Odzyskać nadzieję

niedziela, 10 kwietnia 2016

Rozdział 121

Nicole:

Nikogo nie zdziwiła moja późniejsza nieobecność na ślubie kuzyna. Przez kolejne dwa dni byliśmy na dworze. Cassie po długiej rozmowie przekonała się i pojechała do szkoły a w razie czego będzie zaraz powiadomiona przez Dymitra. A ja pakuje ubrania do torby na kilka dni pobytu w Polsce. Dzięki rozmowie z ojcem udało mi się go przekonać by na wyjazd pojechało ze mną tylko dwóch strażników.
Ostatnio dużo śpię, a Cassie wraz Dymitrem rozmawiają o tym co ma się wydarzyć. Nieraz się przebudzam i słyszę ich rozmowy.
Nie rozmawiają przy mnie o tym, bo nie chcę nic o tym słyszeć. Myśl o tym co ma się wydarzyć przeraża mnie, ale ostatnio i dziwnie cieszy, lecz nie mówię o tym nikomu.

Dymitr:

Caroline i Cassie wróciły razem do szkoły, a ja czekam aż Nicole przyjdzie z Jasonem, i będziemy mogli wyjechać. Rozmowy z Cass pomogły mi bardziej zrozumieć na co mam zwrócić uwagę i powiadomić ją a następnie wracać do Stanów.
Ledwo weszliśmy na pokład samolotu a moja ukochana zaraz usiadła i zasnęła.
Podróż odbyła się bez większych komplikacji, w czasie drogi do jej domu patrzała cały czas przez okno nie odzywała się słowa. Wyjątkiem był moment gdy poprosiła o włączenie radia. Krótko przed dojazdem do celu wyciągnęła swoją bransoletkę i wciągu chwili jej twarz się zmieniła.
Księżniczka nie czekając wysiadła. Powell poszedł wyciągnąć walizki, a ja podszedłem do Nicole, która stała przed drzwiami z kluczem w ręce.
- W porządku?
- Tak- odpowiedziała tak cicho, że myślałem iż nic nie powiedziała.
- Jeśli chcesz ja to zrobię.
- Nie, dam radę. Pomóż Powellowi.
Mówiła cicho, ale posłuchałem jej i poszedłem pomóc przyjacielowi. Choć walizki miał już wyciągnięte z bagażnika.
- Nie otworzyła jeszcze?- spytał gdy podszedłem.
- Nie.
- Dajmy jej chwilę.
Czekaliśmy tak przez dłuższą chwilę, aż usłyszeliśmy otwierane drzwi. Już chciałem wziąć walizki, ale przyjaciel złapał mnie za ramię i zaprzeczył głową.

Nicole:

Gdy tylko dolecieliśmy odezwałam się raz, prosząc o włączenie radia. Już niedługo święto zmarłych, a myśl o zmarłych rodzicach rozdziera moje serce.
Gdy strażnik zatrzymał się na podwórku wysiadłam i podeszłam do drzwi, w ręce trzymałam klucz. Wiedziałam, że musze je otworzyć, ale bałam się wspomnień, które są w każdym pomieszczeniu.
Gdy wreszcie je otworzyłam, czułam chłód płynący ze środka. Przymknęłam powieki i wzięłam wdech powietrza, który wypełnił moje płuca i dopiero gdy je wypuściłam zrobiłam pierwszy krok w stronę wejścia. Wewnątrz domu panował chłód większy niż się spodziewałam. Nie sądziłam, że powrót będzie taki trudny. Dopiero gdy weszłam do salonu usłyszałam kroki za sobą.
- Napalę w piecu- usłyszałam głos Jasona.
Stałam a mój wzrok padł na meble pełne od kurzu. Pierwsze co przyszło mi do głowy to to, że muszę posprzątać dom. Ale zanim się obróciłam poczułam ramiona ukochanego, w których czułam się bezpiecznie i szczęśliwa.
- O czym myślisz?
- Muszę tu posprzątać.
- To była długa podróż…
- Nie- przerwałam mu.- Muszę, rozumiesz?
- Tak.
Objął mnie mocniej a potem musnął lekko moje usta i wypuścił z moich ramion.
- Zaniosę walizki do góry- powiedział po czym wyszedł.
Zdjęłam kurtkę i zaczęłam sprawdzać szafki z tym co się w nich znajduję oraz co należy już wyrzucić.
Zaczęłam sprzątać a obaj mężczyźni nie przeszkadzali mi, pomagali mi gdy ich prosiłam.

Mam nadzieje, że nie ma jakiś wielkich błędów i że rozdział się podoba, Czekam na wasze komentarze i reakcje

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz