Caroline:
Szliśmy właśnie z Jackiem na kolację do jego ciotki, która przyjechała specjalnie na bal. Chodź wydaje mi się, że nie tylko. W pewnym momencie zauważyłam jak z budynku, w którym przeważnie żyje rodzina królewska wychodzi pewna dziewczyna, ale to w końcu nic dziwnego. Zaczęła biec mając coś w ręku, nie jestem pewna tylko co. Przez chwilę widziałam jej twarz.
To niemożliwe to nie mogłaby być Nicole. Ona przecież by mnie powiadomiła albo od razu się ze mną spotkała.
- Jack widziałeś tą dziewczynę.
- Którą dziewczynę?- odpowiedział, ale jakby lekko zdenerwowany.
- Tą z budynku, ona wyglądała jak Nicole.
- Zdawało ci się pewnie. Przecież sama mówiłaś mi kiedyś, że gdyby przyjechała na dwór to by cie powiadomiła lub przyszła do ciebie.
- Tak, może mi się wydawało.
Na te słowa Jack jakby poczuł ulgę.
- No dobrze, chodźmy już.
Nicole:
Na początku przywołanie ciotki nie było tak proste jak mówiła, ale w końcu się udało. Do wschodu słońca zostało nie wiele czasu. Z ciotką rozmawiałam jak z przyjaciółką. Opowiedziałam jej o wszystkim co mnie spotkało od pobytu na dworze. Nagle mi się przypomniało, że nie powiedziałam jej o Danielu- dziwne, ze o tym zapomniałam.
- Alice, nie uwierzysz kogo nareszcie poznałam.
- Więc słucham.
- Lucas zaprowadził mnie do Daniela.
- Co takiego?! Proszę uważaj na siebie i nie zbliżaj się do niego.
- Ciociu co ty mówisz. Wuj mi nic nie zrobił, był bardzo miły.
- Kochanie wiem, ale zaufaj mi i trzymaj się od niego z dala.
Wyglądała jakby się bała o mnie, tak jak reszta rodziny jak mówiłam, że byłam z Lucasem. Tylko czemu oni tak reagują. Muszę wiedzieć o co chodzi.
- Dobrze, będę trzymać się z daleka- kłamałam.
Spojrzałam na niebo, czułam że niedługo wzejdzie słońce. Świeca, którą miałam ze sobą też niedługo się skończy świecić.
- Muszę cię odesłać- powiedziałam.
- Dobrze, pamiętasz jak.- przytaknęłam.
Zamknęłam oczy. A w myślach zaczęłam skupiona wypowiadać słowa: Przyszłaś z zaświatów i wrócisz tam z powrotem. Ja cie wezwałam i ja cię odsyłam.
Ciotka powiedziała mi na początku jak mam to zrobić, słowa wydawały mi się trochę śmieszne, ale cóż to nie ona to wymyśliła.
Czułam jakbym się unosiła mówiąc te słowa w myślach i wtedy podniosłam świecę wyżej i zdmuchnęłam płomień. Czułam się jakbym opadała odłożyłam świece na deski i otworzyłam oczy. Alice wróciła do siebie a ja poszłam do siebie.
Otworzyłam drzwi od pokoju, gdy nagle zobaczyłam Jacka.
- Jack?! Co ty tu robisz?
Wstał z kanapy i podszedł do mnie, gdy zamykałam drzwi.
- Wychodziłaś z budynku kilka godzin przed świtem?
- Tak, a czemu pytasz. Coś się stało?
- Lepiej usiądź- tak też zrobiłam.
- Gadaj, bo nie wytrzymam.
- Szedłem z Caroline do mojej ciotki na kolację i szliśmy nie daleko budynku, w którym mieszkasz.
- No i co z tego?
- Caroline cię zauważyła, ale nie martw się po chwili uznała, że się mogła przewidzieć.
- O mój boże, przecież gdyby...- nie mogłam myśleć co by było.
- Wiem, muszę iść- podszedł do drzwi i się odwrócił gdy go zawołałam.
- Przyjdziesz jutro do mnie przed balem?
- Pewnie. Miłych snów, Nicole.
- Nawzajem Jack- i wyszedł.
Poszłam się umyć i spać.
Stałam przed schodami do zejścia na dół do sali balowej pełnej ludzi. Schodziłam powoli, na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Czuję się szczęśliwa w tej chwili, przy ostatnim schodzie stał mężczyzna w masce- nie był to mój kuzyn, ale nie obchodziło mnie to. Podałam mu swoją dłoń. Gdy zrobiliśmy kółko wokół wszystkich, aż wreszcie stanęliśmy na środku i zaczęliśmy tańczyć. Na początku wszyscy w maskach się uśmiechali, lecz później słyszałam ich śmiechy. Zauważyłam nawet moją rodzinę, która także się śmiała. W czasie tańca zauważyłam postać w kapturze, mijając gości był coraz bliżej. Zaczął być jakby cieniem mojego partnera. W pewnym momencie zauważyłam, że w dłoni trzyma szpadę. Zaczęłam się bać, chciałam się wyszarpnąć z objęciom mojego partnera, ale nie mogłam trzymał mnie mocno. Nie widziałam jego twarzy, lecz czułam, że się uśmiecha. Widziałam jak unosi szpadę do oddania ciosu. Bałam się coraz bardziej, aż zaczęłam krzyczeć.
I wtedy nagle otworzyłam oczy. Podparłam się na rękach i usiadłam, oddychałam ciężko.
- To był tylko sen, to się nie wydarzyło- zaczęłam mówić nagłos, by się uspokoić.
Było mi za ciepło, poszłam wziąć prysznic. Ubrana usiadłam i zaczęłam oglądać telewizję, nie miałam ochoty już spać, a poza tym za godzinę przyjdzie mnie zgarnąć Shanna.
Elizabeth:
- Może jej powiedzieć, że będziesz?- odezwał się Michael.
- Nie, tak będzie lepiej poza tym będzie pełno osób, które musi poznać.
- Tak, ale..
- Nie, Michael- wtrąciłam- wolę by nie wiedziała. W ten sposób będzie może bezpieczniejsza.
Michael przytulił mnie i zaczęłam płakać na jego koszulę.
Mimo że jestem w jego śnie, czuję trochę jakbym z nim była naprawdę.
- Będzie bezpieczna, nie pozwolę jej skrzywdzić.- szeptał mi.
Odsunęłam się trochę od niego uniosłam ręce ominęłam wokół jego szyi i pocałowałam. Kocham Michaela i tylko jego. Wiem, że nie mogliśmy być razem, ale nasza córka zmieniła wszystko w naszym życiu a tym bardziej w ostatnich kilku latach.
Na początku nie uwierzył mi, ale gdy po pewnym czasie zrozumiał. Odnalazł ją i sprowadził. Wiem, że ona jest dla niego tak samo ważna jak dla mnie.
W pewnym momencie przerwałam pocałunek.
- Ktoś mnie próbuje obudzić, muszę znikać.
- Zobaczymy się wkrótce.- Powiedział i na koniec lekko pocałował.
******************
Już niedługo kolejny.
JAK TY NIESAMOWICIE PISZESZ :O ♥ Czekam na następny <3
OdpowiedzUsuń-Kostka