Nicole:
Minął już nie cały tydzień, a po mężczyznach ani śladu. Może sobie odpuścili, ale coś w głębi mnie nie jest tego zdania. Dziś jest niedziela, rodzice chcą jechać do babci, ale ja powiedziałam, że muszę zostać w domu gdyż muszę zrobić zadanie domowe i że zostaje. Rodzice nie nalegali wiedzieli, że mam w tym roku maturę i chcę się uczyć, więc pozwolili mi zostać. Kazałam im pozdrowić babcię ode mnie.
Zadanie, które miałam do zrobienia było z angielskiego, może i było proste, ale nie miałam zielonego pojęcia jak zacząć. Zaczęłam szukać natchnie czy też pomocy w internecie.
Było już po dwudziestej pierwszej, zadanie zrobiłam koło czternastej. Zaczęłam się trochę denerwować gdyż mama dzwoniła ponad godzinę temu, że wracają do domu. Lecz ich wciąż nie ma. Wystraszona postanowiłam zadzwonić do babci, ale powiedziała mi tylko, że rodzice wyjechali już dość dawno temu.
Zadzwoniłam do mamy, ale nie odebrała telefonu, zrobiłam to drugi raz. Coś było nie tak, mama powinna odebrać, zawsze odbiera.
Robiło się późno więc się umyłam, włączyłam telewizję, usiadłam na kanapie pod kocem i postanowiłam poczekać na samochód.
Było już po północy a ich wciąż nie było. Znów chwyciłam telefon i nikt nie odebrał. Już miałam zadzwonić znów. Gdy zadzwonił mój telefon. Na wyświetlaczu pisało "Mama". Poczułam łzy, które szybko starłam i odebrałam.
- Nareszcie, martwiłam się, gdzie jesteście?- powiedziałam tak szybko, że nie pozwoliłam jej mówić.
Ale to co usłyszałam bolało jeszcze bardziej niż czas przez który się martwiłam. Nie mogłam tego przeżyć. Gdy się rozłączyłam napisałam do rodziny. Po pewnym czasie jedna z ciotek zadzwoniła. Powiedziała, że rano przyjedzie i mi pomoże. Zgodziłam się, potem zadzwoniłam do Powella. Telefon ktoś odebrał.
- Hallo?
- Nie jadę jutro do szkoły, źle się czuję. Nikt nie musi przyjeżdżać.
- Ach, Wasza Wysokość, dobrze. Mam nadzieję, ze szybko wrócisz do zdrowia.
- Dziękuję.
Gdy się rozłączyłam, położyłam się i dopiero wtedy zaczęłam płakać, łzy leciały i nie chciały przestać.
Koło południa pojechałam z ciotką na potwierdzenie tożsamości. Miałam wejść do środka, ale przed drzwiami się zatrzymałam.
- Nie mogę ciociu.
- Wiem, ze to trudne, ale trzeba- przytuliła mnie.
- Wiem- powstrzymałam łzy.- Chodźmy chcę mieć to za sobą.
Gdy wyszłyśmy z tam tond. Wyszłam jak najszybciej na dwór. Łzy znów leciały. Na przeciwnej stronie ulicy zobaczyłam znany mi samochód, wyciągnęłam telefon i zadzwoniłam, przyjrzałam się mężczyźnie w samochodzie. Wyciągał telefon i odebrał.
- Od rana?- spytałam.
- Tak.
- Nikt ma nie wiedzieć, zrozumiano nikt!- rozłączyłam się.
Rodzina we wszystkim mi pomogła, bo sama nie dałabym rady. Jutro pogrzeb, a ja jadę właśnie na miejsce wypadku, już drugi raz. Za mną znów jechał strażnik, z tego co wiem nikt o niczym nie wie. Damon, Lissa i cała reszta (czyli szkoła i reszta rodziny ze USA) uważa, że jestem chora. Zatrzymałam się i wyszłam z samochodu. Uklękłam i dotknęłam dłonią drogi. Znów zobaczyłam wypadek. Tym razem postanowiłam wytrzymać do końca i wszystko zobaczyć. Skupiłam się na tym kto jeszcze nie zemdlał. Nagle zobaczyłam mężczyznę, który w nich wjechał. Wyszedł z samochodu i wyciągnął telefon. Starałam się skupić jak najbardziej na nim.
- Załatwione, teraz może zrozumie i da nam to co chcemy.
Potem się rozłączył i odszedł, a wraz z nim wspomnienie.
Więc to ich sprawka. Teraz na pewno nic ode mnie niedostaną.
Gdy się oderwałam od ziemi znów zaczęłam płakać. Czułam, że ktoś jest za mną i wtuliłam się ze łzami w jego ciało.
Jechaliśmy z powrotem. Siedziałam z tyłu samochodu, ale czułam, że ktoś na mnie patrzy. Odwróciłam się i zobaczyłam samochód.
- Długo jedzie za nami?
- Tak, Wasza Wysokość.
- Od kiedy?
- Odkąd Pani wyjechała ze wsi.
- Pośpiesz się chcę być już w domu.
Ubrałam czarną sukienkę. Przez całą mszę aż do momentu złożenia trumien łzy mi leciały. Nie mogłam tego przeżyć, że dwoje najważniejszych ludzi w moim życiu nie żyje.
Na początku obarczałam się, że powinnam być tam z nimi i także zginąć. Wiem, że lekarze robili wszystko by ich uratować, ale nie mieli siły walczyć. Lecz gdy zrozumiałam, że wypadek nie był przypadkowy. Zrozumiałam, że muszę chronić każdego na kim mi zależy.
Casmir i Ivan:
Wypadek z początku był doskonały, ale nie przewidzieliśmy tego, że ci dwoje tego nie przeżyją. Teraz będzie trudniej.
- Co teraz?- spytał się Ivan.
- Teraz musimy poczekać.
- A dziewczyna, co jeśli ?
- Niczego nie zrobi, nie ma wiedzy co jej poprzedniczki. I nic raczej nie wie co może zrobić.
- Masz rację, nic nie wie. A to daję nam przewagę.
Reszta zgromadzenia kazała nam zostać, więc zostaniemy. Będziemy mieli dziewczynę na oku, ale nie zbliżali się. Gdyż nikt z nas nie wie jak bardzo się rozwinęła. A już wkrótce w życie będzie wcielony następny plan, który będzie z całą pewnością bardziej pewny.
Świetny rozdział. Nie mogę się już doczekać następnego. ;-)
OdpowiedzUsuń