Odzyskać nadzieję

niedziela, 25 czerwca 2017

Rozdział 8

Elizabeth:

Wciąż nie mogę w to uwierzyć. Mój największy skarb siedzi w kuchni z moją matką zajadając śniadanie.
- Żałuje, że nie było jej z nami od jej narodzin.- usłyszałam głos ojca.
- Ja też, ale może tak miało być.
Po chwili usłyszałam jej śmiech i jej piękne oczy zwrócone w moją stronę.
- Dzień dobry- powiedziała moja córka, przytulając mnie.
- Jak spałaś?
- Dobrze. Dziś przyjedzie Elena z Cassie.
- Wiem. Coś nie tak?- spytałam gdy wychodziłyśmy do ogrodu.
- Trochę się martwię, ale to nic. Chcę jak najszybciej odzyskać stracone życie.
- Kochanie, wiem, że było ci ciężko. Gdybym tylko...
- Mamo to nie twoja wina. Wszystko już niedługo się ułoży, a wtedy znów będziemy rodziną.
Przytuliłam ją do siebie.

Nicole:

Loren przyjechał do mojego dziadka parę minut temu i teraz krążę przy drzwiach wyczekując samochodu Jasona. 
- Ile można jechać?- spytałam.
- Uspokój się zaraz będą.- pocieszał mnie Loren.
- Już są- usłyszałam głos dziadka.
Chwyciłam klamkę i wyszłam na zewnątrz gdy samochód zatrzymał się na podjeździe. Elena wyszła pierwsza, po niej Jason. Cassie wyszła ostatnia. Chciałam do niej podejść, ale Elena stanęła przede mną i uściskała mnie, na powitanie po czym odeszła do mojej matki.
- Hej - przywitałam siostrę.
- Ty jesteś Nicole.
- Tak. Jeśli chcesz możesz odpocząć, coś zjeść lub porozmawiać ze mną.
Moja przyjaciółka przyglądała mi się.
- Znam cię. Widziałam cię we śnie czy moje sny to twoja sprawka?
- Nie. Przysięgam, że to nie ja.
- Wierzę ci. Czy możemy być gdzieś same?
- Tak i odpowiem na każde pytanie.

Cassie:

Na początku nie wiedziałam jak będę musiała się zachować wobec tej dziewczyny gdy dojedziemy, ale gdy tylko na nią spojrzałam. Wiedziałam, że to ją widziałam w moich snach i czułam, że mogę jej ufać, że jest dla mnie jak... Nie to niedorzeczne nawet jej nie znam.
Nicole bo chyba mogę mówić jej po imieniu, zaprowadziła mnie do jednej z sypialni. Gdy tylko zamknęła drzwi poczułam wznoszące się zaklęcie.
- Teraz nikt nam nie przeszkodzi.- na tą wypowiedź uniosłam lekko kąciki ust.
- Mogę ci mówić po imieniu?
- Oczywiście, że tak. A ja?
- Tak. Mogę pytać o wszystko?
- Tak.
- Dlaczego ja nie mogę wypić twojej krwi tak jak inni?
Westchnęła i usiadła na brzegu łóżka.
- Prócz ciebie jest jeszcze jedna osoba, na której moja krew nie podziała. A to ze względu na to, że nas łączy. Mogę mówić jakby to wciąż trwało?- przytaknęłam.- Więź. Oczywiście nie taka zwykła. Gdy przechodziłam coś takiego jak ukształtowanie moja moc jakby się ustabilizowała. Skutkiem tego powstała niezwykła nić, która nas połączyła. Stałyśmy się jak siostry. Znasz a przynajmniej znałaś wiele sekretów z mojego życia. Jednym z nich był mój ślub i ciąża.
- A rada?
- Zawsze się o to martwisz, ale spokojnie nigdy nic nie wiedziała.
- A ta druga osoba?
- To Dymitr Bielikov mój mąż.
- Wierzę w to, że masz rację związku z użyciem zaklęcia czasu. Mogłabyś mi powiedzieć coś o mnie wtedy.
- Wiedziałam, że będziesz ciekawa.- uśmiechnęła się, odwzajemniłam ten uśmiech.- Naszą przyjaciółką jest wampirzyca nazywa się Caroline. 
Zamilkła nagle i spojrzała na swoje dłonie i na mnie.
- Coś nie tak?- spytałam.
- W porządku. Mam pomysł. Daj mi swoje dłonie. Ufasz mi?
- Tak.
- Pomyśl o mnie, o tym co pomyślałaś gdy mnie zobaczyłaś i na chwili teraz gdy jesteśmy tu we dwie. Skoncentruj się na mnie, a ja spróbuje ci to pokazać.

Nicole:

Dopiero teraz będąc tu razem, siedząc tu tylko we dwie zrozumiałam, że moja krew jej nie jest potrzebna. Nie potrafię nawet sobie wytłumaczyć skąd mam tę pewnością w tym co robię, ale to wiem i ufam sobie. Nam ufam, bo jesteśmy siostrami.
Zamykając powieki wzięłam głęboki wdech, ale gdy uniosłam powieki wypuściłam powietrze lekko z ust, a wraz z tym wszystko inne.

Jason:

Gdy wszyscy weszli do domu, dałem czarownikowi znak by szedł za mną.
- Coś nie tak?- spytał gdy byliśmy sami.
- Co z nią?- spytałem.
- Z Nicole wszystko w porządku. Powiesz co się dzieje?
- Mam wieści z dworu.
- To chyba dobrze.
Czarownik przyjrzał mi się dokładnie.
- Chyba, że dotyczą Dymitra- dodał.- Mów.
- Król zmienił mu podopieczną i ma wyjechać w czasie gdy my mamy się zjawić.
- To coś złego, ucieszy ją chyba fakt, że nic mu się nie stanie.
- Nie to jest najgorsze. Osoba, którą ma się zająć jest..
- Panowie- usłyszeliśmy głos dziadka Nicole.- Coś nie tak?
- Nie, już idziemy. - odpowiedziałem.- Musimy pogadać później- szepnąłem do Lorena.

Rozdziały nie są może długie i z pewnością nie sprawdzam ich, ale cieszę się z tego, że tak dobrze mi  się je piszę

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz