Gdy tylko Emma zniknęła poszedłem do Jasona. Gdyż to on posiadał całkowitą wiedzę o tym co się dzieje na dworze.
Siedział za biurkiem i przeglądał papiery.
- Dymitr, co tu robisz?
- Możemy pogadać jak kumple?
- Tak, ale ...
- Jesteś zajęty.
- Właśnie, ale daj mi koło godziny i spotkajmy - chciał coś powiedzieć, ale powstrzymał się- na dachu od wschodniego skrzydła.
- Jasne.
Czy dopiero teraz widzę te przerwy w słowach i spojrzeniach innych, a może coś sobie ubzdurałem czy może trwają one dłużej.

- Sorki za spóźnienie- powiedział Jason.
- Nie szkodzi.
- Chciałeś pogadać czym mnie zaskoczyłeś. Stało się coś?

Jason:

Gdy niespodziewanie do mojego biura wszedł Dymitr byłem zaskoczonym. A to, że teraz chcę gadać to dopiero jest niezwykłe. A może .... Coś sobie przypomniał, po tak długim czasie i w końcu być może wszystko byłoby tak jak należy.
- Czy jest coś o czym nie wiem?
- W jakim sensie?
- Sam nie wiem. Wszystko wydawało się dziś być normalnie, aż Nicole powiedziała, że żałuje, że jej nie pamiętam. Jason czy są jakieś wspomnienia, które i ja powinienem otrzymać?
Naprawdę powiedziała mu coś takiego. Sądziłem, że chcę ona zaczekać. Chociaż ja i cała reszta wie co czuję ta dziewczyna względem niego i jak bardzo cierpi. Co musiałaby ona poczuć by wyznać mu coś takiego.
- Stary nie mieszaj mnie w to.
- Ale co ty chcesz przez to powiedzieć. Jeśli o czymś nie pamiętam, to mam prawo odzyskać te wspomnienia.
- Masz rację, ale u ciebie to podobno nie takie łatwe. Ja tego nie wiem, nie ja to ustalam kto i jak odzyskuje wspomnienia.
- To kto? Czemu ludzie tu zjeżdżali i wraca do domu nie raz z niczym. Kto o tym decydował?
- Stary nie zmuszaj mnie. Poza tym ....
- Straż!!!- dało się słyszeć krzyk.
Podszedłem bliżej końca by dostrzec kto tak krzyczy, ale gdy dojrzałem kuzyna Nicole. Nie zdążyłem się obrócić a dostałem wiadomość.
- Mój Boże.
- Co się stało?
Za nim postanowiłem zejść z dachu obróciłem się do przyjaciela.
- Jeśli naprawdę chcesz znać swoje wspomnienia, módl się stary by twoje poczynania nie doprowadziły do czyjejś śmierci.
Znałem prawdę. Cassie przed wyjazdem wyznała mi bym uważał na Nicole, bo jeśli Dymitr zrobi coś co zniszczy jej serce zabiję się. Nic więcej nie wyjawiła pomimo, że pytałem. A teraz jej stan jest ciężki.

wtorek, 12 grudnia 2017

Rozdział 17

Strażnik siłą odciągał ją od tego co widziała. Walczyła z nim, płakała, krzyczała, ale nikt tak na prawdę nie znał powodu, który był powodem tego ataku.
Krzyk, który nie powinien się roznieść i tak został odczuty przez matkę i ojca Nicole. Jej serce nie pękło, ale ból wywołany był strasznie silny.
Duch chłopaka towarzyszył dziewczyną w dotarciu do pokoju jednej z sióstr. Nie mógł znieść ich bólu, a szczególnie Nicole. Ona zawsze cierpiała najbardziej, bez względu na to gdzie się rodziła. Zawsze on i Cassie chronili ją, ale oni zawsze wiedzieli, że to ona chroni ich nie dbając o siebie.

Gdy tylko Elizabeth odczuła ból córki spojrzała na jej ojca.
- Co to było?- zapytał zaskoczony.
Wystarczyły dwa słowa by i Michael zrozumiał jak jego córka będzie teraz cierpiała. A oboje rodzice pognali do jej pokoju.
- Już wie.

Gdy tylko drzwi w sypialni Nicole się zamknęły Loren zdjął zaklęcie, ale obawiał się tego co będzie teraz.
Strażnik puścił księżniczkę i odsunął się o kilka kroków.
Nicole stała do całej trójki tyłem. Dotknęła dłonią miejsca gdzie powinno być jej serce. Odwróciła się powoli w stronę pozostałych osób. Popatrzała na twarze żywych i umarłych. Otworzyła wszystkie drzwi swego umysłu przez co dopadły ją wszelkie informacje, których wcześniej nie chciała się wyszukiwać.
Przymknęła na chwile swoje oczy. Czarownica spojrzała na ducha, który tylko przytaknął dając jej niemy znak. Chciała zrobić krok do przodu, ale spojrzała w oczy swej siostry i zastygła. Wszyscy obawiali się tego dnia. Dnia, którego nie dało się uniknąć.
- Wynoście się!- Krzyk rozniósł się takim dźwiękiem, że szyby w oknach zadrżały.
Niestety i rodzice dziewczyny go usłyszeli, ojciec otworzył je z rozmachem, lecz na widok córki nie mógł się ruszyć.
- Wynoście się wszyscy!
Jej oczy zaczęły ciemnieć, a to nic dobrego nie wróżyło.
Loren owinął ciało swojej ukochanej i wyniósł ją z pokoju. Pomimo, że zapierała się by zostać i pomóc Nicole. Jason również cofał się do drzwi, ale matka dziewczyny ruszyła na przód.
Nicole robiła się coraz bardziej wściekła na rodzinę, przyjaciół, a nawet i na siebie. Widząc, że matka chcę do niej podejść nie zawahała się. Użyła swej mocy i wyrzuciła intruzów z pokoju, a sama opadła na kolana, łzy leciały strumieniem po twarzy, a zamiast krzyku zaczęła wyć jak małe dziecko.
Gdyż to, że Dymitr z kimś mógł być - cóż liczyła na takie smutne wyjście. Ale nie na to, że sposób w jaki patrzał na "nią" był przeznaczony tylko dla niej. To w ten sposób jeszcze przed tym wszystkim patrzał na nią- gdyby mówiła, że go kocha, gdy się kochali, gdy wyznała mu, że jest z nim w ciąży. A teraz on patrzy tym wzrokiem na tę sukę.
To ją bolało najbardziej, gdyż to oznaczało, że cała jej nadzieja i walka są zmarnowane.

Elizabeth płakała w koszule Michaela, ten próbował uspokoić swoją ukochaną. Lecz sam martwił się o los swej córki. Wszyscy wiedzieli, że wiadomość o tej kobiecie ją zniszczy a raczej o związku tego strażnika. Wampir zastanawiał się jaki tupet miała ta kobieta zjawiając się tutaj i krzywdząc jego jedyne dziecko.

Minęło kilka dni, a drzwi do pokoju Nicole były zamknięte. Utworzyła wokół siebie mur, przez który nie przedrze się ani żywy ani umarły. Całe dnie i noce można ją było widzieć siedzącą przy oknie patrzącą w jedno miejsce.
Ona sama wciąż się zastanawia jak jego oczy mogły tak patrzeć na tę sukę. To ona przecież jest mu przeznaczona.

Cassie nie czuła już odrazy ani żadnych innych złych uczuć względem ducha chłopaka. Wprost przeciwnie zaakceptowała fakt, że jest jej bratem. Gdyż gdy tylko była sama on był dla niej opoką, ponieważ nikt nie odczuwał jej bólu prócz młodej czarownicy.
Michael chcą jakoś wpłynąć na ukaranie wampirzycy kazał wezwać radę, by to ona wydała chociaż wstępny wyrok za jej przestępstwo.

Zbliżała się północ. Nicole odwróciła wzrok z okna i spojrzała na swoją dłoń, na której parę lat temu spoczywała obrączka.
Starła palcami łzy z policzków i wstała z jedną ważną myślą.
- Ja jestem jego żoną i żadna kurwa mi tego nie odbierze.
Strażnik,  który kolejny raz obchodził ten sam teren znów spojrzał w okno swej pani, lecz nie było jej tam. Powiadomił od razu głównych strażników o tym fakcie.
Nicole szła do gabinetu, który objęła niegdyś po ojcu. Wchodząc siedziała już tam kobieta, lecz zaskoczona na widok młodej władczyni dopiero po chwili wstała.
- Wezwij główną straż
- Tak proszę pani.- odpowiedziała gdy drzwi do gabinetu się zamknęły.
Oczywiście wpierw powiadomiła strażników, natomiast potem rodziców młodej władczyni.

Nicole:

Nie minęło sporo czasu od kiedy zamknęłam drzwi gabinetu a już przede mną stała dwójka głównych strażników- czyli Powell i Hans.
- Chcę wiedzieć co postanowił zrobić mój ojciec.
Oboje nie wiedzieli od czego zacząć. Gdyż mój nastrój i zachowanie zmieniło się i za pewne zastanawiają się czy jestem sprawna umysłowo.
- Twój ojciec Pani wezwał Radę. Mają przybyć jutro- odpowiedział Hans.
- Świetnie rozprawię się z nimi jutro.
- Czy to rozsądne? Powinnaś odpocząć- wszedł w rozmowę Powell.
- Nic mi nie jest. A teraz najważniejsze. Dymitr ma mieć każdego dnia ze mną zajęcia. Mam spędzać z nim jak najwięcej czasu, po mnie ma mieć służbę. Ma mieć jak najmniej czasu dla tej wampirzycy. Zrozumiano?
- Tak.
- Możecie wyjść.
Hans wstał i wyszedł, lecz Jason został.
- O co chodzi?
- Wybacz mi.
- Nie jestem zła. Wszyscy chcieli mnie chronić, prawda? Niestety przed tym nie można mnie ochronić. A teraz proszę zajmij się grafikiem. Bo nie mam zamiaru go jej oddać. On był, jest i zawsze będzie tylko mój. Rozumiesz?
- Tak.
- Jason, odnajdź Shannę. Będę potrzebowała zaufanej asystentki.
- Oczywiście.
- Dziękuję.
Gdy wyszedł zajęłam się papierami leżącymi na biurku.