Gdy krzyki ustały ludzie wyszli z ukrycia i zobaczyli strażników, którzy byli zmęczeni oraz ubrudzeni potem i krwią walki.
Nicole stała na dachu dworu spoglądając na strażników zadowolonych ze swojego zwycięstwa, lecz ona nie była szczęśliwa. Gdy cała adrenalina minęła zrozumiała, że może stracić kuzyna. A mężczyzna którego kocha nie ma na dworze.
Jason z Lorenem wyszli z lochów i widzieli to samo co inni, ale dopiero czarownica patrząca w górę zwróciła ich uwagę.
- Coś nie tak? - spytał czarownik.
- Zobaczymy. Teraz trzeba zająć się sprawwmi dworu. Tylko czy podoła?
- Jest silna i ma sprzymierzeńców to da jej siłę. - wyznał swe myśli strażnik
Lucas zamknął się w swym pokoju wciąż myśląc o tym co usłyszał od swojej kuzynki. Myśl, że to przez jego ojca matka mogła być już od dawna z nimi go przygwoździła. Dobrze wiedział, że cokolwiek się stało Nicole nie miała na to wpływu, ale mogła to naprawić. Ale zaczęło go zastanawiać pytanie co kuzynka zrobi z jego ojcem? I czy zwróci mu matkę?
Michael szukał twarzy swojej córki, ale znalezienie jej nie było proste. Jego siostra zatrzymała go gdy po raz drugi ją minął.
- Nie szukaj jej. Sama przyjdzie. Rozejrzy się to ona zaczęła i musi to skończyć.
- A co jeśli coś jej jest?
- Wiedzielibyśmy. Spójrz na strażników od dawna są jej oddani. Gdyby coś jej się stało powiedzieli by nam. A teraz pomóżmy strażnikom.
Nicole:
Nigdy bym nie pomyślała, że taka rewolucja. Jeśli w ogóle można to tak nazwać. Ma tyle spraw. Od kilku dni zajmuję się papierami, telefonami, video-konferencjami.
Z tego wszystkiego wiem tylko, że Dymitra nie ma na dworze. Powell powiedział mi, że podobno wyjechał przed tym naszym zamachem. Niby z jednej strony się cieszę, że go tu nie było, ale z drugiej jakby coś mi tu śmierdziało, tylko co?
Lucas jakiś czas po wydarzeniu ze swoim ojcem zjawił się u mnie i chciał wiedzieć jak mogę sprowadzić jego matkę.
Od tego czasu wydaje mi się, że wszyscy trzymają mnie z dala od lochów. Ale może jestem zbyt uwrażliwiona i zmęczona. A może wciąż martwię się reakcją Cassie na nowe wieści, które jej wczoraj przekazałam i szukam dziury w całym. Sama już nie wiem. Przymknęłam oczy i oparłam czoło o złączone dłonie.
Lucas:
Siedziałem ze strażnikiem kuzynki, czarodziejem, resztą jej znajomych i rodziną dyskutując o tym jak powstrzymać kuzynkę od zejścia na dół.
- Na prawdę myślicie, że to coś da? Wcześniej czy później zejdzie na dół i dowie się tego albo od nas albo od mojego ojca.
- Nie rozumiem jak ona mogła związać się z kimś nie informując nas.
- A czy to ważne- odpowiedział Damon ojcu Nicole.- Kocha go. Nie jestem szczęśliwy z tego faktu. Gdyż myślałem, że bardziej mi ufa, ale... To moja kuzynka i to jej decyzja. Lecz co zrobimy z tą kobietą?
- To proste zabijmy ją.
- Genialne rozwiązanie wilczku, a co z prawem.
- Pieprzyć to powiemy, że to wypadek.
- Oszaleliście.
- DOŚĆ!- uciszył szum ludzi Robert*- To nie są rozwiązania. Niech zna prawdę nie uniknie jej, a wampirzycą zajmie się ona sama tak jak twoim ojcem i tym czarodziejem.
- Tato co ty mówisz?
- Prawdę. Wszyscy tu siedzimy, ale co to da. Podobno coś jest nie tak- tak przynajmniej twierdzą jej przyjaciele, którzy są z tą kobietą. Ta wampirzyca nie jest głupia, musi mieć plan. A Nicole powinna być na to gotowa.
- Ojciec ma racje Elizabeth. Poza tym poznanie prawdy od nas zaboli ją mniej niż od kogoś innego.
Cassie:
Nie poszłam na to ich głupie zebranie.Wciąż myślę o tym co mi powiedziała Nicole. Bo jak to możliwe. Czy to w ogóle możliwe byśmy były prawdziwymi siostrami?
- Ale będziesz otwarta?- spytała
- Jasne. Ale może zamiast chodzić w kółko powiesz o czym chcesz rozmawiać.
Przesunęła w moją stronę coś niewielkiego.
- Pierścień?
- Odkąd mamy więź czujemy się jak siostry. Obie wiemy, że możemy sobie ufać. A gdybym powiedziała, że nie jesteśmy zwykłe.
- Obie o tym wiemy.
- Nie w ten sposób. Załóż pierścień, proszę.
Nie wiedziałam co sądzić o tym, ale założyłam go.
Gdybym wiedziała co się wydarzy w życiu bym go nie założyła. Przecież to niemożliwe ja nie mogę być córką diabła, swoim sobowtórem i na dodatek mieć brata, którego ma wskrzesić Nicole. To chore.
- Przestaniesz- usłyszałam głos Elijah, aż ze strachu podskoczyłam- Przepraszam nie chciałem cię przestraszyć, Cassie.
- Jak??
- Nie chcesz mnie - rozumiem to. I jeśli ze chcesz odejdę pod warunkiem, że wysłuchasz tego co ci teraz powiem a potem możesz mnie już nigdy więcej nie zobaczyć. Zgoda?
Nie miałam pojęcia czy temu wierzyć, ale ...
- Zgoda.
- Usiądź.
Siadłam na kanapie za to duch chłopaka przysiadł na stoliku.
- Mówiłem, że rodzimy się od tysięcy lat. Nasza trójka jest niezwykła a szczególnie Nicole. Zawsze była od nas silniejsza. Mam ostatnio przebłyski jakby przeszłości i przyszłości. Oboje w nich jesteśmy jako żywi. Masz prawo być zła i zdezorientowana, ale musisz zrozumieć, że siostra cię potrzebuje. Tylko ty jesteś blisko niej.
- Jak mam to wszystko zrozumieć, moja rodzina...
- Jest nią i zawsze nią będzie. Posłuchaj widziałem coś. Coś co zrobiliśmy we dwoje coś co przyniesie straszne skutki.
Jego wyraz twarzy oznaczał strach.
- Boisz się
- Nie tylko ja powinienem
- Jak to?
- Nikt jej jeszcze nie powiedział o Dymitrze, prawda?
- Wszyscy chcą ją chronić w razie gdyby Emma chciała coś zrobić.
Przymknął oczy i wypuścił oddech.
- Za późno. Obiecaj mi coś, nie musisz mnie lubić ani tolerować, ale bądź teraz przy niej.
- Co się dzieje?
- Zeszła do lochów.
- CO?!
- Wkrótce nasza siostra będzie w złym stanie. Musisz ją wspierać tak jak kiedyś.
- Muszę powiadomić Powella.
- Nie pozwól by jej serce pękło, bo wtedy i ty umrzesz.
Umrę o czym on gada.
- O czym ty mówisz?
- Gdy wasze serca pękały nie miałyście siły by żyć. Loren i Dymitr rodzą się dla was od wieków. Lecz gdy któryś sprawi, że wasze serce zakrwawi wtedy odbierałyście sobie życia.
- Chcesz powiedzieć, że oni również są swoimi sobowtórami.
- Tak.
Wtedy zadzwonił mój telefon. Caroline
- Tak?
- Cassie. Wiem, że dzwoniłam wczoraj, ale musisz coś wiedzieć.
- Mów co jest grana.
- Przed spaniem poszliśmy z nią i Dymitrem coś wypić. Powiedziała, że to ze względu na wieści o dworze. Musiała nam coś dolać.
- Ale o co chodzi?
- Oni jadą na dwór.
- Co?! Kiedy wyjechali?
- Jack twierdzi, że będą za parę minut. Ruszyliśmy nie dawno. Cass, co teraz będzie?
- Serce jej pęknie.- powiedziałam to patrząc w oczy Elijah.
Gdy tylko wypowiedziałam te słowa rozłączyłam się i wybiegłam z pokoju w kierunku najbliższego wyjścia, które zaprowadzi Nicole na główny wjazd. Tym samym dzwoniąc do Lorena.
- Kochanie, już się stęskniłaś?
- Jest Powell koło ciebie?
- Tak, a co?
- Nicole jest w lochach a Emma i Dymitr zaraz będą na dworze.
- Co?!
- Główny wjazd, szybko.
Nicole:
Na dole siedziało dwoje strażników. Widząc mnie kiwnęli głowami po czym wrócili do swoich zajęć. Szłam korytarzem zaglądając wzrokiem kto w nich jest. Gdy stanęłam przed właściwą. Wuj sam podniósł się z łóżka i stanął twarzą w twarz ze mną.
- W końcu się zjawiłaś.
- Nie każdy ma wolne tak jak ty.
- Cóż uroki życia.
- Zadam jedno pytanie: Kto jeszcze znał prawdę?
- Nie wiesz.
- Odpowiedz.
- Jeśli ty powiesz czemu zabiłaś moją żonę.
- Nigdy tego nie chciałam. Taki nasz los. Nasze życie kosztuje życie- podobno.
- Teraz ty.
- Chyba nie sądzisz, że powiem.
- Prawda nie masz nic do stracenia prócz możliwości ponownego życia z żoną.
Odwróciłam się chcą odejść.
- Czekaj.
Przystanęłam i z zwycięskim uśmiechem odwróciłam się do wuja.
- O czym mówisz?
- Mówiłam, że mogłam ją sprowadzić, wciąż mogę. Kara cię nie ominie z mojej strony, ale może będziesz mógł żyć z żoną jeśli one tego będzie chciała.
Widać było, że myśli nad moimi słowami.
- To była Emma.
Gdy znów chciałam odejść Daniel znów się odezwał.
- Ona zawsze powtarzała, że ma plan. Uciekła z nim nie bez przyczyny.
- Z nim?- spojrzałam przez ramię.
- Ze swoim strażnikiem- Dymitrem Bielkiov'em
Same kłamstwa, krew mi zawrzała. Gdzie jesteś ukochany?
Gdy tylko go wyczułam, wiedziałam, że jest blisko. Biegłam jak poparzona, by znaleźć się na zewnątrz.
Stanęłam przy główny wjedzie i patrzałam na drogę, którą musi przejechać samochód. Cassie była blisko mnie i próbowała mnie odciągnąć, ale nie słuchałam.
Cassie:
Mówiłam do niej, ale nie słuchała. Znała prawdę przynajmniej jej część. Wokół był spokój, więc łatwo dało się usłyszeć nadjeżdżający samochód w naszą stronę.
Rozglądałam się w kółko Loren i Jason już biegli, ale samochód był coraz bliżej a Nicole zrobiła krok na przód. Już stąd widziałam jak Emma coś mówi do Dymitra. Ale to nie było nic dobrego bo samochód zatrzymał się tuż przed moją siostrą. Gdy tylko ciotka mojego przyjaciela wyszła z auta było widać jej radość na to co nastąpi.
- Zabrać ją- usłyszałam zdyszany głos strażnika.
Nie mogłam znaleźć wyjścia ani słów. Tylko spojrzałam na niego z łzami w oczach. Ściskając dłoń Lorena.
Strażnik podszedł dość blisko niej. W czasie gdy Emma zbliżyła się do Dymitra.
- Kochanie, powinieneś porozmawiać o sprawach zawodowych.
- Masz rację.
Ale Dymitr nie spojrzał na Nicole tylko na swojego przyjaciela. Nikki nie patrzała na nią, lecz na niego i to co zobaczyło zabolało ją tak bardzo, że Jason złapał ją w czasie gdy zaczęła się skulać z bólu. Zaczął ją odciągać z tam tond. Aż po chwili powietrze rozciął jej krzyk. Nie zauważyłam nawet, że i Loren zabrał mnie i szliśmy z nimi na równi. Zrozumiałam, że Loren ukrył ten moment przed nimi. Nicole waliła strażnika wrzeszcząc by ją puścił.
- Teraz tylko ty możesz pomóc jej myśleć racjonalnie- powiedział Elijah.
*Robert - dziadek Nicole