Odzyskać nadzieję

czwartek, 27 lipca 2017

Rozdział 12

Nicole:

Unikam rozmów z Cass na temat tego co się wydarzyło gdy umarłam. Poza tym za parę minut Cassie wraz ze swoją matką i Zaynem,, który uparł się by przyjechać z Jasonem także jedzie. Mają oni pojechać na dwór przekazać potrzebne informacje zaufanym ludziom i dać krew wszystkim.
- Nikki.- poczułam delikatny dotyk dłoni na ramieniu.
Spojrzałam jak moja siostra, być może prawdziwa siostra siada koło mnie.
- Za chwilę jedziemy. Widzę, że czymś się zamartwiasz. Czemu od czasu gdy cię sprowadziłam nie rozmawiamy?
- Ja muszę sobie wszystko dobrze przemyśleć. Zbyt wiele rzeczy się teraz dzieje. - Złączyłam nasze dłonie.- Jesteś moją siostrą i chcę cie chronić. Gdy przyjdzie czas wszystko wyjaśnię.
- Właśnie jesteśmy siostrami pozwól sobie pomóc.
- Już mi pomagasz. Kocham cię Cassie.
Przytuliłam ją mocno, przerwało nam czyjeś chrząknięcie za mną.
- Przepraszam, ale już czas.
Usłyszałam Lorena, odwróciłam się posłałam lekki uśmiech jemu i przyjaciółce. Po czym gdy oboje odeszli wyciągnęłam z kieszeni spodni sygnet. Ciągle się zastanawiam co się stanie gdy go założę. Co ja mogę jeszcze odkryć? I czy nie przysporzy mi to kolejnego bólu.
Wiem, że Powell i Loren coś ukrywają przede mną, ale nie mam siły się w to zagłębiać.

Powell:

Za chwilę na dwór miały wyjechać dwie czarownice i wilkołak. Kazałem przyprowadzić Lorenowi młodą czarownicę przed odjazdem. Koło mnie już czekał Zayn.
- Nie jedziemy?- spytała czarownica gdy znalazła się koło nas.
- Jedziecie- odpowiedziałem.- Lecz jest coś jeszcze co trzeba zrobić.
- Co?- spytał młody chłopak.
- Znajdź Caroline i jej pierwszej daj krew Nicole.
- Po co?
- Musisz ją przekonać by wyjechała. Im Nicole później się dowie, że Dymitr jest z ciotką Jacka tym lepiej. Wole nie myśleć co się stanie gdy się dowie.
- Jak to co? Jeśli wszystko co ona uważa jest prawdą. Zdenerwuje się tak bardzo, że
- Nie kończ.- Przerwała Zaynowi czarownica.
- Zrobisz to?- spytał czarodziej.
- Tak, ale ostrzegam ja jej nie powiem prawdy, jeśli nią jest. Lecz ktoś będzie jej musiał powiedzieć.
Mówiąc to odeszła w stronę matki i rodziny Nicole, gdzie się pożegnała i weszła do auta.
Gdy tylko samochód odjechał wciąż się zastanawiam czy ta urocza dziewczyna mogłaby zabić kogoś pod wpływem bólu, który może ją ogarnąć.

Nicole:

Po kolacji poszłam do swojego pokoju, by wziąć prysznic. Ciepła woda spływała po mym ciele, pomagając mi się rozluźnić.
Siedząc na łóżku wciąż obracałam palcami sygnet, aż ktoś zapukał do drzwi.
- Proszę- zawołałam z łóżka.
Do pokoju wszedł Jason.
- Przepraszam, że przeszkadzam.
- Nic nie szkodzi, Coś się stało?
- Nie, chciałem tylko powiedzieć, że zadzwonił Zayn. Wszystko idzie dobrze.
- To świetnie. Jason widzę, że coś chcesz powiedzieć mów.
- Chodzi o to, że..
- Od kiedy ty się denerwujesz?- pytam patrząc na twarz przyjaciela.
- Jedzie tu czarodziej powiedział, że chcę z tobą rozmawiać.
- Znasz go?
- Nie. Powiedział, że chcę zawrzeć z tobą porozumienie w zamian za darowanie mu życia.
- Skąd miał twój numer?
- Pytałem go, ale powiedział, że na wszystko odpowie gdy będzie na miejscu. Wydawał się dziwny.
- Powiedz mojemu dziadkowi,  że będziemy mieli nieoczekiwanego gościa. Gdy się zjawi przyjdź po mnie.
- Oczywiście.
Wyszedł z pokoju, a ja spojrzałam na sygnet w mojej dłoni.
- Wszystko ma się wyjaśnić. Więc niech będzie i tak mam popieprzone życie- powiedziałam do siebie.
Gorzej już być nie może. Nawet jeśli diabeł, anioły i całe reszta też istnieje.
Wsunęłam sygnet na palec.

czwartek, 20 lipca 2017

Rozdział 11

Nicole:

Już myślałam, że wrócę do moich bliskich. Jaki bym mój błąd gdy otwierając ujrzałam młodego chłopaka. Widząc, że na niego patrzę uśmiechnął się i przysiadł koło mnie.
- Mam niewiele czasu.- powiedział.
- Już to słyszałam.
Skąd oni wiedzą kim jestem? Co się dzieje?
- Widziałaś go.- raczej stwierdził niż spytał.- Więc wiesz, że jesteś moją siostrą.
- Hola, hola. O czym ty gadasz?!
- Widziałaś Lucifera, więc za pewne powiedział, że jesteś jego córką. 
Patrzał na moją zszokowaną twarz, po czym dodał.
- Nie powiedział. Nie mam czasu Cassie za chwilę cię ściągnie. Posłuchaj miałaś rację może sprowadzić zmarłych do życia, ale musisz być silna. Gdy będziesz chciała to zrobić zacznij od kogoś z kim jesteś teraz związana. I błagam nie zapomnij mnie.- powiedział dotykając dłonią mojego policzka.
- Kim ty jesteś?
- Ostatnio nazywałem się Elijah. Jesteś niezwykła pamiętaj o tym, liczę na ciebie siostrzyczko.
- Słabo mi - powiedziałam pochylając się na bok.
- Pozwól mi do was wrócić- usłyszałam od chłopaka za nim całkiem odpłynęłam, znowu

- Jej serce bije- słyszałam czyjś głos.
- To czemu się nie budzi. Minęło tyle czasu.
- Kochanie, ona potrzebuje czasu. Sama mówiłaś, że wtedy trwało to dłużej. Chodź coś zjeść.
- Nie, zostanę przy niej.
Powieki były wciąż ciężkie, starałam się poruszyć choć trochę palcami. Suchość w ustach przeszkadzała mi, ale starałam się coś powiedzieć.
- Cassie- wychrypiałam cicho.
- Nicole, mój Boże. Nareszcie strasznie się martwiłam.
Powiedziała ściskając mi rękę.
- Loren przynieść krew. Otworzysz oczy?
- Jasno.- wychrypiałam.
- Zaraz.- wstała by po chwili móc przy mnie być- Już, teraz będzie lepiej.
-Och- patrzała na mnie.
- Cassie coś nie tak?
- Twoje oczy. To nic.
Loren wszedł do pokoju i podał mnie szklankę wypełnioną krwią.
- Proszę.
Nie odpowiedziałam tylko pozwoliłam sobie na upicie napoju. Gdy odsunęła od ust pustą szklankę. Spytałam.
- Czemu tak patrzycie?
- To nic.
- Nie wierzę patrzysz jakby coś się stało. Loren pomóż mi wstać.
Popatrzył na mnie i na Cassie, ale w końcu pomógł mi i zaprowadził do łazienki. Gdzie spojrzałam na lustro.

Cassie:

Loren poszedł z Nicole do łazienki. Gdy wstała zauważyłam leżący na łóżku sygnet. Dziwne nic tu nie leżało wcześniej.
- AAA!!!
Krzyk przyjaciółki rozniósł się po całym domu. Więc do środka wbiegli nie mal wszyscy domownicy.
- Co się dzieje?- spytał dziadek Nicole.
- Nic złego.- odpowiedziałam.
- Jak to, przecież moja wnuczka krzyczała.
Gdy chciałam odpowiedzieć do pokoju weszła Nicole z Lorenem. Jej oczy znów wróciły do jej koloru, ale wciąż było widać jak jest słaba. Loren zaprowadził ją do łózka.
- Wszystko okej?
- Tak, co masz w dłoni ?- spytała patrząc na moją zaciśniętą dłoń i na zebranych.
- Kochanie tak się cieszę, że nic ci nie jest- powiedziała jej matka przytulając ją.
- Ja też mamo. Wiedziałam, że Cass da radę.
- Jesteś głodna?
- Trochę.
- Zaraz coś ci przyniosę- po czym wyszła z pokoju.
- Jason już wrócił?
- Jutro wraca- odpowiedział Loren.- Udało ci się, masz kolejnych sojuszników.
- To dobrze.
- Nicole, nic ci nie jest?- spytał ją dziadek.
- Dziadku to nic, jestem wciąż trochę słaba. Muszę tylko odpocząć.
- Więc odpoczywaj, kochanie.
Podszedł i ucałował ją w czoło i również wyszedł.
- Pokaż- powiedziała patrząc na moją zamkniętą dłoń.
Otworzyłam ją.
- Leżał na łóżku.
Patrzała na sygnet w mojej dłoni po czym spojrzała na Lorena.
- Zostawisz nas same.
- Jasne.
Chłopak podszedł do mnie pocałował blisko kącika ust i wyszedł. Nicole wzięła do swojej dłoni sygnet i zaczęła nim obracać.
- Coś nie tak?- spytałam.
- Mówiłaś, że widziałaś mnie w snach. Jak wyglądałam?
- Mhm, wygląd miałaś taki sam, tylko byłaś w innych ubraniach.
- Innych?
- Jakby z innych epok. Czemu oto pytasz?
- Był ktoś jeszcze w tych snach?
- Nicole, czy to ważne?
- Sama nie wiem. Proszę powiedz mi, a gdy będę czegoś pewna to wszystko ci wyjaśnię, obiecuję.
- Dobrze. Był jeszcze młody chłopak. Miał chyba czarne włosy, wysoki, nawet przystojny. Jego oczy przyciągały, ale nie tak jak na przykład Lorena. Jego oczy sprawiały, że go znam i jest ważny. Wiem to bez sensu. Zawsze gdy mi się śni wydaje mi się, że chcę mi coś powiedzieć a ja go nie mogę usłyszeć.
- Widziałam go. Tego chłopaka, ale nie rozumiem, bo czy to jest możliwe...
- Nicole, o czym ty mówisz?
Chciała mi coś powiedzieć, ale weszła jej mama z tacą, na której było przygotowane jedzenie.
- Cassie chodź niech Nicole odpocznie. Później sobie porozmawiacie.
Chciałam zaprzeczyć, ale Nicole sama postanowiła, że powinnam pójść. Wyszłam, ale nie zostawię tak tego co zaczęła. Muszę wiedzieć co się dzieje.

sobota, 15 lipca 2017

Rozdział 10

Cassie:

- Wyjdź- powiedziałam do chłopaka.
- Pomogę.
- Nie sama się nią zajmę, dopilnuj by nikt tu nie wszedł. Gdy wróci Powell każ mu przyjść.
- Jesteś pewna?
Nicole strasznie się trzęsła.
- Tak, zaufaj mi.
- Ufam- po czym jego usta po raz pierwszy w tej rzeczywistości zetknęły się z moimi.
Po czym wyszedł. Zaczęłam grzebać w szufladzie, gdzie znalazłam sznur, który Nicole miała schowany.
Czas na powtórkę. Tylko tym razem wróć.

Loren:

Nie mogę znaleźć sobie miejsca, dopiero gdy słyszę otwierane się drzwi odwracam się. Do domu wchodzi matka i babcia młodej królowej.
- Coś się stało Loren?- pyta na mój widok matka dziewczyny.
Zanim zdążam coś odpowiedzieć, po całym domu słychać krzyk. Obie kobiety puszczają torby i biegną na górę. Zatrzymuje je centralnie przed drzwiami.
- Wpuść nas- wypowiada starsza kobieta.
- Nie mogę, Cassie zabroniła.
- Co?! Mam to gdzieś, to wciąż mój dom.- mówi głośno pani Sara.
Obie kobiety pomimo, że próbuje je powstrzymać otwierają drzwi, by po chwili stanąć jak kamień. Ja również zaglądam do środka.
Piękna czarownica odwraca się i patrzy na mnie ze złością.
- Niech panie wyjdą- mówię do rodziny królowej.
Lekko zabieram pod ramię obie damy i wychodzę, drzwi ledwo po naszym wyjściu się zamykają.
- Ale...
- Proszę się uspokoić.- Mówię zaprowadzając kobiety do salonu, by usiadły.- Przyniosę wodę.
Sam zamaskowałem swoje przerażenie gdy zobaczyłem Nicole przywiązaną do łóżka. Gdzie jej ciało zaczynało chyba powoli płonąć. Co tam się dzieje?
Gdy zaniosłem kobietą szklanki, oddaliłem się od nich na tyle by móc mieć je na oku. Wyciągnąłem z kieszeni telefon i wybrałem numer strażnika, który odebrał po drugim sygnale.
- Co się stało?
- Zaczęło się. Cassie właśnie zajmuję się Nicole w sypialni w domu swoich dziadków.
- Co takiego?!
- Mówiła, że nic się nie wydarzy.
- Może się pomyliła.
- Albo znów nie wyjawiła prawdy, w końcu już jej się to zdarzało.
- Dobra kończę, chciałem tylko byś wiedział co się dzieje.

Od dwudziestu czterech godzin Cassie nie wyszła z sypialni. Drzwi otworzyła tylko parę razy gdy matki dziewczynek poszły zanieść coś do jedzenia i picia. Sam widziałem ją raz przez parę sekund. Jej twarz wyrażała ból, przerażenie, lecz również siłę walki. Gdy tylko jestem gdzieś sam wracam do momentu gdy pocałowałem Cass, czuję jakby jej usta wciąż były na moich. Wiem, że jestem od niej starszy, ale wspomnienia z tam tego czasu. Wciąż są i wierzę, że wszystko będzie dobrze,
- MAMO!- usłyszeć dało się w całym domu krzyk czarownicy.
Wyszedłem na korytarz i zobaczyłem jak Elena zostaje wpuszczona do sypialni.

Cassie:

- Czemu się tak dzieje?
- Teraz jest inaczej. Nicole jako jedyna pamięta i dała nam wspomnienia. Dla niej to nie jest pierwszy raz.
- A co jeśli mi się nie uda.
Mama spojrzała na leżącą na łóżku Nicole a następnie na mnie.
- Ona wierzy, że dasz radę. Jesteś potężna obie to wiemy. Zaufaj sobie- przeniosła wzrok na Nikki- i jej.
Objęła mnie, pocałowała w czubek głowy i wyszła zostawiając samą.
- W końcu same- usłyszałam Nicole.
Dam radę.
- Mów co chcesz.
Przyjaciółka lekko uniosła się na łóżku po czym rozejrzała się.
- Coś jest nie tak. Jak długo?- spytała.
Otworzyłam zdziwiona oczy.
- Ponad dobę, ale...
- Uratuj mnie.
- Uratuję.
Uniosła kąciki ust, po czym na jej twarzy pokazał się grymas bólu i znów zapadła.
Tym razem sprowadzę cię.

Nicole:

Wiedziałam, że znów mnie wchłonęła śmierć. Zacisnęłam dłonie na pościeli? Otworzyłam powoli oczy. Wszędzie widoczna była czerń i czerwień. Podniosłam się gwałtownie.
Leżałam w olbrzymim łóżku z czarną pościelą. Na końcu łóżka stał mężczyzna, ale odwrócił się do mnie tak nagle, że podkuliłam do siebie nogi.
- Witaj znów, kochana.
Mówił to z uśmiechem na ustach. Jest on z pewnością przystojny, ale coś jest z nim nie tak.
- Gdzie jestem?- spytałam.
- W bezpiecznym miejscu, nie obawiaj się mnie. Nie zrobię ci krzywdy. Cieszę się, że znów tu jesteś.
- Znów?- czemu to wciąż powtarza.
- Przykro mi, że nie pamiętasz tego. Tak spotkaliśmy się gdy już wcześniej tak umarłaś.
- Ja.. Jak to możliwe?
Wystawił w moją stronę swoją dłoń.
- Może coś zjemy. Spokojnie siostra uratuje cię. W tej chwili czas płynie strasznie wolno, więc?
Spojrzałam na jego dłoń, a potem znów na oczy, które coś mi przypominały. Niepewnie wsunęłam swoją dłoń w jego większą.
Wyprowadził mnie z pokoju i poszliśmy na dół schodami. Mężczyzna odsunął dla mnie krzesło przy stole a sam usiadł na przeciwko.
- Wie Pan kim jestem ja, prawda? Więc może się Pan przedstawi.
- Masz rację, ale ty również wiesz jak się nazywam. Ustaliłaś to ostatnio będąc tu.
- Nie pamiętam tego.
- Bo odrzucałaś to co chciałem ci dać. Mam nadzieję, że tym razem przyjmiesz prezent.
- Jak mam coś przyjąć od człowieka, którego nie znam.
- Racja.
Oparł się wygodnie o krzesło po czym spojrzał na mnie poważnie. Nawet bardzo.
- Nazywam się Lucifer Morningstar.
Chciałam się zacząć śmiać, ale jego wyraz twarzy mi nie pozwolił.
- Niezwykłe.- powiedziałam cicho.
Gdy do środka weszły dwie osoby z tacami. Postawiły jedzenie i wyszli.
- Moja droga jesteś w piekle- powiedział gdy chwyciłam widelec.
- Co takiego?!
- Mamy niewiele czasu. A musisz wiele zrozumieć. Świat jest inny niż myślisz. Zrozumiesz go jeśli przyjmiesz mój prezent.
Z kieszeni wyjął i położył przed moją ręką sygnet.
- Weź go i pozwól sobie pomóc.
- W czym?
- Zrozumiesz wszystko w swoim czasie, ale proszę. Pozwól sobie poznać prawdę. Nie zobaczysz tych kobiet, ale liczę na to, że wkrótce się spotkamy.
Palcami wsunęłam sygnet w dłoń. Czułam jak moje ciało leci na bok, a Lucifer mnie objął. Czułam się jakbym była pomiędzy.
Słysząc głos Cassie i ostatnie słowa Lucifera.
- Bądź dzielna moja córko.

Tak więc moi drodzy mamy i diabła. Mam nadzieje, że nie brakuje jakiegoś słowa, bo mogę mieć tendencję  do zjadania słów (pomyśle a nie wpiszę) 
:)

wtorek, 4 lipca 2017

Rozdział 9

Sara:

Moja wnuczka. Jak miło móc wypowiadać te słowa. Nasz największy skarb jest cudowny i taki podobny do matki. Wołałam dziewczynki trzy razy, ale nie zeszły na deser. Postanowiłam zobaczyć czy coś się stało. Uchylając drzwi pokoju zobaczyłam dwie cudowne dziewczynki, które śpią w jednym łóżku zwrócone twarzami do siebie.
Gdyby nie to, że Cassie jest córką Eleny powiedziałabym, że są do siebie w tym momencie podobne jak siostry. Zamknęłam delikatnie drzwi i zeszłam na dół, gdzie czekał na mnie mój kochany mąż.
- Dziewczynki zejdą?
- Śpią. Kochanie, nie straćmy naszej rodziny.
- Nie stracimy jej. Wszystko się ułoży.
Po czym poczułam delikatny pocałunek męża.

Cassie:

Gdy się obudziłam zobaczyłam twarz Nicole, mojej cudownej przyjaciółki i siostry. Pamiętam wszystko. Wiem, że ona jak i ja nie wiemy co się dzieje, ale martwię się. Gdyż znów musimy przejść to, ale tym razem nie będzie z nami Dymitra.
Podniosłam się i cicho wymknęłam się z sypialni, by zejść na dół coś zjeść. Za nim weszłam do kuchni, usłyszałam rozmowę. Stanęłam w progu, a mężczyźni obrócili się w moją stronę. Loren i Jason spojrzeli na siebie, potem znów na mnie.
- Nie śpisz?- spytał czarodziej.
- Obudziłam się przed chwilą. Coś nie tak, Loren?
Podeszłam bliżej nich i z pół miska na blacie kuchennym wzięłam ciastko.
- Gdzie Nicole?- spytał Jason.
- Śpi, oddanie mi wspomnień musiało ją trochę kosztować.
- Pamiętasz?- spojrzałam na Lorena
- Wszystko, a może i więcej. Powiedzie o czym tak rozmawialiście?
- Powinna wiedzieć- powiedział Loren.
Strażnik na mnie spojrzał na mnie, westchnął po czym pokazał ręką bym usiadła.
- Co wiesz?- spytał strażnik.

Jason:

Gdy zobaczyłem Cassie, obawiałem się czy powinna wiedzieć, ale ona zna lepiej Nicole. Może warto by wiedział ktoś blisko niej, ale ważne by się to nie wydało za wcześnie.
Gdy powiedziałem co się dzieje, aż wstała i patrzała z nie dowierzaniem na mnie i czarodzieja.
- To żart.- uniosła się.- O Boże. Ona nie może wiedzieć. Przy najmniej do jakiegoś czasu.
- Zgadzam się, ale co się stanie gdy pozna prawdę?
- Dobrze wiesz Jason, co zrobi. Chyba, że on ją powstrzyma, jeśli w ogóle zdąży.
- Powinniśmy iść do pokoi- odezwał się Loren.
- Masz racje.
Sam wyszedłem z pierwszy, ale w drodze do pokoju. Zacząłem się zamartwiać. Co się stanie jeśli przypuszczenia Nicole są prawdziwe. No cóż wtedy zrobię wszystko by ją chronić, ale jak ochronić ją przed bólem, którego być może nie uniknie.

Nicole:

Widziałam jak Cassie cały czas rozmawia z Lorenem. Moja siostra jest bardzo szczęśliwa. Chciałabym by wszystko się już ułożyło i wreszcie i ja poczuła się tak kochana.
- Naprawdę tego chcesz?- spytał dziadek.
- Tak. To ważne, a nie chcę byście byli tego świadkami tutaj. Byście się tylko martwili, a tylko Cassie mi może pomóc.
- Skoro tak uważasz, ale chcę byś wiedziała, że masz nas.
- Wiem. Załatwisz to dziadku?
- Tak. Jeśli wszystko będzie dobrze, będziesz mogła pojechać tam jeszcze dziś. Pod warunkiem, że codziennie będziecie dzwonić.
- Zgoda- powiedziałam z lekkim uśmiechem.
Od wczoraj gdy się obudziłam wiem, że się zaczęło. Lekarz w Anglii ostrzegł mnie o tym. Udaje, że wszystko w porządku, ale wkrótce będzie ze mną źle.
Poszłam do salonu i usiadłam blisko kominka i owinęłam się ciepłym kocem mocno. Mama i babcia pojechała na zakupy, Jason pojechał z Mike na rozmowę z wilkołakami. Spojrzałam na ogień.

Zbliżał się początek grudnia, Dymitr wyjechał z Caroline do jej wuja, a po powrocie ma być już tylko moim strażnikiem. dzisiaj wyjątkowo mam wolny czas, w którym nie jestem królową. Shanna również wyjechała. Jestem młoda, ale radzę sobie ze wszystkim. Właśnie siedzę z Lissą u Meg i rozmawiamy o wszystkim. 
- No nareszcie jedzenie- powiedziała Lissa, która popędziła otworzyć drzwi.
Meg i ja zaczęłyśmy się śmiać. Dwoje pracowników postawiło jedzenie koło nas i życzyło smacznego.
Przeżuwałam mięso, które coś mi nie pasowało.
- Nicole, wszystko w porządku?- spytałam Meg widząc moją minę.
Ale nic nie mogłam poradzić, że wstałam i jak oszalała i wpadłam do łazienki zostawiając wszystko w ubikacji.
- Jak się czujesz?- spytała Liss stojąc w  progu.
- Chyba lepiej.
- Ostatnio kiepsko wyglądasz- dopowiedziała Meg.
- Tak, ostatnio tylko trochę mnie mdli, ale może coś złapałam.
Dziewczyny popatrzyły na siebie, a potem na mnie a szczególnie Liss.
- Czemu tak patrzycie?
- Może jesteś w ciąży.
Zaczęłam  się śmiać, ale przestałam gdy zobaczyłam ich poważne miny.
- Nie, nie jestem w ciąży.- zaprzeczyłam.
- Posłuchaj. Wiem, że nie jesteśmy blisko, ale wiemy, że jesteś z tym z strażnikiem i raczej nie jesteś dziewicą.
- Nie jestem w ciąży. Wiedziałabym gdybym była. Skończmy ten temat.
- No dobrze.
Ale prawda była taka, że gdy tylko wróciłam do swojego pokoju dorwałam kalendarz i zaczęłam liczyć dni od ostatniej miesiączki.
To niemożliwe! Liczyłam już piąty raz.
- Ja nie mogę być w ciąży.- powiedziałam do siebie.
Chwyciłam kurtkę i pobiegłam do garaży, chwyciłam pierwsze lepsze kluczyki i wsiadłam do samochodu. Wiem, że nie powinnam być bez straży, ale teraz gówno mnie to obchodzi. Gdy byłam kawałek za dworem wysłałam sms-a Powellowi. Wiedziałam, że się zezłości i powiadomi Dymitra, ale teraz musiałam jechać. Podjechałam do pierwszej napotkanej apteki.
Za ladą siedziała starsza ode mnie kobieta.
- Dla pani?
- Test ciążowy.- wypowiedziałam cicho.
Gdy zapłaciłam i wróciłam do samochodu, pudełko położyłam na siedzeniu a sama odebrałam dzwoniący telefon.
- Oszalałaś?!- usłyszałam głos męża.
- Nic mi nie jest, zaraz jadę na dwór. 
- Nicole to nie czas na wygłupy. Czekaj tam gdzie jesteś Jason zaraz tam będzie.
- Jestem dorosła nie potrzebuje niańki!
- Takim zachowaniem zachowujesz się jak dziecko a nie jak ktoś dorosły a już z pewnością królowa.
- Nie powiedziałeś tego- szepnęłam.
Usłyszałam przekleństwo z jego strony, ale nim zdążyłam cokolwiek usłyszeć wyłączyłam telefon i ruszyłam nie na dwór, lecz do hotelu.
Wciąż się zastanawiając jak mógł coś takiego powiedzieć, skoro ciągle powtarza, że jestem wspaniałą osobą i prawdziwą królową.

- Nicole!- usłyszałam głos Cassie.
- Mhmm
- Zaczęło się? Oczywiście,  że tak - dodała dotykając mojego czoła.- Czemu nic nie mówiłaś, ty uparta dziewczyno. Loren!