Odzyskać nadzieję

sobota, 19 marca 2016

Rozdział 119

Coś nie mam weny, wiem, że rozdział może być beznadziejny, ale cóż... mam nadzieje, że mimo to go przeczytacie : )

Trzy tygodnie później

Nicole:

Jutro odbędzie się ślub Lissy i Damon’a, więc od wczoraj jesteśmy wszyscy na dworze. Liss krąży cała w skowronkach po dworze, a Damon pomimo spokojnego wyrazu twarzy cały jest w nerwach. Zobaczyłam to dotykając jego dłoni.
Wyjazd ze szkoły był tak zaplanowany jakby to nie był wyjazd na kilka dni, ale na dłuższy czas. Dymitr został w szkole, a ze mną wyjechał Powell.
Siedzę u siebie w pokoju i pakuje prezent ślubny dla kuzyna, ale nie jestem pewna czy im się spodoba. Nie mając pojęcia co im kupić z tej okazji, kupiłam dwa oddzielne prezenty dla niej i dla niego. Oczywiście wszystko musiałam zamówić przez internet, gdyż nie chcieli mnie puścić na zakupy. Co było okropne, bo co to za zabawa nie chodzić po sklepach i szukać prezentu.
Nauka idzie mi dobrze choć jest naprawdę ciężko i zajmuje większość mojego czasu.
Zajęcia z Lorenem nie są jakoś złe, ale magia mnie chyba nie pociąga. Gdyż będąc na tych zajęciach moje myśli krąż jak zwariowane. A wyjeżdżając ze szkoły, nie byłam zadowolona. Cóż chyba nikt by nie był patrząc jak ktoś podrywa jego faceta. Nienawidzę tego, że nikt nie wie, że Dymitr jest ze mną, a przez to muszę nie raz widzieć jak moja wychowawczyni podrywa mojego chłopaka. Dymitra to bawi, choć ja nie rozumiem co w tym zabawnego. Pierw Emma, a teraz pani Smith. Na całe szczęście Cassie jest po mojej stronie a ja po niej, bo jest w podobnej sytuacji. Przykro mi z jej powodu. Sama nie raz widziałam jak Loren całuje kogoś. Nie mam pojęcia jak ona to wytrzymuje, bo ja nie miałabym siły.
***

Pamiętam jak raz Dymitr przyszedł po mnie do klasy, bo miałam się już dawno spotkać z ojcem, ale nauczycielka zatrzymała mnie po lekcji i musiałam zostać i słuchać jej beznadziejnego, bezsensowego monologu, aż do chwili w której wszedł strażnik. No w życiu bym nie uwierzyła, ale ona podrywała go przy mnie. Miałam ochotę walnąć ją, ale by jego uderzyć też mnie korciło. Ona go podrywa a on co stoi i słucha. No niby nic, ale nie wytrzymałam. Podniosłam torbę wyszłam i trzasnęłam drzwiami od klasy, a on jeszcze nie wyszedł. Pobiegłam do siebie torbę rzuciłam na łóżko. I zrozumiałam, że jestem zazdrosna. I do cholery chyba mam prawo jesteśmy razem, a on pozwala się podrywać przy mnie. Bo gdyby mnie nie było nie czułabym się tak źle. Napisałam do Michaela, że chcę się spotkać się jutro rano, bo źle się czuję. Odpisał mi, że nie ma problemu. Mniej kłopotu.
Poczułam jak od tyłu ktoś mnie obejmuje.
- Czemu wyszłaś tak nagle?
Jeszcze ma czelność pytać mnie o coś takiego ze spokojem.
Odwróciłam się nagle do niego.
- Czemu?! Ona ciebie podrywała na moich oczach, a ty stoisz i na dodatek słuchasz. To raczej nie jest miły widok, nie sądzisz?!
Wybuchłam może za mocno, gdyż szkoła jest pełna uczniów, ale w tej chwili mam to głęboko w dupie.
- Jesteś zazdrosna.- powiedział z tym swoim cudownym uśmiechem.
- I co się uśmiechasz, to wcale nie jest zabawne! Wiesz nienawidzę cię!
- Kocham w tobie tą zazdrość.
- Nie jestem zazdrosna.
- Tak?
- Tak.
- To świetnie. Ty pójdziesz na spotkanie z ojcem a ja wrócę na słuchanie podrywów.
- Że co proszę?!
- Mówiłaś, że nie jesteś zazdrosna.
O nie, nikt mnie nie będzie tak traktować. Podeszłam podniosłam dłoń by go uderzyć, ale złapał moją rękę. Pociągnął mnie w stronę zamkniętych drzwi od łazienki.
- Puść mnie- wysyczałam zła.
- Czemu chciałaś to zrobić?!
- Nikt nie będzie mnie tak traktować, mam swój rozum.
- Jak?
Oczy mam płonęły. Czułam w sobie złość, żar i coś co mnie obezwładnia w nie których momentach- podniecenie.
Zbliżył swoje usta do mojego ucha. Jego zapach objął moje ciało.
- Jesteś zazdrosna?
- Tak jestem zazdrosna, zadowolony?!- nagle wypowiedziałam, oddech miałam przyspieszony.
- Bardzo.
Po tym jak to powiedział w bił się w moje wargi z namiętnością. Czułam jak krew płynie szybciej w moich żyłach. Pocałunki były inne chciałam się z nim kochać, ale gdy zjechałam na jego szyje. Poczułam się głodna, a krew Dymitra płynęła w jego żyłach, serce biło jak szalone. Mocno odepchnęłam.
***

Boję się ślubu. Mam wrażenie, że coś się zdarzy. Może ze mną. Ceremonia przebywa spokojnie. Wszystko jest przystrojone pięknymi kwiatami.
Ciekawe jakby wyglądał mój ślub. Jakby wyglądało moje życie bez ciągłego strachu. Czasami zastanawiam  się czy nie mogę po prostu być szczęśliwa i nie robić tego co wszyscy. Po korytarzach i na zewnętrz często widzę pary, które trzymają się za ręce i całują, bez osądu innych. A ja co?
Ciągle pilnowana, główny temat plotek.
Cieszę się tylko, że parę dni wyjadę do Polski, pomimo, że to nie będzie miły wyjazd, bo znów będę cierpieć- tego bólu nigdy się nie pozbędę.
Wszyscy tańczyli w rytm muzyki weselnej. Para młoda zniknęła na sesje zdjęciową. Moje myśli krążyły choć nie wiem w jakim kierunku.
- O czym myślisz?
- O wszystkim i o niczym Cass. Nie tańczysz?
- Może później. Przejdziemy się?
- Jasne.
Pomimo późnej pory księżyc świecił jasno dając światło.
Zaszłyśmy aż do jeziora.
- Jutro wracamy, po czym znów wyjeżdżamy. Trochę tego dużo wolnego.
- Może. – usiadłyśmy na pomoście.
- Cały czas jesteś zamyślona. Myślisz o nim?- spytała przyjaciółka.
- Nie, no może trochę. Myślę o tym jakby wyglądał nasz ślub. Jeśli w ogóle kiedyś będzie.
- Będzie zobaczysz i nic wam nie przeszkodzi.
- Jesteś szaloną optymistką, wiesz?
- Wiem, bo wiesz w co wierzę.
- Tak, wiem i liczę na to, że kiedyś Loren cię pokocha.
- Chłodno, wracamy?
- Idź, ja jeszcze zostanę.
- Dobrze.
Wstała i odeszła. Było mi zimno, a oczy się zamykały, chciałam tu zostać. Zasnęłam, a na ciele miałam gęsią skórkę.

Cassie:

Zostawiłam samą Nicole, ale w drodze do sali, zatrzymał mnie jej strażnik. Powiedziałam gdzie ją zostawiłam, podziękował za informację i poszedł po nią. Martwił się o nią, widać, że jest oddany swojej pracy i swojej przyszłej królowej. Gdy doszłam do stolika w torebce usłyszałam dzwonek telefonu. Spojrzałam na wyświetlacz. Po co strażnik, z którym rozmawiałam niedawno po mnie dzwoni.
- Tak?
- Jest nieprzytomna, czekam na panienkę w jej pokoju.
- Już biegnę.
Chwyciłam nasze rzeczy i wybiegłam z sali do przyjaciółki.
Nicole kazała strażnikowi w razie potrzeby powiadamiać mnie. Obie wiedziałyśmy, że coś się wydarzy i że tylko ja będę wstanie jej pomóc. Bałam się o nią, bo przecież jeszcze nie tak dawno nic jej nie było.

1 komentarz:

  1. Świetny rozdział :D czekam na następne :)
    Powodzenia i weny życzę,
    Kasia :*

    OdpowiedzUsuń