Odzyskać nadzieję

środa, 3 czerwca 2015

Rozdział 53

Nicole:

Zaczął się marzec. Lissa i Damon zaczęli już teraz powoli przygotowywać ślub, który odbędzie się w październiki. Jestem szczęśliwa z ich szczęścia. Po domu kręci się więcej strażników, czyli jest tak jak tego chciałam. Koszmary jako takie przestały mnie nękać, więc od kilku dni mam spokój. Lecz za to śni mi się coś innego. Życie różnych kobiet z różnych czasów, ich dobre i złe chwile. Czasami w tych snach myślę, że ich słowa są skierowane do mnie, ale to tylko sny. Dziś postanowiłam przestać myśleć o tym i pomóc Lissie w wyborze sukni. Nie wiem po co ona się tak śpieszy skoro ślub jest dopiero za parę miesięcy.
- Nicole może ta?- pokazała na zdjęcie z katalogu.- Jesteś tu?
- Tak jestem, niech zobaczę- spojrzałam na zdjęcie.- Żartujesz, prawda? Tej na pewno nie.
- Oczywiście, że żartuję. Wszystko w porządku.
- Tak, tylko zastanawiam się po co się tak śpieszysz ślub macie dopiero za kilka miesięcy.
- Wiem, ale chcę by było wszystko gotowe. Zobaczymy jak ty będziesz robić własny ślub to co zrobisz?
Przez jakiś czas czułam uśmiech na twarzy, który zniknął tak szybko jak się pojawił. Znam zasady królewskie obu moich rodzin i wiem, że to nigdy się nie zdarzy. Nie wyjdę za tego którego kocham będąc księżniczką a nawet królową. Gdyż nie zgodzą się, by tym kimś był damphir.
- Nicole, przepraszam.
Otrząsnęłam się z tego i spojrzałam na przyszłą osobę wchodzącą do mojej rodziny.
- Za co?
- Wiem o czym pomyślałaś. Nie powinnam tego mówić.
- Zajmijmy się twoim i Damona ślubem dobrze?
- Jasne. Więc, która?

Po obiedzie zaczęłam "lekcje na księżniczkę", jeśli można to tak nazywać. Dziś były języki. Może fajnie by było się ich uczyć, ale ja muszę udawać, że się ich uczę choć nie wiem skąd potrafię je doskonale. Oczywiście nikt o tym nie wiem, no może prócz Alice, ona wie więcej niż kto inny. No cóż ona i tak nikomu o tym nie powie, bo i tak nie żyję.
Wieczorem strażnik zawiózł mnie do domu, gdzie musiałam się jeszcze uczyć do sprawdzianu na jutro. Nie wiem czy to dzięki temu kim jestem, ale odkąd jestem taka wszystko prawie przychodzi mi z łatwością. Nie jest to złe, ale są plusy tego, że jestem wciąż i tak w niektórych sprawach beznadziejna. To mi przypomina, że gdzieś jestem tą dawną ja.

Zaczęła się przedostatnia lekcja a potem do domu. Nikt z mojej klasy nie lubi mieć tej lekcji gdyż nikt z nas nie lubi nauczycielki, z którą mamy. Siedziałam z tyłu klasy z Lissą, Damonem i Moniką. Lekcja zaczęła się dziesięć minut temu a ja już chcę koniec. Wiem, że w tym roku matura. Ale nie lubię tej lekcji no cóż. Nagle do klasy weszła pani wicedyrektor i podeszła do pani profesor przez chwilę rozmawiali. Gdy nagle usłyszałam swoje imię. Nauczycielka kazała mi się spakować i z nią wyjść, zrobiłam co mówiła choć nie wiedziałam czemu mam to zrobić.
Spojrzałam na kuzyna i jego narzeczoną po ich minach widziałam, że się martwili.
- To szkoła nic mi nie będzie- szepnęłam do nich.
Lekcje miałam na trzecim piętrze zawsze lepiej jest z niego schodzić niż wchodzić. Szłam obok nauczycielki chyba do gabinetu. Schodząc na dół czułam, że coś jest nie tak i jakbym nie powinnam tego robić, ale to szkoła nic przecież tu nie może grozić. Przeszłam za dyrektorką przez korytarz, która otworzyła drzwi do gabinetu. Weszła do środka, a ja za nią. W środku były jeszcze dwie osoby, co by mnie nie dziwiło, ale to nie byli ci nauczyciele których się spodziewałam. Jeden mężczyzna się odwrócił w stronę moją i nauczycielki.
- Dziękuję pani dyrektor za przyprowadzenie uczennicy.
- Nie ma za co.- odpowiedziała dyrektorka, która chciała wyjść.
Nie miałam zamiaru zostać tu sama z tymi mężczyznami więc odwróciłam się do drzwi. Coś mi z nimi nie pasowało. Czułam jakbym powinna trzymać buzię na kłódkę i nic im nie mówić.
- Ty zostajesz.- odezwał się po angielsku drugi mężczyzna mimo, że stał tyłem.
Stanęłam i odwróciłam z powrotem. Gdy to zrobiłam, drugi mężczyzna odwrócił się i obydwaj patrzeli na mnie. To, że teraz czuję się dziwnie to mało powiedziane.
- Niech Jej Wysokość usiądzie.- odezwał się brunet.
- Nie rozumiem.
Nie jest dobrze, lepiej będzie udawać, że się nic  nie wie.
- Proszę nie udawać dobrze wiesz o czym mówimy. A teraz proszę usiąść Wasza Wysokość.- blondyn powiedział po angielsku.
Więc tylko brunet mówi po polsku.
- Nie wiem o czym pan mówi- zwróciłam się do blondyna.- A skoro tak, to chyba wyjdę.
Już miałam chwycić klamkę i otworzyć drzwi, ale nie mogłam.
- Jak już mówiłem proszę usiąść.
Raczej stąd nie wyjdę do końca lekcji, więc podeszłam do biurka i usiadłam na krześle.
- Słuszna decyzja, a teraz proszę o zdjęcie bransoletki.
- Słucham?!
- Proszę to zrobić!- brunet podniósł głos.
- Kim jesteście? Czego ode mnie chcecie?
- Zapewne już o nas słyszała Wasza Wysokość.
- Ustalmy coś nie jestem żadną Jej Wysokością, więc proszę przestać mnie tak nazywać.
- Więc skoro tak- podszedł brunet i złapał mnie za rękę na której miałam bransoletkę.
Chciałam się wyrwać mu z uścisku, ale był silny. Zerwał bransoletkę z mojego nadgarstka. Dziś na szczęście miałam na obie także naszyjnik.
- Ma naszyjnik- powiedział blondyn.
Brunet znów się zbliżył do mnie tym razem od tyłu. Znalazł łańcuszek.
- Nie!- krzyknęłam.
- Czemu nie to tylko biżuteria- powiedział blondyn.
Wiedziałam, że gdy naszyjnik będzie zdjęty mój kamuflaż zniknie i będę wyglądać jak Nicole, a nie jak Paulina.
- Zostawcie naszyjnik, tak jest księżniczką- przyznałam się z trudem.
- Zostaw.- powiedział blondyn brunetowi.
- Kim jesteście?- powtórzyłam pytanie.
- A przed kim chroni cię matka.- powiedział blondyn.
Za blondynem stał teraz i brunet.
- Nazywam się Ivan, a to Casmir- pokazał na blondyna.- I nie musisz się nas bać.
- Bać?! Wy chcecie mnie zabić.
Mimo, że byli tu ludzie przed, którymi mam być chroniona. To teraz są tutaj w mojej szkole i jestem z nimi w jednym pomieszczeniu. To dziwne, ale mimo, że są to ludzie który mają mnie zabić nie czuję bym miała umrzeć.
- Nie. Chcę cię chronić.- powiedział Ivan
- Chronić? Jeśli tak było trzeba się zgłosić a nie. Najpierw ogłosić, że chcę się mnie zabić.
- W ten sposób łatwiej znaleźć wrogów.- wygląda na to, że będą mówić chyba na zmianę.
- A jakich ja mogę mieć wrogów?
- Ty może o tym nie wiesz, ale nie każdemu się podobasz.
- No cóż. A czego wy chcecie ode mnie?
- Byś żyła.
- Żyła, a gdzie haczyk?
Może i jestem trochę dziwna, ale w filmach zawsze jest haczyk i nie zdziwiłabym się gdyby i oni coś mieli. Mężczyźni uśmiechnęli się do siebie, czyli jest haczyk.
- Chcemy twojej krwi.
Wstałam z krzesła.
- Nie dam wam mojej krwi.
- My nie prosimy. Znaleźliśmy cię i jeśli się nie zgodzisz możemy dużo zrobić.
- Grozicie mi.
- Nie, ostrzegamy.
- Sami możecie zginąć nie pomyśleliście, że powiadomię strażników, że nie powiem im o was.
- Nie zrobisz tego bo inaczej twoim bliskim coś się stanie.
- To groźba i dobrze o tym wiecie.
- Chcemy twojej krwi tylko tego.
- Niby po co? A i jeszcze jedno poproszę moją bransoletkę.
Po chwili oddali mi bransoletkę.
- To nie twój problem, chcemy jej i tyle, a potem będziesz żyć dalej.
Nagle usłyszałam dzwonek.
- Panowie wybaczą, ale nie dostaną tego czego chcą, a teraz wychodzę.
Podeszłam do drzwi i złapałam klamkę.
- Proszę to przemyśleć  i jutro znów się zobaczymy.
- Nie sądzę - to powiedziawszy wyszłam, zamknęłam drzwi i poszłam pod klasę gdzie mam ostatnią lekcje.

Damon:

Byliśmy już pod klasą na ostatnią lekcje, po chwili zauważyłem zbliżającą się do nas Nicole. Wyglądała... Chyba coś się stało.
- Po co cię wzięła dyrektorka?- spytała Lissa gdy moja kuzynka stanęła naprzeciw nam.
- To nic takiego. Liss dasz mi zeszyt?
- Jasne.
Moja narzeczona dała zeszyt Nicole, ale ona wyglądała na pogrążoną w myślach. Jakby "To nic takiego" było czymś więcej. Zadzwonił dzwonek i weszliśmy z całą klasą na lekcje.
Klasa w Polsce przyjęła nas przyjaźnie. Fakt szkoła ta różni się od tej w Stanach, ale nie jest zła.
Od rozpoczęcia lekcji Nicole wydawała się nieobecna, choć brała udział w lekcji.
- Jak myślisz co jej jest?- szepnąłem do moje narzeczonej.
- Nie wiem, ale lepiej się nie wtrącać i pozwolić jej samej rozwiązać problemy.
- Wiem, ale cierpię gdy ona tak wygląda.
- Damon, ja też się o nią martwię, ale ona poradzi sobie ze wszystkim. Wystarczy, że ty i jej rodzina będziecie blisko niej to jej wystarczy.
- Masz rację...
- Damon może podejdziesz i rozwiążesz zadanie na tablicy?- urwała moją wypowiedz nauczycielka.
Spojrzałem na tablicę i na zadanie do obliczenia. Wstałem z krzesła i wyszedłem z ławki. No to po mnie jak ja to obliczę.
- Damon- szepnęła do mnie Nicole i z wykorzystaniem jej zdolności zabrałem jej zeszyt i podszedłem do tablicy.
Moja kuzynka zawsze uważa na lekcjach, a obliczenia ma zrobione szybciej niż ja mogę zacząć. Napisałem rozwiązanie i poszedłem z powrotem do ławki. Oddając Nicole zeszyt podziękowałem i potem zacząłem skupiać się na lekcji jak tylko szło do dzwonka.

Mam prośbę gdyż jeśli czytacie to piszcie komentarze lub jeśli nie chcecie pisać to zaznaczajcie reakcję będę wdzięczna :)
W piątek będzie następny

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz