Odzyskać nadzieję

wtorek, 12 grudnia 2017

Rozdział 17

Strażnik siłą odciągał ją od tego co widziała. Walczyła z nim, płakała, krzyczała, ale nikt tak na prawdę nie znał powodu, który był powodem tego ataku.
Krzyk, który nie powinien się roznieść i tak został odczuty przez matkę i ojca Nicole. Jej serce nie pękło, ale ból wywołany był strasznie silny.
Duch chłopaka towarzyszył dziewczyną w dotarciu do pokoju jednej z sióstr. Nie mógł znieść ich bólu, a szczególnie Nicole. Ona zawsze cierpiała najbardziej, bez względu na to gdzie się rodziła. Zawsze on i Cassie chronili ją, ale oni zawsze wiedzieli, że to ona chroni ich nie dbając o siebie.

Gdy tylko Elizabeth odczuła ból córki spojrzała na jej ojca.
- Co to było?- zapytał zaskoczony.
Wystarczyły dwa słowa by i Michael zrozumiał jak jego córka będzie teraz cierpiała. A oboje rodzice pognali do jej pokoju.
- Już wie.

Gdy tylko drzwi w sypialni Nicole się zamknęły Loren zdjął zaklęcie, ale obawiał się tego co będzie teraz.
Strażnik puścił księżniczkę i odsunął się o kilka kroków.
Nicole stała do całej trójki tyłem. Dotknęła dłonią miejsca gdzie powinno być jej serce. Odwróciła się powoli w stronę pozostałych osób. Popatrzała na twarze żywych i umarłych. Otworzyła wszystkie drzwi swego umysłu przez co dopadły ją wszelkie informacje, których wcześniej nie chciała się wyszukiwać.
Przymknęła na chwile swoje oczy. Czarownica spojrzała na ducha, który tylko przytaknął dając jej niemy znak. Chciała zrobić krok do przodu, ale spojrzała w oczy swej siostry i zastygła. Wszyscy obawiali się tego dnia. Dnia, którego nie dało się uniknąć.
- Wynoście się!- Krzyk rozniósł się takim dźwiękiem, że szyby w oknach zadrżały.
Niestety i rodzice dziewczyny go usłyszeli, ojciec otworzył je z rozmachem, lecz na widok córki nie mógł się ruszyć.
- Wynoście się wszyscy!
Jej oczy zaczęły ciemnieć, a to nic dobrego nie wróżyło.
Loren owinął ciało swojej ukochanej i wyniósł ją z pokoju. Pomimo, że zapierała się by zostać i pomóc Nicole. Jason również cofał się do drzwi, ale matka dziewczyny ruszyła na przód.
Nicole robiła się coraz bardziej wściekła na rodzinę, przyjaciół, a nawet i na siebie. Widząc, że matka chcę do niej podejść nie zawahała się. Użyła swej mocy i wyrzuciła intruzów z pokoju, a sama opadła na kolana, łzy leciały strumieniem po twarzy, a zamiast krzyku zaczęła wyć jak małe dziecko.
Gdyż to, że Dymitr z kimś mógł być - cóż liczyła na takie smutne wyjście. Ale nie na to, że sposób w jaki patrzał na "nią" był przeznaczony tylko dla niej. To w ten sposób jeszcze przed tym wszystkim patrzał na nią- gdyby mówiła, że go kocha, gdy się kochali, gdy wyznała mu, że jest z nim w ciąży. A teraz on patrzy tym wzrokiem na tę sukę.
To ją bolało najbardziej, gdyż to oznaczało, że cała jej nadzieja i walka są zmarnowane.

Elizabeth płakała w koszule Michaela, ten próbował uspokoić swoją ukochaną. Lecz sam martwił się o los swej córki. Wszyscy wiedzieli, że wiadomość o tej kobiecie ją zniszczy a raczej o związku tego strażnika. Wampir zastanawiał się jaki tupet miała ta kobieta zjawiając się tutaj i krzywdząc jego jedyne dziecko.

Minęło kilka dni, a drzwi do pokoju Nicole były zamknięte. Utworzyła wokół siebie mur, przez który nie przedrze się ani żywy ani umarły. Całe dnie i noce można ją było widzieć siedzącą przy oknie patrzącą w jedno miejsce.
Ona sama wciąż się zastanawia jak jego oczy mogły tak patrzeć na tę sukę. To ona przecież jest mu przeznaczona.

Cassie nie czuła już odrazy ani żadnych innych złych uczuć względem ducha chłopaka. Wprost przeciwnie zaakceptowała fakt, że jest jej bratem. Gdyż gdy tylko była sama on był dla niej opoką, ponieważ nikt nie odczuwał jej bólu prócz młodej czarownicy.
Michael chcą jakoś wpłynąć na ukaranie wampirzycy kazał wezwać radę, by to ona wydała chociaż wstępny wyrok za jej przestępstwo.

Zbliżała się północ. Nicole odwróciła wzrok z okna i spojrzała na swoją dłoń, na której parę lat temu spoczywała obrączka.
Starła palcami łzy z policzków i wstała z jedną ważną myślą.
- Ja jestem jego żoną i żadna kurwa mi tego nie odbierze.
Strażnik,  który kolejny raz obchodził ten sam teren znów spojrzał w okno swej pani, lecz nie było jej tam. Powiadomił od razu głównych strażników o tym fakcie.
Nicole szła do gabinetu, który objęła niegdyś po ojcu. Wchodząc siedziała już tam kobieta, lecz zaskoczona na widok młodej władczyni dopiero po chwili wstała.
- Wezwij główną straż
- Tak proszę pani.- odpowiedziała gdy drzwi do gabinetu się zamknęły.
Oczywiście wpierw powiadomiła strażników, natomiast potem rodziców młodej władczyni.

Nicole:

Nie minęło sporo czasu od kiedy zamknęłam drzwi gabinetu a już przede mną stała dwójka głównych strażników- czyli Powell i Hans.
- Chcę wiedzieć co postanowił zrobić mój ojciec.
Oboje nie wiedzieli od czego zacząć. Gdyż mój nastrój i zachowanie zmieniło się i za pewne zastanawiają się czy jestem sprawna umysłowo.
- Twój ojciec Pani wezwał Radę. Mają przybyć jutro- odpowiedział Hans.
- Świetnie rozprawię się z nimi jutro.
- Czy to rozsądne? Powinnaś odpocząć- wszedł w rozmowę Powell.
- Nic mi nie jest. A teraz najważniejsze. Dymitr ma mieć każdego dnia ze mną zajęcia. Mam spędzać z nim jak najwięcej czasu, po mnie ma mieć służbę. Ma mieć jak najmniej czasu dla tej wampirzycy. Zrozumiano?
- Tak.
- Możecie wyjść.
Hans wstał i wyszedł, lecz Jason został.
- O co chodzi?
- Wybacz mi.
- Nie jestem zła. Wszyscy chcieli mnie chronić, prawda? Niestety przed tym nie można mnie ochronić. A teraz proszę zajmij się grafikiem. Bo nie mam zamiaru go jej oddać. On był, jest i zawsze będzie tylko mój. Rozumiesz?
- Tak.
- Jason, odnajdź Shannę. Będę potrzebowała zaufanej asystentki.
- Oczywiście.
- Dziękuję.
Gdy wyszedł zajęłam się papierami leżącymi na biurku.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz