Nicole:
Na podwórku stał samochód, którym strażnik zabrał moją przyjaciółkę. Weszłam do domu, w jednym z pokoi spał Powell tak jak kazałam. Poszłam zobaczyć co z Caroline. Gdy tylko weszłam i przysiadłam na łóżku dziewczyna spojrzała na mnie. Lekko się uśmiechnęłam.
- Nicole?- spytała słabym głosem.
- Tak, już nic ci nie grozi. Jesteś bezpieczna, odpocznij rano porozmawiamy.
Dłonią przesunęłam jej włosy i przykryłam kołdrą, po czym wyszłam wziąć prysznic.
Ubrana w piżamę poszłam do łóżka zadzwoniłam na dwór i powiadomiłam o tym, że Care się znalazła i że jak tylko lepiej się poczuję wróci na dwór. Strażnik chciał wiedzieć skąd to wiem, ale gdy powiedziałam kim jestem i ma mnie słuchać przestał pytać- ale z trudem. Gdy położyłam się spać było już późno albo raczej wcześnie.
Gdy się obudziłam spojrzałam na zegarek spałam zaledwie dwie i pół godziny, ale czułam się wyspana. Poszłam coś zjeść.
Ubrana już w zwykłe ciuchy zapaliłam świece i postanowiłam przywołać kobiety ze snów. Gdyż czułam, że to wszystko ma związek z nimi. Ja mam związek z nimi.
Po paru minutach zaczęły się pojawiać kobiety, choć już myślałam, że mi się nie uda.
Dymitr:
Przez kilka dni starałem się znaleźć ślad mojej podopiecznej, lecz bez skutku. Pojazdy okazały się wypożyczone przez kogoś kto nie istnieje. Dziś wieczorem Hans i kilku innych strażników ustalili ze mną coś innego. Lecz chwilę przed zakończeniem spotkania do pokoju wszedł młody strażnik i podszedł do Hansa po czym coś mu powiedział. Gdy strażnik wyszedł główny strażnik zwrócił się do nas.
- Panna Dragomir się odnalazła nic jej raczej nie jest, gdy poczuje się lepiej zostanie sprowadzona na dwór.
- A gdzie jest? Jestem jej strażnikiem.
- Proszę, by wszyscy wyszli.- Hans zwrócił się do każdego z wyjątkiem mnie.
Gdy wszyscy opuścili pomieszczenie, Hans kazał mi usiąść.
- Wiem, że jesteś jej strażnikiem Dymitr, ale zapewniam, że nic jej nie grozi. I wyprzedzając twoje pytanie. Nie wyjedziesz po nią, zostaniesz tu aż twoja podopieczna nie wróci.
- Dlaczego? I kto ją znalazł? Chyba mam prawo wiedzieć.
- Nie w tym wypadku. Jesteś szanowanym strażnikiem i młodym, ale nie otrzymasz żadnego rozkazu ode mnie jeśli nie wyjdzie ono z wyższej hierarchii. I jeszcze jedno, niestety jej prawny opiekun wniósł oskarżenie, po powrocie panny Dragomir odbędzie się proces. Teraz radzę wrócić do siebie. To rozkaz.
Czułem, że jej opiekun co wymyśli, ale nie chcę się kłócić gdyż możliwe, że ma rację chcą czegoś za to, że jej nie uratowałem.Wiedziałem, że nie mam prawa się wykłócać więc poszedłem do siebie.
Gdy zamknąłem drzwi poszedłem pod prysznic. I zacząłem myśleć o tym kto znalazł Caroline, gdzie jest oraz czemu nie mogę uzyskać informacji? Hans powiedział coś o wyższej hierarchii, ale nad nim jest tylko król, ale to nie miało sens. Gdyż po co król miałby sobie tym zakłócać głowę.
Ja nic nie mogę wiedzieć, ale może Jack, chłopak Caroline będzie wiedział więcej. Często wydawało mi się, że coś wie, ale sam nie wiem. Powinienem się z tym przespać choć nie będzie łatwo.
Jak zwykle przed snę widziałem Nicole, a potem i tak mi się śniła.
poniedziałek, 29 czerwca 2015
piątek, 26 czerwca 2015
Rozdział 58
Nicole:
Wiedziałam, że mogą mnie oszukać więc, żeby potwierdzić to co się wydarzyło zadzwoniłam do Jacka.
- Hej Jack.
- Nicole, no nareszcie Caroline i ja zaczęliśmy odchodzić od zmysłów. Czemu nie odpisywałaś na nasze maile?
- Była trochę jakby zajęta. Słuchaj czy Caroline jest na dworze?
- Nie pojechała jakiś czas temu na zakupy, nie długo powinna wrócić. Nicole wszytko w porządku masz dziwny głos.
- Wszystko jest dobrze- mam nadzieję.- Zadzwoń do mnie jak tylko wróci, dobrze?
- Jasne. Powiesz mi co u ciebie?
Zaczęłam opowiadać jak jest u mnie, po mijając fakt o pogrzebie. Gdyż to mój ból i nikogo innego.
- Nicole poczekaj chwilę. Ktoś puka pójdę otworzyć.
- Jasne.
Słyszałam słabo coś, ale nagle usłyszałam podniesiony głos Jacka.
- Co takiego? Ale jak ?
Niestety odpowiedzi nie usłyszałam. Po pewnej chwili znów usłyszałam Jacka.
- Nicole jesteś tam jeszcze?
- Tak, co się stało, miałeś podniesiony głos.
- Chodzi o Care. Ona została..
- ... porwana- wtrąciłam.
- Tak. Wybacz nie mogę rozmawiać muszę powiadomić jej opiekuna prawnego.
- Jasne, nie martw się nic jej nie będzie. Nie pozwolę na to.
- O czym ty mówisz, to nie twoja wina.
- Nie ważne, kończę. Powiedz jej wujowi, że Caroline wróci do domu cała i zdrowa.
Potem się rozłączyłam.
Czekanie na wiadomość było straszne na szczęście po kilku dniach dostałam wiadomość. Wszystko było ustalone. Jutro wieczorem ma dojść do wymiany.
Caroline:
Mężczyźni gdzieś mnie przewieźli. Teraz nie mam bladego pojęcia gdzie jestem. Ale z tego co słyszałam. Chcą mnie wymienić za coś. Siedziałam na łóżku, spojrzałam na zegar na ścianie. Była dziewiętnasta co oznaczało, że zaraz dostane coś do jedzenia. I jak w zegarku do pomieszczenia wszedł jeden z nich i postawił jedzenie na stoliku nocnym, po czym zaczął wychodzić.
Na tacy było tyle krwi bym nie straciła sił. Zjadłam to co mi dali po czym zasnęłam.
Nagle usłyszałam jak drzwi się otwierają, znów oparta o ścianę spojrzałam na zegar, było za wcześnie na obiad. Do pokoju weszło dwóch mężczyzn. Jeden podszedł do mnie chciał mnie złapać, ale zaczęłam się szamotać. Była słaba, ale facet nie musiał być silny by mnie przy trzymać, za to drugi wyją strzykawkę i skierował w moją stronę. Na chwile poczułam ból igły, ale po chwili znów odleciałam.
Nicole:
Do jechałam na miejsce, które wyznaczyli. Wyszłam z samochodu i spojrzałam na drugi, w którym siedział Powell. Zahipnotyzowanie go nie było łatwe, jest silny a to mi nie pomogło. W końcu się udało. A w domu mam wszystko przygotowane. Odwróciłam się i zobaczyłam nadjeżdżające samochody. Z każdego auta wyszło dwóch mężczyzn którzy podeszli do mnie.
- Miałaś być sama.
- Jestem.
- A drugi samochód?
- Nie ufam wam, chyba nie myliliście, że przyjadę sama. A teraz chcę odzyskać dziewczynę.
Facet podniósł rękę a jeden z nich się cofnął do aut, po czym wyciągnął Caroline. Niósł ją na rękach w moją stronę. Gdy był dość blisko, odwróciłam się i dałam znać strażnikowi by wyszedł.
- Co ty robisz?
- Chcę ją zabrać, taka była umowa. Strażnik mają tylko zabrać, nie musicie się go obawiać.
Powell znalazł się blisko mnie i stał przy mnie. Mijały kolejne sekundy lub minuty, gdy mój strażnik zaniósł moją przyjaciółkę do samochodu i odjechał.
- Teraz daj nam to co chcemy.
Wyciągnął do mnie dłoń.
- Miałaś nam oddać krew, pamiętasz.
- Pamiętam.
Włożyłam dłoń do kieszeni spodni i wyciągnęłam fiolkę z krwią, którą wcześniej spuściłam.
- Macie, a teraz wynoście się z mojego życia.
Wyciągnęłam by ją mu dać, ale on mnie złapał i przyciągnął do siebie. Za mną znalazł się inny facet, który mocno mnie złapał. Mężczyzna z przodu wyprostował mi rękę. Po czym wzięli moją krew. Teraz żałuję, że strażnik mi nie pomoże. Mogłam się domyślić, że coś będzie nie tak.
Po wszystkim puścili mnie. Wszyscy wrócili do samochodu z wyjątkiem jednego mężczyzny.
- Dziękujemy, mam nadzieję, że następnym razem nie będzie problemu.
- Następnym? Nie będzie go.
- Zawsze tak mówicie.
- My? Jacy my, do cholery?!
Zorientował się, że powiedział za dużo i zaczął się cofać. Chciałam użyć mocy, ale z nim było coś nie tak gdy próbowałam. Odjechali błyskawicznie, sama na nic innego nie czekałam tylko pojechałam do domu.
I kolejny mam nadzieje, że się podoba. Postaram się, by w wakacje pojawiały się częściej.
Mam nadzieję, że cieszycie się tak jak ja z dwu miesięcy wolnego :)
Macie plany na wakacje?
Wiedziałam, że mogą mnie oszukać więc, żeby potwierdzić to co się wydarzyło zadzwoniłam do Jacka.
- Hej Jack.
- Nicole, no nareszcie Caroline i ja zaczęliśmy odchodzić od zmysłów. Czemu nie odpisywałaś na nasze maile?
- Była trochę jakby zajęta. Słuchaj czy Caroline jest na dworze?
- Nie pojechała jakiś czas temu na zakupy, nie długo powinna wrócić. Nicole wszytko w porządku masz dziwny głos.
- Wszystko jest dobrze- mam nadzieję.- Zadzwoń do mnie jak tylko wróci, dobrze?
- Jasne. Powiesz mi co u ciebie?
Zaczęłam opowiadać jak jest u mnie, po mijając fakt o pogrzebie. Gdyż to mój ból i nikogo innego.
- Nicole poczekaj chwilę. Ktoś puka pójdę otworzyć.
- Jasne.
Słyszałam słabo coś, ale nagle usłyszałam podniesiony głos Jacka.
- Co takiego? Ale jak ?
Niestety odpowiedzi nie usłyszałam. Po pewnej chwili znów usłyszałam Jacka.
- Nicole jesteś tam jeszcze?
- Tak, co się stało, miałeś podniesiony głos.
- Chodzi o Care. Ona została..
- ... porwana- wtrąciłam.
- Tak. Wybacz nie mogę rozmawiać muszę powiadomić jej opiekuna prawnego.
- Jasne, nie martw się nic jej nie będzie. Nie pozwolę na to.
- O czym ty mówisz, to nie twoja wina.
- Nie ważne, kończę. Powiedz jej wujowi, że Caroline wróci do domu cała i zdrowa.
Potem się rozłączyłam.
Czekanie na wiadomość było straszne na szczęście po kilku dniach dostałam wiadomość. Wszystko było ustalone. Jutro wieczorem ma dojść do wymiany.
Caroline:
Mężczyźni gdzieś mnie przewieźli. Teraz nie mam bladego pojęcia gdzie jestem. Ale z tego co słyszałam. Chcą mnie wymienić za coś. Siedziałam na łóżku, spojrzałam na zegar na ścianie. Była dziewiętnasta co oznaczało, że zaraz dostane coś do jedzenia. I jak w zegarku do pomieszczenia wszedł jeden z nich i postawił jedzenie na stoliku nocnym, po czym zaczął wychodzić.
Na tacy było tyle krwi bym nie straciła sił. Zjadłam to co mi dali po czym zasnęłam.
Nagle usłyszałam jak drzwi się otwierają, znów oparta o ścianę spojrzałam na zegar, było za wcześnie na obiad. Do pokoju weszło dwóch mężczyzn. Jeden podszedł do mnie chciał mnie złapać, ale zaczęłam się szamotać. Była słaba, ale facet nie musiał być silny by mnie przy trzymać, za to drugi wyją strzykawkę i skierował w moją stronę. Na chwile poczułam ból igły, ale po chwili znów odleciałam.
Nicole:
Do jechałam na miejsce, które wyznaczyli. Wyszłam z samochodu i spojrzałam na drugi, w którym siedział Powell. Zahipnotyzowanie go nie było łatwe, jest silny a to mi nie pomogło. W końcu się udało. A w domu mam wszystko przygotowane. Odwróciłam się i zobaczyłam nadjeżdżające samochody. Z każdego auta wyszło dwóch mężczyzn którzy podeszli do mnie.
- Miałaś być sama.
- Jestem.
- A drugi samochód?
- Nie ufam wam, chyba nie myliliście, że przyjadę sama. A teraz chcę odzyskać dziewczynę.
Facet podniósł rękę a jeden z nich się cofnął do aut, po czym wyciągnął Caroline. Niósł ją na rękach w moją stronę. Gdy był dość blisko, odwróciłam się i dałam znać strażnikowi by wyszedł.
- Co ty robisz?
- Chcę ją zabrać, taka była umowa. Strażnik mają tylko zabrać, nie musicie się go obawiać.
Powell znalazł się blisko mnie i stał przy mnie. Mijały kolejne sekundy lub minuty, gdy mój strażnik zaniósł moją przyjaciółkę do samochodu i odjechał.
- Teraz daj nam to co chcemy.
Wyciągnął do mnie dłoń.
- Miałaś nam oddać krew, pamiętasz.
- Pamiętam.
Włożyłam dłoń do kieszeni spodni i wyciągnęłam fiolkę z krwią, którą wcześniej spuściłam.
- Macie, a teraz wynoście się z mojego życia.
Wyciągnęłam by ją mu dać, ale on mnie złapał i przyciągnął do siebie. Za mną znalazł się inny facet, który mocno mnie złapał. Mężczyzna z przodu wyprostował mi rękę. Po czym wzięli moją krew. Teraz żałuję, że strażnik mi nie pomoże. Mogłam się domyślić, że coś będzie nie tak.
Po wszystkim puścili mnie. Wszyscy wrócili do samochodu z wyjątkiem jednego mężczyzny.
- Dziękujemy, mam nadzieję, że następnym razem nie będzie problemu.
- Następnym? Nie będzie go.
- Zawsze tak mówicie.
- My? Jacy my, do cholery?!
Zorientował się, że powiedział za dużo i zaczął się cofać. Chciałam użyć mocy, ale z nim było coś nie tak gdy próbowałam. Odjechali błyskawicznie, sama na nic innego nie czekałam tylko pojechałam do domu.
I kolejny mam nadzieje, że się podoba. Postaram się, by w wakacje pojawiały się częściej.
Mam nadzieję, że cieszycie się tak jak ja z dwu miesięcy wolnego :)
Macie plany na wakacje?
niedziela, 21 czerwca 2015
Rozdział 57
Nicole:
Była już dwudziesta i wszystko już miałam zrobione- czyli pranie, gotowanie i lekcje, które były zadane. Ciężko było mi być w jednym miejscu samej. Choć wiem, że nie jestem sama gdyż wszyscy powiedzieli, że jeśli coś są przy mnie i mi pomogą. Ale powiedziałam, że dam radę i nic mi nie będzie. Choć tymi słowami cały czas przekonuję samą siebie.
Dom wydawał mi się taki pusty, wszędzie odczuwałam ich obecność przez co chyba czuję się jeszcze gorzej. Włączyłam jakiś film, by przeżyć kolejną noc.
Gdy usłyszałam dzwonek do drzwi byłam zdziwiona. Wstałam i poszłam je otworzyć. Oczywiście przed ich otworzeniem wzięłam do ręki sztylet, gdyż nigdy nie wiem, kto to może być. Od kluczyłam drzwi i pociągnęłam za klamkę. Stały tam dwie osoby, co mi się wcale nie spodobało. Nie widziałam ich twarzy, gdyż było już dość ciemno. Ścisnęłam tylko mocniej sztylet w ręce, która była oparta o drzwi.
- Wasza Wysokość.- odezwał się.
I od razu wiedziałam kim są. Poczułam w sobie taką wściekłość, że wyciągnęłam sztylet za drzwi i skierowałam w ich stronę. I wbiłam go w pierwszego mężczyznę i wyciągnęłam, ale drugi się zorientował i za nim zdążyłam w niego także wbić sztylet cofnął się i używając swojej mocy. Mój sztylet wypad mi z ręki, a facet odkopnął go na podwórko z dala ode mnie.
Drugi wciąż się trzymał, ale wiedziałam, że musi się wyleczyć.
- Czego chcecie mało szkód mi wyrządziliście. Nigdy wam nie dam tego czego chce cię.- wypowiedziałam to z taką złością i bólem jaki jeszcze nigdy u siebie nie spotkałam.
- Nie chcę ci nic robić, lecz tylko coś ci przekazać.
Ten, który wciąż się trzymał wyciągnął coś ze swojego płaszcza. Koperta? Podał mi ją. Wzięłam ją od niego, nie wysuwając się za bardzo z drzwi.
Dom objęłam ochroną, ale nie była taka silna jaką by zrobiła Elena czy inny czarownik.
- Co w niej jest?
- Nie wiemy, ale radzimy ją otworzyć. Miłej nocy księżniczko.
Nie widziałam, ale czułam, że się uśmiechnął. Po czym odszedł z rannym kolegą. Zamknęłam drzwi na klucz i poszłam do pokoju. Wiedziałam, że na zewnątrz jest sztylet, ale nie miałam zamiaru wychodzić. Usiadłam przy stole i położyłam kopertę na stole.
Po co mi koperta? Czego oni chcą ode mnie? Krew to oczywiste, ale po co?
Film wciąż leci, zatrzymałam go i zapaliłam światło. Nie byłam pewna czy powinnam to robić. Znałam losy z książek i filmach, byłam raczej świadoma, że tam nie będzie nic dobrego. Bo przecież nigdy nie ma. Otworzyłam kopertę powoli i wyciągnęłam zawartość. Zobaczyłam coś co przypomina zdjęcia, ale nie chciałam patrzeć więc jej odwróciłam i wzięłam białą kartkę. List skierowany do mnie. Czułam się jakby moje wnętrze się trzęsło, a przecież nic jeszcze się raczej wielkiego nie wydarzyło.
Nasza Droga Księżniczko,
bardzo nam przykro z powodu rozwoju wypadku, który się wydarzył.
Chcemy Cię uświadomić, że śmierć tych ludzi nie była naszym zamiarem.
Chcemy jednej rzeczy.
Lecz wiemy, że nie dasz nam tego. Gdyż jesteś uparta, więc chcemy być z tobą szczerzy.
Byś nam ufała i dała nam krew.
Wypadek miał cię wystraszyć i byś zrozumiała, że musisz to zrobić.
Im bardziej czytałam ich powód tym bardziej wydawali mi się szaleni i wiedziałam, że nic nie dostaną. Lecz to co pisało dalej mnie przeraziło.
Nasz pierwszy pomysł był błędny, więc tym razem zrobimy inaczej.
W kopercie są zdjęcia - obejrzy je.
Tym razem wzięłam je do ręki i zaczęłam oglądać. Mój Boże. Zostawiłam je i wróciłam do listu.
Za kilka dni będziemy w Polsce, chcemy byś była sama na miejscu, które ustalimy.
Wtedy się wymienimy. Ty dostaniesz dziewczynę a w zamian dasz nam swoją krew.
Nie musisz się bać, tym razem osoba Ci bliska będzie żywa.
Wkrótce się odezwiemy.
Brak podpisu.
Mają Caroline, nie pozwolę by coś się jej stało.
Była już dwudziesta i wszystko już miałam zrobione- czyli pranie, gotowanie i lekcje, które były zadane. Ciężko było mi być w jednym miejscu samej. Choć wiem, że nie jestem sama gdyż wszyscy powiedzieli, że jeśli coś są przy mnie i mi pomogą. Ale powiedziałam, że dam radę i nic mi nie będzie. Choć tymi słowami cały czas przekonuję samą siebie.
Dom wydawał mi się taki pusty, wszędzie odczuwałam ich obecność przez co chyba czuję się jeszcze gorzej. Włączyłam jakiś film, by przeżyć kolejną noc.
Gdy usłyszałam dzwonek do drzwi byłam zdziwiona. Wstałam i poszłam je otworzyć. Oczywiście przed ich otworzeniem wzięłam do ręki sztylet, gdyż nigdy nie wiem, kto to może być. Od kluczyłam drzwi i pociągnęłam za klamkę. Stały tam dwie osoby, co mi się wcale nie spodobało. Nie widziałam ich twarzy, gdyż było już dość ciemno. Ścisnęłam tylko mocniej sztylet w ręce, która była oparta o drzwi.
- Wasza Wysokość.- odezwał się.
I od razu wiedziałam kim są. Poczułam w sobie taką wściekłość, że wyciągnęłam sztylet za drzwi i skierowałam w ich stronę. I wbiłam go w pierwszego mężczyznę i wyciągnęłam, ale drugi się zorientował i za nim zdążyłam w niego także wbić sztylet cofnął się i używając swojej mocy. Mój sztylet wypad mi z ręki, a facet odkopnął go na podwórko z dala ode mnie.
Drugi wciąż się trzymał, ale wiedziałam, że musi się wyleczyć.
- Czego chcecie mało szkód mi wyrządziliście. Nigdy wam nie dam tego czego chce cię.- wypowiedziałam to z taką złością i bólem jaki jeszcze nigdy u siebie nie spotkałam.
- Nie chcę ci nic robić, lecz tylko coś ci przekazać.
Ten, który wciąż się trzymał wyciągnął coś ze swojego płaszcza. Koperta? Podał mi ją. Wzięłam ją od niego, nie wysuwając się za bardzo z drzwi.
Dom objęłam ochroną, ale nie była taka silna jaką by zrobiła Elena czy inny czarownik.
- Co w niej jest?
- Nie wiemy, ale radzimy ją otworzyć. Miłej nocy księżniczko.
Nie widziałam, ale czułam, że się uśmiechnął. Po czym odszedł z rannym kolegą. Zamknęłam drzwi na klucz i poszłam do pokoju. Wiedziałam, że na zewnątrz jest sztylet, ale nie miałam zamiaru wychodzić. Usiadłam przy stole i położyłam kopertę na stole.
Po co mi koperta? Czego oni chcą ode mnie? Krew to oczywiste, ale po co?
Film wciąż leci, zatrzymałam go i zapaliłam światło. Nie byłam pewna czy powinnam to robić. Znałam losy z książek i filmach, byłam raczej świadoma, że tam nie będzie nic dobrego. Bo przecież nigdy nie ma. Otworzyłam kopertę powoli i wyciągnęłam zawartość. Zobaczyłam coś co przypomina zdjęcia, ale nie chciałam patrzeć więc jej odwróciłam i wzięłam białą kartkę. List skierowany do mnie. Czułam się jakby moje wnętrze się trzęsło, a przecież nic jeszcze się raczej wielkiego nie wydarzyło.
Nasza Droga Księżniczko,
bardzo nam przykro z powodu rozwoju wypadku, który się wydarzył.
Chcemy Cię uświadomić, że śmierć tych ludzi nie była naszym zamiarem.
Chcemy jednej rzeczy.
Lecz wiemy, że nie dasz nam tego. Gdyż jesteś uparta, więc chcemy być z tobą szczerzy.
Byś nam ufała i dała nam krew.
Wypadek miał cię wystraszyć i byś zrozumiała, że musisz to zrobić.
Im bardziej czytałam ich powód tym bardziej wydawali mi się szaleni i wiedziałam, że nic nie dostaną. Lecz to co pisało dalej mnie przeraziło.
Nasz pierwszy pomysł był błędny, więc tym razem zrobimy inaczej.
W kopercie są zdjęcia - obejrzy je.
Tym razem wzięłam je do ręki i zaczęłam oglądać. Mój Boże. Zostawiłam je i wróciłam do listu.
Za kilka dni będziemy w Polsce, chcemy byś była sama na miejscu, które ustalimy.
Wtedy się wymienimy. Ty dostaniesz dziewczynę a w zamian dasz nam swoją krew.
Nie musisz się bać, tym razem osoba Ci bliska będzie żywa.
Wkrótce się odezwiemy.
Brak podpisu.
Mają Caroline, nie pozwolę by coś się jej stało.
piątek, 19 czerwca 2015
Rozdział 56
Nicole:
Od pogrzebu minął już jakiś czas. Dziś piątek ostatnia lekcja i powrót do domu. Na samą myśl mam łzy w oczach, które szybko odpędzam. Ciągle sobie powtarzam, że muszę żyć dalej, ale jest mi ciężko- nawet bardzo. Oczywiście prócz mojego strażnika nikt nie wie o tym co się działo ze mną.
Skoncentrowałam się na lekcji.
Zadzwonił dzwonek, więc się spakowałam i wyszłam z klasy z resztą osób. Gdy wyszłam z budynku jak zwykle przed bramą stały dwa samochody. Jednym jadą Damon i Lissa, a drugim ja.
Obróciłam się w stronę mojej rodziny, przytuliłam Liss- jak zawsze.
-Do zobaczenia jutro- powiedziałam po czym wsiadłam do auta.
Wyszłam z auta i podeszłam do drzwi. Wyjęcie klucza było najtrudniejsze. Gdyż wiem, że gdy to zrobię w domu nie będzie nikogo prócz mnie. Przekręciłam klucz i weszłam do środka.
Odłożyłam plecak na podłogę, a sama usiadłam na schodach. Pochyliłam się i oparłam głowę o przedramiona, co przyczyniło się do kolejnego płakania.
Nie chcę być królową, nie nadaję się. Co ze mnie będzie za królowa skoro nie radzę sobie ze śmiercią. Skoro nie mogę mieć tego, którego kocham. Chcę być normalna.
Caroline:
Czas mija spokojnie, ale martwię się wysłałam do Nicole już kilka dziesiąt wiadomości, a na żadną nie odpowiedziała. Zawsze odpisywała do mnie szybko, a teraz nie. Pytałam już Jacka czy może do niego pisała, ale powiedział, że sam nie ma od niej wieści.
Jestem na zakupach i wyprzedażach, wciąż się zastanawiam czy iść i zapisać się na spotkanie z księżniczką. Wiem, że mam taki obowiązek jako ostatnia z Dragomirów, ale nie jestem pewna.
Wybrałam kilka ciuchów i poszłam to przymierzyć.
Po godzinie wracałam z moim strażnikiem do samochodu, gdy usłyszałam pisk samochodów. Dymitr nagle mnie zasłonił, a z samochodów wysiadło po kilka osób. Dymitr zaczął próbować mnie stąd wyprowadzać, ale nie dał rady gdyż kilku mężczyzn zaszło mnie od tyłu. Do moich ust przyłożyli jakąś chyba szmatę, po czym odleciałam. Ledwo, ale widziałam, że strażnik zaczął chyba walczyć. Ale nic potem nie widziałam, bo zostałam wrzucona do auta, jeśli się nie mylę.
Wiem, że jest krótki, ale mam nadzieje, że i tak się podoba. Obiecuję, że już wkrótce rozdziały będą częściej. Kolejny już w niedziele lub w poniedziałek rano :)
I jeszcze jedno proszę piszcie komentarze to bardzo motywuje. Z góry dziękuję za wszelkie komentarze wszystkim :)
Od pogrzebu minął już jakiś czas. Dziś piątek ostatnia lekcja i powrót do domu. Na samą myśl mam łzy w oczach, które szybko odpędzam. Ciągle sobie powtarzam, że muszę żyć dalej, ale jest mi ciężko- nawet bardzo. Oczywiście prócz mojego strażnika nikt nie wie o tym co się działo ze mną.
Skoncentrowałam się na lekcji.
Zadzwonił dzwonek, więc się spakowałam i wyszłam z klasy z resztą osób. Gdy wyszłam z budynku jak zwykle przed bramą stały dwa samochody. Jednym jadą Damon i Lissa, a drugim ja.
Obróciłam się w stronę mojej rodziny, przytuliłam Liss- jak zawsze.
-Do zobaczenia jutro- powiedziałam po czym wsiadłam do auta.
Wyszłam z auta i podeszłam do drzwi. Wyjęcie klucza było najtrudniejsze. Gdyż wiem, że gdy to zrobię w domu nie będzie nikogo prócz mnie. Przekręciłam klucz i weszłam do środka.
Odłożyłam plecak na podłogę, a sama usiadłam na schodach. Pochyliłam się i oparłam głowę o przedramiona, co przyczyniło się do kolejnego płakania.
Nie chcę być królową, nie nadaję się. Co ze mnie będzie za królowa skoro nie radzę sobie ze śmiercią. Skoro nie mogę mieć tego, którego kocham. Chcę być normalna.
Caroline:
Czas mija spokojnie, ale martwię się wysłałam do Nicole już kilka dziesiąt wiadomości, a na żadną nie odpowiedziała. Zawsze odpisywała do mnie szybko, a teraz nie. Pytałam już Jacka czy może do niego pisała, ale powiedział, że sam nie ma od niej wieści.
Jestem na zakupach i wyprzedażach, wciąż się zastanawiam czy iść i zapisać się na spotkanie z księżniczką. Wiem, że mam taki obowiązek jako ostatnia z Dragomirów, ale nie jestem pewna.
Wybrałam kilka ciuchów i poszłam to przymierzyć.
Po godzinie wracałam z moim strażnikiem do samochodu, gdy usłyszałam pisk samochodów. Dymitr nagle mnie zasłonił, a z samochodów wysiadło po kilka osób. Dymitr zaczął próbować mnie stąd wyprowadzać, ale nie dał rady gdyż kilku mężczyzn zaszło mnie od tyłu. Do moich ust przyłożyli jakąś chyba szmatę, po czym odleciałam. Ledwo, ale widziałam, że strażnik zaczął chyba walczyć. Ale nic potem nie widziałam, bo zostałam wrzucona do auta, jeśli się nie mylę.
Wiem, że jest krótki, ale mam nadzieje, że i tak się podoba. Obiecuję, że już wkrótce rozdziały będą częściej. Kolejny już w niedziele lub w poniedziałek rano :)
I jeszcze jedno proszę piszcie komentarze to bardzo motywuje. Z góry dziękuję za wszelkie komentarze wszystkim :)
sobota, 13 czerwca 2015
Rozdział 55
Nicole:
Minął już nie cały tydzień, a po mężczyznach ani śladu. Może sobie odpuścili, ale coś w głębi mnie nie jest tego zdania. Dziś jest niedziela, rodzice chcą jechać do babci, ale ja powiedziałam, że muszę zostać w domu gdyż muszę zrobić zadanie domowe i że zostaje. Rodzice nie nalegali wiedzieli, że mam w tym roku maturę i chcę się uczyć, więc pozwolili mi zostać. Kazałam im pozdrowić babcię ode mnie.
Zadanie, które miałam do zrobienia było z angielskiego, może i było proste, ale nie miałam zielonego pojęcia jak zacząć. Zaczęłam szukać natchnie czy też pomocy w internecie.
Było już po dwudziestej pierwszej, zadanie zrobiłam koło czternastej. Zaczęłam się trochę denerwować gdyż mama dzwoniła ponad godzinę temu, że wracają do domu. Lecz ich wciąż nie ma. Wystraszona postanowiłam zadzwonić do babci, ale powiedziała mi tylko, że rodzice wyjechali już dość dawno temu.
Zadzwoniłam do mamy, ale nie odebrała telefonu, zrobiłam to drugi raz. Coś było nie tak, mama powinna odebrać, zawsze odbiera.
Robiło się późno więc się umyłam, włączyłam telewizję, usiadłam na kanapie pod kocem i postanowiłam poczekać na samochód.
Było już po północy a ich wciąż nie było. Znów chwyciłam telefon i nikt nie odebrał. Już miałam zadzwonić znów. Gdy zadzwonił mój telefon. Na wyświetlaczu pisało "Mama". Poczułam łzy, które szybko starłam i odebrałam.
- Nareszcie, martwiłam się, gdzie jesteście?- powiedziałam tak szybko, że nie pozwoliłam jej mówić.
Ale to co usłyszałam bolało jeszcze bardziej niż czas przez który się martwiłam. Nie mogłam tego przeżyć. Gdy się rozłączyłam napisałam do rodziny. Po pewnym czasie jedna z ciotek zadzwoniła. Powiedziała, że rano przyjedzie i mi pomoże. Zgodziłam się, potem zadzwoniłam do Powella. Telefon ktoś odebrał.
- Hallo?
- Nie jadę jutro do szkoły, źle się czuję. Nikt nie musi przyjeżdżać.
- Ach, Wasza Wysokość, dobrze. Mam nadzieję, ze szybko wrócisz do zdrowia.
- Dziękuję.
Gdy się rozłączyłam, położyłam się i dopiero wtedy zaczęłam płakać, łzy leciały i nie chciały przestać.
Koło południa pojechałam z ciotką na potwierdzenie tożsamości. Miałam wejść do środka, ale przed drzwiami się zatrzymałam.
- Nie mogę ciociu.
- Wiem, ze to trudne, ale trzeba- przytuliła mnie.
- Wiem- powstrzymałam łzy.- Chodźmy chcę mieć to za sobą.
Gdy wyszłyśmy z tam tond. Wyszłam jak najszybciej na dwór. Łzy znów leciały. Na przeciwnej stronie ulicy zobaczyłam znany mi samochód, wyciągnęłam telefon i zadzwoniłam, przyjrzałam się mężczyźnie w samochodzie. Wyciągał telefon i odebrał.
- Od rana?- spytałam.
- Tak.
- Nikt ma nie wiedzieć, zrozumiano nikt!- rozłączyłam się.
Rodzina we wszystkim mi pomogła, bo sama nie dałabym rady. Jutro pogrzeb, a ja jadę właśnie na miejsce wypadku, już drugi raz. Za mną znów jechał strażnik, z tego co wiem nikt o niczym nie wie. Damon, Lissa i cała reszta (czyli szkoła i reszta rodziny ze USA) uważa, że jestem chora. Zatrzymałam się i wyszłam z samochodu. Uklękłam i dotknęłam dłonią drogi. Znów zobaczyłam wypadek. Tym razem postanowiłam wytrzymać do końca i wszystko zobaczyć. Skupiłam się na tym kto jeszcze nie zemdlał. Nagle zobaczyłam mężczyznę, który w nich wjechał. Wyszedł z samochodu i wyciągnął telefon. Starałam się skupić jak najbardziej na nim.
- Załatwione, teraz może zrozumie i da nam to co chcemy.
Potem się rozłączył i odszedł, a wraz z nim wspomnienie.
Więc to ich sprawka. Teraz na pewno nic ode mnie niedostaną.
Gdy się oderwałam od ziemi znów zaczęłam płakać. Czułam, że ktoś jest za mną i wtuliłam się ze łzami w jego ciało.
Jechaliśmy z powrotem. Siedziałam z tyłu samochodu, ale czułam, że ktoś na mnie patrzy. Odwróciłam się i zobaczyłam samochód.
- Długo jedzie za nami?
- Tak, Wasza Wysokość.
- Od kiedy?
- Odkąd Pani wyjechała ze wsi.
- Pośpiesz się chcę być już w domu.
Ubrałam czarną sukienkę. Przez całą mszę aż do momentu złożenia trumien łzy mi leciały. Nie mogłam tego przeżyć, że dwoje najważniejszych ludzi w moim życiu nie żyje.
Na początku obarczałam się, że powinnam być tam z nimi i także zginąć. Wiem, że lekarze robili wszystko by ich uratować, ale nie mieli siły walczyć. Lecz gdy zrozumiałam, że wypadek nie był przypadkowy. Zrozumiałam, że muszę chronić każdego na kim mi zależy.
Casmir i Ivan:
Wypadek z początku był doskonały, ale nie przewidzieliśmy tego, że ci dwoje tego nie przeżyją. Teraz będzie trudniej.
- Co teraz?- spytał się Ivan.
- Teraz musimy poczekać.
- A dziewczyna, co jeśli ?
- Niczego nie zrobi, nie ma wiedzy co jej poprzedniczki. I nic raczej nie wie co może zrobić.
- Masz rację, nic nie wie. A to daję nam przewagę.
Reszta zgromadzenia kazała nam zostać, więc zostaniemy. Będziemy mieli dziewczynę na oku, ale nie zbliżali się. Gdyż nikt z nas nie wie jak bardzo się rozwinęła. A już wkrótce w życie będzie wcielony następny plan, który będzie z całą pewnością bardziej pewny.
Minął już nie cały tydzień, a po mężczyznach ani śladu. Może sobie odpuścili, ale coś w głębi mnie nie jest tego zdania. Dziś jest niedziela, rodzice chcą jechać do babci, ale ja powiedziałam, że muszę zostać w domu gdyż muszę zrobić zadanie domowe i że zostaje. Rodzice nie nalegali wiedzieli, że mam w tym roku maturę i chcę się uczyć, więc pozwolili mi zostać. Kazałam im pozdrowić babcię ode mnie.
Zadanie, które miałam do zrobienia było z angielskiego, może i było proste, ale nie miałam zielonego pojęcia jak zacząć. Zaczęłam szukać natchnie czy też pomocy w internecie.
Było już po dwudziestej pierwszej, zadanie zrobiłam koło czternastej. Zaczęłam się trochę denerwować gdyż mama dzwoniła ponad godzinę temu, że wracają do domu. Lecz ich wciąż nie ma. Wystraszona postanowiłam zadzwonić do babci, ale powiedziała mi tylko, że rodzice wyjechali już dość dawno temu.
Zadzwoniłam do mamy, ale nie odebrała telefonu, zrobiłam to drugi raz. Coś było nie tak, mama powinna odebrać, zawsze odbiera.
Robiło się późno więc się umyłam, włączyłam telewizję, usiadłam na kanapie pod kocem i postanowiłam poczekać na samochód.
Było już po północy a ich wciąż nie było. Znów chwyciłam telefon i nikt nie odebrał. Już miałam zadzwonić znów. Gdy zadzwonił mój telefon. Na wyświetlaczu pisało "Mama". Poczułam łzy, które szybko starłam i odebrałam.
- Nareszcie, martwiłam się, gdzie jesteście?- powiedziałam tak szybko, że nie pozwoliłam jej mówić.
Ale to co usłyszałam bolało jeszcze bardziej niż czas przez który się martwiłam. Nie mogłam tego przeżyć. Gdy się rozłączyłam napisałam do rodziny. Po pewnym czasie jedna z ciotek zadzwoniła. Powiedziała, że rano przyjedzie i mi pomoże. Zgodziłam się, potem zadzwoniłam do Powella. Telefon ktoś odebrał.
- Hallo?
- Nie jadę jutro do szkoły, źle się czuję. Nikt nie musi przyjeżdżać.
- Ach, Wasza Wysokość, dobrze. Mam nadzieję, ze szybko wrócisz do zdrowia.
- Dziękuję.
Gdy się rozłączyłam, położyłam się i dopiero wtedy zaczęłam płakać, łzy leciały i nie chciały przestać.
Koło południa pojechałam z ciotką na potwierdzenie tożsamości. Miałam wejść do środka, ale przed drzwiami się zatrzymałam.
- Nie mogę ciociu.
- Wiem, ze to trudne, ale trzeba- przytuliła mnie.
- Wiem- powstrzymałam łzy.- Chodźmy chcę mieć to za sobą.
Gdy wyszłyśmy z tam tond. Wyszłam jak najszybciej na dwór. Łzy znów leciały. Na przeciwnej stronie ulicy zobaczyłam znany mi samochód, wyciągnęłam telefon i zadzwoniłam, przyjrzałam się mężczyźnie w samochodzie. Wyciągał telefon i odebrał.
- Od rana?- spytałam.
- Tak.
- Nikt ma nie wiedzieć, zrozumiano nikt!- rozłączyłam się.
Rodzina we wszystkim mi pomogła, bo sama nie dałabym rady. Jutro pogrzeb, a ja jadę właśnie na miejsce wypadku, już drugi raz. Za mną znów jechał strażnik, z tego co wiem nikt o niczym nie wie. Damon, Lissa i cała reszta (czyli szkoła i reszta rodziny ze USA) uważa, że jestem chora. Zatrzymałam się i wyszłam z samochodu. Uklękłam i dotknęłam dłonią drogi. Znów zobaczyłam wypadek. Tym razem postanowiłam wytrzymać do końca i wszystko zobaczyć. Skupiłam się na tym kto jeszcze nie zemdlał. Nagle zobaczyłam mężczyznę, który w nich wjechał. Wyszedł z samochodu i wyciągnął telefon. Starałam się skupić jak najbardziej na nim.
- Załatwione, teraz może zrozumie i da nam to co chcemy.
Potem się rozłączył i odszedł, a wraz z nim wspomnienie.
Więc to ich sprawka. Teraz na pewno nic ode mnie niedostaną.
Gdy się oderwałam od ziemi znów zaczęłam płakać. Czułam, że ktoś jest za mną i wtuliłam się ze łzami w jego ciało.
Jechaliśmy z powrotem. Siedziałam z tyłu samochodu, ale czułam, że ktoś na mnie patrzy. Odwróciłam się i zobaczyłam samochód.
- Długo jedzie za nami?
- Tak, Wasza Wysokość.
- Od kiedy?
- Odkąd Pani wyjechała ze wsi.
- Pośpiesz się chcę być już w domu.
Ubrałam czarną sukienkę. Przez całą mszę aż do momentu złożenia trumien łzy mi leciały. Nie mogłam tego przeżyć, że dwoje najważniejszych ludzi w moim życiu nie żyje.
Na początku obarczałam się, że powinnam być tam z nimi i także zginąć. Wiem, że lekarze robili wszystko by ich uratować, ale nie mieli siły walczyć. Lecz gdy zrozumiałam, że wypadek nie był przypadkowy. Zrozumiałam, że muszę chronić każdego na kim mi zależy.
Casmir i Ivan:
Wypadek z początku był doskonały, ale nie przewidzieliśmy tego, że ci dwoje tego nie przeżyją. Teraz będzie trudniej.
- Co teraz?- spytał się Ivan.
- Teraz musimy poczekać.
- A dziewczyna, co jeśli ?
- Niczego nie zrobi, nie ma wiedzy co jej poprzedniczki. I nic raczej nie wie co może zrobić.
- Masz rację, nic nie wie. A to daję nam przewagę.
Reszta zgromadzenia kazała nam zostać, więc zostaniemy. Będziemy mieli dziewczynę na oku, ale nie zbliżali się. Gdyż nikt z nas nie wie jak bardzo się rozwinęła. A już wkrótce w życie będzie wcielony następny plan, który będzie z całą pewnością bardziej pewny.
sobota, 6 czerwca 2015
Rozdział 54
Wiem, że miałam wczoraj wstawić, ale po prostu się przeliczyłam i nie miałam czasu.
Następny za tydzień
Nicole:
Pod szkołą czekał na mnie na samochód jak zwykle. Podeszłam, ale za nim wsiadłam, rozejrzałam się za mężczyznami, którzy byli w szkole. Nigdzie ich nie było więc wsiadłam na miejsce pasażera.
Gdy byłam już pod domem, odwróciłam się do Powella.
- Chcę by ktoś jutro był ze mną w szkole i nie spuszczał ze mnie oka.
- Czy coś się stało?
- Nie mów o tym Damonowi ani mojemu ojcu, przekaż to samo Hansowi i że ma zrobić to samo w Stanach.
- Dobrze, ale mogę wiedzieć czemu?
- Oczywiście.
Zaczęłam mu opowiadać o tym co wydarzyło się w szkole. Powell uznał, że trzeba mnie chronić także gdy jestem w domu. Zgodziłam się na to co postanowił.
Powell pełnił władzę tutaj nad wszystkimi strażnikami i mieli robić wszystko co mówił, ale na dworze taką funkcję pełni Hans.
Nastał wieczór nie mogłam wytrzymać w miejscu i cały czas chodziłam po domu. W końcu przestałam i poszłam się umyć. Woda pod prysznicem spływała po moim ciele i uspokajała. Ale nagle mnie coś zaskoczyło, bo przecież jakim cudem mnie znaleźli. Z tego co się orientuję nie wiele osób wie o tym gdzie jestem. Wyszłam ubrana w piżamę z łazienki do swojego pokoju. Usiadłam przy biurku, z którego wyjęłam kartkę i długopis. Teraz po kolei, kto wie, że jestem w Polsce. Na kartkę zaczęłam wypisywać każdego kto wie lub może wiedzieć.
Lista osób nic mi nie dała, każdy z nich albo jest z rodziny i wiem, że nie wyda mojego miejsca pobytu. Potem są strażnicy, ale ich obejmuję przysięga i oczywiście chęć obrony mnie. Więc jak do cholery mnie znaleźli.
Czułam się jakbym cała w środku się trzęsła, więc przestałam patrzeć na listę i poszłam spać.
Otworzyłam oczy i leżałam na trawie, co ja tu robię? Podniosłam się i rozejrzałam zobaczyłam mały tłumek kobiet. Podeszłam do nich, gdy byłam już blisko nich wszystkie odwróciły się do mnie. Wstrzymałam na chwilę oddech i cofnęłam się o krok. Przede mnie wyszłam jedna z kobiet.
- Nie bój się. Wiesz, że możesz nam ufać.- powiedziała.
Fakt czułam jakby były takie jak ja, ale to przecież nie możliwe.
- Kim jesteście?
- Dowiesz się wkrótce, ale teraz posłuchaj. Nie mamy dużo czasu. Nie ufaj tym ludziom nic im nie dawaj i chroń siebie i jego przed nimi.
- Jego?
- On i ty, musisz bronić was oboje, oni zniszczą wszystko by zdobyć wiedzę.
- Wiedzę jaką wiedzę?
Nagle kobiety z tyłu zaczęły znikać.
- Chroń siebie, wiedzę i jego.
Powiedziała i także zniknęła. Obróciłam się dookoła, po czym upadłam na trawę.
Nagle podniosłam się z łóżka i zapaliłam lampkę. Zamknęłam oczy i starałam się przywołać twarz tej kobiety. Skupiłam się i znów ją zobaczyłam, teraz jakby jej twarz była znajoma.
Gdzieś ją widziałam wstałam i z jednej z szuflad wyjęłam zeszyt, w którym zapisuję wszystkie sny i twarze osób, które widzę. Zaczęłam przewracać kartkami.
- Ona musi tu gdzieś być.
Przewróciłam jeszcze kilka i znalazłam, zaczęłam czytać to co z nią mi się śniło, potem zobaczyłam strony dalej były tam inne opisy tego co mi się śniło. Portrety nie których z kobiet przypominały tych które były dzisiaj w śnie. Przewróciłam na ostatni wpis i zapisałam to dziś się stało.
Za 20 minut koniec lekcji na dziś i powrót do domu. Niby miałam ich dziś zobaczyć, ale nie przyszli. Może jednak wystraszyli się strażników przy mnie dzisiaj i zrezygnowali.
Oczywiście Damon rano chciał wiedzieć po co strażnik ma być w szkole. Ale powiedziałam, żeby się nie martwił i że będzie dobrze.
Następny za tydzień
Nicole:
Pod szkołą czekał na mnie na samochód jak zwykle. Podeszłam, ale za nim wsiadłam, rozejrzałam się za mężczyznami, którzy byli w szkole. Nigdzie ich nie było więc wsiadłam na miejsce pasażera.
Gdy byłam już pod domem, odwróciłam się do Powella.
- Chcę by ktoś jutro był ze mną w szkole i nie spuszczał ze mnie oka.
- Czy coś się stało?
- Nie mów o tym Damonowi ani mojemu ojcu, przekaż to samo Hansowi i że ma zrobić to samo w Stanach.
- Dobrze, ale mogę wiedzieć czemu?
- Oczywiście.
Zaczęłam mu opowiadać o tym co wydarzyło się w szkole. Powell uznał, że trzeba mnie chronić także gdy jestem w domu. Zgodziłam się na to co postanowił.
Powell pełnił władzę tutaj nad wszystkimi strażnikami i mieli robić wszystko co mówił, ale na dworze taką funkcję pełni Hans.
Nastał wieczór nie mogłam wytrzymać w miejscu i cały czas chodziłam po domu. W końcu przestałam i poszłam się umyć. Woda pod prysznicem spływała po moim ciele i uspokajała. Ale nagle mnie coś zaskoczyło, bo przecież jakim cudem mnie znaleźli. Z tego co się orientuję nie wiele osób wie o tym gdzie jestem. Wyszłam ubrana w piżamę z łazienki do swojego pokoju. Usiadłam przy biurku, z którego wyjęłam kartkę i długopis. Teraz po kolei, kto wie, że jestem w Polsce. Na kartkę zaczęłam wypisywać każdego kto wie lub może wiedzieć.
Lista osób nic mi nie dała, każdy z nich albo jest z rodziny i wiem, że nie wyda mojego miejsca pobytu. Potem są strażnicy, ale ich obejmuję przysięga i oczywiście chęć obrony mnie. Więc jak do cholery mnie znaleźli.
Czułam się jakbym cała w środku się trzęsła, więc przestałam patrzeć na listę i poszłam spać.
Otworzyłam oczy i leżałam na trawie, co ja tu robię? Podniosłam się i rozejrzałam zobaczyłam mały tłumek kobiet. Podeszłam do nich, gdy byłam już blisko nich wszystkie odwróciły się do mnie. Wstrzymałam na chwilę oddech i cofnęłam się o krok. Przede mnie wyszłam jedna z kobiet.
- Nie bój się. Wiesz, że możesz nam ufać.- powiedziała.
Fakt czułam jakby były takie jak ja, ale to przecież nie możliwe.
- Kim jesteście?
- Dowiesz się wkrótce, ale teraz posłuchaj. Nie mamy dużo czasu. Nie ufaj tym ludziom nic im nie dawaj i chroń siebie i jego przed nimi.
- Jego?
- On i ty, musisz bronić was oboje, oni zniszczą wszystko by zdobyć wiedzę.
- Wiedzę jaką wiedzę?
Nagle kobiety z tyłu zaczęły znikać.
- Chroń siebie, wiedzę i jego.
Powiedziała i także zniknęła. Obróciłam się dookoła, po czym upadłam na trawę.
Nagle podniosłam się z łóżka i zapaliłam lampkę. Zamknęłam oczy i starałam się przywołać twarz tej kobiety. Skupiłam się i znów ją zobaczyłam, teraz jakby jej twarz była znajoma.
Gdzieś ją widziałam wstałam i z jednej z szuflad wyjęłam zeszyt, w którym zapisuję wszystkie sny i twarze osób, które widzę. Zaczęłam przewracać kartkami.
- Ona musi tu gdzieś być.
Przewróciłam jeszcze kilka i znalazłam, zaczęłam czytać to co z nią mi się śniło, potem zobaczyłam strony dalej były tam inne opisy tego co mi się śniło. Portrety nie których z kobiet przypominały tych które były dzisiaj w śnie. Przewróciłam na ostatni wpis i zapisałam to dziś się stało.
Za 20 minut koniec lekcji na dziś i powrót do domu. Niby miałam ich dziś zobaczyć, ale nie przyszli. Może jednak wystraszyli się strażników przy mnie dzisiaj i zrezygnowali.
Oczywiście Damon rano chciał wiedzieć po co strażnik ma być w szkole. Ale powiedziałam, żeby się nie martwił i że będzie dobrze.
środa, 3 czerwca 2015
Rozdział 53
Nicole:
Zaczął się marzec. Lissa i Damon zaczęli już teraz powoli przygotowywać ślub, który odbędzie się w październiki. Jestem szczęśliwa z ich szczęścia. Po domu kręci się więcej strażników, czyli jest tak jak tego chciałam. Koszmary jako takie przestały mnie nękać, więc od kilku dni mam spokój. Lecz za to śni mi się coś innego. Życie różnych kobiet z różnych czasów, ich dobre i złe chwile. Czasami w tych snach myślę, że ich słowa są skierowane do mnie, ale to tylko sny. Dziś postanowiłam przestać myśleć o tym i pomóc Lissie w wyborze sukni. Nie wiem po co ona się tak śpieszy skoro ślub jest dopiero za parę miesięcy.
- Nicole może ta?- pokazała na zdjęcie z katalogu.- Jesteś tu?
- Tak jestem, niech zobaczę- spojrzałam na zdjęcie.- Żartujesz, prawda? Tej na pewno nie.
- Oczywiście, że żartuję. Wszystko w porządku.
- Tak, tylko zastanawiam się po co się tak śpieszysz ślub macie dopiero za kilka miesięcy.
- Wiem, ale chcę by było wszystko gotowe. Zobaczymy jak ty będziesz robić własny ślub to co zrobisz?
Przez jakiś czas czułam uśmiech na twarzy, który zniknął tak szybko jak się pojawił. Znam zasady królewskie obu moich rodzin i wiem, że to nigdy się nie zdarzy. Nie wyjdę za tego którego kocham będąc księżniczką a nawet królową. Gdyż nie zgodzą się, by tym kimś był damphir.
- Nicole, przepraszam.
Otrząsnęłam się z tego i spojrzałam na przyszłą osobę wchodzącą do mojej rodziny.
- Za co?
- Wiem o czym pomyślałaś. Nie powinnam tego mówić.
- Zajmijmy się twoim i Damona ślubem dobrze?
- Jasne. Więc, która?
Po obiedzie zaczęłam "lekcje na księżniczkę", jeśli można to tak nazywać. Dziś były języki. Może fajnie by było się ich uczyć, ale ja muszę udawać, że się ich uczę choć nie wiem skąd potrafię je doskonale. Oczywiście nikt o tym nie wiem, no może prócz Alice, ona wie więcej niż kto inny. No cóż ona i tak nikomu o tym nie powie, bo i tak nie żyję.
Wieczorem strażnik zawiózł mnie do domu, gdzie musiałam się jeszcze uczyć do sprawdzianu na jutro. Nie wiem czy to dzięki temu kim jestem, ale odkąd jestem taka wszystko prawie przychodzi mi z łatwością. Nie jest to złe, ale są plusy tego, że jestem wciąż i tak w niektórych sprawach beznadziejna. To mi przypomina, że gdzieś jestem tą dawną ja.
Zaczęła się przedostatnia lekcja a potem do domu. Nikt z mojej klasy nie lubi mieć tej lekcji gdyż nikt z nas nie lubi nauczycielki, z którą mamy. Siedziałam z tyłu klasy z Lissą, Damonem i Moniką. Lekcja zaczęła się dziesięć minut temu a ja już chcę koniec. Wiem, że w tym roku matura. Ale nie lubię tej lekcji no cóż. Nagle do klasy weszła pani wicedyrektor i podeszła do pani profesor przez chwilę rozmawiali. Gdy nagle usłyszałam swoje imię. Nauczycielka kazała mi się spakować i z nią wyjść, zrobiłam co mówiła choć nie wiedziałam czemu mam to zrobić.
Spojrzałam na kuzyna i jego narzeczoną po ich minach widziałam, że się martwili.
- To szkoła nic mi nie będzie- szepnęłam do nich.
Lekcje miałam na trzecim piętrze zawsze lepiej jest z niego schodzić niż wchodzić. Szłam obok nauczycielki chyba do gabinetu. Schodząc na dół czułam, że coś jest nie tak i jakbym nie powinnam tego robić, ale to szkoła nic przecież tu nie może grozić. Przeszłam za dyrektorką przez korytarz, która otworzyła drzwi do gabinetu. Weszła do środka, a ja za nią. W środku były jeszcze dwie osoby, co by mnie nie dziwiło, ale to nie byli ci nauczyciele których się spodziewałam. Jeden mężczyzna się odwrócił w stronę moją i nauczycielki.
- Dziękuję pani dyrektor za przyprowadzenie uczennicy.
- Nie ma za co.- odpowiedziała dyrektorka, która chciała wyjść.
Nie miałam zamiaru zostać tu sama z tymi mężczyznami więc odwróciłam się do drzwi. Coś mi z nimi nie pasowało. Czułam jakbym powinna trzymać buzię na kłódkę i nic im nie mówić.
- Ty zostajesz.- odezwał się po angielsku drugi mężczyzna mimo, że stał tyłem.
Stanęłam i odwróciłam z powrotem. Gdy to zrobiłam, drugi mężczyzna odwrócił się i obydwaj patrzeli na mnie. To, że teraz czuję się dziwnie to mało powiedziane.
- Niech Jej Wysokość usiądzie.- odezwał się brunet.
- Nie rozumiem.
Nie jest dobrze, lepiej będzie udawać, że się nic nie wie.
- Proszę nie udawać dobrze wiesz o czym mówimy. A teraz proszę usiąść Wasza Wysokość.- blondyn powiedział po angielsku.
Więc tylko brunet mówi po polsku.
- Nie wiem o czym pan mówi- zwróciłam się do blondyna.- A skoro tak, to chyba wyjdę.
Już miałam chwycić klamkę i otworzyć drzwi, ale nie mogłam.
- Jak już mówiłem proszę usiąść.
Raczej stąd nie wyjdę do końca lekcji, więc podeszłam do biurka i usiadłam na krześle.
- Słuszna decyzja, a teraz proszę o zdjęcie bransoletki.
- Słucham?!
- Proszę to zrobić!- brunet podniósł głos.
- Kim jesteście? Czego ode mnie chcecie?
- Zapewne już o nas słyszała Wasza Wysokość.
- Ustalmy coś nie jestem żadną Jej Wysokością, więc proszę przestać mnie tak nazywać.
- Więc skoro tak- podszedł brunet i złapał mnie za rękę na której miałam bransoletkę.
Chciałam się wyrwać mu z uścisku, ale był silny. Zerwał bransoletkę z mojego nadgarstka. Dziś na szczęście miałam na obie także naszyjnik.
- Ma naszyjnik- powiedział blondyn.
Brunet znów się zbliżył do mnie tym razem od tyłu. Znalazł łańcuszek.
- Nie!- krzyknęłam.
- Czemu nie to tylko biżuteria- powiedział blondyn.
Wiedziałam, że gdy naszyjnik będzie zdjęty mój kamuflaż zniknie i będę wyglądać jak Nicole, a nie jak Paulina.
- Zostawcie naszyjnik, tak jest księżniczką- przyznałam się z trudem.
- Zostaw.- powiedział blondyn brunetowi.
- Kim jesteście?- powtórzyłam pytanie.
- A przed kim chroni cię matka.- powiedział blondyn.
Za blondynem stał teraz i brunet.
- Nazywam się Ivan, a to Casmir- pokazał na blondyna.- I nie musisz się nas bać.
- Bać?! Wy chcecie mnie zabić.
Mimo, że byli tu ludzie przed, którymi mam być chroniona. To teraz są tutaj w mojej szkole i jestem z nimi w jednym pomieszczeniu. To dziwne, ale mimo, że są to ludzie który mają mnie zabić nie czuję bym miała umrzeć.
- Nie. Chcę cię chronić.- powiedział Ivan
- Chronić? Jeśli tak było trzeba się zgłosić a nie. Najpierw ogłosić, że chcę się mnie zabić.
- W ten sposób łatwiej znaleźć wrogów.- wygląda na to, że będą mówić chyba na zmianę.
- A jakich ja mogę mieć wrogów?
- Ty może o tym nie wiesz, ale nie każdemu się podobasz.
- No cóż. A czego wy chcecie ode mnie?
- Byś żyła.
- Żyła, a gdzie haczyk?
Może i jestem trochę dziwna, ale w filmach zawsze jest haczyk i nie zdziwiłabym się gdyby i oni coś mieli. Mężczyźni uśmiechnęli się do siebie, czyli jest haczyk.
- Chcemy twojej krwi.
Wstałam z krzesła.
- Nie dam wam mojej krwi.
- My nie prosimy. Znaleźliśmy cię i jeśli się nie zgodzisz możemy dużo zrobić.
- Grozicie mi.
- Nie, ostrzegamy.
- Sami możecie zginąć nie pomyśleliście, że powiadomię strażników, że nie powiem im o was.
- Nie zrobisz tego bo inaczej twoim bliskim coś się stanie.
- To groźba i dobrze o tym wiecie.
- Chcemy twojej krwi tylko tego.
- Niby po co? A i jeszcze jedno poproszę moją bransoletkę.
Po chwili oddali mi bransoletkę.
- To nie twój problem, chcemy jej i tyle, a potem będziesz żyć dalej.
Nagle usłyszałam dzwonek.
- Panowie wybaczą, ale nie dostaną tego czego chcą, a teraz wychodzę.
Podeszłam do drzwi i złapałam klamkę.
- Proszę to przemyśleć i jutro znów się zobaczymy.
- Nie sądzę - to powiedziawszy wyszłam, zamknęłam drzwi i poszłam pod klasę gdzie mam ostatnią lekcje.
Damon:
Byliśmy już pod klasą na ostatnią lekcje, po chwili zauważyłem zbliżającą się do nas Nicole. Wyglądała... Chyba coś się stało.
- Po co cię wzięła dyrektorka?- spytała Lissa gdy moja kuzynka stanęła naprzeciw nam.
- To nic takiego. Liss dasz mi zeszyt?
- Jasne.
Moja narzeczona dała zeszyt Nicole, ale ona wyglądała na pogrążoną w myślach. Jakby "To nic takiego" było czymś więcej. Zadzwonił dzwonek i weszliśmy z całą klasą na lekcje.
Klasa w Polsce przyjęła nas przyjaźnie. Fakt szkoła ta różni się od tej w Stanach, ale nie jest zła.
Od rozpoczęcia lekcji Nicole wydawała się nieobecna, choć brała udział w lekcji.
- Jak myślisz co jej jest?- szepnąłem do moje narzeczonej.
- Nie wiem, ale lepiej się nie wtrącać i pozwolić jej samej rozwiązać problemy.
- Wiem, ale cierpię gdy ona tak wygląda.
- Damon, ja też się o nią martwię, ale ona poradzi sobie ze wszystkim. Wystarczy, że ty i jej rodzina będziecie blisko niej to jej wystarczy.
- Masz rację...
- Damon może podejdziesz i rozwiążesz zadanie na tablicy?- urwała moją wypowiedz nauczycielka.
Spojrzałem na tablicę i na zadanie do obliczenia. Wstałem z krzesła i wyszedłem z ławki. No to po mnie jak ja to obliczę.
- Damon- szepnęła do mnie Nicole i z wykorzystaniem jej zdolności zabrałem jej zeszyt i podszedłem do tablicy.
Moja kuzynka zawsze uważa na lekcjach, a obliczenia ma zrobione szybciej niż ja mogę zacząć. Napisałem rozwiązanie i poszedłem z powrotem do ławki. Oddając Nicole zeszyt podziękowałem i potem zacząłem skupiać się na lekcji jak tylko szło do dzwonka.
Mam prośbę gdyż jeśli czytacie to piszcie komentarze lub jeśli nie chcecie pisać to zaznaczajcie reakcję będę wdzięczna :)
W piątek będzie następny
Zaczął się marzec. Lissa i Damon zaczęli już teraz powoli przygotowywać ślub, który odbędzie się w październiki. Jestem szczęśliwa z ich szczęścia. Po domu kręci się więcej strażników, czyli jest tak jak tego chciałam. Koszmary jako takie przestały mnie nękać, więc od kilku dni mam spokój. Lecz za to śni mi się coś innego. Życie różnych kobiet z różnych czasów, ich dobre i złe chwile. Czasami w tych snach myślę, że ich słowa są skierowane do mnie, ale to tylko sny. Dziś postanowiłam przestać myśleć o tym i pomóc Lissie w wyborze sukni. Nie wiem po co ona się tak śpieszy skoro ślub jest dopiero za parę miesięcy.
- Nicole może ta?- pokazała na zdjęcie z katalogu.- Jesteś tu?
- Tak jestem, niech zobaczę- spojrzałam na zdjęcie.- Żartujesz, prawda? Tej na pewno nie.
- Oczywiście, że żartuję. Wszystko w porządku.
- Tak, tylko zastanawiam się po co się tak śpieszysz ślub macie dopiero za kilka miesięcy.
- Wiem, ale chcę by było wszystko gotowe. Zobaczymy jak ty będziesz robić własny ślub to co zrobisz?
Przez jakiś czas czułam uśmiech na twarzy, który zniknął tak szybko jak się pojawił. Znam zasady królewskie obu moich rodzin i wiem, że to nigdy się nie zdarzy. Nie wyjdę za tego którego kocham będąc księżniczką a nawet królową. Gdyż nie zgodzą się, by tym kimś był damphir.
- Nicole, przepraszam.
Otrząsnęłam się z tego i spojrzałam na przyszłą osobę wchodzącą do mojej rodziny.
- Za co?
- Wiem o czym pomyślałaś. Nie powinnam tego mówić.
- Zajmijmy się twoim i Damona ślubem dobrze?
- Jasne. Więc, która?
Po obiedzie zaczęłam "lekcje na księżniczkę", jeśli można to tak nazywać. Dziś były języki. Może fajnie by było się ich uczyć, ale ja muszę udawać, że się ich uczę choć nie wiem skąd potrafię je doskonale. Oczywiście nikt o tym nie wiem, no może prócz Alice, ona wie więcej niż kto inny. No cóż ona i tak nikomu o tym nie powie, bo i tak nie żyję.
Wieczorem strażnik zawiózł mnie do domu, gdzie musiałam się jeszcze uczyć do sprawdzianu na jutro. Nie wiem czy to dzięki temu kim jestem, ale odkąd jestem taka wszystko prawie przychodzi mi z łatwością. Nie jest to złe, ale są plusy tego, że jestem wciąż i tak w niektórych sprawach beznadziejna. To mi przypomina, że gdzieś jestem tą dawną ja.
Zaczęła się przedostatnia lekcja a potem do domu. Nikt z mojej klasy nie lubi mieć tej lekcji gdyż nikt z nas nie lubi nauczycielki, z którą mamy. Siedziałam z tyłu klasy z Lissą, Damonem i Moniką. Lekcja zaczęła się dziesięć minut temu a ja już chcę koniec. Wiem, że w tym roku matura. Ale nie lubię tej lekcji no cóż. Nagle do klasy weszła pani wicedyrektor i podeszła do pani profesor przez chwilę rozmawiali. Gdy nagle usłyszałam swoje imię. Nauczycielka kazała mi się spakować i z nią wyjść, zrobiłam co mówiła choć nie wiedziałam czemu mam to zrobić.
Spojrzałam na kuzyna i jego narzeczoną po ich minach widziałam, że się martwili.
- To szkoła nic mi nie będzie- szepnęłam do nich.
Lekcje miałam na trzecim piętrze zawsze lepiej jest z niego schodzić niż wchodzić. Szłam obok nauczycielki chyba do gabinetu. Schodząc na dół czułam, że coś jest nie tak i jakbym nie powinnam tego robić, ale to szkoła nic przecież tu nie może grozić. Przeszłam za dyrektorką przez korytarz, która otworzyła drzwi do gabinetu. Weszła do środka, a ja za nią. W środku były jeszcze dwie osoby, co by mnie nie dziwiło, ale to nie byli ci nauczyciele których się spodziewałam. Jeden mężczyzna się odwrócił w stronę moją i nauczycielki.
- Dziękuję pani dyrektor za przyprowadzenie uczennicy.
- Nie ma za co.- odpowiedziała dyrektorka, która chciała wyjść.
Nie miałam zamiaru zostać tu sama z tymi mężczyznami więc odwróciłam się do drzwi. Coś mi z nimi nie pasowało. Czułam jakbym powinna trzymać buzię na kłódkę i nic im nie mówić.
- Ty zostajesz.- odezwał się po angielsku drugi mężczyzna mimo, że stał tyłem.
Stanęłam i odwróciłam z powrotem. Gdy to zrobiłam, drugi mężczyzna odwrócił się i obydwaj patrzeli na mnie. To, że teraz czuję się dziwnie to mało powiedziane.
- Niech Jej Wysokość usiądzie.- odezwał się brunet.
- Nie rozumiem.
Nie jest dobrze, lepiej będzie udawać, że się nic nie wie.
- Proszę nie udawać dobrze wiesz o czym mówimy. A teraz proszę usiąść Wasza Wysokość.- blondyn powiedział po angielsku.
Więc tylko brunet mówi po polsku.
- Nie wiem o czym pan mówi- zwróciłam się do blondyna.- A skoro tak, to chyba wyjdę.
Już miałam chwycić klamkę i otworzyć drzwi, ale nie mogłam.
- Jak już mówiłem proszę usiąść.
Raczej stąd nie wyjdę do końca lekcji, więc podeszłam do biurka i usiadłam na krześle.
- Słuszna decyzja, a teraz proszę o zdjęcie bransoletki.
- Słucham?!
- Proszę to zrobić!- brunet podniósł głos.
- Kim jesteście? Czego ode mnie chcecie?
- Zapewne już o nas słyszała Wasza Wysokość.
- Ustalmy coś nie jestem żadną Jej Wysokością, więc proszę przestać mnie tak nazywać.
- Więc skoro tak- podszedł brunet i złapał mnie za rękę na której miałam bransoletkę.
Chciałam się wyrwać mu z uścisku, ale był silny. Zerwał bransoletkę z mojego nadgarstka. Dziś na szczęście miałam na obie także naszyjnik.
- Ma naszyjnik- powiedział blondyn.
Brunet znów się zbliżył do mnie tym razem od tyłu. Znalazł łańcuszek.
- Nie!- krzyknęłam.
- Czemu nie to tylko biżuteria- powiedział blondyn.
Wiedziałam, że gdy naszyjnik będzie zdjęty mój kamuflaż zniknie i będę wyglądać jak Nicole, a nie jak Paulina.
- Zostawcie naszyjnik, tak jest księżniczką- przyznałam się z trudem.
- Zostaw.- powiedział blondyn brunetowi.
- Kim jesteście?- powtórzyłam pytanie.
- A przed kim chroni cię matka.- powiedział blondyn.
Za blondynem stał teraz i brunet.
- Nazywam się Ivan, a to Casmir- pokazał na blondyna.- I nie musisz się nas bać.
- Bać?! Wy chcecie mnie zabić.
Mimo, że byli tu ludzie przed, którymi mam być chroniona. To teraz są tutaj w mojej szkole i jestem z nimi w jednym pomieszczeniu. To dziwne, ale mimo, że są to ludzie który mają mnie zabić nie czuję bym miała umrzeć.
- Nie. Chcę cię chronić.- powiedział Ivan
- Chronić? Jeśli tak było trzeba się zgłosić a nie. Najpierw ogłosić, że chcę się mnie zabić.
- W ten sposób łatwiej znaleźć wrogów.- wygląda na to, że będą mówić chyba na zmianę.
- A jakich ja mogę mieć wrogów?
- Ty może o tym nie wiesz, ale nie każdemu się podobasz.
- No cóż. A czego wy chcecie ode mnie?
- Byś żyła.
- Żyła, a gdzie haczyk?
Może i jestem trochę dziwna, ale w filmach zawsze jest haczyk i nie zdziwiłabym się gdyby i oni coś mieli. Mężczyźni uśmiechnęli się do siebie, czyli jest haczyk.
- Chcemy twojej krwi.
Wstałam z krzesła.
- Nie dam wam mojej krwi.
- My nie prosimy. Znaleźliśmy cię i jeśli się nie zgodzisz możemy dużo zrobić.
- Grozicie mi.
- Nie, ostrzegamy.
- Sami możecie zginąć nie pomyśleliście, że powiadomię strażników, że nie powiem im o was.
- Nie zrobisz tego bo inaczej twoim bliskim coś się stanie.
- To groźba i dobrze o tym wiecie.
- Chcemy twojej krwi tylko tego.
- Niby po co? A i jeszcze jedno poproszę moją bransoletkę.
Po chwili oddali mi bransoletkę.
- To nie twój problem, chcemy jej i tyle, a potem będziesz żyć dalej.
Nagle usłyszałam dzwonek.
- Panowie wybaczą, ale nie dostaną tego czego chcą, a teraz wychodzę.
Podeszłam do drzwi i złapałam klamkę.
- Proszę to przemyśleć i jutro znów się zobaczymy.
- Nie sądzę - to powiedziawszy wyszłam, zamknęłam drzwi i poszłam pod klasę gdzie mam ostatnią lekcje.
Damon:
Byliśmy już pod klasą na ostatnią lekcje, po chwili zauważyłem zbliżającą się do nas Nicole. Wyglądała... Chyba coś się stało.
- Po co cię wzięła dyrektorka?- spytała Lissa gdy moja kuzynka stanęła naprzeciw nam.
- To nic takiego. Liss dasz mi zeszyt?
- Jasne.
Moja narzeczona dała zeszyt Nicole, ale ona wyglądała na pogrążoną w myślach. Jakby "To nic takiego" było czymś więcej. Zadzwonił dzwonek i weszliśmy z całą klasą na lekcje.
Klasa w Polsce przyjęła nas przyjaźnie. Fakt szkoła ta różni się od tej w Stanach, ale nie jest zła.
Od rozpoczęcia lekcji Nicole wydawała się nieobecna, choć brała udział w lekcji.
- Jak myślisz co jej jest?- szepnąłem do moje narzeczonej.
- Nie wiem, ale lepiej się nie wtrącać i pozwolić jej samej rozwiązać problemy.
- Wiem, ale cierpię gdy ona tak wygląda.
- Damon, ja też się o nią martwię, ale ona poradzi sobie ze wszystkim. Wystarczy, że ty i jej rodzina będziecie blisko niej to jej wystarczy.
- Masz rację...
- Damon może podejdziesz i rozwiążesz zadanie na tablicy?- urwała moją wypowiedz nauczycielka.
Spojrzałem na tablicę i na zadanie do obliczenia. Wstałem z krzesła i wyszedłem z ławki. No to po mnie jak ja to obliczę.
- Damon- szepnęła do mnie Nicole i z wykorzystaniem jej zdolności zabrałem jej zeszyt i podszedłem do tablicy.
Moja kuzynka zawsze uważa na lekcjach, a obliczenia ma zrobione szybciej niż ja mogę zacząć. Napisałem rozwiązanie i poszedłem z powrotem do ławki. Oddając Nicole zeszyt podziękowałem i potem zacząłem skupiać się na lekcji jak tylko szło do dzwonka.
Mam prośbę gdyż jeśli czytacie to piszcie komentarze lub jeśli nie chcecie pisać to zaznaczajcie reakcję będę wdzięczna :)
W piątek będzie następny
Subskrybuj:
Posty (Atom)