Odzyskać nadzieję

wtorek, 6 czerwca 2017

Rozdział 5

Loren:

Sam nie wiem dlaczego to robię. Nie jestem do niej przekonany, ale to Powell jest straszy i to on podejmuję decyzje. Wciąż się zastanawiam czy to co ta dziewczyna mówi to prawda, a jeśli tak to co się wydarzy.
Minęło kilka dób i teraz dziewczyna jedzie z nami do domku, który wynajęliśmy. Nikt się nie odzywa, sam nie wiem co mnie jeszcze czeka. Przecież nie jestem tak potężny. Co się stanie jeśli zrobię coś źle a ona umrze?
- Nie myśl za dużo.- usłyszałem dziewczynę.
- Skąd wiesz, że myślę o czymś?
- Znam cię, więc coś tam wiem- powiedziała unosząc lekko kąciki ust.
- Skąd wiesz, że mogę wykonać zaklęcie, które chcesz?
- Gdybym nie była pewna, nie pozwoliłabym ci na to. A zrobię wszystko by zniszczyć tych, którzy mi ją odebrali- powiedziała to szybko.
Odwróciłem się do niej po usłyszeniu końcówki. Wyglądała jakby powiedziała coś czego nie powinni.
- Ktoś zginął?- spytał Powell.
- Nie ważne.- zamilkła na chwilę.- Dojeżdżamy?
- Tak -odpowiedział strażnik.

- Co?!- krzyknąłem.
- Uspokój się to nic takiego.
- Żartujesz sobie, jeśli zrobię coś nie tak lub skończę za szybko możesz zginąć przeze mnie.
- Nie mam czasu, by odnaleźć Elenę. Zrobisz to rozumiesz, dasz radę.
Przesunęła krzesło na środek pokoju i  usiadła na nim.
- Jason przywiąż mnie, mocno.
Strażnik spojrzał na mnie.
- Do cholery ! Zróbcie to nie mamy czasu im szybciej zyskam swoją twarz tym lepiej. Zaufajcie mi.
Jej wyraz twarzy czy raczej same oczy przekazywały mi ciche błaganie do zaczęcia. Kiwnąłem lekko głową, a strażnik podszedł do nastolatki i zaczął ją wiązać.
- Jesteś gotowa?
- Tak. Pamiętaj cokolwiek będę krzyczeć masz nie przestawać, rozumiesz?
- Tak. Przykro mi.
I było tak naprawdę.

Powell:

Stałem przy samych drzwiach i patrzałem na czarownika. Podszedł do niej i położył dłonie na jej głowie. Nie było w niej strachu, lecz zaufanie. Zna nas, ale boję się, że to co mówi okaże się prawdą. Tak nawet ja. Gdyż jeśli to prawda, to nadejdą wielkie zmiany na dobre. Lecz jest jeszcze jedna sprawa - mój przyjaciel, jeśli wciąż nim jest?
Jej krzyki stawały się coraz głośniejsze, chciałbym to przerwać, ale zakazała mi tego robić. Dziecko mi zakazało, boże to niedorzeczność.
Nastolatka zemdlała, ale młody czarownik wciąż wypowiadał zaklęcie, aż padł na kolana.
- Możesz ją odwiązać- usłyszałam jego wykończony głos.
- W porządku?- spytałem.
- Tak. Zajmij się nią
- Dobrze.
Loren wyszedł na zewnątrz chwytając wcześniej butelkę wody. Sam rozwiązałem dziewczynę i zaniosłem do sypialni i położyłem do łóżka.
Gdy wróciłem poszedłem zobaczyć co się dzieje z czarodziejem. Siedział na zewnątrz i patrzał dal.
- Powiesz co się dzieje?- spytałem.
- Udało mi się.
- A miałeś wątpliwości?
- A ty, nie?
- Nie. Wiem o tobie dość, by wiedzieć, że dasz radę. Co teraz?
- Musimy poczekać, aż się obudzi.

Żaden z nas nie spał obydwaj czekaliśmy, aż się obudzi.  Wszedłem do sypialni chcąc sprawdzić co z nią, ale ona już siedziała na łóżku.
- Obudziłaś się.
- Gdzie jest jakieś lustro?- spytała.
- Chodź.
Zaprowadziłem ją do łazienki, wchodziła do niej tak ostrożnie jakby coś jej groziło. Gdy stanęła przed lustrem zobaczyłem na jej twarzy szeroki uśmiech i łzy które płynęły po pliczku.
- Czy coś nie tak?
- Udało się - powiedziała dotykając swojej twarzy.
Wybiegła z łazienki gdy wszedłem do salonu zobaczyłem jak ściska Lorena. Gdy tylko się od niego odsunęła. Loren się odezwał.
- Udowodnij, że wszystko to co mówiłaś jest prawdą.
- Dobrze. Potrzebuje dwie szklanki i nóż.
Przyniosłem to o co prosiła.
- Znając życie czekaliście,aż się obudzę. Więc dam wam coś co pomoże wam zasnąć.
Przecięła sobie dłoń nożem robiąc przy tym grymas na twarzy. Krew spuściła do obu szklanek oraz podała je nam, W szkle była odrobina jej krwi.
- Nie jest jej dużo, więc do dna.
- Mamy ją wypić- upewnił się Loren.
- Tak, a potem iść spać. Gdy się obudzicie zapytam was o coś. Moja krew nic wam nie zrobi. Zaufajcie mi.
Wzmocniłem uchwyt i pierwszy wypiłem krew, po czym kiwnięciem głowy dałem znak czarownikowi, by zrobił to samo.
- Dobrych snów.

Nicole:

Mężczyźni poszli spać, a ja usiadłam na kanapie.

- Co to za lista?- spytałam Shanny
- Dane osobowe strażników, którzy chcą cię chronić w czasie podróży. Masz wybrać sobie ich, a potem strażnik Powell najwyżej ich zatwierdzi do twojej straży.
- Zraz je przejrzę, dziękuję.
Shanna wyszła, a ja wzięłam się za przeglądanie listy strażników. Czytałam ich imiona, nazwiska, doświadczenie oraz ich komentarza dlaczego chcą mnie chronić. Większość informacji była taka sama, aż do jednego nazwiska.
Bielkov
Dlaczego?!
Moment to nie jest jego pismo. Chwyciłam dokument i wyszłam z gabinetu.
- Wasza Królewska Mość?!- Wołała Shanna.
- Wrócę za pięć minut.
 - Co ty wyprawiasz?! Dymitr wie?!- krzyczałam na przyjaciółkę.
- Nie i uspokój się. Usiądź. Posłuchaj wiem, że wyjedziesz i tak myślałam nad tym długo. Nie potrzebuję strażnika, a ty i on możecie być bliżej siebie w ten sposób. Będziesz szczęśliwa.
- A co się stanie jeśli się dowiedzą kim on dla mnie jest?!
- Nikt się nie zorientuje. Sama wiesz, że jest dobry i dlatego zostałby wybrany. A ja zrezygnowałam gdyż sprzeciwiam się wujowi. Nie martw się wszystkim, choć przez chwilę pozwól sobie być szczęśliwą.
- Jesteś okropna, a on?
- Nie wie, ale jeśli zrezygnujesz on się nie dowie. Ale nie rób tego wam.
- Jesteś pewna, że tego chcesz?
- Jasne, że tak. Sądzę, że mój chłopak też jest niezłym strażnikiem.- powiedziała ze śmiechem
- Jasne- dołączyłam do niej.

Usiadłam na kanapie i postanowiłam poćwiczyć swoją moc, póki ci dwaj śpią.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz