Odzyskać nadzieję

wtorek, 16 maja 2017

Rozdział 2

Nicole:

Co miałam teraz zrobić? Zastanawiałam się przez wszystkie lekcje.
Moja moc jest pobudzona, ale nie tak silna jakbym tego potrzebowała. Poza tym straciłam wszystko o czymkolwiek mogłam marzyć. Męża i dziecko.
- Spotkamy się później? Paulina słuchasz, nas?
- Tak, zamyśliłam się. Jasne, koło piętnastej na kartonach?
- Spoko.
Gdy tylko weszłam do domu poszłam do siebie do pokoju, zamknęłam drzwi, po których zsunęłam się płacząc. Bo dłużej tego bólu nie mogłam znieść.

Nie wiem jak reagowałam na resztę starałam udawać, że wszystko gra, ale tak nie było. A na kim musiałam się wyżyć.

- Mam prośbę, jakbyś zobaczył moich rodziców to powiesz im, że jestem jeszcze zostałam tutaj.
- Jasne, a zostajesz?- spytał zdziwiony przyjaciel.
- Nie.
- Możemy wiedzieć co się dzieje. Cały dzień jesteś jakaś dziwna.
- Nic przyrzekam tylko muszę się przejść. Jesteście najlepsi, pa.

Wchodząc do środka przeszłam cały kościół by mieć pewność, że nikogo nie ma. Podeszłam na sam przód i spojrzałam na cały ołtarz.
- Kim ty jesteś do cholery! Jaki z ciebie Bóg skoro odbierasz to co jest niby darem od ciebie! CO!? Jak możesz coś dać i tak odebrać! Mówią, że jesteś wielki a wiesz co ja uważam, że jesteś SUKINSYNEM tak jak wszyscy inni złoczyńcy ta jej ziemi. Jesteś taki jak ci, którzy chcieli mojej śmierci.! Wiedz jedno Boże zniszczę wszystkie twoje baranki, które zabrali mi moją rodzinę, a jeśli i ty istniejesz tobie również nie wybaczę . Gdyż ktoś tak wielki jak ty powinien był to powstrzymać.!
Usłyszałam skrzypnięcie drzwi i odwróciłam się do tyłu, gdzie stał ksiądz. Nie wiedziałam czy słyszał co krzyczałam, ale musiałam wiać.

Byłam zmęczona tym dniem i chciałam iść spać, by zapomnieć, ale nawet to nie było mi chyba dane.

- Dokąd jedziemy?- spytałam narzeczonego.
Narzeczonego, Boże jak to brzmi. Gdy mi się oświadczył wczoraj nie mogłam w to uwierzyć. A teraz jadę z nim sama nie wiem gdzie.
- Niedługo się przekonasz, kochanie.
Spojrzałam na pierścionek na mojej dłoni. Jest taki piękny. 
- Kocham cię Dymitr.
- Ja ciebie też.
Droga, którą jechaliśmy wydawała mi się znajoma. Dokąd my jedziemy. Na dłoni poczułam uścisk ręki Dymitra. Splotłam nasze palce razem i spojrzałam na jego twarz, która wyglądała jakby się rozluźniła. Dziwne, denerwuje się, czym?
Gdy się zatrzymaliśmy, wysiadłam i rozejrzałam się.
- Co tu robimy?
- Witajcie- usłyszałam za sobą znajomy głos.
- Jean- odwróciłam się.- Co się dzieje?- spytałam patrząc na uśmiechnięte twarze mężczyzn.
- No nareszcie już myślałam, że nie dotrą, a czasu mamy niewiele.- usłyszałam kobietę, która do nas podeszła.
- Co się dzieje, Dymitr?- spojrzałam na narzeczonego.
- Jak to co bierzecie ślub kochana - wypowiedziała uradowana kobieta.- A teraz choć ze mną wybierzesz sobie coś.
- Dymitr...- powiedziałam gdy kobieta złapała mnie za dłoń.
- Kocham cię- tylko tyle.
Weszłyśmy do salonu, gdzie wisiały z pewnością wspaniałe sukienki ślubne.
- No to czego mam szukać?
- Skąd Pani..- nie wiedziałam jak dokończy a może wiem tylko się boję.
- Kochaniutka to nie pierwszy ślub tutaj, a twój mężczyzna wie chyba czego chcę. I powiem ci w sekrecie, że dawno nie widziałam tu takiej zakochanej pary jak wasza.
- Dopiero co się oświadczył- usiadłam z napływu emocji, który na mnie wpłynął.
- Kochaniutka nie chcesz ślubu.
- Chcę oczywiście, ale gdzieś w głębi marzyłam o takim jak każdy z rodziną, gośćmi, tortem. A to, sama nie wiem.
- Posłuchaj rady starszej kobiety. W takiej chwili liczy się jedna rzecz miłość, czyli ty i on. A ta cała reszta to dodatek, który możesz zrobić zawsze. Tak jak zawsze możesz kupić nowe buty do sukienki. Wiem kim jesteś i kim jest on, obie wiemy, że liczycie się tylko to co wy chcecie a nie to czego chcą inni. Albo pogodzą się z waszym małżeństwem i miłością albo niech idą do diabła. To twój moment więc jak szukamy sukienki.
- Tak, chcę tego ślubu.
- Świetnie.

Stałam w sukience z nerwów ściskałam palce.
"Miłość cierpliwa jest, 
łaskawa jest. 
Miłość nie zazdrości, 
nie szuka poklasku, 
nie unosi się pychą; 
nie dopuszcza się bezwstydu, 
nie szuka swego, 
nie unosi się gniewem, 
nie pamięta złego; 
nie cieszy się z niesprawiedliwości, 
lecz współweseli się z prawdą. 
Wszystko znosi, 
wszystkiemu wierzy,
we wszystkim pokłada nadzieję, 
wszystko przetrzyma. " 
Mówiłam do nas gdy szłam do ołtarza, nie pamiętam skąd to jest. Ale myśl, że to znam jest niezwykła.
Gdy doszłam patrzałam tylko w jego oczy nic innego nie miało znaczenia, ale z całych słów, które mówił Jean, usłyszałam te najważniejsze.
- Ogłaszam was mężem i żoną. Możesz pocałować Pannę Młodą.
- Kocham cie - powiedział cicho za nim jego usta zetknęły się z moimi.
Jestem najszczęśliwsza na świecie i jestem mężatką. Pomimo, że nie mam pojęcia jak to zaplanował, ale to teraz nie ma znaczenia od teraz jestem jego żoną a on moim mężem.
Na zawsze - powiedziałam do męża
Na zawsze - usłyszałam jego odpowiedź.

Podniosłam się gwałtownie a po policzku spłynęła łza. Przez najbliższe lata go nie zobaczę i nie poczuję ciężaru obrączki na palcu. Niech to już minię.

Moje kochani mamy 2 rozdział Drugiej Części. 
Nie sprawdzam ich pisze na żywca, więc za wszystkie błędy przepraszam.
Słowa przytoczone są z 1 Listu do Koryntian - Hymn o miłości

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz