Nagle znalazłam się na sali treningów a przede mną stała Elizabeth. Obróciła się w moją stronę.
- Czemu się tu znalazłyśmy?- zapytałam, gdyż nie było to jej ulubione miejsce, w którym ja przebywałam.
- Nie wiem, może ty mi powiedz. Gdyż to ty nas tu sprowadziłaś,- podeszła do mnie- a poza tym co się stało Nicole?
No tak walnięte aury.
- Nic czym by było trzeba się martwić, możesz coś z tym zrobić.- pokazałam na miejsce gdzie byłyśmy.
Nie mogłam tego miejsca znieść, a zarazem pragnęłam tu być. To straszne mieć tak mieszane uczucia.
- Dobrze, ale powiedz co się stało. - Prosiła.
Martwi się o mnie, ale nie potrzebnie. Gdyż z tym uczuciem sama muszę się pozbierać. Po chwili otoczenie się zmieniło a my wylądowałyśmy nad morzem.
Podeszłam nad wodę, a Elizabeth szła obok mnie.
- Więc?- nalegała.
- Co widzisz w mojej aurze?
- Twoja aura jest urozmaicona.
- Czyli?
- Widzę radość, smutek, gniew, miłość.
- Więc po co mam ci mówić skoro widzisz moje uczucia.
- Kochanie, twoje życie wkrótce się uspokoi i będziesz żyć szczęśliwie.- usiadła na piasku.
- Chyba sama w to nie wierzysz, ono nigdy nie będzie już stabilne, a przy najmniej takie jakie było. Wtedy uważałam, że żyję na ryzyku, ale teraz to chyba jeszcze bardziej,a poza tym będę musiała okłamywać tych, których kocham. I moje życie nie może być szczęśliwe.
Zaczęłam odchodzić plażą. Matka wstała i mnie dogoniła.
- Nicole- zaczęła, ale nie chciałam już z nią dziś rozmawiać.
- Mam dość, możemy porozmawiać kiedy indziej proszę.
- Dobrze- powiedziała po dłuższej chwili.
Matka odeszła a z nią cały obraz i nadszedł zwykły sen.
Początek roku był taki jak każdy, Lissa i Damon chcieli bym z nimi pojechała do domu, ale odmówiłam i strażnik Powell odwiózł mnie do domu.
Przebrana i spakowana na następny dzień do szkoły, poszłam pobiegać, aż znalazłam się nad jeziorem około 4 kilometrów od mojego domu. Lekko zmęczona weszłam na pomost, usiadłam, zdjęłam buty i zanurzyłam nogi w wodzie.
Po pewnym czasie usłyszałam dzwonek mojego telefonu, odebrałam.
- Gdzie jesteś?- spytała mama.
- Nad jeziorem za około godzinki będę z powrotem dobrze?
- Dobrze.
Rozłączyłam się i spacerkiem wracałam do domu.
Dni mijały prawie tak samo. Zaczynały się od wstanie, potem szkoła, powrót do domu, nauka. a co drugi weekend spędzałam z Lissą i Damonem na nauce przygotowań mnie do roli następcy tronu i na przygotowaniach do balu.
To już będzie ostatni tydzień przed świętami Bożego Narodzenia w szkole. Teraz jest sobota i jadę z Lissą do Paryża do salonu jakiejś kobiety po wybór sukni na bal i od razu na studniówkę.
Po raz drugi wyjadę lub też wylecę za granicę.
Ubrana czekałam na Powella przed domem, przyjechał punktualnie jak zwykle. Podjechaliśmy po Lissę i pojechaliśmy dalej.
Po kilku godzinach byłyśmy już w Paryżu. Samochód już czekał na nas ze strażnikiem za kierownicą.
Liss przez całą podróż opowiadała mi jak wspaniale będzie w Paryżu, ale ja zadręczałam się mailami, które pisałam z Caroline. Często pisała, że chętnie by mnie odwiedziła, ale ja ją zbywałam ty, że wkrótce to ja przyjadę na dwór i się zobaczymy.
Wytchnienie miałam tylko wtedy gdy o wszystkim mogłam napisać Jackowi, który pomagał mi pozbyć się dziwnych pomysłów Caroline, choć to nie jest łatwe.
Od jakiegoś czasu nie myślę już o liście od Dymitra, ale wciąż mam uczucie pustki i smutku przez ten list.
Nagle nie wiem kiedy to minęło weszłyśmy do salonu z sukniami.
*****************************
Udało mi się napisać szybciej, ale następny pojawi się w weekend, mam nadzieję, że będziecie czekać.
Liczę na komentarze
Autorka
Cudowne *.*
OdpowiedzUsuńCzekam na nn.
Pozdrawiam. (Moje linki już znasz)
Świetne !!! Czekam da dalsze rozdziały ;)
OdpowiedzUsuńŚwietne :) czekam na następny :)
OdpowiedzUsuńZostalas nominowana do LBA. Więcej informacji znajdziesz na:
OdpowiedzUsuńwww.klaroline-love-always-forever.blogspot.com
Pozdrawiam