Nicole:
Zbliża się już połowa marca.
Cassie wyjechała z matką jakiś czas po moim otrzęsieniu się. Obie mamy kontakt ze sobą częstszy niż kiedykolwiek. Pierścień oczywiście zatrzymała Cassie, ja nie miałabym sił na tak wiele.
Od dłuższego czasu nie wytrzymuje tego wszystkiego wyładowywanie emocji na treningach z Dymitrem nie wystarczały, więc babcia zaproponowała mi tańce. Zayn po rozmowie z jego rodzicami został ze mną na dworze i tańczy ze mną, ale ma zakaz na jakiekolwiek czułości, by Dymitr wiedział, że jestem wolna. Niestety nic nie dają moje próby uwiedzenia go. W jego oczach przez ten cały ostatni czas może dwa razy przez krótką chwilę widziałam ten błysk, ale ciotka Jacka jakimś kurwa cudem zawsze jest blisko.
Jack na początku nie chciał się ze mną widywać. Gdyż uważał, że jego widok może sprawić mi przykrość, ale to nie prawda. Jego rodzice byli wyznać mi swoje zgorszenie działaniami, które podjęła członkini ich rodziny. A przecież oni nie mieli wpływu na jej zachowanie i działanie.
Dziś wieczorem obiecałam sprowadzić matkę Lucasa. Trochę się tym martwię bo nie wiem co się wydarzy
- O czym myślisz piękna?- spytał Zayn.
- O niczym szczególnym, poza tym sam wiesz o czym lub raczej o kim myślę.
- Nie rozumiem gościa, tyle przeszliście a on teraz zachowuje się tak jakbyś była obca i jakimś dzieckiem.
- Jakbyś nie zauważył jestem od niego młodsza i może dla niego jestem jeszcze dzieckiem, ale on jest mój.
- Tak, tak. To wiemy wszyscy. Nie zapomniałaś mam nadzieje o kolacji z dziadkami i rodzicami?
- A czemu miałabym zapomnieć?- odpowiedziałam pytaniem.
Natomiast wilkołak spojrzał na mnie w swój specyficzny sposób,
- No, wielkie mi halo, raz czy dwa zapomniałam i teraz wszyscy będą mi to wypominać.
- Oni tylko nie chcą..
- Bym oszalała, gdybym go jednak nie odzyskała. Tak wiem. Mój kochany dziadek nie raz mi to insynuował.
- Nie złość się, bo złość piękności szkodzi.
- Zabawne. A teraz.. do zobaczenia później.
- Powal go na kolana, mała- usłyszałam za sobą, przez co się zaśmiałam.
Gdy weszłam na salę nikogo nie zauważyłam, ale gdy sprawdziłam na zegar na ścianie zauważyłam, że jestem parę minut przed czasem. Stanęłam przed lustrem i zaczęłam się rozciągać.
Dymitr:
Byłem spóźniony na zajęcia, ale to po części nie moja wina.
Wchodzę do sali i zauważam stojącą przy lustrze Nicole, ręce ma oparte o szkło. Gdy spotkaliśmy się po raz pierwszy wydawała się znajoma, ale nie mogłem sobie nic skojarzyć więc udałem, że nic mnie nie zmieszało.
Podszedłem bliżej i dotknąłem jej ramienia. Była ode mnie o wiele niższa, ale jest jeszcze w wieku dojrzewania..
- Nicole- wypowiedziałem jej imię, ale nie zareagowała. Jason ostrzegł mnie na początku bym poczekał chwilę, gdyż dziewczyna odpływa czasami.
Nawet nie zauważyłem jak nasze oczy się spotkały w lustrze, by po chwili jej wzrok spoczął na mojej dłoni, która chyba zbyt długo przebywa na jej ramieniu.
Zastanawiam się czasem czemu nie raz zachowuje się przy niej niestosownie. Mam ukochaną, która pragnie bym znów stał się jej strażnikiem byśmy mogli stąd wyjechać, ale wszystko się skomplikowało odkąd to ona zaczęła decydować.
Jej twarz stała się smutna, by móc zrobić obrót i z nagłym uśmiechem na twarzy spytać czy zaczynamy.
Gdy dziewczyna robiła kółko do sali wszedł starszy mężczyzna, który na widok swej wnuczki uśmiechnął się, lecz gdy jego wzrok objął mnie cóż odkąd spotkaliśmy się po raz pierwszy mężczyzna nie pala do mnie sympatią.
Gdy tylko dobiegła złapałem dziewczynę za ramiona i zatrzymałem.
- To wszystko na dziś.
- Świetnie- odpowiedziała zmęczona, ale z uśmiechem.
Nicole:
Zanim wszedł do sali, znów widziałam nas przed laty gdy byliśmy w sobie szaleńczo zakochani. Gdy robiłam kolejne kółko wszedł mój dziadek- z pewnością dopilnowania bym dotarła na kolacje rodziną. Ręce Dymitra mnie zatrzymały. Żałuje, że on nie czuje tego jak odbieram każdy jego dotyk, ale nikt nie musi wiedzieć co wydarzy się wkrótce.
Gdy tylko jego dłonie zniknęły z mojego ciała podeszłam do dziadka.
- Nie patrz tak na niego, dziadku.
- Krzywdzi cię
- To nie prawda i sam to wiesz, widzisz moją aurę przy nim.
- Ty go kochasz lecz on ciebie nie. A teraz chodź, weźmiesz prysznic, przebierz się i oboje pójdziemy na kolacje.
- Aż tak się boicie, że nie przyjdę?
- To nie tak.
- Tak wiem, ale nic mi nie jest, poza tym....
Chciałam wyjąć telefon z kieszeni, ale go nie było.
- Muszę wrócić po telefon idź na kolacje dojdę nie długo, obiecuję.
- Jesteś podobna do matki i babci- uśmiechnęłam się i dałam mu buziaka w policzek.
Otworzyłam drzwi od sali, ale nie tego się spodziewałam. Emma całowała Dymitra i to namiętnie. Zagotowało się we mnie, ale zgięłam dłonie w pięści i wypuściłam powietrze, po czym z lekkimi już łzami kaszlnęłam by zwrócić swoją obecność. Dymitr odkleił się od jej ust, choć ta wywłoka wciąż go trzymała.
- Sądziłam, że już skończyłeś- powiedziała patrząc na mnie.
- Bo tak jest czy coś się stało?
- Zapomniałam telefonu.
- Ach tak, położyłem go w pokoju. Chodź ze mną.
Gdy przechodziłam tej suki miała jeszcze czelność się do mnie szyderczo uśmiechać. Gdy weszłam do środka zamknęłam za sobą drzwi.
- Proszę- podał mi telefon.
- Dziękuję.
- Nicole, czy mogę o coś spytać?
- Oczywiście.
- Czy jutro moglibyśmy zrobić przerwę od twoich ćwiczeń?
- Dziwne pytanie czy tego nie ustala ktoś inny?
- Tak, ale zależy mi na tym.
- Dlaczego, jeśli mogę wiedzieć?
- Chcę Emmie zrobić niespodziankę.
Mówił to wciąż trzymając mą dłoń z pewnością nawet tego nieświadomy jak zwykle. To co powiedział dobiło mnie, a jeszcze tyle mnie dziś czeka.
Zrobiłam krok w jego stronę i z obawą, że się odsunie i tak dotknęłam jego twarzy.
- Żałuje, że mnie nie pamiętasz wtedy wszystko byłoby łatwiejsze.
Po czym wybiegłam. By w swoim pokoju wypłakać się pod lejącą się wodą.
Dymitr:
Stałem osłupiały tym co się stało. Wiedziałem, że ludzie odzyskiwali stare wspomnienia, ale czemu powiedziała coś takiego teraz.
- Dymitr, wszystko okay?
- Tak- skłamałem, bo myśli krążyły jak szalone.
- Więc..
- Muszę coś jeszcze zrobić zobaczymy się później.
- Jasne- pocałowała mnie.- Kocham cię.
- I ja ciebie.
Gdy tylko Emma zniknęła poszedłem do Jasona. Gdyż to on posiadał całkowitą wiedzę o tym co się dzieje na dworze.
Siedział za biurkiem i przeglądał papiery.
- Dymitr, co tu robisz?
- Możemy pogadać jak kumple?
- Tak, ale ...
- Jesteś zajęty.
- Właśnie, ale daj mi koło godziny i spotkajmy - chciał coś powiedzieć, ale powstrzymał się- na dachu od wschodniego skrzydła.
- Jasne.
Czy dopiero teraz widzę te przerwy w słowach i spojrzeniach innych, a może coś sobie ubzdurałem czy może trwają one dłużej.
- Sorki za spóźnienie- powiedział Jason.
- Nie szkodzi.
- Chciałeś pogadać czym mnie zaskoczyłeś. Stało się coś?
Jason:
Gdy niespodziewanie do mojego biura wszedł Dymitr byłem zaskoczonym. A to, że teraz chcę gadać to dopiero jest niezwykłe. A może .... Coś sobie przypomniał, po tak długim czasie i w końcu być może wszystko byłoby tak jak należy.
- Czy jest coś o czym nie wiem?
- W jakim sensie?
- Sam nie wiem. Wszystko wydawało się dziś być normalnie, aż Nicole powiedziała, że żałuje, że jej nie pamiętam. Jason czy są jakieś wspomnienia, które i ja powinienem otrzymać?
Naprawdę powiedziała mu coś takiego. Sądziłem, że chcę ona zaczekać. Chociaż ja i cała reszta wie co czuję ta dziewczyna względem niego i jak bardzo cierpi. Co musiałaby ona poczuć by wyznać mu coś takiego.
- Stary nie mieszaj mnie w to.
- Ale co ty chcesz przez to powiedzieć. Jeśli o czymś nie pamiętam, to mam prawo odzyskać te wspomnienia.
- Masz rację, ale u ciebie to podobno nie takie łatwe. Ja tego nie wiem, nie ja to ustalam kto i jak odzyskuje wspomnienia.
- To kto? Czemu ludzie tu zjeżdżali i wraca do domu nie raz z niczym. Kto o tym decydował?
- Stary nie zmuszaj mnie. Poza tym ....
- Straż!!!- dało się słyszeć krzyk.
Podszedłem bliżej końca by dostrzec kto tak krzyczy, ale gdy dojrzałem kuzyna Nicole. Nie zdążyłem się obrócić a dostałem wiadomość.
- Mój Boże.
- Co się stało?
Za nim postanowiłem zejść z dachu obróciłem się do przyjaciela.
- Jeśli naprawdę chcesz znać swoje wspomnienia, módl się stary by twoje poczynania nie doprowadziły do czyjejś śmierci.
Znałem prawdę. Cassie przed wyjazdem wyznała mi bym uważał na Nicole, bo jeśli Dymitr zrobi coś co zniszczy jej serce zabiję się. Nic więcej nie wyjawiła pomimo, że pytałem. A teraz jej stan jest ciężki.
poniedziałek, 25 grudnia 2017
wtorek, 12 grudnia 2017
Rozdział 17
Strażnik siłą odciągał ją od tego co widziała. Walczyła z nim, płakała, krzyczała, ale nikt tak na prawdę nie znał powodu, który był powodem tego ataku.
Krzyk, który nie powinien się roznieść i tak został odczuty przez matkę i ojca Nicole. Jej serce nie pękło, ale ból wywołany był strasznie silny.
Duch chłopaka towarzyszył dziewczyną w dotarciu do pokoju jednej z sióstr. Nie mógł znieść ich bólu, a szczególnie Nicole. Ona zawsze cierpiała najbardziej, bez względu na to gdzie się rodziła. Zawsze on i Cassie chronili ją, ale oni zawsze wiedzieli, że to ona chroni ich nie dbając o siebie.
Gdy tylko Elizabeth odczuła ból córki spojrzała na jej ojca.
- Co to było?- zapytał zaskoczony.
Wystarczyły dwa słowa by i Michael zrozumiał jak jego córka będzie teraz cierpiała. A oboje rodzice pognali do jej pokoju.
- Już wie.
Gdy tylko drzwi w sypialni Nicole się zamknęły Loren zdjął zaklęcie, ale obawiał się tego co będzie teraz.
Strażnik puścił księżniczkę i odsunął się o kilka kroków.
Nicole stała do całej trójki tyłem. Dotknęła dłonią miejsca gdzie powinno być jej serce. Odwróciła się powoli w stronę pozostałych osób. Popatrzała na twarze żywych i umarłych. Otworzyła wszystkie drzwi swego umysłu przez co dopadły ją wszelkie informacje, których wcześniej nie chciała się wyszukiwać.
Przymknęła na chwile swoje oczy. Czarownica spojrzała na ducha, który tylko przytaknął dając jej niemy znak. Chciała zrobić krok do przodu, ale spojrzała w oczy swej siostry i zastygła. Wszyscy obawiali się tego dnia. Dnia, którego nie dało się uniknąć.
- Wynoście się!- Krzyk rozniósł się takim dźwiękiem, że szyby w oknach zadrżały.
Niestety i rodzice dziewczyny go usłyszeli, ojciec otworzył je z rozmachem, lecz na widok córki nie mógł się ruszyć.
- Wynoście się wszyscy!
Jej oczy zaczęły ciemnieć, a to nic dobrego nie wróżyło.
Loren owinął ciało swojej ukochanej i wyniósł ją z pokoju. Pomimo, że zapierała się by zostać i pomóc Nicole. Jason również cofał się do drzwi, ale matka dziewczyny ruszyła na przód.
Nicole robiła się coraz bardziej wściekła na rodzinę, przyjaciół, a nawet i na siebie. Widząc, że matka chcę do niej podejść nie zawahała się. Użyła swej mocy i wyrzuciła intruzów z pokoju, a sama opadła na kolana, łzy leciały strumieniem po twarzy, a zamiast krzyku zaczęła wyć jak małe dziecko.
Gdyż to, że Dymitr z kimś mógł być - cóż liczyła na takie smutne wyjście. Ale nie na to, że sposób w jaki patrzał na "nią" był przeznaczony tylko dla niej. To w ten sposób jeszcze przed tym wszystkim patrzał na nią- gdyby mówiła, że go kocha, gdy się kochali, gdy wyznała mu, że jest z nim w ciąży. A teraz on patrzy tym wzrokiem na tę sukę.
To ją bolało najbardziej, gdyż to oznaczało, że cała jej nadzieja i walka są zmarnowane.
Elizabeth płakała w koszule Michaela, ten próbował uspokoić swoją ukochaną. Lecz sam martwił się o los swej córki. Wszyscy wiedzieli, że wiadomość o tej kobiecie ją zniszczy a raczej o związku tego strażnika. Wampir zastanawiał się jaki tupet miała ta kobieta zjawiając się tutaj i krzywdząc jego jedyne dziecko.
Minęło kilka dni, a drzwi do pokoju Nicole były zamknięte. Utworzyła wokół siebie mur, przez który nie przedrze się ani żywy ani umarły. Całe dnie i noce można ją było widzieć siedzącą przy oknie patrzącą w jedno miejsce.
Ona sama wciąż się zastanawia jak jego oczy mogły tak patrzeć na tę sukę. To ona przecież jest mu przeznaczona.
Cassie nie czuła już odrazy ani żadnych innych złych uczuć względem ducha chłopaka. Wprost przeciwnie zaakceptowała fakt, że jest jej bratem. Gdyż gdy tylko była sama on był dla niej opoką, ponieważ nikt nie odczuwał jej bólu prócz młodej czarownicy.
Michael chcą jakoś wpłynąć na ukaranie wampirzycy kazał wezwać radę, by to ona wydała chociaż wstępny wyrok za jej przestępstwo.
Zbliżała się północ. Nicole odwróciła wzrok z okna i spojrzała na swoją dłoń, na której parę lat temu spoczywała obrączka.
Starła palcami łzy z policzków i wstała z jedną ważną myślą.
- Ja jestem jego żoną i żadna kurwa mi tego nie odbierze.
Strażnik, który kolejny raz obchodził ten sam teren znów spojrzał w okno swej pani, lecz nie było jej tam. Powiadomił od razu głównych strażników o tym fakcie.
Nicole szła do gabinetu, który objęła niegdyś po ojcu. Wchodząc siedziała już tam kobieta, lecz zaskoczona na widok młodej władczyni dopiero po chwili wstała.
- Wezwij główną straż
- Tak proszę pani.- odpowiedziała gdy drzwi do gabinetu się zamknęły.
Oczywiście wpierw powiadomiła strażników, natomiast potem rodziców młodej władczyni.
Nicole:
Nie minęło sporo czasu od kiedy zamknęłam drzwi gabinetu a już przede mną stała dwójka głównych strażników- czyli Powell i Hans.
- Chcę wiedzieć co postanowił zrobić mój ojciec.
Oboje nie wiedzieli od czego zacząć. Gdyż mój nastrój i zachowanie zmieniło się i za pewne zastanawiają się czy jestem sprawna umysłowo.
- Twój ojciec Pani wezwał Radę. Mają przybyć jutro- odpowiedział Hans.
- Świetnie rozprawię się z nimi jutro.
- Czy to rozsądne? Powinnaś odpocząć- wszedł w rozmowę Powell.
- Nic mi nie jest. A teraz najważniejsze. Dymitr ma mieć każdego dnia ze mną zajęcia. Mam spędzać z nim jak najwięcej czasu, po mnie ma mieć służbę. Ma mieć jak najmniej czasu dla tej wampirzycy. Zrozumiano?
- Tak.
- Możecie wyjść.
Hans wstał i wyszedł, lecz Jason został.
- O co chodzi?
- Wybacz mi.
- Nie jestem zła. Wszyscy chcieli mnie chronić, prawda? Niestety przed tym nie można mnie ochronić. A teraz proszę zajmij się grafikiem. Bo nie mam zamiaru go jej oddać. On był, jest i zawsze będzie tylko mój. Rozumiesz?
- Tak.
- Jason, odnajdź Shannę. Będę potrzebowała zaufanej asystentki.
- Oczywiście.
- Dziękuję.
Gdy wyszedł zajęłam się papierami leżącymi na biurku.
Krzyk, który nie powinien się roznieść i tak został odczuty przez matkę i ojca Nicole. Jej serce nie pękło, ale ból wywołany był strasznie silny.
Duch chłopaka towarzyszył dziewczyną w dotarciu do pokoju jednej z sióstr. Nie mógł znieść ich bólu, a szczególnie Nicole. Ona zawsze cierpiała najbardziej, bez względu na to gdzie się rodziła. Zawsze on i Cassie chronili ją, ale oni zawsze wiedzieli, że to ona chroni ich nie dbając o siebie.
Gdy tylko Elizabeth odczuła ból córki spojrzała na jej ojca.
- Co to było?- zapytał zaskoczony.
Wystarczyły dwa słowa by i Michael zrozumiał jak jego córka będzie teraz cierpiała. A oboje rodzice pognali do jej pokoju.
- Już wie.
Gdy tylko drzwi w sypialni Nicole się zamknęły Loren zdjął zaklęcie, ale obawiał się tego co będzie teraz.
Strażnik puścił księżniczkę i odsunął się o kilka kroków.
Nicole stała do całej trójki tyłem. Dotknęła dłonią miejsca gdzie powinno być jej serce. Odwróciła się powoli w stronę pozostałych osób. Popatrzała na twarze żywych i umarłych. Otworzyła wszystkie drzwi swego umysłu przez co dopadły ją wszelkie informacje, których wcześniej nie chciała się wyszukiwać.
Przymknęła na chwile swoje oczy. Czarownica spojrzała na ducha, który tylko przytaknął dając jej niemy znak. Chciała zrobić krok do przodu, ale spojrzała w oczy swej siostry i zastygła. Wszyscy obawiali się tego dnia. Dnia, którego nie dało się uniknąć.
- Wynoście się!- Krzyk rozniósł się takim dźwiękiem, że szyby w oknach zadrżały.
Niestety i rodzice dziewczyny go usłyszeli, ojciec otworzył je z rozmachem, lecz na widok córki nie mógł się ruszyć.
- Wynoście się wszyscy!
Jej oczy zaczęły ciemnieć, a to nic dobrego nie wróżyło.
Loren owinął ciało swojej ukochanej i wyniósł ją z pokoju. Pomimo, że zapierała się by zostać i pomóc Nicole. Jason również cofał się do drzwi, ale matka dziewczyny ruszyła na przód.
Nicole robiła się coraz bardziej wściekła na rodzinę, przyjaciół, a nawet i na siebie. Widząc, że matka chcę do niej podejść nie zawahała się. Użyła swej mocy i wyrzuciła intruzów z pokoju, a sama opadła na kolana, łzy leciały strumieniem po twarzy, a zamiast krzyku zaczęła wyć jak małe dziecko.
Gdyż to, że Dymitr z kimś mógł być - cóż liczyła na takie smutne wyjście. Ale nie na to, że sposób w jaki patrzał na "nią" był przeznaczony tylko dla niej. To w ten sposób jeszcze przed tym wszystkim patrzał na nią- gdyby mówiła, że go kocha, gdy się kochali, gdy wyznała mu, że jest z nim w ciąży. A teraz on patrzy tym wzrokiem na tę sukę.
To ją bolało najbardziej, gdyż to oznaczało, że cała jej nadzieja i walka są zmarnowane.
Elizabeth płakała w koszule Michaela, ten próbował uspokoić swoją ukochaną. Lecz sam martwił się o los swej córki. Wszyscy wiedzieli, że wiadomość o tej kobiecie ją zniszczy a raczej o związku tego strażnika. Wampir zastanawiał się jaki tupet miała ta kobieta zjawiając się tutaj i krzywdząc jego jedyne dziecko.
Minęło kilka dni, a drzwi do pokoju Nicole były zamknięte. Utworzyła wokół siebie mur, przez który nie przedrze się ani żywy ani umarły. Całe dnie i noce można ją było widzieć siedzącą przy oknie patrzącą w jedno miejsce.
Ona sama wciąż się zastanawia jak jego oczy mogły tak patrzeć na tę sukę. To ona przecież jest mu przeznaczona.
Cassie nie czuła już odrazy ani żadnych innych złych uczuć względem ducha chłopaka. Wprost przeciwnie zaakceptowała fakt, że jest jej bratem. Gdyż gdy tylko była sama on był dla niej opoką, ponieważ nikt nie odczuwał jej bólu prócz młodej czarownicy.
Michael chcą jakoś wpłynąć na ukaranie wampirzycy kazał wezwać radę, by to ona wydała chociaż wstępny wyrok za jej przestępstwo.
Zbliżała się północ. Nicole odwróciła wzrok z okna i spojrzała na swoją dłoń, na której parę lat temu spoczywała obrączka.
Starła palcami łzy z policzków i wstała z jedną ważną myślą.
- Ja jestem jego żoną i żadna kurwa mi tego nie odbierze.
Strażnik, który kolejny raz obchodził ten sam teren znów spojrzał w okno swej pani, lecz nie było jej tam. Powiadomił od razu głównych strażników o tym fakcie.
Nicole szła do gabinetu, który objęła niegdyś po ojcu. Wchodząc siedziała już tam kobieta, lecz zaskoczona na widok młodej władczyni dopiero po chwili wstała.
- Wezwij główną straż
- Tak proszę pani.- odpowiedziała gdy drzwi do gabinetu się zamknęły.
Oczywiście wpierw powiadomiła strażników, natomiast potem rodziców młodej władczyni.
Nicole:
Nie minęło sporo czasu od kiedy zamknęłam drzwi gabinetu a już przede mną stała dwójka głównych strażników- czyli Powell i Hans.
- Chcę wiedzieć co postanowił zrobić mój ojciec.
Oboje nie wiedzieli od czego zacząć. Gdyż mój nastrój i zachowanie zmieniło się i za pewne zastanawiają się czy jestem sprawna umysłowo.
- Twój ojciec Pani wezwał Radę. Mają przybyć jutro- odpowiedział Hans.
- Świetnie rozprawię się z nimi jutro.
- Czy to rozsądne? Powinnaś odpocząć- wszedł w rozmowę Powell.
- Nic mi nie jest. A teraz najważniejsze. Dymitr ma mieć każdego dnia ze mną zajęcia. Mam spędzać z nim jak najwięcej czasu, po mnie ma mieć służbę. Ma mieć jak najmniej czasu dla tej wampirzycy. Zrozumiano?
- Tak.
- Możecie wyjść.
Hans wstał i wyszedł, lecz Jason został.
- O co chodzi?
- Wybacz mi.
- Nie jestem zła. Wszyscy chcieli mnie chronić, prawda? Niestety przed tym nie można mnie ochronić. A teraz proszę zajmij się grafikiem. Bo nie mam zamiaru go jej oddać. On był, jest i zawsze będzie tylko mój. Rozumiesz?
- Tak.
- Jason, odnajdź Shannę. Będę potrzebowała zaufanej asystentki.
- Oczywiście.
- Dziękuję.
Gdy wyszedł zajęłam się papierami leżącymi na biurku.
środa, 1 listopada 2017
Rozdział 16
Gdy krzyki ustały ludzie wyszli z ukrycia i zobaczyli strażników, którzy byli zmęczeni oraz ubrudzeni potem i krwią walki.
Nicole stała na dachu dworu spoglądając na strażników zadowolonych ze swojego zwycięstwa, lecz ona nie była szczęśliwa. Gdy cała adrenalina minęła zrozumiała, że może stracić kuzyna. A mężczyzna którego kocha nie ma na dworze.
Jason z Lorenem wyszli z lochów i widzieli to samo co inni, ale dopiero czarownica patrząca w górę zwróciła ich uwagę.
- Coś nie tak? - spytał czarownik.
- Zobaczymy. Teraz trzeba zająć się sprawwmi dworu. Tylko czy podoła?
- Jest silna i ma sprzymierzeńców to da jej siłę. - wyznał swe myśli strażnik
Lucas zamknął się w swym pokoju wciąż myśląc o tym co usłyszał od swojej kuzynki. Myśl, że to przez jego ojca matka mogła być już od dawna z nimi go przygwoździła. Dobrze wiedział, że cokolwiek się stało Nicole nie miała na to wpływu, ale mogła to naprawić. Ale zaczęło go zastanawiać pytanie co kuzynka zrobi z jego ojcem? I czy zwróci mu matkę?
Michael szukał twarzy swojej córki, ale znalezienie jej nie było proste. Jego siostra zatrzymała go gdy po raz drugi ją minął.
- Nie szukaj jej. Sama przyjdzie. Rozejrzy się to ona zaczęła i musi to skończyć.
- A co jeśli coś jej jest?
- Wiedzielibyśmy. Spójrz na strażników od dawna są jej oddani. Gdyby coś jej się stało powiedzieli by nam. A teraz pomóżmy strażnikom.
Nicole:
Nigdy bym nie pomyślała, że taka rewolucja. Jeśli w ogóle można to tak nazwać. Ma tyle spraw. Od kilku dni zajmuję się papierami, telefonami, video-konferencjami.
Z tego wszystkiego wiem tylko, że Dymitra nie ma na dworze. Powell powiedział mi, że podobno wyjechał przed tym naszym zamachem. Niby z jednej strony się cieszę, że go tu nie było, ale z drugiej jakby coś mi tu śmierdziało, tylko co?
Lucas jakiś czas po wydarzeniu ze swoim ojcem zjawił się u mnie i chciał wiedzieć jak mogę sprowadzić jego matkę.
Od tego czasu wydaje mi się, że wszyscy trzymają mnie z dala od lochów. Ale może jestem zbyt uwrażliwiona i zmęczona. A może wciąż martwię się reakcją Cassie na nowe wieści, które jej wczoraj przekazałam i szukam dziury w całym. Sama już nie wiem. Przymknęłam oczy i oparłam czoło o złączone dłonie.
Lucas:
Siedziałem ze strażnikiem kuzynki, czarodziejem, resztą jej znajomych i rodziną dyskutując o tym jak powstrzymać kuzynkę od zejścia na dół.
- Na prawdę myślicie, że to coś da? Wcześniej czy później zejdzie na dół i dowie się tego albo od nas albo od mojego ojca.
- Nie rozumiem jak ona mogła związać się z kimś nie informując nas.
- A czy to ważne- odpowiedział Damon ojcu Nicole.- Kocha go. Nie jestem szczęśliwy z tego faktu. Gdyż myślałem, że bardziej mi ufa, ale... To moja kuzynka i to jej decyzja. Lecz co zrobimy z tą kobietą?
- To proste zabijmy ją.
- Genialne rozwiązanie wilczku, a co z prawem.
- Pieprzyć to powiemy, że to wypadek.
- Oszaleliście.
- DOŚĆ!- uciszył szum ludzi Robert*- To nie są rozwiązania. Niech zna prawdę nie uniknie jej, a wampirzycą zajmie się ona sama tak jak twoim ojcem i tym czarodziejem.
- Tato co ty mówisz?
- Prawdę. Wszyscy tu siedzimy, ale co to da. Podobno coś jest nie tak- tak przynajmniej twierdzą jej przyjaciele, którzy są z tą kobietą. Ta wampirzyca nie jest głupia, musi mieć plan. A Nicole powinna być na to gotowa.
- Ojciec ma racje Elizabeth. Poza tym poznanie prawdy od nas zaboli ją mniej niż od kogoś innego.
Cassie:
Nie poszłam na to ich głupie zebranie.Wciąż myślę o tym co mi powiedziała Nicole. Bo jak to możliwe. Czy to w ogóle możliwe byśmy były prawdziwymi siostrami?
- Ale będziesz otwarta?- spytała
- Jasne. Ale może zamiast chodzić w kółko powiesz o czym chcesz rozmawiać.
Przesunęła w moją stronę coś niewielkiego.
- Pierścień?
- Odkąd mamy więź czujemy się jak siostry. Obie wiemy, że możemy sobie ufać. A gdybym powiedziała, że nie jesteśmy zwykłe.
- Obie o tym wiemy.
- Nie w ten sposób. Załóż pierścień, proszę.
Nie wiedziałam co sądzić o tym, ale założyłam go.
Gdybym wiedziała co się wydarzy w życiu bym go nie założyła. Przecież to niemożliwe ja nie mogę być córką diabła, swoim sobowtórem i na dodatek mieć brata, którego ma wskrzesić Nicole. To chore.
- Przestaniesz- usłyszałam głos Elijah, aż ze strachu podskoczyłam- Przepraszam nie chciałem cię przestraszyć, Cassie.
- Jak??
- Nie chcesz mnie - rozumiem to. I jeśli ze chcesz odejdę pod warunkiem, że wysłuchasz tego co ci teraz powiem a potem możesz mnie już nigdy więcej nie zobaczyć. Zgoda?
Nie miałam pojęcia czy temu wierzyć, ale ...
- Zgoda.
- Usiądź.
Siadłam na kanapie za to duch chłopaka przysiadł na stoliku.
- Mówiłem, że rodzimy się od tysięcy lat. Nasza trójka jest niezwykła a szczególnie Nicole. Zawsze była od nas silniejsza. Mam ostatnio przebłyski jakby przeszłości i przyszłości. Oboje w nich jesteśmy jako żywi. Masz prawo być zła i zdezorientowana, ale musisz zrozumieć, że siostra cię potrzebuje. Tylko ty jesteś blisko niej.
- Jak mam to wszystko zrozumieć, moja rodzina...
- Jest nią i zawsze nią będzie. Posłuchaj widziałem coś. Coś co zrobiliśmy we dwoje coś co przyniesie straszne skutki.
Jego wyraz twarzy oznaczał strach.
- Boisz się
- Nie tylko ja powinienem
- Jak to?
- Nikt jej jeszcze nie powiedział o Dymitrze, prawda?
- Wszyscy chcą ją chronić w razie gdyby Emma chciała coś zrobić.
Przymknął oczy i wypuścił oddech.
- Za późno. Obiecaj mi coś, nie musisz mnie lubić ani tolerować, ale bądź teraz przy niej.
- Co się dzieje?
- Zeszła do lochów.
- CO?!
- Wkrótce nasza siostra będzie w złym stanie. Musisz ją wspierać tak jak kiedyś.
- Muszę powiadomić Powella.
- Nie pozwól by jej serce pękło, bo wtedy i ty umrzesz.
Umrę o czym on gada.
- O czym ty mówisz?
- Gdy wasze serca pękały nie miałyście siły by żyć. Loren i Dymitr rodzą się dla was od wieków. Lecz gdy któryś sprawi, że wasze serce zakrwawi wtedy odbierałyście sobie życia.
- Chcesz powiedzieć, że oni również są swoimi sobowtórami.
- Tak.
Wtedy zadzwonił mój telefon. Caroline
- Tak?
- Cassie. Wiem, że dzwoniłam wczoraj, ale musisz coś wiedzieć.
- Mów co jest grana.
- Przed spaniem poszliśmy z nią i Dymitrem coś wypić. Powiedziała, że to ze względu na wieści o dworze. Musiała nam coś dolać.
- Ale o co chodzi?
- Oni jadą na dwór.
- Co?! Kiedy wyjechali?
- Jack twierdzi, że będą za parę minut. Ruszyliśmy nie dawno. Cass, co teraz będzie?
- Serce jej pęknie.- powiedziałam to patrząc w oczy Elijah.
Gdy tylko wypowiedziałam te słowa rozłączyłam się i wybiegłam z pokoju w kierunku najbliższego wyjścia, które zaprowadzi Nicole na główny wjazd. Tym samym dzwoniąc do Lorena.
- Kochanie, już się stęskniłaś?
- Jest Powell koło ciebie?
- Tak, a co?
- Nicole jest w lochach a Emma i Dymitr zaraz będą na dworze.
- Co?!
- Główny wjazd, szybko.
Nicole:
Na dole siedziało dwoje strażników. Widząc mnie kiwnęli głowami po czym wrócili do swoich zajęć. Szłam korytarzem zaglądając wzrokiem kto w nich jest. Gdy stanęłam przed właściwą. Wuj sam podniósł się z łóżka i stanął twarzą w twarz ze mną.
- W końcu się zjawiłaś.
- Nie każdy ma wolne tak jak ty.
- Cóż uroki życia.
- Zadam jedno pytanie: Kto jeszcze znał prawdę?
- Nie wiesz.
- Odpowiedz.
- Jeśli ty powiesz czemu zabiłaś moją żonę.
- Nigdy tego nie chciałam. Taki nasz los. Nasze życie kosztuje życie- podobno.
- Teraz ty.
- Chyba nie sądzisz, że powiem.
- Prawda nie masz nic do stracenia prócz możliwości ponownego życia z żoną.
Odwróciłam się chcą odejść.
- Czekaj.
Przystanęłam i z zwycięskim uśmiechem odwróciłam się do wuja.
- O czym mówisz?
- Mówiłam, że mogłam ją sprowadzić, wciąż mogę. Kara cię nie ominie z mojej strony, ale może będziesz mógł żyć z żoną jeśli one tego będzie chciała.
Widać było, że myśli nad moimi słowami.
- To była Emma.
Gdy znów chciałam odejść Daniel znów się odezwał.
- Ona zawsze powtarzała, że ma plan. Uciekła z nim nie bez przyczyny.
- Z nim?- spojrzałam przez ramię.
- Ze swoim strażnikiem- Dymitrem Bielkiov'em
Same kłamstwa, krew mi zawrzała. Gdzie jesteś ukochany?
Gdy tylko go wyczułam, wiedziałam, że jest blisko. Biegłam jak poparzona, by znaleźć się na zewnątrz.
Stanęłam przy główny wjedzie i patrzałam na drogę, którą musi przejechać samochód. Cassie była blisko mnie i próbowała mnie odciągnąć, ale nie słuchałam.
Cassie:
Mówiłam do niej, ale nie słuchała. Znała prawdę przynajmniej jej część. Wokół był spokój, więc łatwo dało się usłyszeć nadjeżdżający samochód w naszą stronę.
Rozglądałam się w kółko Loren i Jason już biegli, ale samochód był coraz bliżej a Nicole zrobiła krok na przód. Już stąd widziałam jak Emma coś mówi do Dymitra. Ale to nie było nic dobrego bo samochód zatrzymał się tuż przed moją siostrą. Gdy tylko ciotka mojego przyjaciela wyszła z auta było widać jej radość na to co nastąpi.
- Zabrać ją- usłyszałam zdyszany głos strażnika.
Nie mogłam znaleźć wyjścia ani słów. Tylko spojrzałam na niego z łzami w oczach. Ściskając dłoń Lorena.
Strażnik podszedł dość blisko niej. W czasie gdy Emma zbliżyła się do Dymitra.
- Kochanie, powinieneś porozmawiać o sprawach zawodowych.
- Masz rację.
Ale Dymitr nie spojrzał na Nicole tylko na swojego przyjaciela. Nikki nie patrzała na nią, lecz na niego i to co zobaczyło zabolało ją tak bardzo, że Jason złapał ją w czasie gdy zaczęła się skulać z bólu. Zaczął ją odciągać z tam tond. Aż po chwili powietrze rozciął jej krzyk. Nie zauważyłam nawet, że i Loren zabrał mnie i szliśmy z nimi na równi. Zrozumiałam, że Loren ukrył ten moment przed nimi. Nicole waliła strażnika wrzeszcząc by ją puścił.
- Teraz tylko ty możesz pomóc jej myśleć racjonalnie- powiedział Elijah.
*Robert - dziadek Nicole
Nicole stała na dachu dworu spoglądając na strażników zadowolonych ze swojego zwycięstwa, lecz ona nie była szczęśliwa. Gdy cała adrenalina minęła zrozumiała, że może stracić kuzyna. A mężczyzna którego kocha nie ma na dworze.
Jason z Lorenem wyszli z lochów i widzieli to samo co inni, ale dopiero czarownica patrząca w górę zwróciła ich uwagę.
- Coś nie tak? - spytał czarownik.
- Zobaczymy. Teraz trzeba zająć się sprawwmi dworu. Tylko czy podoła?
- Jest silna i ma sprzymierzeńców to da jej siłę. - wyznał swe myśli strażnik
Lucas zamknął się w swym pokoju wciąż myśląc o tym co usłyszał od swojej kuzynki. Myśl, że to przez jego ojca matka mogła być już od dawna z nimi go przygwoździła. Dobrze wiedział, że cokolwiek się stało Nicole nie miała na to wpływu, ale mogła to naprawić. Ale zaczęło go zastanawiać pytanie co kuzynka zrobi z jego ojcem? I czy zwróci mu matkę?
Michael szukał twarzy swojej córki, ale znalezienie jej nie było proste. Jego siostra zatrzymała go gdy po raz drugi ją minął.
- Nie szukaj jej. Sama przyjdzie. Rozejrzy się to ona zaczęła i musi to skończyć.
- A co jeśli coś jej jest?
- Wiedzielibyśmy. Spójrz na strażników od dawna są jej oddani. Gdyby coś jej się stało powiedzieli by nam. A teraz pomóżmy strażnikom.
Nicole:
Nigdy bym nie pomyślała, że taka rewolucja. Jeśli w ogóle można to tak nazwać. Ma tyle spraw. Od kilku dni zajmuję się papierami, telefonami, video-konferencjami.
Z tego wszystkiego wiem tylko, że Dymitra nie ma na dworze. Powell powiedział mi, że podobno wyjechał przed tym naszym zamachem. Niby z jednej strony się cieszę, że go tu nie było, ale z drugiej jakby coś mi tu śmierdziało, tylko co?
Lucas jakiś czas po wydarzeniu ze swoim ojcem zjawił się u mnie i chciał wiedzieć jak mogę sprowadzić jego matkę.
Od tego czasu wydaje mi się, że wszyscy trzymają mnie z dala od lochów. Ale może jestem zbyt uwrażliwiona i zmęczona. A może wciąż martwię się reakcją Cassie na nowe wieści, które jej wczoraj przekazałam i szukam dziury w całym. Sama już nie wiem. Przymknęłam oczy i oparłam czoło o złączone dłonie.
Lucas:
Siedziałem ze strażnikiem kuzynki, czarodziejem, resztą jej znajomych i rodziną dyskutując o tym jak powstrzymać kuzynkę od zejścia na dół.
- Na prawdę myślicie, że to coś da? Wcześniej czy później zejdzie na dół i dowie się tego albo od nas albo od mojego ojca.
- Nie rozumiem jak ona mogła związać się z kimś nie informując nas.
- A czy to ważne- odpowiedział Damon ojcu Nicole.- Kocha go. Nie jestem szczęśliwy z tego faktu. Gdyż myślałem, że bardziej mi ufa, ale... To moja kuzynka i to jej decyzja. Lecz co zrobimy z tą kobietą?
- To proste zabijmy ją.
- Genialne rozwiązanie wilczku, a co z prawem.
- Pieprzyć to powiemy, że to wypadek.
- Oszaleliście.
- DOŚĆ!- uciszył szum ludzi Robert*- To nie są rozwiązania. Niech zna prawdę nie uniknie jej, a wampirzycą zajmie się ona sama tak jak twoim ojcem i tym czarodziejem.
- Tato co ty mówisz?
- Prawdę. Wszyscy tu siedzimy, ale co to da. Podobno coś jest nie tak- tak przynajmniej twierdzą jej przyjaciele, którzy są z tą kobietą. Ta wampirzyca nie jest głupia, musi mieć plan. A Nicole powinna być na to gotowa.
- Ojciec ma racje Elizabeth. Poza tym poznanie prawdy od nas zaboli ją mniej niż od kogoś innego.
Cassie:
Nie poszłam na to ich głupie zebranie.Wciąż myślę o tym co mi powiedziała Nicole. Bo jak to możliwe. Czy to w ogóle możliwe byśmy były prawdziwymi siostrami?
- Ale będziesz otwarta?- spytała
- Jasne. Ale może zamiast chodzić w kółko powiesz o czym chcesz rozmawiać.
Przesunęła w moją stronę coś niewielkiego.
- Pierścień?
- Odkąd mamy więź czujemy się jak siostry. Obie wiemy, że możemy sobie ufać. A gdybym powiedziała, że nie jesteśmy zwykłe.
- Obie o tym wiemy.
- Nie w ten sposób. Załóż pierścień, proszę.
Nie wiedziałam co sądzić o tym, ale założyłam go.
Gdybym wiedziała co się wydarzy w życiu bym go nie założyła. Przecież to niemożliwe ja nie mogę być córką diabła, swoim sobowtórem i na dodatek mieć brata, którego ma wskrzesić Nicole. To chore.
- Przestaniesz- usłyszałam głos Elijah, aż ze strachu podskoczyłam- Przepraszam nie chciałem cię przestraszyć, Cassie.
- Jak??
- Nie chcesz mnie - rozumiem to. I jeśli ze chcesz odejdę pod warunkiem, że wysłuchasz tego co ci teraz powiem a potem możesz mnie już nigdy więcej nie zobaczyć. Zgoda?
Nie miałam pojęcia czy temu wierzyć, ale ...
- Zgoda.
- Usiądź.
Siadłam na kanapie za to duch chłopaka przysiadł na stoliku.
- Mówiłem, że rodzimy się od tysięcy lat. Nasza trójka jest niezwykła a szczególnie Nicole. Zawsze była od nas silniejsza. Mam ostatnio przebłyski jakby przeszłości i przyszłości. Oboje w nich jesteśmy jako żywi. Masz prawo być zła i zdezorientowana, ale musisz zrozumieć, że siostra cię potrzebuje. Tylko ty jesteś blisko niej.
- Jak mam to wszystko zrozumieć, moja rodzina...
- Jest nią i zawsze nią będzie. Posłuchaj widziałem coś. Coś co zrobiliśmy we dwoje coś co przyniesie straszne skutki.
Jego wyraz twarzy oznaczał strach.
- Boisz się
- Nie tylko ja powinienem
- Jak to?
- Nikt jej jeszcze nie powiedział o Dymitrze, prawda?
- Wszyscy chcą ją chronić w razie gdyby Emma chciała coś zrobić.
Przymknął oczy i wypuścił oddech.
- Za późno. Obiecaj mi coś, nie musisz mnie lubić ani tolerować, ale bądź teraz przy niej.
- Co się dzieje?
- Zeszła do lochów.
- CO?!
- Wkrótce nasza siostra będzie w złym stanie. Musisz ją wspierać tak jak kiedyś.
- Muszę powiadomić Powella.
- Nie pozwól by jej serce pękło, bo wtedy i ty umrzesz.
Umrę o czym on gada.
- O czym ty mówisz?
- Gdy wasze serca pękały nie miałyście siły by żyć. Loren i Dymitr rodzą się dla was od wieków. Lecz gdy któryś sprawi, że wasze serce zakrwawi wtedy odbierałyście sobie życia.
- Chcesz powiedzieć, że oni również są swoimi sobowtórami.
- Tak.
Wtedy zadzwonił mój telefon. Caroline
- Tak?
- Cassie. Wiem, że dzwoniłam wczoraj, ale musisz coś wiedzieć.
- Mów co jest grana.
- Przed spaniem poszliśmy z nią i Dymitrem coś wypić. Powiedziała, że to ze względu na wieści o dworze. Musiała nam coś dolać.
- Ale o co chodzi?
- Oni jadą na dwór.
- Co?! Kiedy wyjechali?
- Jack twierdzi, że będą za parę minut. Ruszyliśmy nie dawno. Cass, co teraz będzie?
- Serce jej pęknie.- powiedziałam to patrząc w oczy Elijah.
Gdy tylko wypowiedziałam te słowa rozłączyłam się i wybiegłam z pokoju w kierunku najbliższego wyjścia, które zaprowadzi Nicole na główny wjazd. Tym samym dzwoniąc do Lorena.
- Kochanie, już się stęskniłaś?
- Jest Powell koło ciebie?
- Tak, a co?
- Nicole jest w lochach a Emma i Dymitr zaraz będą na dworze.
- Co?!
- Główny wjazd, szybko.
Nicole:
Na dole siedziało dwoje strażników. Widząc mnie kiwnęli głowami po czym wrócili do swoich zajęć. Szłam korytarzem zaglądając wzrokiem kto w nich jest. Gdy stanęłam przed właściwą. Wuj sam podniósł się z łóżka i stanął twarzą w twarz ze mną.
- W końcu się zjawiłaś.
- Nie każdy ma wolne tak jak ty.
- Cóż uroki życia.
- Zadam jedno pytanie: Kto jeszcze znał prawdę?
- Nie wiesz.
- Odpowiedz.
- Jeśli ty powiesz czemu zabiłaś moją żonę.
- Nigdy tego nie chciałam. Taki nasz los. Nasze życie kosztuje życie- podobno.
- Teraz ty.
- Chyba nie sądzisz, że powiem.
- Prawda nie masz nic do stracenia prócz możliwości ponownego życia z żoną.
Odwróciłam się chcą odejść.
- Czekaj.
Przystanęłam i z zwycięskim uśmiechem odwróciłam się do wuja.
- O czym mówisz?
- Mówiłam, że mogłam ją sprowadzić, wciąż mogę. Kara cię nie ominie z mojej strony, ale może będziesz mógł żyć z żoną jeśli one tego będzie chciała.
Widać było, że myśli nad moimi słowami.
- To była Emma.
Gdy znów chciałam odejść Daniel znów się odezwał.
- Ona zawsze powtarzała, że ma plan. Uciekła z nim nie bez przyczyny.
- Z nim?- spojrzałam przez ramię.
- Ze swoim strażnikiem- Dymitrem Bielkiov'em
Same kłamstwa, krew mi zawrzała. Gdzie jesteś ukochany?
Gdy tylko go wyczułam, wiedziałam, że jest blisko. Biegłam jak poparzona, by znaleźć się na zewnątrz.
Stanęłam przy główny wjedzie i patrzałam na drogę, którą musi przejechać samochód. Cassie była blisko mnie i próbowała mnie odciągnąć, ale nie słuchałam.
Cassie:
Mówiłam do niej, ale nie słuchała. Znała prawdę przynajmniej jej część. Wokół był spokój, więc łatwo dało się usłyszeć nadjeżdżający samochód w naszą stronę.
Rozglądałam się w kółko Loren i Jason już biegli, ale samochód był coraz bliżej a Nicole zrobiła krok na przód. Już stąd widziałam jak Emma coś mówi do Dymitra. Ale to nie było nic dobrego bo samochód zatrzymał się tuż przed moją siostrą. Gdy tylko ciotka mojego przyjaciela wyszła z auta było widać jej radość na to co nastąpi.
- Zabrać ją- usłyszałam zdyszany głos strażnika.
Nie mogłam znaleźć wyjścia ani słów. Tylko spojrzałam na niego z łzami w oczach. Ściskając dłoń Lorena.
Strażnik podszedł dość blisko niej. W czasie gdy Emma zbliżyła się do Dymitra.
- Kochanie, powinieneś porozmawiać o sprawach zawodowych.
- Masz rację.
Ale Dymitr nie spojrzał na Nicole tylko na swojego przyjaciela. Nikki nie patrzała na nią, lecz na niego i to co zobaczyło zabolało ją tak bardzo, że Jason złapał ją w czasie gdy zaczęła się skulać z bólu. Zaczął ją odciągać z tam tond. Aż po chwili powietrze rozciął jej krzyk. Nie zauważyłam nawet, że i Loren zabrał mnie i szliśmy z nimi na równi. Zrozumiałam, że Loren ukrył ten moment przed nimi. Nicole waliła strażnika wrzeszcząc by ją puścił.
- Teraz tylko ty możesz pomóc jej myśleć racjonalnie- powiedział Elijah.
*Robert - dziadek Nicole
niedziela, 24 września 2017
Rozdział 15
Jack:
Wiedziałem, że mamy wyjechać, ale powiadomiłem rodziców o tym. Matka podała mi sms-em adres gdzie przebywa ciotka, gdyż sama uznała to za dobry pomysł. Jeśli ciotka wie o wszystkim to lepiej ją mieć na oku. W czasie podróży wyznałem Caroline gdzie zmierzamy. Powiedziała, że jestem genialny i ucałowała mnie w policzek.
Daniel:
Coś było nie tak. Tylko co?
Wszedłem do sypialni syna. Siedział z kuzynem i dwoma dziewczynami. Gdy tylko mnie zauważyli zamilkli.
- Czego chcesz?- spytał ostro Lucas.
- Nie tym tonem, Jestem twoim ojcem.
Chciał coś powiedzieć widziałem to w jego oczach, ale delikatna dłoń ściskająca jego ramię. Jakby go powstrzymywała.
- Powiedz co chcesz i wyjdź.
- Zostawcie nas samych.
Chcieli wstać, lecz Lucas ich powstrzymał.
- Mów przy nich albo wcale.
Dziwne. Jeszcze nie tak dawno syn tak się do mnie nie zwracał i nie rzucał mi takich spojrzeń. Ale może to taki okres i szukam dziury w całym. Dorasta i wygląda na to, że ma dziewczynę. A ja nic nie wiem.
- Skoro tego chcesz. Zjaw się u mnie za godzinę w sprawie przejęcia władzy.
- To wszystko?- przytaknąłem- - Więc się wynoś.
Starałem się opanować i wyjść jak najspokojniej.
Lucas:
- Domyślił się?- spytał Damon.
- Raczej nie. Za godzinę? Dobre sobie. O tym czasie jego władzy już nie będzie.
- Myślicie, że już jest?- spytała Meg.
- Raczej tak..
- Liss co się dzieje? Od poznania prawdy dziwnie się zachowujesz? I ty też Meg.
To prawda dziewczyny miały dziwne wyrazy twarzy.
- To nic. Meg chodźmy coś zjeść.
Gdy wyszły spojrzałem na kuzyna.
- Ciekawe o co chodzi?
- Jak znam Liss to nie jest nic dobrego.
- Oby tylko nie sprawiło to problemu w akcji.
Emma:
Gdy tylko zawiesił go na szyi wiedziałam, że nic i nikt mi go nie odbierze. To ja jestem mu przeznaczona a nie ta pół wampirka. Od teraz wszystko będzie tak jak należy. Gdyż Dymitr patrzał na nią tak jakby całym światem była tylko ona.
Wiedziałem, że mamy wyjechać, ale powiadomiłem rodziców o tym. Matka podała mi sms-em adres gdzie przebywa ciotka, gdyż sama uznała to za dobry pomysł. Jeśli ciotka wie o wszystkim to lepiej ją mieć na oku. W czasie podróży wyznałem Caroline gdzie zmierzamy. Powiedziała, że jestem genialny i ucałowała mnie w policzek.
Daniel:
Coś było nie tak. Tylko co?
Wszedłem do sypialni syna. Siedział z kuzynem i dwoma dziewczynami. Gdy tylko mnie zauważyli zamilkli.
- Czego chcesz?- spytał ostro Lucas.
- Nie tym tonem, Jestem twoim ojcem.
Chciał coś powiedzieć widziałem to w jego oczach, ale delikatna dłoń ściskająca jego ramię. Jakby go powstrzymywała.
- Powiedz co chcesz i wyjdź.
- Zostawcie nas samych.
Chcieli wstać, lecz Lucas ich powstrzymał.
- Mów przy nich albo wcale.
Dziwne. Jeszcze nie tak dawno syn tak się do mnie nie zwracał i nie rzucał mi takich spojrzeń. Ale może to taki okres i szukam dziury w całym. Dorasta i wygląda na to, że ma dziewczynę. A ja nic nie wiem.
- Skoro tego chcesz. Zjaw się u mnie za godzinę w sprawie przejęcia władzy.
- To wszystko?- przytaknąłem- - Więc się wynoś.
Starałem się opanować i wyjść jak najspokojniej.
Lucas:
- Domyślił się?- spytał Damon.
- Raczej nie. Za godzinę? Dobre sobie. O tym czasie jego władzy już nie będzie.
- Myślicie, że już jest?- spytała Meg.
- Raczej tak..
- Liss co się dzieje? Od poznania prawdy dziwnie się zachowujesz? I ty też Meg.
To prawda dziewczyny miały dziwne wyrazy twarzy.
- To nic. Meg chodźmy coś zjeść.
Gdy wyszły spojrzałem na kuzyna.
- Ciekawe o co chodzi?
- Jak znam Liss to nie jest nic dobrego.
- Oby tylko nie sprawiło to problemu w akcji.
Emma:
Gdy tylko zawiesił go na szyi wiedziałam, że nic i nikt mi go nie odbierze. To ja jestem mu przeznaczona a nie ta pół wampirka. Od teraz wszystko będzie tak jak należy. Gdyż Dymitr patrzał na nią tak jakby całym światem była tylko ona.
***
Strażnicy zaczęli powoli zdejmować bestie. wilki były już dość blisko. Wszyscy czekali na nią na widok jej twarzy wyłonionej za muru. Rozpętało się piekło. Na dworze zawyły alarmy. Lud chował się w pomieszczaniach przygotowanych przez czarodziejki. Król oszołomiony widząc przez okna twarz bratanicy. Postanowił się jej pozbyć osobiście. Gdyż zrozumiał, że przybyła tu ona po niego, lecz to on przeżyję, a gdy wyzna bratu prawdę zobaczy w jego oczach taki sam ból jaki on odczuwał.
Ojciec Nicole nie mógł znieść tego, że jest ona w niebezpieczeństwie. Kuzyni dziewczyny jak i rodzeństwo jej ojca siłą trzymali go w bezpiecznym miejscu.
W powietrzu roznosił się słodki zapach krwi. Władczyni czuła głód i chęć zemsty. Krwawiąca bestia zmierzała w jej kierunku. Oczy jej się ściemniły, lecz bestia nie czuła nic prócz krwi w niej płynącej i chęci zabicia. Tyle czasu podporządkowani teraz mogą nasycić się krwią i nikt ich nie oskarży. Gdy tylko był dość blisko wbiła miecz w ciało bestii a sama zanurzyła się w szyje i wypiła wszystko odpychając ciało z dala. Wszędzie gdzie szła strażnicy, wilki walczyli z bestiami, a ona zmierzała do głównej sali.
Walka nie trwała nie tylko na dworze ale na całym świecie. Wszystko miało swój czas i cel. Wszelcy przeciwnicy władzy Daniela walczyli o zniszczenie bestii i wywalczenie sobie spokoju.
Jason i Loren walczyli blisko siebie i unieszkodliwiali bestie po czym w tym chaosie inni strażnicy znosili bestie do lochów. Nie którzy tego nie rozumieli, ale nikt się nie sprzeciwiał.
Gdy zamknęła drzwi po czuła się jak w innym świecie wrzaski walk były cichsze a w wielkiej sali była tylko ona i jej wuj. Stał on pośrodku sali z mieczem w dłoni. Jego wzrok na młodej dziewczynie z mieczem w dłoni. Jej twarz była we krwi tak jak jej ubranie, lecz oczy były inne jak zapamiętał. Wtedy były piękne - niebieskie. Natomiast teraz znaczyły je złote nitki na lekko ciemnym tle.
- Zapłacisz za wszystko. Każdy z was zapłaci za mój ból.
Miecze uderzały, a jej słowa przeszywały walkę.
- Za utratę mojego dziecka i męża.
Nie zauważył kiedy upadł a miecz dziewczyny dotykał jego gardła.
- Nicole, NIE- krzyk Lucasa uniósł się po sali/
Stał koło niej, lecz jej wzrok wciąż był wbity w jego ciało.
- Nie bądź jak on.
- To nie mój ojciec zniszczył twoją żonę. To ja ją zbiłam. Tym, że się narodziłam.
Ciało kuzyna odleciało w bok.
- W czasie ciąży odkryłam, że mogę ją sprowadzić, lecz zanim ktokolwiek się dowiedział oszukałeś życie. Nie jestem taka jak ty, ale nie ominie cię proces.
Straż wbiegła do sali zobaczyli swą panią nad upadłym władcą.
- Zabrać go do lochów, zajmę się nim później.
Lucas był oszołomiony informacjami które usłyszał. Kuzynka wyszła z sali wraz ze swoją armią, a on zjechał po ścianie i myślał nad tym co usłyszał. Kto jest gorszy kuzynka czy ojciec?
sobota, 9 września 2017
Rozdział 14
Czy ktokolwiek mógł przypuszczać co się dzieje? Nicole wraz z ochroną pakowała się w samochód, by ruszyć na dwór. Jej sprzymierzeńcy na dworze przygotowywali się do walki z bestiami, obalenie okrutnego władcy- wuja Nicole, jak również chęcią przywitania tej, która powinna nimi rządzić.
Jej siostra cała w nerwach martwiła się o to co się stanie gdy prawda, którą przypuszcza Nikki jest prawdziwa. Czy zachowa rozsądek? Bo przypuszczała, że jej krótki sen a raczej koszmar nie był nim.
Wilki czekały już przy granicy czekając na swój czas.
Daniel popijał swoją whisky zastanawiając się jakim cudem dziecko może go pokonać oraz jak zniszczyć swego brata. Wiedział, że dziewczyna jest rozwiązaniem. A ona musi się znaleźć.
Reszta rodziny była przerażona tym co się właśnie dowiedzieli. Ojciec nie mógł znieść myśli, że nie wiedział o córce, jak o tym, że to ona jest ścigana. Kuzyni wraz z swoimi dziewczynami obawiali się wybuchu złości swej kuzynki. Lucas nie czuł już nic do ojca, odkrycie tego co zrobił zniszczyło wszystko, ale mimo tego liczył na to, że kuzynka okaże łaskę jego ojcu za zbrodnie.
Caroline znała przyjaciółkę i pomimo pragnienia by prawda okazała się inna. Czuła, że Cassie również ją zna. Jack i jego rodzina była przerażona tym co mogła zrobić Emma. Modlili się by to wszystko okazało się kłamstwem, lecz jeśli to prawda i zakłóciła ona porządek czasu- rodzina nie będzie za nią. Są zbyt wierni rodzinie królewskiej i rodzice Jacka dobrze wiedzą, że większe korzyści zyskają stając za dziewczyną.
Wampirzyca była szczęśliwa, że wyjechała z dworu za nim ta dziewucha tam przybędzie. Podsłuchała przypadkiem jakąś rozmowę i wiedziała, że musi działać. Strach, że może w jakiś sposób mężczyzna, którego kocha i on kocha ją - właśnie teraz. Mógł do niej wrócić przerażał, ale wszystko miała zaplanowane i on będzie z nią, bo są dla siebie stworzeni. Nie zmieni tego nawet ta głupia małolata. Gdy strażnik brał prysznic, ona sprawdziła czy wisior jest tam gdzie go włożyła. Jeśli to co o nim mówią jest prawdą nikt ich nie rozłączy.
Nicole:
- Zbliżamy się- usłyszałam Jasona.
- Wszystko jest tak jak ustaliliśmy?
- Tak.
Nigdy nie czułam się opętana złem, ale teraz wiedziałam, że muszę to zrobić. Zabić i zniszczyć wszystko co zniszczyło mnie. W czasie drogi miałam dość czasu by spokojnie pomyśleć i dojść do wniosków.
Nie ma już tam tej uroczej, w miarę spokojnej dziewczyny. Umarłam w chwili gdy wykonano zaklęcie.
Nigdy nie byłam jakoś mściwa. Zmieniłam się ja i mój charakter.
Dziś wszystko się zmieni i to co powinno wróci na miejsce. Taką mam nadzieje.
Samochód stanął a ja chciałam, by było już po wszystkim i bym mogła poczuć przy sobie ramiona ukochanego. Jego zapach. Dotyk ust.
W odpowiedniej chwili strażnik otworzył mi drzwi i ruszyłam z nim do tajnego przejścia a z tam tond do ludzi, którzy chcą walczyć w mojej sprawie, ale teraz to już chyba i ich sprawa.
Wszystko zostało ustalone. Każdy strażnik wiedział co robić. Powell zniknął powiadomić wilki wraz z Zaynem. Cassie była zajęta pilnowaniem mojej rodziny by nie okazali, że znają prawdę.
Nikt nie wie gdzie się znajduje. Gdyż ten pokój odkryłam krótko przed wyjazdem z dworu. Tu mogłam zostać sama, odpocząć i pomyśleć.
Wysiadłam z auta nie zwracając uwagi na nic weszłam do środka hotelu. Gdy tylko znalazłam się w pokoju. Wykorzystałam tamten telefon by rozkazać Jasonowi powrót na dwór. Protestował, ale to ja byłam królową i mając telefon na głośnomówiącym musiał wysłuchać rozkazu wraz z innymi strażnikami.
Siedząc na brzegu łóżka wpatrywałam się w pudełko, które zaważy na całym moim życiu. Czułam jak mąż stara się do mnie dobić, lecz postawiłam mur.
- Zrób to- powiedziałam sobie.
Na drżących nogach weszłam do łazienki. Trzy razy przeczytałam instrukcję i wykonałam czynności po czym usiadłam na podłodze czekając na pojawienie się jakiejkolwiek kreski. Zerkając na zegarek. Minął czas. Wzięłam to małe gówno do ręki.
Dwie. Dwie.
Zaczęłam płakać. Nie wiem czy to łzy szczęścia czy nieszczęścia.
Wszystko legło w gruzach. Plany.Rządy. A na dodatek pokłóciłam się z mężem.
Idąc do łóżka zaczęłam się zastanawiać . Jak sobie poradzę z dzieckiem. Jestem za młoda na dziecko. Wiem, że młodsze ode mnie rodzą, ale.... Ja nie chce. Nie nigdy. W przyszłości może i tak. ale teraz muszę tak wiele zmienić, by teraz ono było bezpieczne. Dotknęłam dłonią brzucha. Ono będzie inne. Ja jestem inna, a ludzie boją się inności jak i są ciekawi co może taka osoba potrafić.
A co jeśli Dymitr nie chcę dzieci? W końcu nie rozmawialiśmy o tym. Czyż o takich rzeczach nie mówi się później?
Nie jesteśmy przecież długo małżeństwem.
Pamiętam mój strach w tamtym momencie, ale udało mi się w jakiś sposób wszystko ukryć.
Jej siostra cała w nerwach martwiła się o to co się stanie gdy prawda, którą przypuszcza Nikki jest prawdziwa. Czy zachowa rozsądek? Bo przypuszczała, że jej krótki sen a raczej koszmar nie był nim.
Wilki czekały już przy granicy czekając na swój czas.
Daniel popijał swoją whisky zastanawiając się jakim cudem dziecko może go pokonać oraz jak zniszczyć swego brata. Wiedział, że dziewczyna jest rozwiązaniem. A ona musi się znaleźć.
Reszta rodziny była przerażona tym co się właśnie dowiedzieli. Ojciec nie mógł znieść myśli, że nie wiedział o córce, jak o tym, że to ona jest ścigana. Kuzyni wraz z swoimi dziewczynami obawiali się wybuchu złości swej kuzynki. Lucas nie czuł już nic do ojca, odkrycie tego co zrobił zniszczyło wszystko, ale mimo tego liczył na to, że kuzynka okaże łaskę jego ojcu za zbrodnie.
Caroline znała przyjaciółkę i pomimo pragnienia by prawda okazała się inna. Czuła, że Cassie również ją zna. Jack i jego rodzina była przerażona tym co mogła zrobić Emma. Modlili się by to wszystko okazało się kłamstwem, lecz jeśli to prawda i zakłóciła ona porządek czasu- rodzina nie będzie za nią. Są zbyt wierni rodzinie królewskiej i rodzice Jacka dobrze wiedzą, że większe korzyści zyskają stając za dziewczyną.
Wampirzyca była szczęśliwa, że wyjechała z dworu za nim ta dziewucha tam przybędzie. Podsłuchała przypadkiem jakąś rozmowę i wiedziała, że musi działać. Strach, że może w jakiś sposób mężczyzna, którego kocha i on kocha ją - właśnie teraz. Mógł do niej wrócić przerażał, ale wszystko miała zaplanowane i on będzie z nią, bo są dla siebie stworzeni. Nie zmieni tego nawet ta głupia małolata. Gdy strażnik brał prysznic, ona sprawdziła czy wisior jest tam gdzie go włożyła. Jeśli to co o nim mówią jest prawdą nikt ich nie rozłączy.
Nicole:
- Zbliżamy się- usłyszałam Jasona.
- Wszystko jest tak jak ustaliliśmy?
- Tak.
Nigdy nie czułam się opętana złem, ale teraz wiedziałam, że muszę to zrobić. Zabić i zniszczyć wszystko co zniszczyło mnie. W czasie drogi miałam dość czasu by spokojnie pomyśleć i dojść do wniosków.
Nie ma już tam tej uroczej, w miarę spokojnej dziewczyny. Umarłam w chwili gdy wykonano zaklęcie.
Nigdy nie byłam jakoś mściwa. Zmieniłam się ja i mój charakter.
Dziś wszystko się zmieni i to co powinno wróci na miejsce. Taką mam nadzieje.
Samochód stanął a ja chciałam, by było już po wszystkim i bym mogła poczuć przy sobie ramiona ukochanego. Jego zapach. Dotyk ust.
W odpowiedniej chwili strażnik otworzył mi drzwi i ruszyłam z nim do tajnego przejścia a z tam tond do ludzi, którzy chcą walczyć w mojej sprawie, ale teraz to już chyba i ich sprawa.
Wszystko zostało ustalone. Każdy strażnik wiedział co robić. Powell zniknął powiadomić wilki wraz z Zaynem. Cassie była zajęta pilnowaniem mojej rodziny by nie okazali, że znają prawdę.
Nikt nie wie gdzie się znajduje. Gdyż ten pokój odkryłam krótko przed wyjazdem z dworu. Tu mogłam zostać sama, odpocząć i pomyśleć.
Wysiadłam z auta nie zwracając uwagi na nic weszłam do środka hotelu. Gdy tylko znalazłam się w pokoju. Wykorzystałam tamten telefon by rozkazać Jasonowi powrót na dwór. Protestował, ale to ja byłam królową i mając telefon na głośnomówiącym musiał wysłuchać rozkazu wraz z innymi strażnikami.
Siedząc na brzegu łóżka wpatrywałam się w pudełko, które zaważy na całym moim życiu. Czułam jak mąż stara się do mnie dobić, lecz postawiłam mur.
- Zrób to- powiedziałam sobie.
Na drżących nogach weszłam do łazienki. Trzy razy przeczytałam instrukcję i wykonałam czynności po czym usiadłam na podłodze czekając na pojawienie się jakiejkolwiek kreski. Zerkając na zegarek. Minął czas. Wzięłam to małe gówno do ręki.
Dwie. Dwie.
Zaczęłam płakać. Nie wiem czy to łzy szczęścia czy nieszczęścia.
Wszystko legło w gruzach. Plany.Rządy. A na dodatek pokłóciłam się z mężem.
Idąc do łóżka zaczęłam się zastanawiać . Jak sobie poradzę z dzieckiem. Jestem za młoda na dziecko. Wiem, że młodsze ode mnie rodzą, ale.... Ja nie chce. Nie nigdy. W przyszłości może i tak. ale teraz muszę tak wiele zmienić, by teraz ono było bezpieczne. Dotknęłam dłonią brzucha. Ono będzie inne. Ja jestem inna, a ludzie boją się inności jak i są ciekawi co może taka osoba potrafić.
A co jeśli Dymitr nie chcę dzieci? W końcu nie rozmawialiśmy o tym. Czyż o takich rzeczach nie mówi się później?
Nie jesteśmy przecież długo małżeństwem.
Pamiętam mój strach w tamtym momencie, ale udało mi się w jakiś sposób wszystko ukryć.
czwartek, 3 sierpnia 2017
Rozdział 13
Nicole :
Sama nie wiem czego się spodziewałam. Jakiś wizji lub Bóg wie co, ale nie spodziewałam się, że po założeniu pieprzonego sygnetu zobaczę ducha - chłopaka, którego widziałam gdy moje ciao umarło.
Wysoki z ciemnymi włosami podobnymi do koloru włosów diabła - ale co to ma za znaczenie. Jego oczy były podobne do moich. Czy nie powinno mnie to przerażać ?
Podszedł do mnie i usiadł na brzegu łóżka blisko mnie. Na jego twarzy pomimo, że próbował to ukryć, widniał lekki uśmiech.
- Myślałam, że dostanę nowe informacje.
- Żałujesz, że mnie widzisz Nicole?
- Nie wiem co myśleć. Czemu Cię widzę?
- Gdyż przez jakby "klątwę ", którą mamy od wieków ja pamiętam każde nasze życie.
- Klątwę?
- Ty to tak nazywasz. Uratowałaś nas, ale wszystko kosztuje. Ale czy to ważne?
- Nie wiem. Czemu to takie pogmatwane? Mam już dość- przetarłam dłońmi twarz.
- Wiem- dotknął moich dłoni lekko ściskając.- Ale jesteś silna i dasz radę. Masz mnie i Cassie. Razem zawsze jakoś radziliśmy sobie z problemami.
Czemu wymienił tylko siebie i Cassie? Czy to...
- Tak. Jesteśmy trojaczkami.- odpowiedział za nim pomyślałam.
- Skąd wiedziałeś o czym myślę?
- Żyjemy już tyle wieków, a poza tym jako twój brat znam ciebie a ty mnie. Z czasem sobie przypomnisz.
- Dzięki temu?- podniosłam dłoń z sygnetem.
- Nie. To przywołuje mnie, bym mógł z wami rozmawiać gdy tego zapragniecie. Odpowiadać na pytania.
- Więc jak?
- Ty zawsze byłaś bardziej wyjątkowa. Ja przypominam naszego ojca z wyglądu, ty z charakteru, zachowań.
Nie chciałam tego słuchać, już jest zbyt skomplikowanie.
- Czemu nie żyjesz?
- Sam byłem zaskoczony, gdy wy się urodziłyście a ja nie.Ale teraz już rozumiem.
- Co takiego? Proszę nie mów zagadkami.
Już chciał coś powiedzieć, gdy do pokoju po szybkim zapukaniu wszedł Jason.
- Przyjechał, czeka w holu. Twój dziadek chcę być przy rozmowie. Wszyscy śpią. Jeśli pozwolisz też zostanę.
Mówił tak jakbyśmy byli tylko we dwoje.
- Dobrze. Już schodzę.
- Nie widział cię- zwróciłam się do chłopaka.
- Widzisz mnie ty i Cass gdyby tu była. Energia przepływa przez was i odczuwacie razem. Jak i widzicie to samo, ale nikt inny mnie nie zobaczy.
- A gdyby założył sygnet- spytałam podchodząc do drzwi.
- Tylko boska krew, a mamy ją tylko my jako dzieci upadłego anioła. No i oczywiście inne anioły.
- To chore- powiedziałam wychodząc z pokoju.
- Przyzwyczaisz się jak każde z nas. Bądź silna.
Powiedział i zniknął. Po prostu rozpłynął się w powietrzu. W holu zauważyć szło trzech mężczyzn. Dziadek i Jason patrzeli podejrzanie na naszego gościa. Sama byłam ciekawa czego ten człowiek może ode mnie chcieć.
- Witam- powiedziałam podchodząc.
Nie wydał się bardzo zaskoczony moim widokiem raczej wyglądał na zainteresowanego.
- Więc to prawda rządzisz nimi.
Nie odezwałam się tylko wskazałam kierunek w stronę salonu. Stanęłam po środku i spojrzałam na czarodzieja.
- Chciał się pan spotkać więc słucham.
Dziadek i strażnik stali z tyłu przysłuchując się mojej rozmowie.
- Nazywam się Henry Smith i chcę byś darowała mi życie w zamian będę ci służył.
- Wciąż nie rozumiem powodu dla którego mam ci darować życie.
Podeszłam do niego. Mam dość gadek i głupich niespodzianek. Chwyciłam jego dłoń i wgłębiłam się w wspomnienia.
Jason:
Wraz z dziadkiem Nicole staliśmy trochę z tyłu. Dziewczyna podeszła do faceta i chwyciła nagle jego dłoń, ale z każdą chwilą jej oczy robiły się coraz ciemniejsze. Spojrzałem na twarz jej dziadka wydawał się zszokowany tym co się dzieje, tak samo jak ja.
Nie zauważyłem nawet jak Nicole puszcza dłoń czarodzieja, ale z pewnością dało się zobaczyć jak ciało leci na najbliższą ścianę. Spojrzałem na nią, jej oczy stały się nagle ciemne ze złotymi nitkami. To było tak niezwykłe, że się nie ruszyłem. Za to ona podeszła do mężczyzny i ścisnęła jego gardło.
- TY CHCESZ DAROWANIA ŻYCIA- wysyczała.- Będziesz cierpiał tak jak ja cierpię po utracie męża i mojego dziecka.- wciąż mówiła zła.
Jej dziadek na usłyszaną chyba wiadomość siadł na najbliższej kanapie i patrzał na swoją wnuczkę.
Czarodziej zaczął krzyczeć o pomoc. Po chwili na dół zbiegli się wszyscy domownicy. A córka wampira odchylała twarz czarodzieja, po czym zatopiła swoje zęby w jego szyi.
- Nicole!- krzyknęła przerażona matka, ale Loren ją objął przytrzymując.
Wszyscy patrzeli przerażeni na to co się dzieje.
Nastolatka odsunęła się od ciała i spojrzała z pogardą.
- Oszukany jak dziecko. Kobieta, która powiedziała ci o śmierci ukochanej kłamała. Sama ją zabiła. A ty w zamian wykonałeś zaklęcie. Gdy będę was niszczyć będziecie błagać bym was zabiła.
Po chwili ciało padło około ponad metr przede mną. A dziewczyna odwróciła się.
- Zabierz jego ciało, niech twoi ludzie się nim zajmą. Znajdź jego ukochaną i przyprowadź do mnie.
Podeszła w moją stronę i kucnęła przy ciele obracając twarz mężczyzny w swoją stronę.
- Będziesz patrzał jak bestie będą ją rozrywały na części, a ty nic na to nie poradzisz. A potem to samo zrobią z tobą. A w piekle zajmą się tobą demony niszcząc twą duszę.
Wstała nie patrząc na nikogo, ale przystanęła na chwile przy schodach obracając się w stronę wszystkich. Jej oczy zwracały swój kolor.
- Mamo?- wypowiedziała cicho.
I upadła Loren pobiegł w jej stronę, by podnieść ją z podłogi. Kobiety siadły przy dziadku Nicole, a ja wezwałem do domu ludzi, którzy zabrali ciało czarodzieja. Gdy wróciłem do salonu. Starszy mężczyzna pił coś mocnego, a kobiety ze łzami na twarzy się obejmowały.
- To prawda?- spytał mężczyzna.
Wiedziałem o co dokładnie mu chodzi.
- Tak.
- Czemu nic nie wiedzieliśmy?
- O to proszę spytać swoją wnuczkę.
- Ale co tu się stało?- spytała żona mężczyzny.
- Nie wiem. Nicole może to nam wyjaśni.
- Nie zbywaj mnie.
- To był ciężki dzień może lepiej by wszyscy poszli do siebie.
Podszedłem do Elizabeth i zaoferowałem swą dłoń. Cała w nerwach przyjęła ją niepewnie.
Wchodząc do sypialni miałem nadzieje, że wkrótce wszystko się wyjaśni. Przykro mi, że jej rodzina a szczególnie dziadek dowiedział się coś ważnego o wnuczce w ten sposób,
Nicole:
Gdy się obudziłam czułam przy sobie kogoś. Nie chciałam otwierać oczu, ale poczułam dotyk na ramieniu, którego kołdra nie zakrywała.
- Wiem, że nie śpisz- usłyszałam głos dziadka.
- Dzień dobry.- powiedziałam cicho.
Nie najlepiej pamiętam co się działo po tym jak dotknęłam dłoni czarodzieja, ale po tym jak Loren zaniósł mnie do sypialni odzyskałam jasność i poprosiłam by mi powiedział co się wydarzyło. Gdy tylko to wyjawił przeraziłam się, bo czy to mogło mieć coś wspólnego z tym, że mogę być związana z diabłem, a może dzieje się coś ze mną nie tak.
- To prawda, że byłaś mężatką i przyszłą matką?
- Ja...
Nie wiem jak to powiedzieć. To tak boli. Ale muszę powiedzieć prawdę.
- Nie osądzę cię, ale chcę wiedzieć. Kocham cię i nic tego nie zmieni.
- Tak.
- Dlaczego to wtedy ukrywałaś?
- Bałam się rady, członków tej społeczności, zasad których złamałam.
- To nagłe oddanie władzy, to przez ciąże?
- Tak. Chciałam ją chronić. Przed zajściem miałam plany, ale musiałam je przesunąć.
- Dziewczynka?
- Lekarz tego nie potwierdził, ale czułam to.
- A.... ojciec dziecka.
- Dziadku, proszę. Powiedziałeś mamie i babci?
- A miałem inne wyjście... Nie chcę cię denerwować czy smucić, ale co się wczoraj wydarzyło?
- Nie wiem. Chyba straciłam kontrole.
- Ukrywasz coś.
- Patrzysz, a prosiłam byś tego nie robił.
- Wybacz, ale martwię się o ciebie.
- Wiem- przytuliłam się do dziadka.
- Chodźmy jeść- powiedział gdy zaburczało mi w brzuchu.
Po śniadaniu odbyłam podobną rozmowę z mamą i babcią, po czym musiałam omówić mój wyjazd z Jasonem i Loren na dwór.
Cassie:
- Jesteś pewna?
- Tak, Caroline. Zrób to dla dobra nas wszystkich.
- Zgoda. A co się stanie jeśli jednak odkryje prawdę?
- Oby tylko myślała trzeźwo w tam tym momencie. Obie wiemy jaka ona jest w stosunku do niego, a najgorsze, że nie chodzi tylko o niego, lecz o dziecko.
- To musiał być dla niej cios zrozumieć to co się stało.
Przyjaciółka przytuliła mnie i razem ze swoim chłopakiem potajemnie wyjechali ze dworu.
- W porządku?- spytał Zayn.
- Tak. Wkrótce będzie tu piekło.
- Nie tak wielkie. Większość ludzi jest z nami. Wystarczy zabić bestie.
- Skąd u ciebie ten optymizm?
- Ktoś tu musi go mieć. Chodźmy do pokoju zanim ktoś coś zacznie podejrzewać lub nas nie przekąsi.
Sama nie wiem czego się spodziewałam. Jakiś wizji lub Bóg wie co, ale nie spodziewałam się, że po założeniu pieprzonego sygnetu zobaczę ducha - chłopaka, którego widziałam gdy moje ciao umarło.
Wysoki z ciemnymi włosami podobnymi do koloru włosów diabła - ale co to ma za znaczenie. Jego oczy były podobne do moich. Czy nie powinno mnie to przerażać ?
Podszedł do mnie i usiadł na brzegu łóżka blisko mnie. Na jego twarzy pomimo, że próbował to ukryć, widniał lekki uśmiech.
- Myślałam, że dostanę nowe informacje.
- Żałujesz, że mnie widzisz Nicole?
- Nie wiem co myśleć. Czemu Cię widzę?
- Gdyż przez jakby "klątwę ", którą mamy od wieków ja pamiętam każde nasze życie.
- Klątwę?
- Ty to tak nazywasz. Uratowałaś nas, ale wszystko kosztuje. Ale czy to ważne?
- Nie wiem. Czemu to takie pogmatwane? Mam już dość- przetarłam dłońmi twarz.
- Wiem- dotknął moich dłoni lekko ściskając.- Ale jesteś silna i dasz radę. Masz mnie i Cassie. Razem zawsze jakoś radziliśmy sobie z problemami.
Czemu wymienił tylko siebie i Cassie? Czy to...
- Tak. Jesteśmy trojaczkami.- odpowiedział za nim pomyślałam.
- Skąd wiedziałeś o czym myślę?
- Żyjemy już tyle wieków, a poza tym jako twój brat znam ciebie a ty mnie. Z czasem sobie przypomnisz.
- Dzięki temu?- podniosłam dłoń z sygnetem.
- Nie. To przywołuje mnie, bym mógł z wami rozmawiać gdy tego zapragniecie. Odpowiadać na pytania.
- Więc jak?
- Ty zawsze byłaś bardziej wyjątkowa. Ja przypominam naszego ojca z wyglądu, ty z charakteru, zachowań.
Nie chciałam tego słuchać, już jest zbyt skomplikowanie.
- Czemu nie żyjesz?
- Sam byłem zaskoczony, gdy wy się urodziłyście a ja nie.Ale teraz już rozumiem.
- Co takiego? Proszę nie mów zagadkami.
Już chciał coś powiedzieć, gdy do pokoju po szybkim zapukaniu wszedł Jason.
- Przyjechał, czeka w holu. Twój dziadek chcę być przy rozmowie. Wszyscy śpią. Jeśli pozwolisz też zostanę.
Mówił tak jakbyśmy byli tylko we dwoje.
- Dobrze. Już schodzę.
- Nie widział cię- zwróciłam się do chłopaka.
- Widzisz mnie ty i Cass gdyby tu była. Energia przepływa przez was i odczuwacie razem. Jak i widzicie to samo, ale nikt inny mnie nie zobaczy.
- A gdyby założył sygnet- spytałam podchodząc do drzwi.
- Tylko boska krew, a mamy ją tylko my jako dzieci upadłego anioła. No i oczywiście inne anioły.
- To chore- powiedziałam wychodząc z pokoju.
- Przyzwyczaisz się jak każde z nas. Bądź silna.
Powiedział i zniknął. Po prostu rozpłynął się w powietrzu. W holu zauważyć szło trzech mężczyzn. Dziadek i Jason patrzeli podejrzanie na naszego gościa. Sama byłam ciekawa czego ten człowiek może ode mnie chcieć.
- Witam- powiedziałam podchodząc.
Nie wydał się bardzo zaskoczony moim widokiem raczej wyglądał na zainteresowanego.
- Więc to prawda rządzisz nimi.
Nie odezwałam się tylko wskazałam kierunek w stronę salonu. Stanęłam po środku i spojrzałam na czarodzieja.
- Chciał się pan spotkać więc słucham.
Dziadek i strażnik stali z tyłu przysłuchując się mojej rozmowie.
- Nazywam się Henry Smith i chcę byś darowała mi życie w zamian będę ci służył.
- Wciąż nie rozumiem powodu dla którego mam ci darować życie.
Podeszłam do niego. Mam dość gadek i głupich niespodzianek. Chwyciłam jego dłoń i wgłębiłam się w wspomnienia.
Jason:
Wraz z dziadkiem Nicole staliśmy trochę z tyłu. Dziewczyna podeszła do faceta i chwyciła nagle jego dłoń, ale z każdą chwilą jej oczy robiły się coraz ciemniejsze. Spojrzałem na twarz jej dziadka wydawał się zszokowany tym co się dzieje, tak samo jak ja.
Nie zauważyłem nawet jak Nicole puszcza dłoń czarodzieja, ale z pewnością dało się zobaczyć jak ciało leci na najbliższą ścianę. Spojrzałem na nią, jej oczy stały się nagle ciemne ze złotymi nitkami. To było tak niezwykłe, że się nie ruszyłem. Za to ona podeszła do mężczyzny i ścisnęła jego gardło.
- TY CHCESZ DAROWANIA ŻYCIA- wysyczała.- Będziesz cierpiał tak jak ja cierpię po utracie męża i mojego dziecka.- wciąż mówiła zła.
Jej dziadek na usłyszaną chyba wiadomość siadł na najbliższej kanapie i patrzał na swoją wnuczkę.
Czarodziej zaczął krzyczeć o pomoc. Po chwili na dół zbiegli się wszyscy domownicy. A córka wampira odchylała twarz czarodzieja, po czym zatopiła swoje zęby w jego szyi.
- Nicole!- krzyknęła przerażona matka, ale Loren ją objął przytrzymując.
Wszyscy patrzeli przerażeni na to co się dzieje.
Nastolatka odsunęła się od ciała i spojrzała z pogardą.
- Oszukany jak dziecko. Kobieta, która powiedziała ci o śmierci ukochanej kłamała. Sama ją zabiła. A ty w zamian wykonałeś zaklęcie. Gdy będę was niszczyć będziecie błagać bym was zabiła.
Po chwili ciało padło około ponad metr przede mną. A dziewczyna odwróciła się.
- Zabierz jego ciało, niech twoi ludzie się nim zajmą. Znajdź jego ukochaną i przyprowadź do mnie.
Podeszła w moją stronę i kucnęła przy ciele obracając twarz mężczyzny w swoją stronę.
- Będziesz patrzał jak bestie będą ją rozrywały na części, a ty nic na to nie poradzisz. A potem to samo zrobią z tobą. A w piekle zajmą się tobą demony niszcząc twą duszę.
Wstała nie patrząc na nikogo, ale przystanęła na chwile przy schodach obracając się w stronę wszystkich. Jej oczy zwracały swój kolor.
- Mamo?- wypowiedziała cicho.
I upadła Loren pobiegł w jej stronę, by podnieść ją z podłogi. Kobiety siadły przy dziadku Nicole, a ja wezwałem do domu ludzi, którzy zabrali ciało czarodzieja. Gdy wróciłem do salonu. Starszy mężczyzna pił coś mocnego, a kobiety ze łzami na twarzy się obejmowały.
- To prawda?- spytał mężczyzna.
Wiedziałem o co dokładnie mu chodzi.
- Tak.
- Czemu nic nie wiedzieliśmy?
- O to proszę spytać swoją wnuczkę.
- Ale co tu się stało?- spytała żona mężczyzny.
- Nie wiem. Nicole może to nam wyjaśni.
- Nie zbywaj mnie.
- To był ciężki dzień może lepiej by wszyscy poszli do siebie.
Podszedłem do Elizabeth i zaoferowałem swą dłoń. Cała w nerwach przyjęła ją niepewnie.
Wchodząc do sypialni miałem nadzieje, że wkrótce wszystko się wyjaśni. Przykro mi, że jej rodzina a szczególnie dziadek dowiedział się coś ważnego o wnuczce w ten sposób,
Nicole:
Gdy się obudziłam czułam przy sobie kogoś. Nie chciałam otwierać oczu, ale poczułam dotyk na ramieniu, którego kołdra nie zakrywała.
- Wiem, że nie śpisz- usłyszałam głos dziadka.
- Dzień dobry.- powiedziałam cicho.
Nie najlepiej pamiętam co się działo po tym jak dotknęłam dłoni czarodzieja, ale po tym jak Loren zaniósł mnie do sypialni odzyskałam jasność i poprosiłam by mi powiedział co się wydarzyło. Gdy tylko to wyjawił przeraziłam się, bo czy to mogło mieć coś wspólnego z tym, że mogę być związana z diabłem, a może dzieje się coś ze mną nie tak.
- To prawda, że byłaś mężatką i przyszłą matką?
- Ja...
Nie wiem jak to powiedzieć. To tak boli. Ale muszę powiedzieć prawdę.
- Nie osądzę cię, ale chcę wiedzieć. Kocham cię i nic tego nie zmieni.
- Tak.
- Dlaczego to wtedy ukrywałaś?
- Bałam się rady, członków tej społeczności, zasad których złamałam.
- To nagłe oddanie władzy, to przez ciąże?
- Tak. Chciałam ją chronić. Przed zajściem miałam plany, ale musiałam je przesunąć.
- Dziewczynka?
- Lekarz tego nie potwierdził, ale czułam to.
- A.... ojciec dziecka.
- Dziadku, proszę. Powiedziałeś mamie i babci?
- A miałem inne wyjście... Nie chcę cię denerwować czy smucić, ale co się wczoraj wydarzyło?
- Nie wiem. Chyba straciłam kontrole.
- Ukrywasz coś.
- Patrzysz, a prosiłam byś tego nie robił.
- Wybacz, ale martwię się o ciebie.
- Wiem- przytuliłam się do dziadka.
- Chodźmy jeść- powiedział gdy zaburczało mi w brzuchu.
Po śniadaniu odbyłam podobną rozmowę z mamą i babcią, po czym musiałam omówić mój wyjazd z Jasonem i Loren na dwór.
Cassie:
- Jesteś pewna?
- Tak, Caroline. Zrób to dla dobra nas wszystkich.
- Zgoda. A co się stanie jeśli jednak odkryje prawdę?
- Oby tylko myślała trzeźwo w tam tym momencie. Obie wiemy jaka ona jest w stosunku do niego, a najgorsze, że nie chodzi tylko o niego, lecz o dziecko.
- To musiał być dla niej cios zrozumieć to co się stało.
Przyjaciółka przytuliła mnie i razem ze swoim chłopakiem potajemnie wyjechali ze dworu.
- W porządku?- spytał Zayn.
- Tak. Wkrótce będzie tu piekło.
- Nie tak wielkie. Większość ludzi jest z nami. Wystarczy zabić bestie.
- Skąd u ciebie ten optymizm?
- Ktoś tu musi go mieć. Chodźmy do pokoju zanim ktoś coś zacznie podejrzewać lub nas nie przekąsi.
czwartek, 27 lipca 2017
Rozdział 12
Nicole:
Unikam rozmów z Cass na temat tego co się wydarzyło gdy umarłam. Poza tym za parę minut Cassie wraz ze swoją matką i Zaynem,, który uparł się by przyjechać z Jasonem także jedzie. Mają oni pojechać na dwór przekazać potrzebne informacje zaufanym ludziom i dać krew wszystkim.
- Nikki.- poczułam delikatny dotyk dłoni na ramieniu.
Spojrzałam jak moja siostra, być może prawdziwa siostra siada koło mnie.
- Za chwilę jedziemy. Widzę, że czymś się zamartwiasz. Czemu od czasu gdy cię sprowadziłam nie rozmawiamy?
- Ja muszę sobie wszystko dobrze przemyśleć. Zbyt wiele rzeczy się teraz dzieje. - Złączyłam nasze dłonie.- Jesteś moją siostrą i chcę cie chronić. Gdy przyjdzie czas wszystko wyjaśnię.
- Właśnie jesteśmy siostrami pozwól sobie pomóc.
- Już mi pomagasz. Kocham cię Cassie.
Przytuliłam ją mocno, przerwało nam czyjeś chrząknięcie za mną.
- Przepraszam, ale już czas.
Usłyszałam Lorena, odwróciłam się posłałam lekki uśmiech jemu i przyjaciółce. Po czym gdy oboje odeszli wyciągnęłam z kieszeni spodni sygnet. Ciągle się zastanawiam co się stanie gdy go założę. Co ja mogę jeszcze odkryć? I czy nie przysporzy mi to kolejnego bólu.
Wiem, że Powell i Loren coś ukrywają przede mną, ale nie mam siły się w to zagłębiać.
Powell:
Za chwilę na dwór miały wyjechać dwie czarownice i wilkołak. Kazałem przyprowadzić Lorenowi młodą czarownicę przed odjazdem. Koło mnie już czekał Zayn.
- Nie jedziemy?- spytała czarownica gdy znalazła się koło nas.
- Jedziecie- odpowiedziałem.- Lecz jest coś jeszcze co trzeba zrobić.
- Co?- spytał młody chłopak.
- Znajdź Caroline i jej pierwszej daj krew Nicole.
- Po co?
- Musisz ją przekonać by wyjechała. Im Nicole później się dowie, że Dymitr jest z ciotką Jacka tym lepiej. Wole nie myśleć co się stanie gdy się dowie.
- Jak to co? Jeśli wszystko co ona uważa jest prawdą. Zdenerwuje się tak bardzo, że
- Nie kończ.- Przerwała Zaynowi czarownica.
- Zrobisz to?- spytał czarodziej.
- Tak, ale ostrzegam ja jej nie powiem prawdy, jeśli nią jest. Lecz ktoś będzie jej musiał powiedzieć.
Mówiąc to odeszła w stronę matki i rodziny Nicole, gdzie się pożegnała i weszła do auta.
Gdy tylko samochód odjechał wciąż się zastanawiam czy ta urocza dziewczyna mogłaby zabić kogoś pod wpływem bólu, który może ją ogarnąć.
Nicole:
Po kolacji poszłam do swojego pokoju, by wziąć prysznic. Ciepła woda spływała po mym ciele, pomagając mi się rozluźnić.
Siedząc na łóżku wciąż obracałam palcami sygnet, aż ktoś zapukał do drzwi.
- Proszę- zawołałam z łóżka.
Do pokoju wszedł Jason.
- Przepraszam, że przeszkadzam.
- Nic nie szkodzi, Coś się stało?
- Nie, chciałem tylko powiedzieć, że zadzwonił Zayn. Wszystko idzie dobrze.
- To świetnie. Jason widzę, że coś chcesz powiedzieć mów.
- Chodzi o to, że..
- Od kiedy ty się denerwujesz?- pytam patrząc na twarz przyjaciela.
- Jedzie tu czarodziej powiedział, że chcę z tobą rozmawiać.
- Znasz go?
- Nie. Powiedział, że chcę zawrzeć z tobą porozumienie w zamian za darowanie mu życia.
- Skąd miał twój numer?
- Pytałem go, ale powiedział, że na wszystko odpowie gdy będzie na miejscu. Wydawał się dziwny.
- Powiedz mojemu dziadkowi, że będziemy mieli nieoczekiwanego gościa. Gdy się zjawi przyjdź po mnie.
- Oczywiście.
Wyszedł z pokoju, a ja spojrzałam na sygnet w mojej dłoni.
- Wszystko ma się wyjaśnić. Więc niech będzie i tak mam popieprzone życie- powiedziałam do siebie.
Gorzej już być nie może. Nawet jeśli diabeł, anioły i całe reszta też istnieje.
Wsunęłam sygnet na palec.
Unikam rozmów z Cass na temat tego co się wydarzyło gdy umarłam. Poza tym za parę minut Cassie wraz ze swoją matką i Zaynem,, który uparł się by przyjechać z Jasonem także jedzie. Mają oni pojechać na dwór przekazać potrzebne informacje zaufanym ludziom i dać krew wszystkim.
- Nikki.- poczułam delikatny dotyk dłoni na ramieniu.
Spojrzałam jak moja siostra, być może prawdziwa siostra siada koło mnie.
- Za chwilę jedziemy. Widzę, że czymś się zamartwiasz. Czemu od czasu gdy cię sprowadziłam nie rozmawiamy?
- Ja muszę sobie wszystko dobrze przemyśleć. Zbyt wiele rzeczy się teraz dzieje. - Złączyłam nasze dłonie.- Jesteś moją siostrą i chcę cie chronić. Gdy przyjdzie czas wszystko wyjaśnię.
- Właśnie jesteśmy siostrami pozwól sobie pomóc.
- Już mi pomagasz. Kocham cię Cassie.
Przytuliłam ją mocno, przerwało nam czyjeś chrząknięcie za mną.
- Przepraszam, ale już czas.
Usłyszałam Lorena, odwróciłam się posłałam lekki uśmiech jemu i przyjaciółce. Po czym gdy oboje odeszli wyciągnęłam z kieszeni spodni sygnet. Ciągle się zastanawiam co się stanie gdy go założę. Co ja mogę jeszcze odkryć? I czy nie przysporzy mi to kolejnego bólu.
Wiem, że Powell i Loren coś ukrywają przede mną, ale nie mam siły się w to zagłębiać.
Powell:
Za chwilę na dwór miały wyjechać dwie czarownice i wilkołak. Kazałem przyprowadzić Lorenowi młodą czarownicę przed odjazdem. Koło mnie już czekał Zayn.
- Nie jedziemy?- spytała czarownica gdy znalazła się koło nas.
- Jedziecie- odpowiedziałem.- Lecz jest coś jeszcze co trzeba zrobić.
- Co?- spytał młody chłopak.
- Znajdź Caroline i jej pierwszej daj krew Nicole.
- Po co?
- Musisz ją przekonać by wyjechała. Im Nicole później się dowie, że Dymitr jest z ciotką Jacka tym lepiej. Wole nie myśleć co się stanie gdy się dowie.
- Jak to co? Jeśli wszystko co ona uważa jest prawdą. Zdenerwuje się tak bardzo, że
- Nie kończ.- Przerwała Zaynowi czarownica.
- Zrobisz to?- spytał czarodziej.
- Tak, ale ostrzegam ja jej nie powiem prawdy, jeśli nią jest. Lecz ktoś będzie jej musiał powiedzieć.
Mówiąc to odeszła w stronę matki i rodziny Nicole, gdzie się pożegnała i weszła do auta.
Gdy tylko samochód odjechał wciąż się zastanawiam czy ta urocza dziewczyna mogłaby zabić kogoś pod wpływem bólu, który może ją ogarnąć.
Nicole:
Po kolacji poszłam do swojego pokoju, by wziąć prysznic. Ciepła woda spływała po mym ciele, pomagając mi się rozluźnić.
Siedząc na łóżku wciąż obracałam palcami sygnet, aż ktoś zapukał do drzwi.
- Proszę- zawołałam z łóżka.
Do pokoju wszedł Jason.
- Przepraszam, że przeszkadzam.
- Nic nie szkodzi, Coś się stało?
- Nie, chciałem tylko powiedzieć, że zadzwonił Zayn. Wszystko idzie dobrze.
- To świetnie. Jason widzę, że coś chcesz powiedzieć mów.
- Chodzi o to, że..
- Od kiedy ty się denerwujesz?- pytam patrząc na twarz przyjaciela.
- Jedzie tu czarodziej powiedział, że chcę z tobą rozmawiać.
- Znasz go?
- Nie. Powiedział, że chcę zawrzeć z tobą porozumienie w zamian za darowanie mu życia.
- Skąd miał twój numer?
- Pytałem go, ale powiedział, że na wszystko odpowie gdy będzie na miejscu. Wydawał się dziwny.
- Powiedz mojemu dziadkowi, że będziemy mieli nieoczekiwanego gościa. Gdy się zjawi przyjdź po mnie.
- Oczywiście.
Wyszedł z pokoju, a ja spojrzałam na sygnet w mojej dłoni.
- Wszystko ma się wyjaśnić. Więc niech będzie i tak mam popieprzone życie- powiedziałam do siebie.
Gorzej już być nie może. Nawet jeśli diabeł, anioły i całe reszta też istnieje.
Wsunęłam sygnet na palec.
czwartek, 20 lipca 2017
Rozdział 11
Nicole:
Już myślałam, że wrócę do moich bliskich. Jaki bym mój błąd gdy otwierając ujrzałam młodego chłopaka. Widząc, że na niego patrzę uśmiechnął się i przysiadł koło mnie.
- Mam niewiele czasu.- powiedział.
- Już to słyszałam.
Skąd oni wiedzą kim jestem? Co się dzieje?
Skąd oni wiedzą kim jestem? Co się dzieje?
- Widziałaś go.- raczej stwierdził niż spytał.- Więc wiesz, że jesteś moją siostrą.
- Hola, hola. O czym ty gadasz?!
- Widziałaś Lucifera, więc za pewne powiedział, że jesteś jego córką.
Patrzał na moją zszokowaną twarz, po czym dodał.
- Nie powiedział. Nie mam czasu Cassie za chwilę cię ściągnie. Posłuchaj miałaś rację może sprowadzić zmarłych do życia, ale musisz być silna. Gdy będziesz chciała to zrobić zacznij od kogoś z kim jesteś teraz związana. I błagam nie zapomnij mnie.- powiedział dotykając dłonią mojego policzka.
- Kim ty jesteś?
- Ostatnio nazywałem się Elijah. Jesteś niezwykła pamiętaj o tym, liczę na ciebie siostrzyczko.
- Słabo mi - powiedziałam pochylając się na bok.
- Pozwól mi do was wrócić- usłyszałam od chłopaka za nim całkiem odpłynęłam, znowu
- Jej serce bije- słyszałam czyjś głos.
- To czemu się nie budzi. Minęło tyle czasu.
- Kochanie, ona potrzebuje czasu. Sama mówiłaś, że wtedy trwało to dłużej. Chodź coś zjeść.
- Nie, zostanę przy niej.
Powieki były wciąż ciężkie, starałam się poruszyć choć trochę palcami. Suchość w ustach przeszkadzała mi, ale starałam się coś powiedzieć.
- Cassie- wychrypiałam cicho.
- Nicole, mój Boże. Nareszcie strasznie się martwiłam.
Powiedziała ściskając mi rękę.
- Loren przynieść krew. Otworzysz oczy?
- Jasno.- wychrypiałam.
- Zaraz.- wstała by po chwili móc przy mnie być- Już, teraz będzie lepiej.
-Och- patrzała na mnie.
- Cassie coś nie tak?
- Twoje oczy. To nic.
Loren wszedł do pokoju i podał mnie szklankę wypełnioną krwią.
- Proszę.
Nie odpowiedziałam tylko pozwoliłam sobie na upicie napoju. Gdy odsunęła od ust pustą szklankę. Spytałam.
- Czemu tak patrzycie?
- To nic.
- Nie wierzę patrzysz jakby coś się stało. Loren pomóż mi wstać.
Popatrzył na mnie i na Cassie, ale w końcu pomógł mi i zaprowadził do łazienki. Gdzie spojrzałam na lustro.
Cassie:
Loren poszedł z Nicole do łazienki. Gdy wstała zauważyłam leżący na łóżku sygnet. Dziwne nic tu nie leżało wcześniej.
- AAA!!!
Krzyk przyjaciółki rozniósł się po całym domu. Więc do środka wbiegli nie mal wszyscy domownicy.
- Co się dzieje?- spytał dziadek Nicole.
- Nic złego.- odpowiedziałam.
- Jak to, przecież moja wnuczka krzyczała.
Gdy chciałam odpowiedzieć do pokoju weszła Nicole z Lorenem. Jej oczy znów wróciły do jej koloru, ale wciąż było widać jak jest słaba. Loren zaprowadził ją do łózka.
- Wszystko okej?
- Tak, co masz w dłoni ?- spytała patrząc na moją zaciśniętą dłoń i na zebranych.
- Kochanie tak się cieszę, że nic ci nie jest- powiedziała jej matka przytulając ją.
- Ja też mamo. Wiedziałam, że Cass da radę.
- Jesteś głodna?
- Trochę.
- Zaraz coś ci przyniosę- po czym wyszła z pokoju.
- Jason już wrócił?
- Jutro wraca- odpowiedział Loren.- Udało ci się, masz kolejnych sojuszników.
- To dobrze.
- Nicole, nic ci nie jest?- spytał ją dziadek.
- Dziadku to nic, jestem wciąż trochę słaba. Muszę tylko odpocząć.
- Więc odpoczywaj, kochanie.
Podszedł i ucałował ją w czoło i również wyszedł.
- Pokaż- powiedziała patrząc na moją zamkniętą dłoń.
Otworzyłam ją.
- Leżał na łóżku.
Patrzała na sygnet w mojej dłoni po czym spojrzała na Lorena.
- Zostawisz nas same.
- Jasne.
Chłopak podszedł do mnie pocałował blisko kącika ust i wyszedł. Nicole wzięła do swojej dłoni sygnet i zaczęła nim obracać.
- Coś nie tak?- spytałam.
- Mówiłaś, że widziałaś mnie w snach. Jak wyglądałam?
- Mhm, wygląd miałaś taki sam, tylko byłaś w innych ubraniach.
- Innych?
- Jakby z innych epok. Czemu oto pytasz?
- Był ktoś jeszcze w tych snach?
- Nicole, czy to ważne?
- Sama nie wiem. Proszę powiedz mi, a gdy będę czegoś pewna to wszystko ci wyjaśnię, obiecuję.
- Dobrze. Był jeszcze młody chłopak. Miał chyba czarne włosy, wysoki, nawet przystojny. Jego oczy przyciągały, ale nie tak jak na przykład Lorena. Jego oczy sprawiały, że go znam i jest ważny. Wiem to bez sensu. Zawsze gdy mi się śni wydaje mi się, że chcę mi coś powiedzieć a ja go nie mogę usłyszeć.
- Widziałam go. Tego chłopaka, ale nie rozumiem, bo czy to jest możliwe...
- Nicole, o czym ty mówisz?
Chciała mi coś powiedzieć, ale weszła jej mama z tacą, na której było przygotowane jedzenie.
- Cassie chodź niech Nicole odpocznie. Później sobie porozmawiacie.
Chciałam zaprzeczyć, ale Nicole sama postanowiła, że powinnam pójść. Wyszłam, ale nie zostawię tak tego co zaczęła. Muszę wiedzieć co się dzieje.
- Coś nie tak?- spytałam.
- Mówiłaś, że widziałaś mnie w snach. Jak wyglądałam?
- Mhm, wygląd miałaś taki sam, tylko byłaś w innych ubraniach.
- Innych?
- Jakby z innych epok. Czemu oto pytasz?
- Był ktoś jeszcze w tych snach?
- Nicole, czy to ważne?
- Sama nie wiem. Proszę powiedz mi, a gdy będę czegoś pewna to wszystko ci wyjaśnię, obiecuję.
- Dobrze. Był jeszcze młody chłopak. Miał chyba czarne włosy, wysoki, nawet przystojny. Jego oczy przyciągały, ale nie tak jak na przykład Lorena. Jego oczy sprawiały, że go znam i jest ważny. Wiem to bez sensu. Zawsze gdy mi się śni wydaje mi się, że chcę mi coś powiedzieć a ja go nie mogę usłyszeć.
- Widziałam go. Tego chłopaka, ale nie rozumiem, bo czy to jest możliwe...
- Nicole, o czym ty mówisz?
Chciała mi coś powiedzieć, ale weszła jej mama z tacą, na której było przygotowane jedzenie.
- Cassie chodź niech Nicole odpocznie. Później sobie porozmawiacie.
Chciałam zaprzeczyć, ale Nicole sama postanowiła, że powinnam pójść. Wyszłam, ale nie zostawię tak tego co zaczęła. Muszę wiedzieć co się dzieje.
sobota, 15 lipca 2017
Rozdział 10
Cassie:
- Wyjdź- powiedziałam do chłopaka.
- Pomogę.
- Nie sama się nią zajmę, dopilnuj by nikt tu nie wszedł. Gdy wróci Powell każ mu przyjść.
- Jesteś pewna?
Nicole strasznie się trzęsła.
- Tak, zaufaj mi.
- Ufam- po czym jego usta po raz pierwszy w tej rzeczywistości zetknęły się z moimi.
Po czym wyszedł. Zaczęłam grzebać w szufladzie, gdzie znalazłam sznur, który Nicole miała schowany.
Czas na powtórkę. Tylko tym razem wróć.
Loren:
Nie mogę znaleźć sobie miejsca, dopiero gdy słyszę otwierane się drzwi odwracam się. Do domu wchodzi matka i babcia młodej królowej.
- Coś się stało Loren?- pyta na mój widok matka dziewczyny.
Zanim zdążam coś odpowiedzieć, po całym domu słychać krzyk. Obie kobiety puszczają torby i biegną na górę. Zatrzymuje je centralnie przed drzwiami.
- Wpuść nas- wypowiada starsza kobieta.
- Nie mogę, Cassie zabroniła.
- Co?! Mam to gdzieś, to wciąż mój dom.- mówi głośno pani Sara.
Obie kobiety pomimo, że próbuje je powstrzymać otwierają drzwi, by po chwili stanąć jak kamień. Ja również zaglądam do środka.
Piękna czarownica odwraca się i patrzy na mnie ze złością.
- Niech panie wyjdą- mówię do rodziny królowej.
Lekko zabieram pod ramię obie damy i wychodzę, drzwi ledwo po naszym wyjściu się zamykają.
- Ale...
- Proszę się uspokoić.- Mówię zaprowadzając kobiety do salonu, by usiadły.- Przyniosę wodę.
Sam zamaskowałem swoje przerażenie gdy zobaczyłem Nicole przywiązaną do łóżka. Gdzie jej ciało zaczynało chyba powoli płonąć. Co tam się dzieje?
Gdy zaniosłem kobietą szklanki, oddaliłem się od nich na tyle by móc mieć je na oku. Wyciągnąłem z kieszeni telefon i wybrałem numer strażnika, który odebrał po drugim sygnale.
- Co się stało?
- Zaczęło się. Cassie właśnie zajmuję się Nicole w sypialni w domu swoich dziadków.
- Co takiego?!
- Mówiła, że nic się nie wydarzy.
- Może się pomyliła.
- Albo znów nie wyjawiła prawdy, w końcu już jej się to zdarzało.
- Dobra kończę, chciałem tylko byś wiedział co się dzieje.
Od dwudziestu czterech godzin Cassie nie wyszła z sypialni. Drzwi otworzyła tylko parę razy gdy matki dziewczynek poszły zanieść coś do jedzenia i picia. Sam widziałem ją raz przez parę sekund. Jej twarz wyrażała ból, przerażenie, lecz również siłę walki. Gdy tylko jestem gdzieś sam wracam do momentu gdy pocałowałem Cass, czuję jakby jej usta wciąż były na moich. Wiem, że jestem od niej starszy, ale wspomnienia z tam tego czasu. Wciąż są i wierzę, że wszystko będzie dobrze,
- MAMO!- usłyszeć dało się w całym domu krzyk czarownicy.
Wyszedłem na korytarz i zobaczyłem jak Elena zostaje wpuszczona do sypialni.
Cassie:
- Czemu się tak dzieje?
- Teraz jest inaczej. Nicole jako jedyna pamięta i dała nam wspomnienia. Dla niej to nie jest pierwszy raz.
- A co jeśli mi się nie uda.
Mama spojrzała na leżącą na łóżku Nicole a następnie na mnie.
- Ona wierzy, że dasz radę. Jesteś potężna obie to wiemy. Zaufaj sobie- przeniosła wzrok na Nikki- i jej.
Objęła mnie, pocałowała w czubek głowy i wyszła zostawiając samą.
- W końcu same- usłyszałam Nicole.
Dam radę.
- Mów co chcesz.
Przyjaciółka lekko uniosła się na łóżku po czym rozejrzała się.
- Coś jest nie tak. Jak długo?- spytała.
Otworzyłam zdziwiona oczy.
- Ponad dobę, ale...
- Uratuj mnie.
- Uratuję.
Uniosła kąciki ust, po czym na jej twarzy pokazał się grymas bólu i znów zapadła.
Tym razem sprowadzę cię.
Nicole:
Wiedziałam, że znów mnie wchłonęła śmierć. Zacisnęłam dłonie na pościeli? Otworzyłam powoli oczy. Wszędzie widoczna była czerń i czerwień. Podniosłam się gwałtownie.
Leżałam w olbrzymim łóżku z czarną pościelą. Na końcu łóżka stał mężczyzna, ale odwrócił się do mnie tak nagle, że podkuliłam do siebie nogi.
- Witaj znów, kochana.
Mówił to z uśmiechem na ustach. Jest on z pewnością przystojny, ale coś jest z nim nie tak.
- Gdzie jestem?- spytałam.
- W bezpiecznym miejscu, nie obawiaj się mnie. Nie zrobię ci krzywdy. Cieszę się, że znów tu jesteś.
- Znów?- czemu to wciąż powtarza.
- Przykro mi, że nie pamiętasz tego. Tak spotkaliśmy się gdy już wcześniej tak umarłaś.
- Ja.. Jak to możliwe?
Wystawił w moją stronę swoją dłoń.
- Może coś zjemy. Spokojnie siostra uratuje cię. W tej chwili czas płynie strasznie wolno, więc?
Spojrzałam na jego dłoń, a potem znów na oczy, które coś mi przypominały. Niepewnie wsunęłam swoją dłoń w jego większą.
Wyprowadził mnie z pokoju i poszliśmy na dół schodami. Mężczyzna odsunął dla mnie krzesło przy stole a sam usiadł na przeciwko.
- Wie Pan kim jestem ja, prawda? Więc może się Pan przedstawi.
- Masz rację, ale ty również wiesz jak się nazywam. Ustaliłaś to ostatnio będąc tu.
- Nie pamiętam tego.
- Bo odrzucałaś to co chciałem ci dać. Mam nadzieję, że tym razem przyjmiesz prezent.
- Jak mam coś przyjąć od człowieka, którego nie znam.
- Racja.
Oparł się wygodnie o krzesło po czym spojrzał na mnie poważnie. Nawet bardzo.
- Nazywam się Lucifer Morningstar.
Chciałam się zacząć śmiać, ale jego wyraz twarzy mi nie pozwolił.
- Niezwykłe.- powiedziałam cicho.
Gdy do środka weszły dwie osoby z tacami. Postawiły jedzenie i wyszli.
- Moja droga jesteś w piekle- powiedział gdy chwyciłam widelec.
- Co takiego?!
- Mamy niewiele czasu. A musisz wiele zrozumieć. Świat jest inny niż myślisz. Zrozumiesz go jeśli przyjmiesz mój prezent.
Z kieszeni wyjął i położył przed moją ręką sygnet.
- Weź go i pozwól sobie pomóc.
- W czym?
- Zrozumiesz wszystko w swoim czasie, ale proszę. Pozwól sobie poznać prawdę. Nie zobaczysz tych kobiet, ale liczę na to, że wkrótce się spotkamy.
Palcami wsunęłam sygnet w dłoń. Czułam jak moje ciało leci na bok, a Lucifer mnie objął. Czułam się jakbym była pomiędzy.
Słysząc głos Cassie i ostatnie słowa Lucifera.
- Bądź dzielna moja córko.
Tak więc moi drodzy mamy i diabła. Mam nadzieje, że nie brakuje jakiegoś słowa, bo mogę mieć tendencję do zjadania słów (pomyśle a nie wpiszę)
:)
- Wyjdź- powiedziałam do chłopaka.
- Pomogę.
- Nie sama się nią zajmę, dopilnuj by nikt tu nie wszedł. Gdy wróci Powell każ mu przyjść.
- Jesteś pewna?
Nicole strasznie się trzęsła.
- Tak, zaufaj mi.
- Ufam- po czym jego usta po raz pierwszy w tej rzeczywistości zetknęły się z moimi.
Po czym wyszedł. Zaczęłam grzebać w szufladzie, gdzie znalazłam sznur, który Nicole miała schowany.
Czas na powtórkę. Tylko tym razem wróć.
Loren:
Nie mogę znaleźć sobie miejsca, dopiero gdy słyszę otwierane się drzwi odwracam się. Do domu wchodzi matka i babcia młodej królowej.
- Coś się stało Loren?- pyta na mój widok matka dziewczyny.
Zanim zdążam coś odpowiedzieć, po całym domu słychać krzyk. Obie kobiety puszczają torby i biegną na górę. Zatrzymuje je centralnie przed drzwiami.
- Wpuść nas- wypowiada starsza kobieta.
- Nie mogę, Cassie zabroniła.
- Co?! Mam to gdzieś, to wciąż mój dom.- mówi głośno pani Sara.
Obie kobiety pomimo, że próbuje je powstrzymać otwierają drzwi, by po chwili stanąć jak kamień. Ja również zaglądam do środka.
Piękna czarownica odwraca się i patrzy na mnie ze złością.
- Niech panie wyjdą- mówię do rodziny królowej.
Lekko zabieram pod ramię obie damy i wychodzę, drzwi ledwo po naszym wyjściu się zamykają.
- Ale...
- Proszę się uspokoić.- Mówię zaprowadzając kobiety do salonu, by usiadły.- Przyniosę wodę.
Sam zamaskowałem swoje przerażenie gdy zobaczyłem Nicole przywiązaną do łóżka. Gdzie jej ciało zaczynało chyba powoli płonąć. Co tam się dzieje?
Gdy zaniosłem kobietą szklanki, oddaliłem się od nich na tyle by móc mieć je na oku. Wyciągnąłem z kieszeni telefon i wybrałem numer strażnika, który odebrał po drugim sygnale.
- Co się stało?
- Zaczęło się. Cassie właśnie zajmuję się Nicole w sypialni w domu swoich dziadków.
- Co takiego?!
- Mówiła, że nic się nie wydarzy.
- Może się pomyliła.
- Albo znów nie wyjawiła prawdy, w końcu już jej się to zdarzało.
- Dobra kończę, chciałem tylko byś wiedział co się dzieje.
Od dwudziestu czterech godzin Cassie nie wyszła z sypialni. Drzwi otworzyła tylko parę razy gdy matki dziewczynek poszły zanieść coś do jedzenia i picia. Sam widziałem ją raz przez parę sekund. Jej twarz wyrażała ból, przerażenie, lecz również siłę walki. Gdy tylko jestem gdzieś sam wracam do momentu gdy pocałowałem Cass, czuję jakby jej usta wciąż były na moich. Wiem, że jestem od niej starszy, ale wspomnienia z tam tego czasu. Wciąż są i wierzę, że wszystko będzie dobrze,
- MAMO!- usłyszeć dało się w całym domu krzyk czarownicy.
Wyszedłem na korytarz i zobaczyłem jak Elena zostaje wpuszczona do sypialni.
Cassie:
- Czemu się tak dzieje?
- Teraz jest inaczej. Nicole jako jedyna pamięta i dała nam wspomnienia. Dla niej to nie jest pierwszy raz.
- A co jeśli mi się nie uda.
Mama spojrzała na leżącą na łóżku Nicole a następnie na mnie.
- Ona wierzy, że dasz radę. Jesteś potężna obie to wiemy. Zaufaj sobie- przeniosła wzrok na Nikki- i jej.
Objęła mnie, pocałowała w czubek głowy i wyszła zostawiając samą.
- W końcu same- usłyszałam Nicole.
Dam radę.
- Mów co chcesz.
Przyjaciółka lekko uniosła się na łóżku po czym rozejrzała się.
- Coś jest nie tak. Jak długo?- spytała.
Otworzyłam zdziwiona oczy.
- Ponad dobę, ale...
- Uratuj mnie.
- Uratuję.
Uniosła kąciki ust, po czym na jej twarzy pokazał się grymas bólu i znów zapadła.
Tym razem sprowadzę cię.
Nicole:
Wiedziałam, że znów mnie wchłonęła śmierć. Zacisnęłam dłonie na pościeli? Otworzyłam powoli oczy. Wszędzie widoczna była czerń i czerwień. Podniosłam się gwałtownie.
Leżałam w olbrzymim łóżku z czarną pościelą. Na końcu łóżka stał mężczyzna, ale odwrócił się do mnie tak nagle, że podkuliłam do siebie nogi.
- Witaj znów, kochana.
Mówił to z uśmiechem na ustach. Jest on z pewnością przystojny, ale coś jest z nim nie tak.
- Gdzie jestem?- spytałam.
- W bezpiecznym miejscu, nie obawiaj się mnie. Nie zrobię ci krzywdy. Cieszę się, że znów tu jesteś.
- Znów?- czemu to wciąż powtarza.
- Przykro mi, że nie pamiętasz tego. Tak spotkaliśmy się gdy już wcześniej tak umarłaś.
- Ja.. Jak to możliwe?
Wystawił w moją stronę swoją dłoń.
- Może coś zjemy. Spokojnie siostra uratuje cię. W tej chwili czas płynie strasznie wolno, więc?
Spojrzałam na jego dłoń, a potem znów na oczy, które coś mi przypominały. Niepewnie wsunęłam swoją dłoń w jego większą.
Wyprowadził mnie z pokoju i poszliśmy na dół schodami. Mężczyzna odsunął dla mnie krzesło przy stole a sam usiadł na przeciwko.
- Wie Pan kim jestem ja, prawda? Więc może się Pan przedstawi.
- Masz rację, ale ty również wiesz jak się nazywam. Ustaliłaś to ostatnio będąc tu.
- Nie pamiętam tego.
- Bo odrzucałaś to co chciałem ci dać. Mam nadzieję, że tym razem przyjmiesz prezent.
- Jak mam coś przyjąć od człowieka, którego nie znam.
- Racja.
Oparł się wygodnie o krzesło po czym spojrzał na mnie poważnie. Nawet bardzo.
- Nazywam się Lucifer Morningstar.
Chciałam się zacząć śmiać, ale jego wyraz twarzy mi nie pozwolił.
- Niezwykłe.- powiedziałam cicho.
Gdy do środka weszły dwie osoby z tacami. Postawiły jedzenie i wyszli.
- Moja droga jesteś w piekle- powiedział gdy chwyciłam widelec.
- Co takiego?!
- Mamy niewiele czasu. A musisz wiele zrozumieć. Świat jest inny niż myślisz. Zrozumiesz go jeśli przyjmiesz mój prezent.
Z kieszeni wyjął i położył przed moją ręką sygnet.
- Weź go i pozwól sobie pomóc.
- W czym?
- Zrozumiesz wszystko w swoim czasie, ale proszę. Pozwól sobie poznać prawdę. Nie zobaczysz tych kobiet, ale liczę na to, że wkrótce się spotkamy.
Palcami wsunęłam sygnet w dłoń. Czułam jak moje ciało leci na bok, a Lucifer mnie objął. Czułam się jakbym była pomiędzy.
Słysząc głos Cassie i ostatnie słowa Lucifera.
- Bądź dzielna moja córko.
Tak więc moi drodzy mamy i diabła. Mam nadzieje, że nie brakuje jakiegoś słowa, bo mogę mieć tendencję do zjadania słów (pomyśle a nie wpiszę)
:)
wtorek, 4 lipca 2017
Rozdział 9
Sara:
Moja wnuczka. Jak miło móc wypowiadać te słowa. Nasz największy skarb jest cudowny i taki podobny do matki. Wołałam dziewczynki trzy razy, ale nie zeszły na deser. Postanowiłam zobaczyć czy coś się stało. Uchylając drzwi pokoju zobaczyłam dwie cudowne dziewczynki, które śpią w jednym łóżku zwrócone twarzami do siebie.
Gdyby nie to, że Cassie jest córką Eleny powiedziałabym, że są do siebie w tym momencie podobne jak siostry. Zamknęłam delikatnie drzwi i zeszłam na dół, gdzie czekał na mnie mój kochany mąż.
- Dziewczynki zejdą?
- Śpią. Kochanie, nie straćmy naszej rodziny.
- Nie stracimy jej. Wszystko się ułoży.
Po czym poczułam delikatny pocałunek męża.
Cassie:
Gdy się obudziłam zobaczyłam twarz Nicole, mojej cudownej przyjaciółki i siostry. Pamiętam wszystko. Wiem, że ona jak i ja nie wiemy co się dzieje, ale martwię się. Gdyż znów musimy przejść to, ale tym razem nie będzie z nami Dymitra.
Podniosłam się i cicho wymknęłam się z sypialni, by zejść na dół coś zjeść. Za nim weszłam do kuchni, usłyszałam rozmowę. Stanęłam w progu, a mężczyźni obrócili się w moją stronę. Loren i Jason spojrzeli na siebie, potem znów na mnie.
- Nie śpisz?- spytał czarodziej.
- Obudziłam się przed chwilą. Coś nie tak, Loren?
Podeszłam bliżej nich i z pół miska na blacie kuchennym wzięłam ciastko.
- Gdzie Nicole?- spytał Jason.
- Śpi, oddanie mi wspomnień musiało ją trochę kosztować.
- Pamiętasz?- spojrzałam na Lorena
- Wszystko, a może i więcej. Powiedzie o czym tak rozmawialiście?
- Powinna wiedzieć- powiedział Loren.
Strażnik na mnie spojrzał na mnie, westchnął po czym pokazał ręką bym usiadła.
- Co wiesz?- spytał strażnik.
Jason:
Gdy zobaczyłem Cassie, obawiałem się czy powinna wiedzieć, ale ona zna lepiej Nicole. Może warto by wiedział ktoś blisko niej, ale ważne by się to nie wydało za wcześnie.
Gdy powiedziałem co się dzieje, aż wstała i patrzała z nie dowierzaniem na mnie i czarodzieja.
- To żart.- uniosła się.- O Boże. Ona nie może wiedzieć. Przy najmniej do jakiegoś czasu.
- Zgadzam się, ale co się stanie gdy pozna prawdę?
- Dobrze wiesz Jason, co zrobi. Chyba, że on ją powstrzyma, jeśli w ogóle zdąży.
- Powinniśmy iść do pokoi- odezwał się Loren.
- Masz racje.
Sam wyszedłem z pierwszy, ale w drodze do pokoju. Zacząłem się zamartwiać. Co się stanie jeśli przypuszczenia Nicole są prawdziwe. No cóż wtedy zrobię wszystko by ją chronić, ale jak ochronić ją przed bólem, którego być może nie uniknie.
Nicole:
Widziałam jak Cassie cały czas rozmawia z Lorenem. Moja siostra jest bardzo szczęśliwa. Chciałabym by wszystko się już ułożyło i wreszcie i ja poczuła się tak kochana.
- Naprawdę tego chcesz?- spytał dziadek.
- Tak. To ważne, a nie chcę byście byli tego świadkami tutaj. Byście się tylko martwili, a tylko Cassie mi może pomóc.
- Skoro tak uważasz, ale chcę byś wiedziała, że masz nas.
- Wiem. Załatwisz to dziadku?
- Tak. Jeśli wszystko będzie dobrze, będziesz mogła pojechać tam jeszcze dziś. Pod warunkiem, że codziennie będziecie dzwonić.
- Zgoda- powiedziałam z lekkim uśmiechem.
Od wczoraj gdy się obudziłam wiem, że się zaczęło. Lekarz w Anglii ostrzegł mnie o tym. Udaje, że wszystko w porządku, ale wkrótce będzie ze mną źle.
Poszłam do salonu i usiadłam blisko kominka i owinęłam się ciepłym kocem mocno. Mama i babcia pojechała na zakupy, Jason pojechał z Mike na rozmowę z wilkołakami. Spojrzałam na ogień.
Zbliżał się początek grudnia, Dymitr wyjechał z Caroline do jej wuja, a po powrocie ma być już tylko moim strażnikiem. dzisiaj wyjątkowo mam wolny czas, w którym nie jestem królową. Shanna również wyjechała. Jestem młoda, ale radzę sobie ze wszystkim. Właśnie siedzę z Lissą u Meg i rozmawiamy o wszystkim.
- No nareszcie jedzenie- powiedziała Lissa, która popędziła otworzyć drzwi.
Meg i ja zaczęłyśmy się śmiać. Dwoje pracowników postawiło jedzenie koło nas i życzyło smacznego.
Przeżuwałam mięso, które coś mi nie pasowało.
- Nicole, wszystko w porządku?- spytałam Meg widząc moją minę.
Ale nic nie mogłam poradzić, że wstałam i jak oszalała i wpadłam do łazienki zostawiając wszystko w ubikacji.
- Jak się czujesz?- spytała Liss stojąc w progu.
- Chyba lepiej.
- Ostatnio kiepsko wyglądasz- dopowiedziała Meg.
- Tak, ostatnio tylko trochę mnie mdli, ale może coś złapałam.
Dziewczyny popatrzyły na siebie, a potem na mnie a szczególnie Liss.
- Czemu tak patrzycie?
- Może jesteś w ciąży.
Zaczęłam się śmiać, ale przestałam gdy zobaczyłam ich poważne miny.
- Nie, nie jestem w ciąży.- zaprzeczyłam.
- Posłuchaj. Wiem, że nie jesteśmy blisko, ale wiemy, że jesteś z tym z strażnikiem i raczej nie jesteś dziewicą.
- Nie jestem w ciąży. Wiedziałabym gdybym była. Skończmy ten temat.
- No dobrze.
Ale prawda była taka, że gdy tylko wróciłam do swojego pokoju dorwałam kalendarz i zaczęłam liczyć dni od ostatniej miesiączki.
To niemożliwe! Liczyłam już piąty raz.
- Ja nie mogę być w ciąży.- powiedziałam do siebie.
Chwyciłam kurtkę i pobiegłam do garaży, chwyciłam pierwsze lepsze kluczyki i wsiadłam do samochodu. Wiem, że nie powinnam być bez straży, ale teraz gówno mnie to obchodzi. Gdy byłam kawałek za dworem wysłałam sms-a Powellowi. Wiedziałam, że się zezłości i powiadomi Dymitra, ale teraz musiałam jechać. Podjechałam do pierwszej napotkanej apteki.
Za ladą siedziała starsza ode mnie kobieta.
- Dla pani?
- Test ciążowy.- wypowiedziałam cicho.
Gdy zapłaciłam i wróciłam do samochodu, pudełko położyłam na siedzeniu a sama odebrałam dzwoniący telefon.
- Oszalałaś?!- usłyszałam głos męża.
- Nic mi nie jest, zaraz jadę na dwór.
- Nicole to nie czas na wygłupy. Czekaj tam gdzie jesteś Jason zaraz tam będzie.
- Jestem dorosła nie potrzebuje niańki!
- Takim zachowaniem zachowujesz się jak dziecko a nie jak ktoś dorosły a już z pewnością królowa.
- Nie powiedziałeś tego- szepnęłam.
Usłyszałam przekleństwo z jego strony, ale nim zdążyłam cokolwiek usłyszeć wyłączyłam telefon i ruszyłam nie na dwór, lecz do hotelu.
Wciąż się zastanawiając jak mógł coś takiego powiedzieć, skoro ciągle powtarza, że jestem wspaniałą osobą i prawdziwą królową.
- Nicole!- usłyszałam głos Cassie.
- Mhmm
- Zaczęło się? Oczywiście, że tak - dodała dotykając mojego czoła.- Czemu nic nie mówiłaś, ty uparta dziewczyno. Loren!
Moja wnuczka. Jak miło móc wypowiadać te słowa. Nasz największy skarb jest cudowny i taki podobny do matki. Wołałam dziewczynki trzy razy, ale nie zeszły na deser. Postanowiłam zobaczyć czy coś się stało. Uchylając drzwi pokoju zobaczyłam dwie cudowne dziewczynki, które śpią w jednym łóżku zwrócone twarzami do siebie.
Gdyby nie to, że Cassie jest córką Eleny powiedziałabym, że są do siebie w tym momencie podobne jak siostry. Zamknęłam delikatnie drzwi i zeszłam na dół, gdzie czekał na mnie mój kochany mąż.
- Dziewczynki zejdą?
- Śpią. Kochanie, nie straćmy naszej rodziny.
- Nie stracimy jej. Wszystko się ułoży.
Po czym poczułam delikatny pocałunek męża.
Cassie:
Gdy się obudziłam zobaczyłam twarz Nicole, mojej cudownej przyjaciółki i siostry. Pamiętam wszystko. Wiem, że ona jak i ja nie wiemy co się dzieje, ale martwię się. Gdyż znów musimy przejść to, ale tym razem nie będzie z nami Dymitra.
Podniosłam się i cicho wymknęłam się z sypialni, by zejść na dół coś zjeść. Za nim weszłam do kuchni, usłyszałam rozmowę. Stanęłam w progu, a mężczyźni obrócili się w moją stronę. Loren i Jason spojrzeli na siebie, potem znów na mnie.
- Nie śpisz?- spytał czarodziej.
- Obudziłam się przed chwilą. Coś nie tak, Loren?
Podeszłam bliżej nich i z pół miska na blacie kuchennym wzięłam ciastko.
- Gdzie Nicole?- spytał Jason.
- Śpi, oddanie mi wspomnień musiało ją trochę kosztować.
- Pamiętasz?- spojrzałam na Lorena
- Wszystko, a może i więcej. Powiedzie o czym tak rozmawialiście?
- Powinna wiedzieć- powiedział Loren.
Strażnik na mnie spojrzał na mnie, westchnął po czym pokazał ręką bym usiadła.
- Co wiesz?- spytał strażnik.
Jason:
Gdy zobaczyłem Cassie, obawiałem się czy powinna wiedzieć, ale ona zna lepiej Nicole. Może warto by wiedział ktoś blisko niej, ale ważne by się to nie wydało za wcześnie.
Gdy powiedziałem co się dzieje, aż wstała i patrzała z nie dowierzaniem na mnie i czarodzieja.
- To żart.- uniosła się.- O Boże. Ona nie może wiedzieć. Przy najmniej do jakiegoś czasu.
- Zgadzam się, ale co się stanie gdy pozna prawdę?
- Dobrze wiesz Jason, co zrobi. Chyba, że on ją powstrzyma, jeśli w ogóle zdąży.
- Powinniśmy iść do pokoi- odezwał się Loren.
- Masz racje.
Sam wyszedłem z pierwszy, ale w drodze do pokoju. Zacząłem się zamartwiać. Co się stanie jeśli przypuszczenia Nicole są prawdziwe. No cóż wtedy zrobię wszystko by ją chronić, ale jak ochronić ją przed bólem, którego być może nie uniknie.
Nicole:
Widziałam jak Cassie cały czas rozmawia z Lorenem. Moja siostra jest bardzo szczęśliwa. Chciałabym by wszystko się już ułożyło i wreszcie i ja poczuła się tak kochana.
- Naprawdę tego chcesz?- spytał dziadek.
- Tak. To ważne, a nie chcę byście byli tego świadkami tutaj. Byście się tylko martwili, a tylko Cassie mi może pomóc.
- Skoro tak uważasz, ale chcę byś wiedziała, że masz nas.
- Wiem. Załatwisz to dziadku?
- Tak. Jeśli wszystko będzie dobrze, będziesz mogła pojechać tam jeszcze dziś. Pod warunkiem, że codziennie będziecie dzwonić.
- Zgoda- powiedziałam z lekkim uśmiechem.
Od wczoraj gdy się obudziłam wiem, że się zaczęło. Lekarz w Anglii ostrzegł mnie o tym. Udaje, że wszystko w porządku, ale wkrótce będzie ze mną źle.
Poszłam do salonu i usiadłam blisko kominka i owinęłam się ciepłym kocem mocno. Mama i babcia pojechała na zakupy, Jason pojechał z Mike na rozmowę z wilkołakami. Spojrzałam na ogień.
Zbliżał się początek grudnia, Dymitr wyjechał z Caroline do jej wuja, a po powrocie ma być już tylko moim strażnikiem. dzisiaj wyjątkowo mam wolny czas, w którym nie jestem królową. Shanna również wyjechała. Jestem młoda, ale radzę sobie ze wszystkim. Właśnie siedzę z Lissą u Meg i rozmawiamy o wszystkim.
- No nareszcie jedzenie- powiedziała Lissa, która popędziła otworzyć drzwi.
Meg i ja zaczęłyśmy się śmiać. Dwoje pracowników postawiło jedzenie koło nas i życzyło smacznego.
Przeżuwałam mięso, które coś mi nie pasowało.
- Nicole, wszystko w porządku?- spytałam Meg widząc moją minę.
Ale nic nie mogłam poradzić, że wstałam i jak oszalała i wpadłam do łazienki zostawiając wszystko w ubikacji.
- Jak się czujesz?- spytała Liss stojąc w progu.
- Chyba lepiej.
- Ostatnio kiepsko wyglądasz- dopowiedziała Meg.
- Tak, ostatnio tylko trochę mnie mdli, ale może coś złapałam.
Dziewczyny popatrzyły na siebie, a potem na mnie a szczególnie Liss.
- Czemu tak patrzycie?
- Może jesteś w ciąży.
Zaczęłam się śmiać, ale przestałam gdy zobaczyłam ich poważne miny.
- Nie, nie jestem w ciąży.- zaprzeczyłam.
- Posłuchaj. Wiem, że nie jesteśmy blisko, ale wiemy, że jesteś z tym z strażnikiem i raczej nie jesteś dziewicą.
- Nie jestem w ciąży. Wiedziałabym gdybym była. Skończmy ten temat.
- No dobrze.
Ale prawda była taka, że gdy tylko wróciłam do swojego pokoju dorwałam kalendarz i zaczęłam liczyć dni od ostatniej miesiączki.
To niemożliwe! Liczyłam już piąty raz.
- Ja nie mogę być w ciąży.- powiedziałam do siebie.
Chwyciłam kurtkę i pobiegłam do garaży, chwyciłam pierwsze lepsze kluczyki i wsiadłam do samochodu. Wiem, że nie powinnam być bez straży, ale teraz gówno mnie to obchodzi. Gdy byłam kawałek za dworem wysłałam sms-a Powellowi. Wiedziałam, że się zezłości i powiadomi Dymitra, ale teraz musiałam jechać. Podjechałam do pierwszej napotkanej apteki.
Za ladą siedziała starsza ode mnie kobieta.
- Dla pani?
- Test ciążowy.- wypowiedziałam cicho.
Gdy zapłaciłam i wróciłam do samochodu, pudełko położyłam na siedzeniu a sama odebrałam dzwoniący telefon.
- Oszalałaś?!- usłyszałam głos męża.
- Nic mi nie jest, zaraz jadę na dwór.
- Nicole to nie czas na wygłupy. Czekaj tam gdzie jesteś Jason zaraz tam będzie.
- Jestem dorosła nie potrzebuje niańki!
- Takim zachowaniem zachowujesz się jak dziecko a nie jak ktoś dorosły a już z pewnością królowa.
- Nie powiedziałeś tego- szepnęłam.
Usłyszałam przekleństwo z jego strony, ale nim zdążyłam cokolwiek usłyszeć wyłączyłam telefon i ruszyłam nie na dwór, lecz do hotelu.
Wciąż się zastanawiając jak mógł coś takiego powiedzieć, skoro ciągle powtarza, że jestem wspaniałą osobą i prawdziwą królową.
- Nicole!- usłyszałam głos Cassie.
- Mhmm
- Zaczęło się? Oczywiście, że tak - dodała dotykając mojego czoła.- Czemu nic nie mówiłaś, ty uparta dziewczyno. Loren!
niedziela, 25 czerwca 2017
Rozdział 8
Elizabeth:
Wciąż nie mogę w to uwierzyć. Mój największy skarb siedzi w kuchni z moją matką zajadając śniadanie.
- Żałuje, że nie było jej z nami od jej narodzin.- usłyszałam głos ojca.
- Ja też, ale może tak miało być.
Po chwili usłyszałam jej śmiech i jej piękne oczy zwrócone w moją stronę.
- Dzień dobry- powiedziała moja córka, przytulając mnie.
- Jak spałaś?
- Dobrze. Dziś przyjedzie Elena z Cassie.
- Wiem. Coś nie tak?- spytałam gdy wychodziłyśmy do ogrodu.
- Trochę się martwię, ale to nic. Chcę jak najszybciej odzyskać stracone życie.
- Kochanie, wiem, że było ci ciężko. Gdybym tylko...
- Mamo to nie twoja wina. Wszystko już niedługo się ułoży, a wtedy znów będziemy rodziną.
Przytuliłam ją do siebie.
Nicole:
Loren przyjechał do mojego dziadka parę minut temu i teraz krążę przy drzwiach wyczekując samochodu Jasona.
- Ile można jechać?- spytałam.
- Uspokój się zaraz będą.- pocieszał mnie Loren.
- Już są- usłyszałam głos dziadka.
Chwyciłam klamkę i wyszłam na zewnątrz gdy samochód zatrzymał się na podjeździe. Elena wyszła pierwsza, po niej Jason. Cassie wyszła ostatnia. Chciałam do niej podejść, ale Elena stanęła przede mną i uściskała mnie, na powitanie po czym odeszła do mojej matki.
- Hej - przywitałam siostrę.
- Ty jesteś Nicole.
- Tak. Jeśli chcesz możesz odpocząć, coś zjeść lub porozmawiać ze mną.
Moja przyjaciółka przyglądała mi się.
- Znam cię. Widziałam cię we śnie czy moje sny to twoja sprawka?
- Nie. Przysięgam, że to nie ja.
- Wierzę ci. Czy możemy być gdzieś same?
- Tak i odpowiem na każde pytanie.
Cassie:
Na początku nie wiedziałam jak będę musiała się zachować wobec tej dziewczyny gdy dojedziemy, ale gdy tylko na nią spojrzałam. Wiedziałam, że to ją widziałam w moich snach i czułam, że mogę jej ufać, że jest dla mnie jak... Nie to niedorzeczne nawet jej nie znam.
Nicole bo chyba mogę mówić jej po imieniu, zaprowadziła mnie do jednej z sypialni. Gdy tylko zamknęła drzwi poczułam wznoszące się zaklęcie.
- Teraz nikt nam nie przeszkodzi.- na tą wypowiedź uniosłam lekko kąciki ust.
- Mogę ci mówić po imieniu?
- Oczywiście, że tak. A ja?
- Tak. Mogę pytać o wszystko?
- Tak.
- Dlaczego ja nie mogę wypić twojej krwi tak jak inni?
Westchnęła i usiadła na brzegu łóżka.
- Prócz ciebie jest jeszcze jedna osoba, na której moja krew nie podziała. A to ze względu na to, że nas łączy. Mogę mówić jakby to wciąż trwało?- przytaknęłam.- Więź. Oczywiście nie taka zwykła. Gdy przechodziłam coś takiego jak ukształtowanie moja moc jakby się ustabilizowała. Skutkiem tego powstała niezwykła nić, która nas połączyła. Stałyśmy się jak siostry. Znasz a przynajmniej znałaś wiele sekretów z mojego życia. Jednym z nich był mój ślub i ciąża.
- A rada?
- Zawsze się o to martwisz, ale spokojnie nigdy nic nie wiedziała.
- A ta druga osoba?
- To Dymitr Bielikov mój mąż.
- Wierzę w to, że masz rację związku z użyciem zaklęcia czasu. Mogłabyś mi powiedzieć coś o mnie wtedy.
- Wiedziałam, że będziesz ciekawa.- uśmiechnęła się, odwzajemniłam ten uśmiech.- Naszą przyjaciółką jest wampirzyca nazywa się Caroline.
Zamilkła nagle i spojrzała na swoje dłonie i na mnie.
- Coś nie tak?- spytałam.
- W porządku. Mam pomysł. Daj mi swoje dłonie. Ufasz mi?
- Tak.
- Pomyśl o mnie, o tym co pomyślałaś gdy mnie zobaczyłaś i na chwili teraz gdy jesteśmy tu we dwie. Skoncentruj się na mnie, a ja spróbuje ci to pokazać.
Nicole:
Dopiero teraz będąc tu razem, siedząc tu tylko we dwie zrozumiałam, że moja krew jej nie jest potrzebna. Nie potrafię nawet sobie wytłumaczyć skąd mam tę pewnością w tym co robię, ale to wiem i ufam sobie. Nam ufam, bo jesteśmy siostrami.
Zamykając powieki wzięłam głęboki wdech, ale gdy uniosłam powieki wypuściłam powietrze lekko z ust, a wraz z tym wszystko inne.
Jason:
Gdy wszyscy weszli do domu, dałem czarownikowi znak by szedł za mną.
- Coś nie tak?- spytał gdy byliśmy sami.
- Co z nią?- spytałem.
- Z Nicole wszystko w porządku. Powiesz co się dzieje?
- Mam wieści z dworu.
- To chyba dobrze.
Czarownik przyjrzał mi się dokładnie.
- Chyba, że dotyczą Dymitra- dodał.- Mów.
- Król zmienił mu podopieczną i ma wyjechać w czasie gdy my mamy się zjawić.
- To coś złego, ucieszy ją chyba fakt, że nic mu się nie stanie.
- Nie to jest najgorsze. Osoba, którą ma się zająć jest..
- Panowie- usłyszeliśmy głos dziadka Nicole.- Coś nie tak?
- Nie, już idziemy. - odpowiedziałem.- Musimy pogadać później- szepnąłem do Lorena.
Rozdziały nie są może długie i z pewnością nie sprawdzam ich, ale cieszę się z tego, że tak dobrze mi się je piszę
Zamykając powieki wzięłam głęboki wdech, ale gdy uniosłam powieki wypuściłam powietrze lekko z ust, a wraz z tym wszystko inne.
Jason:
Gdy wszyscy weszli do domu, dałem czarownikowi znak by szedł za mną.
- Coś nie tak?- spytał gdy byliśmy sami.
- Co z nią?- spytałem.
- Z Nicole wszystko w porządku. Powiesz co się dzieje?
- Mam wieści z dworu.
- To chyba dobrze.
Czarownik przyjrzał mi się dokładnie.
- Chyba, że dotyczą Dymitra- dodał.- Mów.
- Król zmienił mu podopieczną i ma wyjechać w czasie gdy my mamy się zjawić.
- To coś złego, ucieszy ją chyba fakt, że nic mu się nie stanie.
- Nie to jest najgorsze. Osoba, którą ma się zająć jest..
- Panowie- usłyszeliśmy głos dziadka Nicole.- Coś nie tak?
- Nie, już idziemy. - odpowiedziałem.- Musimy pogadać później- szepnąłem do Lorena.
Rozdziały nie są może długie i z pewnością nie sprawdzam ich, ale cieszę się z tego, że tak dobrze mi się je piszę
piątek, 23 czerwca 2017
Rozdział 7
Nicole:
Nic nigdy nie dzieje się bez przyczyny, tylko czemu ja mam bronić świata. W czasie gdy wszyscy spali w sali konferencyjnej. Loren poszedł dowiedzieć się jak idzie Jasonowi. Żałuję, że nie mogę tam być. Tak bardzo pragnę zobaczyć siostrę i samej jej wyznać prawdę. Natomiast musiałam powierzyć to komuś zaufanemu.
Wróciłam zaledwie godzinę temu z mojego "Królewskiego Tournee". Dymitr zniknął z resztą strażników, a ja siedzę w sypialni i patrzę w moją obrączkę. Jestem mężatką. Na samą tą myśl mam uśmiech na twarzy i łzy w oczach. Nawet nie zauważam kiedy ktoś obejmuję od tyłu.
- Nareszcie wróciłaś.- usłyszałam Caroline
- Hej- przywitałam się.
- Chodź ze mną mam niespodziankę.
- Ja też.
- Dobra, ale to potem bo moja jest większa.
Nie odezwałam się już, wiedziałam, że to nic nie da. Więc dałam się jej zaprowadzić.
- Zamknij oczy.- powiedziała gdy stałyśmy przed drzwiami do jej pokoju.
- Po co?
- Zamykaj a nie gadaj.
- Dobrze- powiedziałam ze śmiechem.
Powoli przekroczyłam próg pokoju.
- Otwórz.
Dwa kroki ode mnie stała Cassie. Uśmiechnęłam się i obie wpadłyśmy sobie w objęcie.
- Tęskniłam.- wyznałam
- Ja też. No pokaż się.- okręciła mnie, po czym dodała.- Nie masz żadnych uszczerbków, to cud. Bo myślałam, że będziesz już stara.
- Że co?
Podniosłam dłoń.
- O Boże!- chwyciła moją dłoń.- Czy to?
Wiedziałam co chcę powiedzieć.
- Ale co?- zaraz i Caroline obejrzała mą dłoń.- O Boże!
- Nie krzyczcie tak.
- Czy to?- tym razem Caroline się wyrwało.
- Tak. Jestem mężatką. Pogratulujecie mi?- spytałam i znów chciałam płakać ze szczęścia.
- Naturalnie. - wampirzyca mocno mnie objęła.
~ Cassie?
~ Bardzo się cieszę twoim szczęściem.- po czym sama mnie objęła.
- Opowiadaj jak to się stało?- spytała wampirzyca.
- A rada?- spytała czarownica.
- Musicie mi obiecać, że nikomu nie powiecie. Nawet Jackowi Caroline. Im mniej wie tym lepiej. Gdy wszystko się uspokoi to wyznam wszystkim prawdę.
- Nicole?- poczułam uścisk na ramieniu.
- Witaj Mike.
- Powiesz co się dzieje.
- Poczekajmy, aż wszyscy się obudzą, dobrze?
- Oczywiście.
Gdy tylko mój dziadek się obudził podszedł do mnie dotknął mojego policzka swoją ciepłą dłonią, po czym przytulił mnie do siebie.
- Moja wnuczka- wyszeptał mi do ucha.
- Możemy wiedzieć czego od nas chcesz dziecko?
Odsunęłam się od dziadka po czym spojrzałam na zgromadzonych. Poczułam uścisk na dłoni. Dziadek ścisnął moją dłoń dając mi wsparcie i otuchę.
- Chcę byście mnie ogłosili królową po cichu bym mogła zniszczyć tych, którzy popełnili przestępstwo.
- Możemy to zgłosić radzie i ona się tym zajmie.
- Rada nie robi nic od dłuższego czasu mimo, że zna prawdę.
- Jak śmiesz oskarżać radę!
Poczułam w sobie tak wielki gniew, że podeszłam i przycisnęłam mężczyznę do ściany.
- Ja jestem ponad nią i radzę się tak do mnie nie odzywać.
Wysyczałam, wbijając paznokieć w jego skórę. Nikt się nie odzywał, gdy puściłam mężczyznę odsunął się ode mnie i spojrzał w moje oczy. Jakby czegoś szukał.
- Jestem za- powiedział mężczyzna, którego dusiłam.
Wszyscy spojrzeli na niego zdumieni.
- Co?- spytał go jeden z nich.
- Ta dziewczyna, była naszą królową i powinna nią być teraz gdy mamy wśród siebie wrogów.
- Jestem za- patrzałam tylko jak każdy z nich wypowiada to same słowa. Jedni pewnie, drudzy trochę może ze strachem.
Loren:
Gdy się zdenerwowała myślałem, że zrobi coś strasznego, ale gdy się odwróciła po tym jak puściła tego mężczyznę. Jej oczy przez moment świeciły w niezwykły sposób. Jej wzrok przyciągał nas wszystkich. Natomiast miałem dziwne wrażenie jakbym to już widział.
Kilku mężczyzn wyszło z sali konferencyjnej, ale jej dziadek kazał nam czekać.
Po lekko ponad godzinie wrócili.
- Jesteś pewna?- usłyszałem jak jej dziadek się jej pyta.
- Tak. Chcę znów mieć rodzinę.
Ale wiedziałem, że ostatnie zdanie nie dotyczyło tylko rodziców i dziadka. Lecz również kogoś o kim wie niewiele osób. Ja i Powell wiemy dlaczego to wszystko robi.
Na początku chciała zacząć w Rosji, ale gdy Jason przekonał ją, że ON już tam nie bywa, zmieniła zdanie i postanowiła ruszyć na Stany. Niestety i tak wiem, że robi to ze względu na NIEGO, a potem ze względu na siostrę.
Gdy wszyscy spali zadzwoniłem do strażnika spytać jak mu idzie. Powiedział, że przekonać Elenę poszło łatwo, ale Cassie musiało wystarczyć słowo strażnika i jej chęć poznania już za chwile młodej królowej.
Nicole:
Gdy wszystko się skończyło i zostałam królową dziadek postanowił mnie zabrać ze sobą do domu. Denerwowałam się tym jak mama zareaguje.
- Kochanie, wszystko w porządku?- spytał dziadek.
- Trochę się denerwuję.- przyznałam.
- Czemu mama i babcia bardzo się ucieszą.- powiedział w momencie gdy zatrzymał się samochód.- Chodźmy.
Gdy przeszłam przez próg drzwi, poczułam się lepiej.Bezpiecznie.
- Nareszcie wróciłeś w samą porę- usłyszałam głos babci, która przestała mówić na mój widok.- i mamy gościa - dodała.
- Gdzie Elizabeth?- spytał.
- W kuchni. Przedstawisz mi tą uroczą dziewczynkę?
- Jestem Nicole- powiedziałam z uśmiechem i wyciągniętą dłonią.
- Witaj dziecko, jestem Sara*.- uścisnęła moją dłoń.
- Chodźmy do kuchni- powiedział dziadek.
Babcia w drodze do kuchni wciąż mi się przyglądała.
- Córeczko, mamy gościa- powiedział dziadek.
- Tak?- spytała odwracają się w moją stronę.
Gdy mnie zobaczyła spuściła talerz na podłogę.
- Mój Boże!
- Elizabeth, co ty wyczyniasz?- spytała babcia.
- Mamo?
- Co?- spojrzała na nas babcia.
Elizabeth wciąż patrzała a ja nie wiedziałam co robić.
- Kochanie to..- chciał dokończyć dziadek.
Lecz mama jakby się ocknęła i podbiegła do mnie.
- Nicole?- dotykała mojej twarzy, przytaknęłam.- Moja córeczka, ale jak?
- To długa historia.
- Mamy czas- dodała babcia. - Gdyż ja również jestem ciekawa.
Gdy skończyłam mówić swoją historię, a mama swoją. Podałam im swoją krew. Babcia uznała, że to był ciężki dzień i poszli spać z dziadkiem. Elizabeth chciała zostać ze mną, ale poradziłam jej by poszła spać i jutro rano porozmawiamy. Sama zaś siedziałam z kubkiem herbaty i rysunkami bliskich mi osób, lecz teraz patrzałam szczególnie w jeden szkic, który narysowałam niedawno z pamięci. Pochodził on z mojego telefonu, przedstawiał on mnie i Dymitra w dniu ślubu. Było to krótko po ceremonii i Jean postanowił zrobić nam pamiątkę. Dymitr mnie mocno obejmuje patrząc prosto w moje oczy, by po chwili mnie pocałować. Ksiądz ujął to wtedy w idealnym momencie. Na samym dole dorysowałam powiększony wygląd obrączek, tylko w ten sposób mam coś cennego blisko siebie.
Ostatnio chyba robię się chyba zbyt płaczliwa, prawie wszystko mnie wzrusza. Uniosłam jedną dłoń, wyznaczyłam kółko w powietrzu palcem wskazującym tworząc z ognia choć na chwilę wspomnienie obrączki, którą nosiłam.
- Już niedługo wszystko się ułoży.
Ale marzenia i nadzieja nigdy nie idzie w parze z rzeczywistością, która nas przytłacza.
* Tak postanowiłam nazwać babcie Nicole, jeśli się nie mylę to nigdy nie podałam imion dziadków (jak na razie tylko babcia).
Nic nigdy nie dzieje się bez przyczyny, tylko czemu ja mam bronić świata. W czasie gdy wszyscy spali w sali konferencyjnej. Loren poszedł dowiedzieć się jak idzie Jasonowi. Żałuję, że nie mogę tam być. Tak bardzo pragnę zobaczyć siostrę i samej jej wyznać prawdę. Natomiast musiałam powierzyć to komuś zaufanemu.
Wróciłam zaledwie godzinę temu z mojego "Królewskiego Tournee". Dymitr zniknął z resztą strażników, a ja siedzę w sypialni i patrzę w moją obrączkę. Jestem mężatką. Na samą tą myśl mam uśmiech na twarzy i łzy w oczach. Nawet nie zauważam kiedy ktoś obejmuję od tyłu.
- Nareszcie wróciłaś.- usłyszałam Caroline
- Hej- przywitałam się.
- Chodź ze mną mam niespodziankę.
- Ja też.
- Dobra, ale to potem bo moja jest większa.
Nie odezwałam się już, wiedziałam, że to nic nie da. Więc dałam się jej zaprowadzić.
- Zamknij oczy.- powiedziała gdy stałyśmy przed drzwiami do jej pokoju.
- Po co?
- Zamykaj a nie gadaj.
- Dobrze- powiedziałam ze śmiechem.
Powoli przekroczyłam próg pokoju.
- Otwórz.
Dwa kroki ode mnie stała Cassie. Uśmiechnęłam się i obie wpadłyśmy sobie w objęcie.
- Tęskniłam.- wyznałam
- Ja też. No pokaż się.- okręciła mnie, po czym dodała.- Nie masz żadnych uszczerbków, to cud. Bo myślałam, że będziesz już stara.
- Że co?
Podniosłam dłoń.
- O Boże!- chwyciła moją dłoń.- Czy to?
Wiedziałam co chcę powiedzieć.
- Ale co?- zaraz i Caroline obejrzała mą dłoń.- O Boże!
- Nie krzyczcie tak.
- Czy to?- tym razem Caroline się wyrwało.
- Tak. Jestem mężatką. Pogratulujecie mi?- spytałam i znów chciałam płakać ze szczęścia.
- Naturalnie. - wampirzyca mocno mnie objęła.
~ Cassie?
~ Bardzo się cieszę twoim szczęściem.- po czym sama mnie objęła.
- Opowiadaj jak to się stało?- spytała wampirzyca.
- A rada?- spytała czarownica.
- Musicie mi obiecać, że nikomu nie powiecie. Nawet Jackowi Caroline. Im mniej wie tym lepiej. Gdy wszystko się uspokoi to wyznam wszystkim prawdę.
- Nicole?- poczułam uścisk na ramieniu.
- Witaj Mike.
- Powiesz co się dzieje.
- Poczekajmy, aż wszyscy się obudzą, dobrze?
- Oczywiście.
Gdy tylko mój dziadek się obudził podszedł do mnie dotknął mojego policzka swoją ciepłą dłonią, po czym przytulił mnie do siebie.
- Moja wnuczka- wyszeptał mi do ucha.
- Możemy wiedzieć czego od nas chcesz dziecko?
Odsunęłam się od dziadka po czym spojrzałam na zgromadzonych. Poczułam uścisk na dłoni. Dziadek ścisnął moją dłoń dając mi wsparcie i otuchę.
- Chcę byście mnie ogłosili królową po cichu bym mogła zniszczyć tych, którzy popełnili przestępstwo.
- Możemy to zgłosić radzie i ona się tym zajmie.
- Rada nie robi nic od dłuższego czasu mimo, że zna prawdę.
- Jak śmiesz oskarżać radę!
Poczułam w sobie tak wielki gniew, że podeszłam i przycisnęłam mężczyznę do ściany.
- Ja jestem ponad nią i radzę się tak do mnie nie odzywać.
Wysyczałam, wbijając paznokieć w jego skórę. Nikt się nie odzywał, gdy puściłam mężczyznę odsunął się ode mnie i spojrzał w moje oczy. Jakby czegoś szukał.
- Jestem za- powiedział mężczyzna, którego dusiłam.
Wszyscy spojrzeli na niego zdumieni.
- Co?- spytał go jeden z nich.
- Ta dziewczyna, była naszą królową i powinna nią być teraz gdy mamy wśród siebie wrogów.
- Jestem za- patrzałam tylko jak każdy z nich wypowiada to same słowa. Jedni pewnie, drudzy trochę może ze strachem.
Loren:
Gdy się zdenerwowała myślałem, że zrobi coś strasznego, ale gdy się odwróciła po tym jak puściła tego mężczyznę. Jej oczy przez moment świeciły w niezwykły sposób. Jej wzrok przyciągał nas wszystkich. Natomiast miałem dziwne wrażenie jakbym to już widział.
Kilku mężczyzn wyszło z sali konferencyjnej, ale jej dziadek kazał nam czekać.
Po lekko ponad godzinie wrócili.
- Jesteś pewna?- usłyszałem jak jej dziadek się jej pyta.
- Tak. Chcę znów mieć rodzinę.
Ale wiedziałem, że ostatnie zdanie nie dotyczyło tylko rodziców i dziadka. Lecz również kogoś o kim wie niewiele osób. Ja i Powell wiemy dlaczego to wszystko robi.
Na początku chciała zacząć w Rosji, ale gdy Jason przekonał ją, że ON już tam nie bywa, zmieniła zdanie i postanowiła ruszyć na Stany. Niestety i tak wiem, że robi to ze względu na NIEGO, a potem ze względu na siostrę.
Gdy wszyscy spali zadzwoniłem do strażnika spytać jak mu idzie. Powiedział, że przekonać Elenę poszło łatwo, ale Cassie musiało wystarczyć słowo strażnika i jej chęć poznania już za chwile młodej królowej.
Nicole:
Gdy wszystko się skończyło i zostałam królową dziadek postanowił mnie zabrać ze sobą do domu. Denerwowałam się tym jak mama zareaguje.
- Kochanie, wszystko w porządku?- spytał dziadek.
- Trochę się denerwuję.- przyznałam.
- Czemu mama i babcia bardzo się ucieszą.- powiedział w momencie gdy zatrzymał się samochód.- Chodźmy.
Gdy przeszłam przez próg drzwi, poczułam się lepiej.Bezpiecznie.
- Nareszcie wróciłeś w samą porę- usłyszałam głos babci, która przestała mówić na mój widok.- i mamy gościa - dodała.
- Gdzie Elizabeth?- spytał.
- W kuchni. Przedstawisz mi tą uroczą dziewczynkę?
- Jestem Nicole- powiedziałam z uśmiechem i wyciągniętą dłonią.
- Witaj dziecko, jestem Sara*.- uścisnęła moją dłoń.
- Chodźmy do kuchni- powiedział dziadek.
Babcia w drodze do kuchni wciąż mi się przyglądała.
- Córeczko, mamy gościa- powiedział dziadek.
- Tak?- spytała odwracają się w moją stronę.
Gdy mnie zobaczyła spuściła talerz na podłogę.
- Mój Boże!
- Elizabeth, co ty wyczyniasz?- spytała babcia.
- Mamo?
- Co?- spojrzała na nas babcia.
Elizabeth wciąż patrzała a ja nie wiedziałam co robić.
- Kochanie to..- chciał dokończyć dziadek.
Lecz mama jakby się ocknęła i podbiegła do mnie.
- Nicole?- dotykała mojej twarzy, przytaknęłam.- Moja córeczka, ale jak?
- To długa historia.
- Mamy czas- dodała babcia. - Gdyż ja również jestem ciekawa.
Gdy skończyłam mówić swoją historię, a mama swoją. Podałam im swoją krew. Babcia uznała, że to był ciężki dzień i poszli spać z dziadkiem. Elizabeth chciała zostać ze mną, ale poradziłam jej by poszła spać i jutro rano porozmawiamy. Sama zaś siedziałam z kubkiem herbaty i rysunkami bliskich mi osób, lecz teraz patrzałam szczególnie w jeden szkic, który narysowałam niedawno z pamięci. Pochodził on z mojego telefonu, przedstawiał on mnie i Dymitra w dniu ślubu. Było to krótko po ceremonii i Jean postanowił zrobić nam pamiątkę. Dymitr mnie mocno obejmuje patrząc prosto w moje oczy, by po chwili mnie pocałować. Ksiądz ujął to wtedy w idealnym momencie. Na samym dole dorysowałam powiększony wygląd obrączek, tylko w ten sposób mam coś cennego blisko siebie.
Ostatnio chyba robię się chyba zbyt płaczliwa, prawie wszystko mnie wzrusza. Uniosłam jedną dłoń, wyznaczyłam kółko w powietrzu palcem wskazującym tworząc z ognia choć na chwilę wspomnienie obrączki, którą nosiłam.
- Już niedługo wszystko się ułoży.
Ale marzenia i nadzieja nigdy nie idzie w parze z rzeczywistością, która nas przytłacza.
* Tak postanowiłam nazwać babcie Nicole, jeśli się nie mylę to nigdy nie podałam imion dziadków (jak na razie tylko babcia).
poniedziałek, 19 czerwca 2017
Rozdział 6
Nicole:
Nie pamiętam nawet kiedy zasnęłam, ale wiem, że wkrótce będę musiała się nakarmić. Gdy otworzyłam oczy na stoliku siedział Loren a kawałek za nim stał Jason.
- Dzień dobry- powiedziałam cicho.
Lecz oni sam mój dźwięk spojrzeli na mnie, patrząc im w oczy wiedziałam już, że mnie pamiętają.
-Wasza...- chciał powiedzieć Powell, lecz mu urwałam.
- Nie jestem już królową, ale pamiętacie wszystko co było ze mną związane, prawda?
- Tak, wybacz mi, że ci nie uwierzyłem- powiedział Loren.
- Nic nie szkodzi, mam jedno pytanie. Jak mam na nazwisko?
Obaj spojrzeli na siebie, Loren kiwnął głową strażnikowi, oddając mu inicjatywę.
- Bielikov, nazywasz się Nicole Bielikov.
Niestety sposób w jaki Powell je wypowiedział nie napawał mnie szczęściem, lecz dziwnym smutkiem.
- To jest dobra odpowiedź.
- Co teraz? Wszyscy chcą cię zdobyć i jak wiedzą o tobie? - spytał Loren.
- Czarodziej, który wykonywał zaklęcie zapewne się zorientował, że powstała niewielka dziura w zaklęciu, która nie powinna się pojawić. Potrzebuje sojuszników, ludzi, którzy mnie nie zdradzą i będą za mną. Mam zamiar przejąć władzę mojej matki i pozbawić ich myśli, że nic im nie grozi.
- Sądzisz, że twój dziadek będzie współpracować?
- Nie znasz go Loren, nie wiecie wszystkiego. Za mnie odda wszystko. Jestem jedyną krwią z jego krwi i nie pozwoli, by stała mi się krzywda. A teraz porozmawiajmy o sojusznikach.
Miesiąc później
Daniel:
- Znalazłeś ją?- usłyszałem wkurzoną wampirzyce.
- Wiesz, że nie. Poza tym czym się tak martwisz?
- Nie twój interes. Jak możesz jej nie odnaleźć. Jest tyle pogłosek i tracisz ludzi.
Wampirzyca od czasu poszukiwania mojej bratanicy robi się strasznie nerwowa. To obrzydliwe, że ktoś taki zwraca się tak do mnie.
- Pamiętaj do kogo mówisz wampirzyco.
- Gdyby nie ja nie byłbyś tutaj oraz pamiętaj to nie moja wina, że twoja żona znów umarła.
Wstałem wściekły i gdy chciałem do niej podejść, do środka wszedł czarodziej.
- Znalazłeś ją?- znowu.
- Nie.
- Ile można szukać jednej dziewczynki? Dałem ci moich czarodziei, a ty tylko ich marnujesz. Poza tym nasza pozycja jest zagrożona, podobno grupa zdrajców chcę nas zaatakować.
- Skąd to wiesz?- spytałem.
- Miałem człowiek u każdej z nich. Jeden wrócił powiedział, że rządzi nimi dziecko. Był wyniszczony kazała przekazać nam wiadomość.
- Mówiłam, że trzeba się spieszyć.
- Co to za wiadomość?- spytałem, udając, że nie słyszałem słów kobiety.
- Sam sobie przeczytaj- rzucił mi kartkę.
Już wkrótce się spotkamy, a wtedy was zniszczę wszystkich troje. Moja twarz będzie przed wami aż do śmierci i dłużej, Nic was przede mną nie uratuje.
Przeczytałem na głos.
- Nie mamy się czym przejmować- powiedziałem.- To tylko dziecko nie zagraża nam.
- Mam dość wycofuje moich ludzi. Nie mam zamiaru tego ignorować. Nawet jeśli jest to dziecko. To nie jest to zwykłe dziecko. To musi być ona.
- Ta dziewucha nie może nam zagrozić- odezwała się wampirzyca.
- Mam gdzieś co wy uważacie. Jeśli pogłoski o niej są prawdziwe, oddam się w jej łaskę.
- Boisz się dziewczynki, masz władze nie musisz się bać.
Miałem dość tej kłótni.
- Dość. Koniec Wychodzę, a jeśli chcecie kłóćcie się dalej.
Nicole:
- Zjawią się?- spytał Loren.
- Tak. Rozmawiałeś z Jasonem.
- Tak, parę minut temu. Był prawie na miejscu.
- To dobrze.
Po kilku minutach do sali konferencyjne weszło dwanaście osób z moim dziadkiem na samym końcu.
- Witam - powiedziałam.
- Kim jesteś i jak tu weszłaś dziecko?- usłyszałam głos dziadka.
- Proszę usiąść.
- To jakiś żart- usłyszałam.
- To nie żart. Skoro nie chcecie usiąść to się przedstawię. Nazywam się Nicole Katherine Steel-Johnson i jestem pańską wnuczką- ostatnie słowa skierowałam do dziadka.
Widziałam jak dziadek nie uwierzył w moje słowa, więc zanim on zdążył poprosiłam sekretarkę by wniosła prezent. Jeśli można to tak nazwać. Wszyscy pracownicy wiedzą kim jestem, więc bez przeszkód robią to co karzę.
Kobieta postawiła tacę na stole i wyszła.
- Co to ma znaczyć?
- W szklance jest moja krew. Część z was bardzo jej pragnie, w końcu byliście gotowi za nią zrobić wszystko. Słyszeliście pewnie o nowej grupie, którą rządzi dziecko. To nie są plotki. Mike mogę dać jej życie, ale muszę mieć pomoc. Pokaż im, że nie trzeba się bać. Angi mi ufa.
- Skąd?- zbliżył się do mnie.
- Spróbuj zajrzeć.
Na moment przymknął powieki, a gdy jego wzrok spoczął na mnie. Widziałam jak chwycił szklankę i wypił do dna.
- Loren.
Dopiero teraz zauważyli czarodzieja. Mike usiadł na podłodze i zasnął.
Wiedział, że nie będzie łatwo ich przekonać, więc spojrzałam na nich i każdemu z nich dałam coś co ich przekona. Moment z mojego życia, który ich przekonał. Szklanki zaczęły się opróżniać, ale dziadek wciąż nie był przekonany. Więc dałam mu coś więcej.
- Już nigdy więcej- krzyczałam na ludzi, którzy byli dla mnie wszystkim co złe.
- Myślisz, że się liczysz.
- Jestem królową i nigdy nic dla was nie zrobię.
Przyjechałam do matki, ale los chciał, że w tym momencie nikogo nie było prócz pracowników, którzy mnie wpuścili. Ludzie, którymi gardzę pojawili się nagle w domu moich dziadków i matki.
- Popełniasz błędy, jesteś taka jak twoje poprzedniczki. Nikt nie jest po twojej stronie, a my dostajemy to co chcemy. Brać ją.
Mieli w sobie ich lub moją krew, a ja nie mogłam nic zrobić. Wiedziałam, że zmylą nawet moich strażnika. Krzyczałam jak opętana, gdy mężczyźni przycisnęli mnie do ściany. Jeden wyciągnął moją rękę jak najmocniej. Widziałam jak jeden zbliża się rurką jak w szpitalach gdzie pobierają krew od wolontariuszy. Po ich twarzach widziałam, że nie będzie to miłe.
Wołałam do ukochanego, ale nawet to mi nie pomoże.
Bo widziałam jak Powell przechodził i szukał niebezpieczeństwa, ale widział tylko iluzję, ,którą te ścierwa założyli. Łzy leciały po mej twarzy, aż drzwi otworzyły się z wielkim hukiem. Odwróciłam w tam tą stronę głowę i zobaczyłam dziadka, a przy nim Mike. Twarz dziadka wyrażała wściekłość. Widział mnie. Podszedł odciągnął jednego z nich ode mnie.
- Jak śmiecie tak traktować mą wnuczkę!- krzyczał cały czas.- Wy się śmieliście nazywać moimi przyjaciółmi.
- Jak ?- ktoś się odezwał.
- Wynoście się z mojego domu, już.
Dziadek wyglądał jakby był wstanie kogoś zabić.
- Moja wnuczka- wziął mnie w ramiona i przytulał do siebie, gdy ze mnie leciały łzy.- Już nikt nigdy cię nie skrzywdzi w tym domu. Wybacz mi moje dziecko.
- Dziadku- łkałam.
- Moja kruszynka.
Spojrzał na mnie i miał w oczach łzy, po czym sięgnął po szklankę. Przed przyłożeniem jej do ust uśmiechnął sie do mnie lekko.
- Kocham cię dziadku- powiedziałam cicho, gdy upadał przy moich objęciach w sen, który sprawił czarodziej.
Nie pamiętam nawet kiedy zasnęłam, ale wiem, że wkrótce będę musiała się nakarmić. Gdy otworzyłam oczy na stoliku siedział Loren a kawałek za nim stał Jason.
- Dzień dobry- powiedziałam cicho.
Lecz oni sam mój dźwięk spojrzeli na mnie, patrząc im w oczy wiedziałam już, że mnie pamiętają.
-Wasza...- chciał powiedzieć Powell, lecz mu urwałam.
- Nie jestem już królową, ale pamiętacie wszystko co było ze mną związane, prawda?
- Tak, wybacz mi, że ci nie uwierzyłem- powiedział Loren.
- Nic nie szkodzi, mam jedno pytanie. Jak mam na nazwisko?
Obaj spojrzeli na siebie, Loren kiwnął głową strażnikowi, oddając mu inicjatywę.
- Bielikov, nazywasz się Nicole Bielikov.
Niestety sposób w jaki Powell je wypowiedział nie napawał mnie szczęściem, lecz dziwnym smutkiem.
- To jest dobra odpowiedź.
- Co teraz? Wszyscy chcą cię zdobyć i jak wiedzą o tobie? - spytał Loren.
- Czarodziej, który wykonywał zaklęcie zapewne się zorientował, że powstała niewielka dziura w zaklęciu, która nie powinna się pojawić. Potrzebuje sojuszników, ludzi, którzy mnie nie zdradzą i będą za mną. Mam zamiar przejąć władzę mojej matki i pozbawić ich myśli, że nic im nie grozi.
- Sądzisz, że twój dziadek będzie współpracować?
- Nie znasz go Loren, nie wiecie wszystkiego. Za mnie odda wszystko. Jestem jedyną krwią z jego krwi i nie pozwoli, by stała mi się krzywda. A teraz porozmawiajmy o sojusznikach.
Miesiąc później
Daniel:
- Znalazłeś ją?- usłyszałem wkurzoną wampirzyce.
- Wiesz, że nie. Poza tym czym się tak martwisz?
- Nie twój interes. Jak możesz jej nie odnaleźć. Jest tyle pogłosek i tracisz ludzi.
Wampirzyca od czasu poszukiwania mojej bratanicy robi się strasznie nerwowa. To obrzydliwe, że ktoś taki zwraca się tak do mnie.
- Pamiętaj do kogo mówisz wampirzyco.
- Gdyby nie ja nie byłbyś tutaj oraz pamiętaj to nie moja wina, że twoja żona znów umarła.
Wstałem wściekły i gdy chciałem do niej podejść, do środka wszedł czarodziej.
- Znalazłeś ją?- znowu.
- Nie.
- Ile można szukać jednej dziewczynki? Dałem ci moich czarodziei, a ty tylko ich marnujesz. Poza tym nasza pozycja jest zagrożona, podobno grupa zdrajców chcę nas zaatakować.
- Skąd to wiesz?- spytałem.
- Miałem człowiek u każdej z nich. Jeden wrócił powiedział, że rządzi nimi dziecko. Był wyniszczony kazała przekazać nam wiadomość.
- Mówiłam, że trzeba się spieszyć.
- Co to za wiadomość?- spytałem, udając, że nie słyszałem słów kobiety.
- Sam sobie przeczytaj- rzucił mi kartkę.
Już wkrótce się spotkamy, a wtedy was zniszczę wszystkich troje. Moja twarz będzie przed wami aż do śmierci i dłużej, Nic was przede mną nie uratuje.
Przeczytałem na głos.
- Nie mamy się czym przejmować- powiedziałem.- To tylko dziecko nie zagraża nam.
- Mam dość wycofuje moich ludzi. Nie mam zamiaru tego ignorować. Nawet jeśli jest to dziecko. To nie jest to zwykłe dziecko. To musi być ona.
- Ta dziewucha nie może nam zagrozić- odezwała się wampirzyca.
- Mam gdzieś co wy uważacie. Jeśli pogłoski o niej są prawdziwe, oddam się w jej łaskę.
- Boisz się dziewczynki, masz władze nie musisz się bać.
Miałem dość tej kłótni.
- Dość. Koniec Wychodzę, a jeśli chcecie kłóćcie się dalej.
Nicole:
- Zjawią się?- spytał Loren.
- Tak. Rozmawiałeś z Jasonem.
- Tak, parę minut temu. Był prawie na miejscu.
- To dobrze.
Po kilku minutach do sali konferencyjne weszło dwanaście osób z moim dziadkiem na samym końcu.
- Witam - powiedziałam.
- Kim jesteś i jak tu weszłaś dziecko?- usłyszałam głos dziadka.
- Proszę usiąść.
- To jakiś żart- usłyszałam.
- To nie żart. Skoro nie chcecie usiąść to się przedstawię. Nazywam się Nicole Katherine Steel-Johnson i jestem pańską wnuczką- ostatnie słowa skierowałam do dziadka.
Widziałam jak dziadek nie uwierzył w moje słowa, więc zanim on zdążył poprosiłam sekretarkę by wniosła prezent. Jeśli można to tak nazwać. Wszyscy pracownicy wiedzą kim jestem, więc bez przeszkód robią to co karzę.
Kobieta postawiła tacę na stole i wyszła.
- Co to ma znaczyć?
- W szklance jest moja krew. Część z was bardzo jej pragnie, w końcu byliście gotowi za nią zrobić wszystko. Słyszeliście pewnie o nowej grupie, którą rządzi dziecko. To nie są plotki. Mike mogę dać jej życie, ale muszę mieć pomoc. Pokaż im, że nie trzeba się bać. Angi mi ufa.
- Skąd?- zbliżył się do mnie.
- Spróbuj zajrzeć.
Na moment przymknął powieki, a gdy jego wzrok spoczął na mnie. Widziałam jak chwycił szklankę i wypił do dna.
- Loren.
Dopiero teraz zauważyli czarodzieja. Mike usiadł na podłodze i zasnął.
Wiedział, że nie będzie łatwo ich przekonać, więc spojrzałam na nich i każdemu z nich dałam coś co ich przekona. Moment z mojego życia, który ich przekonał. Szklanki zaczęły się opróżniać, ale dziadek wciąż nie był przekonany. Więc dałam mu coś więcej.
- Już nigdy więcej- krzyczałam na ludzi, którzy byli dla mnie wszystkim co złe.
- Myślisz, że się liczysz.
- Jestem królową i nigdy nic dla was nie zrobię.
Przyjechałam do matki, ale los chciał, że w tym momencie nikogo nie było prócz pracowników, którzy mnie wpuścili. Ludzie, którymi gardzę pojawili się nagle w domu moich dziadków i matki.
- Popełniasz błędy, jesteś taka jak twoje poprzedniczki. Nikt nie jest po twojej stronie, a my dostajemy to co chcemy. Brać ją.
Mieli w sobie ich lub moją krew, a ja nie mogłam nic zrobić. Wiedziałam, że zmylą nawet moich strażnika. Krzyczałam jak opętana, gdy mężczyźni przycisnęli mnie do ściany. Jeden wyciągnął moją rękę jak najmocniej. Widziałam jak jeden zbliża się rurką jak w szpitalach gdzie pobierają krew od wolontariuszy. Po ich twarzach widziałam, że nie będzie to miłe.
Wołałam do ukochanego, ale nawet to mi nie pomoże.
Bo widziałam jak Powell przechodził i szukał niebezpieczeństwa, ale widział tylko iluzję, ,którą te ścierwa założyli. Łzy leciały po mej twarzy, aż drzwi otworzyły się z wielkim hukiem. Odwróciłam w tam tą stronę głowę i zobaczyłam dziadka, a przy nim Mike. Twarz dziadka wyrażała wściekłość. Widział mnie. Podszedł odciągnął jednego z nich ode mnie.
- Jak śmiecie tak traktować mą wnuczkę!- krzyczał cały czas.- Wy się śmieliście nazywać moimi przyjaciółmi.
- Jak ?- ktoś się odezwał.
- Wynoście się z mojego domu, już.
Dziadek wyglądał jakby był wstanie kogoś zabić.
- Moja wnuczka- wziął mnie w ramiona i przytulał do siebie, gdy ze mnie leciały łzy.- Już nikt nigdy cię nie skrzywdzi w tym domu. Wybacz mi moje dziecko.
- Dziadku- łkałam.
- Moja kruszynka.
Spojrzał na mnie i miał w oczach łzy, po czym sięgnął po szklankę. Przed przyłożeniem jej do ust uśmiechnął sie do mnie lekko.
- Kocham cię dziadku- powiedziałam cicho, gdy upadał przy moich objęciach w sen, który sprawił czarodziej.
wtorek, 6 czerwca 2017
Rozdział 5
Loren:
Sam nie wiem dlaczego to robię. Nie jestem do niej przekonany, ale to Powell jest straszy i to on podejmuję decyzje. Wciąż się zastanawiam czy to co ta dziewczyna mówi to prawda, a jeśli tak to co się wydarzy.
Minęło kilka dób i teraz dziewczyna jedzie z nami do domku, który wynajęliśmy. Nikt się nie odzywa, sam nie wiem co mnie jeszcze czeka. Przecież nie jestem tak potężny. Co się stanie jeśli zrobię coś źle a ona umrze?
- Nie myśl za dużo.- usłyszałem dziewczynę.
- Skąd wiesz, że myślę o czymś?
- Znam cię, więc coś tam wiem- powiedziała unosząc lekko kąciki ust.
- Skąd wiesz, że mogę wykonać zaklęcie, które chcesz?
- Gdybym nie była pewna, nie pozwoliłabym ci na to. A zrobię wszystko by zniszczyć tych, którzy mi ją odebrali- powiedziała to szybko.
Odwróciłem się do niej po usłyszeniu końcówki. Wyglądała jakby powiedziała coś czego nie powinni.
- Ktoś zginął?- spytał Powell.
- Nie ważne.- zamilkła na chwilę.- Dojeżdżamy?
- Tak -odpowiedział strażnik.
- Co?!- krzyknąłem.
- Uspokój się to nic takiego.
- Żartujesz sobie, jeśli zrobię coś nie tak lub skończę za szybko możesz zginąć przeze mnie.
- Nie mam czasu, by odnaleźć Elenę. Zrobisz to rozumiesz, dasz radę.
Przesunęła krzesło na środek pokoju i usiadła na nim.
- Jason przywiąż mnie, mocno.
Strażnik spojrzał na mnie.
- Do cholery ! Zróbcie to nie mamy czasu im szybciej zyskam swoją twarz tym lepiej. Zaufajcie mi.
Jej wyraz twarzy czy raczej same oczy przekazywały mi ciche błaganie do zaczęcia. Kiwnąłem lekko głową, a strażnik podszedł do nastolatki i zaczął ją wiązać.
- Jesteś gotowa?
- Tak. Pamiętaj cokolwiek będę krzyczeć masz nie przestawać, rozumiesz?
- Tak. Przykro mi.
I było tak naprawdę.
Powell:
Stałem przy samych drzwiach i patrzałem na czarownika. Podszedł do niej i położył dłonie na jej głowie. Nie było w niej strachu, lecz zaufanie. Zna nas, ale boję się, że to co mówi okaże się prawdą. Tak nawet ja. Gdyż jeśli to prawda, to nadejdą wielkie zmiany na dobre. Lecz jest jeszcze jedna sprawa - mój przyjaciel, jeśli wciąż nim jest?
Jej krzyki stawały się coraz głośniejsze, chciałbym to przerwać, ale zakazała mi tego robić. Dziecko mi zakazało, boże to niedorzeczność.
Nastolatka zemdlała, ale młody czarownik wciąż wypowiadał zaklęcie, aż padł na kolana.
- Możesz ją odwiązać- usłyszałam jego wykończony głos.
- W porządku?- spytałem.
- Tak. Zajmij się nią
- Dobrze.
Loren wyszedł na zewnątrz chwytając wcześniej butelkę wody. Sam rozwiązałem dziewczynę i zaniosłem do sypialni i położyłem do łóżka.
Gdy wróciłem poszedłem zobaczyć co się dzieje z czarodziejem. Siedział na zewnątrz i patrzał dal.
- Powiesz co się dzieje?- spytałem.
- Udało mi się.
- A miałeś wątpliwości?
- A ty, nie?
- Nie. Wiem o tobie dość, by wiedzieć, że dasz radę. Co teraz?
- Musimy poczekać, aż się obudzi.
Żaden z nas nie spał obydwaj czekaliśmy, aż się obudzi. Wszedłem do sypialni chcąc sprawdzić co z nią, ale ona już siedziała na łóżku.
- Obudziłaś się.
- Gdzie jest jakieś lustro?- spytała.
- Chodź.
Zaprowadziłem ją do łazienki, wchodziła do niej tak ostrożnie jakby coś jej groziło. Gdy stanęła przed lustrem zobaczyłem na jej twarzy szeroki uśmiech i łzy które płynęły po pliczku.
- Czy coś nie tak?
- Udało się - powiedziała dotykając swojej twarzy.
Wybiegła z łazienki gdy wszedłem do salonu zobaczyłem jak ściska Lorena. Gdy tylko się od niego odsunęła. Loren się odezwał.
- Udowodnij, że wszystko to co mówiłaś jest prawdą.
- Dobrze. Potrzebuje dwie szklanki i nóż.
Przyniosłem to o co prosiła.
- Znając życie czekaliście,aż się obudzę. Więc dam wam coś co pomoże wam zasnąć.
Przecięła sobie dłoń nożem robiąc przy tym grymas na twarzy. Krew spuściła do obu szklanek oraz podała je nam, W szkle była odrobina jej krwi.
- Nie jest jej dużo, więc do dna.
- Mamy ją wypić- upewnił się Loren.
- Tak, a potem iść spać. Gdy się obudzicie zapytam was o coś. Moja krew nic wam nie zrobi. Zaufajcie mi.
Wzmocniłem uchwyt i pierwszy wypiłem krew, po czym kiwnięciem głowy dałem znak czarownikowi, by zrobił to samo.
- Dobrych snów.
Nicole:
Mężczyźni poszli spać, a ja usiadłam na kanapie.
- Co to za lista?- spytałam Shanny
- Dane osobowe strażników, którzy chcą cię chronić w czasie podróży. Masz wybrać sobie ich, a potem strażnik Powell najwyżej ich zatwierdzi do twojej straży.
- Zraz je przejrzę, dziękuję.
Shanna wyszła, a ja wzięłam się za przeglądanie listy strażników. Czytałam ich imiona, nazwiska, doświadczenie oraz ich komentarza dlaczego chcą mnie chronić. Większość informacji była taka sama, aż do jednego nazwiska.
Bielkov
Dlaczego?!
Moment to nie jest jego pismo. Chwyciłam dokument i wyszłam z gabinetu.
- Wasza Królewska Mość?!- Wołała Shanna.
- Wrócę za pięć minut.
- Co ty wyprawiasz?! Dymitr wie?!- krzyczałam na przyjaciółkę.
- Nie i uspokój się. Usiądź. Posłuchaj wiem, że wyjedziesz i tak myślałam nad tym długo. Nie potrzebuję strażnika, a ty i on możecie być bliżej siebie w ten sposób. Będziesz szczęśliwa.
- A co się stanie jeśli się dowiedzą kim on dla mnie jest?!
- Nikt się nie zorientuje. Sama wiesz, że jest dobry i dlatego zostałby wybrany. A ja zrezygnowałam gdyż sprzeciwiam się wujowi. Nie martw się wszystkim, choć przez chwilę pozwól sobie być szczęśliwą.
- Jesteś okropna, a on?
- Nie wie, ale jeśli zrezygnujesz on się nie dowie. Ale nie rób tego wam.
- Jesteś pewna, że tego chcesz?
- Jasne, że tak. Sądzę, że mój chłopak też jest niezłym strażnikiem.- powiedziała ze śmiechem
- Jasne- dołączyłam do niej.
Usiadłam na kanapie i postanowiłam poćwiczyć swoją moc, póki ci dwaj śpią.
Sam nie wiem dlaczego to robię. Nie jestem do niej przekonany, ale to Powell jest straszy i to on podejmuję decyzje. Wciąż się zastanawiam czy to co ta dziewczyna mówi to prawda, a jeśli tak to co się wydarzy.
Minęło kilka dób i teraz dziewczyna jedzie z nami do domku, który wynajęliśmy. Nikt się nie odzywa, sam nie wiem co mnie jeszcze czeka. Przecież nie jestem tak potężny. Co się stanie jeśli zrobię coś źle a ona umrze?
- Nie myśl za dużo.- usłyszałem dziewczynę.
- Skąd wiesz, że myślę o czymś?
- Znam cię, więc coś tam wiem- powiedziała unosząc lekko kąciki ust.
- Skąd wiesz, że mogę wykonać zaklęcie, które chcesz?
- Gdybym nie była pewna, nie pozwoliłabym ci na to. A zrobię wszystko by zniszczyć tych, którzy mi ją odebrali- powiedziała to szybko.
Odwróciłem się do niej po usłyszeniu końcówki. Wyglądała jakby powiedziała coś czego nie powinni.
- Ktoś zginął?- spytał Powell.
- Nie ważne.- zamilkła na chwilę.- Dojeżdżamy?
- Tak -odpowiedział strażnik.
- Co?!- krzyknąłem.
- Uspokój się to nic takiego.
- Żartujesz sobie, jeśli zrobię coś nie tak lub skończę za szybko możesz zginąć przeze mnie.
- Nie mam czasu, by odnaleźć Elenę. Zrobisz to rozumiesz, dasz radę.
Przesunęła krzesło na środek pokoju i usiadła na nim.
- Jason przywiąż mnie, mocno.
Strażnik spojrzał na mnie.
- Do cholery ! Zróbcie to nie mamy czasu im szybciej zyskam swoją twarz tym lepiej. Zaufajcie mi.
Jej wyraz twarzy czy raczej same oczy przekazywały mi ciche błaganie do zaczęcia. Kiwnąłem lekko głową, a strażnik podszedł do nastolatki i zaczął ją wiązać.
- Jesteś gotowa?
- Tak. Pamiętaj cokolwiek będę krzyczeć masz nie przestawać, rozumiesz?
- Tak. Przykro mi.
I było tak naprawdę.
Powell:
Stałem przy samych drzwiach i patrzałem na czarownika. Podszedł do niej i położył dłonie na jej głowie. Nie było w niej strachu, lecz zaufanie. Zna nas, ale boję się, że to co mówi okaże się prawdą. Tak nawet ja. Gdyż jeśli to prawda, to nadejdą wielkie zmiany na dobre. Lecz jest jeszcze jedna sprawa - mój przyjaciel, jeśli wciąż nim jest?
Jej krzyki stawały się coraz głośniejsze, chciałbym to przerwać, ale zakazała mi tego robić. Dziecko mi zakazało, boże to niedorzeczność.
Nastolatka zemdlała, ale młody czarownik wciąż wypowiadał zaklęcie, aż padł na kolana.
- Możesz ją odwiązać- usłyszałam jego wykończony głos.
- W porządku?- spytałem.
- Tak. Zajmij się nią
- Dobrze.
Loren wyszedł na zewnątrz chwytając wcześniej butelkę wody. Sam rozwiązałem dziewczynę i zaniosłem do sypialni i położyłem do łóżka.
Gdy wróciłem poszedłem zobaczyć co się dzieje z czarodziejem. Siedział na zewnątrz i patrzał dal.
- Powiesz co się dzieje?- spytałem.
- Udało mi się.
- A miałeś wątpliwości?
- A ty, nie?
- Nie. Wiem o tobie dość, by wiedzieć, że dasz radę. Co teraz?
- Musimy poczekać, aż się obudzi.
Żaden z nas nie spał obydwaj czekaliśmy, aż się obudzi. Wszedłem do sypialni chcąc sprawdzić co z nią, ale ona już siedziała na łóżku.
- Obudziłaś się.
- Gdzie jest jakieś lustro?- spytała.
- Chodź.
Zaprowadziłem ją do łazienki, wchodziła do niej tak ostrożnie jakby coś jej groziło. Gdy stanęła przed lustrem zobaczyłem na jej twarzy szeroki uśmiech i łzy które płynęły po pliczku.
- Czy coś nie tak?
- Udało się - powiedziała dotykając swojej twarzy.
Wybiegła z łazienki gdy wszedłem do salonu zobaczyłem jak ściska Lorena. Gdy tylko się od niego odsunęła. Loren się odezwał.
- Udowodnij, że wszystko to co mówiłaś jest prawdą.
- Dobrze. Potrzebuje dwie szklanki i nóż.
Przyniosłem to o co prosiła.
- Znając życie czekaliście,aż się obudzę. Więc dam wam coś co pomoże wam zasnąć.
Przecięła sobie dłoń nożem robiąc przy tym grymas na twarzy. Krew spuściła do obu szklanek oraz podała je nam, W szkle była odrobina jej krwi.
- Nie jest jej dużo, więc do dna.
- Mamy ją wypić- upewnił się Loren.
- Tak, a potem iść spać. Gdy się obudzicie zapytam was o coś. Moja krew nic wam nie zrobi. Zaufajcie mi.
Wzmocniłem uchwyt i pierwszy wypiłem krew, po czym kiwnięciem głowy dałem znak czarownikowi, by zrobił to samo.
- Dobrych snów.
Nicole:
Mężczyźni poszli spać, a ja usiadłam na kanapie.
- Co to za lista?- spytałam Shanny
- Dane osobowe strażników, którzy chcą cię chronić w czasie podróży. Masz wybrać sobie ich, a potem strażnik Powell najwyżej ich zatwierdzi do twojej straży.
- Zraz je przejrzę, dziękuję.
Shanna wyszła, a ja wzięłam się za przeglądanie listy strażników. Czytałam ich imiona, nazwiska, doświadczenie oraz ich komentarza dlaczego chcą mnie chronić. Większość informacji była taka sama, aż do jednego nazwiska.
Bielkov
Dlaczego?!
Moment to nie jest jego pismo. Chwyciłam dokument i wyszłam z gabinetu.
- Wasza Królewska Mość?!- Wołała Shanna.
- Wrócę za pięć minut.
- Co ty wyprawiasz?! Dymitr wie?!- krzyczałam na przyjaciółkę.
- Nie i uspokój się. Usiądź. Posłuchaj wiem, że wyjedziesz i tak myślałam nad tym długo. Nie potrzebuję strażnika, a ty i on możecie być bliżej siebie w ten sposób. Będziesz szczęśliwa.
- A co się stanie jeśli się dowiedzą kim on dla mnie jest?!
- Nikt się nie zorientuje. Sama wiesz, że jest dobry i dlatego zostałby wybrany. A ja zrezygnowałam gdyż sprzeciwiam się wujowi. Nie martw się wszystkim, choć przez chwilę pozwól sobie być szczęśliwą.
- Jesteś okropna, a on?
- Nie wie, ale jeśli zrezygnujesz on się nie dowie. Ale nie rób tego wam.
- Jesteś pewna, że tego chcesz?
- Jasne, że tak. Sądzę, że mój chłopak też jest niezłym strażnikiem.- powiedziała ze śmiechem
- Jasne- dołączyłam do niej.
Usiadłam na kanapie i postanowiłam poćwiczyć swoją moc, póki ci dwaj śpią.
wtorek, 30 maja 2017
Rozdział 4
Nicole:
Zaczęła się moja nauka w gimnazjum, co oznacza, że zacznę naukę z nauczycielem, którego uwielbiam. Mam niewielką moc, ale czuję dużą liczbę bestii, w moim kraju. Nie mam pojęcia jak, lecz czuję ich i wiem, że wkrótce zjawią się i tu.
Mam pytanko kto lubi w-f na pierwszej lekcji, bo ja nie. Ledwo się człowiek ubierze to musi się zaraz znów przebrać, czysty koszmar. Nie mam nic do w-f, gdyż odkąd pamiętam zrobiłam wszystko, by nie wyglądać jak wtedy, ale zachowanie jest różne. Nie raz jestem taka jak zwykła trzynastolatka a nie raz czuję się jak osoba dużo starsza. To okropne.
Po skończonej lekcji szłam z dziewczynami z klasy odwieść strój do szatni, ale zauważyłam wchodzących mężczyzn na teren szkoły. Pierwszy szedł... Boże Loren, a za nim Powell już chciałam podbiec, ale trzeci mężczyzna był bestią. A ich miny nie były miłe. Chciałam płakać ze szczęścia, że to właśnie oni tu są, jak również z bólu, że są tu tylko po to by się mnie pozbyć.
Jak najszybciej weszłam do szkoły, przerwa jest krótka, ale wystarczająca by się dowiedzieć co tu robią.
Stałam pod klasą i czekałam na informacje, gdy tylko chłopacy wrócili ze sklepiku. Zaczęli mówić o tym co podobno ktoś słyszał.
- Podobno ktoś ze szkoły coś wygrał i będę poszukiwać tej osoby.
- A co to za wygrana?
- Podobno kasa ale kto ich wie.
Kasa jasne, chyba moja śmierć. Spokojnie wystarczy pozbyć się bestii i przekonać dawnych przyjaciół.
Była już czwarta lekcja a jeszcze do nas nie dotarli, ale za nim zapukano w drzwi już wiedziała, że czas na moją klasę. Wyciągnęłam ostrze z plecaka i włożyłam do kieszeni bluzy, którą dzięki Bogu dziś włożyłam.
Gdy weszli modliłam się tylko by Loren od razu mnie nie wyczuł. Nauczyciel poinformował nas, że wychodzimy według dziennika, co oznaczało, że pójdę na samym początku.
Nie czekałam długo nikt nie spędził z nimi dłużej niż dwóch minut. Gdy nadeszła moja kolej włożyłam dłoń do kieszeni zaciskając ją na ostrzu. Serce biło mi strasznie szybko, gdy tylko bestia otworzyła drzwi przede mną weszłam do środka.
- Mówisz po angielsku?- spytał Loren.
- Tak.
Miałam zamiar mówić tyle ile mogę puki się nie zorientuje.
- Dobrze. Jak masz się nazywasz?
Mój wzrok latał od niego po Powella.
- Paulina Lewandowska.
- Napij się.- przesunął w moją stronę szklankę.
- Nie, dziękuje.
- Nie jest zatruta, a nam bardzo na tym zależy.
Wiem co tam jest i nie pozwolę sobie tego wypić. Nie pozwolę by pod tym wpływem wyszło wszystko na jaw. Wolę to zrobić szybko
- Wam? Czy może im Loren?
Podniosłam się i wiedziałam, że bestia będzie pierwsza przy mnie, gdyż stała cały czas za mną. Wyciągnęłam ostrze w momencie gdy bestia pochylała się w moją stronę. Wiedziałam gdzie uderzyć i miałam na to tylko jedną szansę. Mając strażnika za chłopaka wiele potrafiłam i dzięki wspomnieniom potrafiłam to wykorzystać. Wbite ostrze wcisnęłam jak najmocniej odblokowałam je przez co podziurawiło szyję, z której wypłynęła krew, Gdy tylko wyciągnęła ostrze a ciało padło na ziemie. Ustawiłam się w pozycji bojowej nie wiedząc czego mogę się spodziewać.
- Nie używaj mocy, błagam.- powiedziałam widząc zamiar Lorena powstrzymując łzy. - Użyto zaklęcia czasu i wszystko pamiętam- wykrzykując szybko padając na kolana i płacząc.
- Jesteś bezpieczna - usłyszałam głos Lorena.
- Co?- spojrzałam na niego.
- Jesteśmy przeciwko rządom i szukamy ciebie jako naszego wybawiciela. Powiedz, że nim jesteś?
Wpadłam w jego ramiona i płakałam jak mała dziewczynka.
- Nie wiesz jak długo na was czekałam.
- Trzeba się pozbyć ciała.- usłyszałam Powella.
Muszę się otrząsnąć, muszę być silna i wrócić do domu.
- Masz rację.
- Zabierzemy cię i wysłuchamy wraz z radą.- powiedział Loren.
- Żadnej rady - cofnęłam się oburzona.- Cofnięto czas, a ja pomimo, że nie powinnam, pamiętam wszystko. Nie pamiętacie mnie, ale gdy zdejmiesz ze mnie zaklęcie pokaże wam kim dla was byłam.
- Każdy podlega..
- Loren dość! Nie masz pojęcia kim jestem i jaką mam moc. Powell- podeszłam do niego.- Zawsze wiedziałeś czy kłamie, spójrz na mnie. Byłam twoją królową, poświęciłeś wiele dla mnie, byłeś głównym strażnikiem. Przyjacielem moim i mojego męża, wierzysz mi?
- Ja...
- Czy wierzysz moim słowom gdzieś głęboko w sobie?
- Tak - powiedział po dłużej chwili.
- Powiedziałaś męża?- spytał Loren.
-Tak, a ty. Chłopak mojej przyjaciółki, siostry. Czarodziej głównej trójki. Ufam ci, bo ona ufa tobie.
Powiedziałam to dawno temu, a wciąż to pamiętam.
- To nie możliwe.- powiedział czarodziej.
- Tak? To spójrz na mnie. Nie powinnam mieć mocy a mam ją. Nie powinnam pamiętać lecz pamiętam. Wycierpiałam więcej niż sądzisz i wycierpię więcej niż ktokolwiek na ziemi. Nie ważne do jakiej rady mnie weźmiecie każda zechce mej mocy i wiedzy, która jest zbyt wielka dla innych. Mam zamiar zniszczyć tych, którzy odebrali mi wszystko, ale potrzebuje pomocy. Wyjaśnicie mi jak wy nie jesteście z nim?- spytałam patrząc na martwe ciało.
- Wszystko w swoim czasie, teraz musimy cię zabrać i pozbyć się ciała.- powiedział strażnik
- Dobrze.
- Ja zajmę się zwłokami a ty pomyśl jak stąd jak najszybciej wyjść.- powiedział Loren.
Nie byli za moim wujem, nie chcą mojej śmierci. Nie będzie łatwo, ale odzyskam swoje życie. Mając ich przy sobie nie mam się już czego bać.
- Chodźmy.- powiedziałam.
- Co masz zamiar zrobić?- spytał.
- Wrócić do klasy się spakować, ty w tym czasie powiesz, że to ja byłam tą osobą i zabierasz mnie do dyrektorki.
- Mogę o coś zapytać?- staliśmy przed drzwiami klasy.
- Oczywiście.
- Mówiłaś o mężu, kto nim był? Jeśli to wszystko prawda i jak chcesz to udowodnić.
- Moim mężem jest znaczy był Dymitr. Resztę wyjaśnię później, dobrze?
- Naturalnie.
Weszłam do klasy spakowałam wszystko w plecak.
- Co jest?- spytała przyjaciółka.
- Nic, mam iść z nimi. To ja to wygrałam- szepnęłam jej.
- I nic nie powiedziałaś...
- Przepraszam.
- Paulina możesz iść tylko podejdź na chwilę.
- Oczywiście.
Nauczyciel dał mi wskazówki do zadania dodatkowego, które miał dzisiaj zadać, po czym wyszłam z klasy. Loren czekał już przy schodach. Zeszliśmy na dół, Loren zaczarował dyrektorkę by nie robiła problemów i zostałam zwolniona do domu.
- Chodźmy- powiedziałam.
- Samochodem będzie szybciej.- dodał Loren.
- Nie, najpierw poznacie mój plan. Nic nie wiecie i tylko ja znam prawdę, więc jak?
Popatrzeli na siebie.
- Zgoda.
- Świetnie.
Zaprowadziłam nas na stadion, mężczyźni usiedli na ławkach a ja oparłam się o barierkę.
- Chcę wiedzieć jak to wygląda z waszej strony. Wszystko- dodałam.
- Krótko jak twierdzisz ty "twój"wuj objął władze po śmierci twojego dziadka z początku było dobrze, lecz potem umarła jego żona. Wtedy zaś zaczęły się problemy. Do straży dołączone zostały bestie, twój wuj miał olbrzymi wpływ na czarowników, zostali zastraszeni i teraz prowadzi tylko jedna osoba. Król ma blisko jedną osobę, która wie o wszystkim. Parę godzin temu nasi ludzie odkryli, że szukają cię już jakiś czas. Powiesz nam co w tobie takiego cennego i jak dzięki tobie wygramy?
- Naprawdę nazywam się Nicole Katherine Steel-Johnson, ale wole używać tylko nazwiska ojca. Jestem niezwykłą istotą bardziej niż myślicie. Aktualnie mam na sobie zaklęcie maskujące, które będziesz musiał ze mnie zdjąć. Sądzę, że czarownik, który użył zaklęcia zorientował się, że jest coś nie tak i poszukują mnie by się mnie pozbyć oraz by nie wyszła prawda na jaw. Gdy odzyskam swój prawdziwy wygląd i moc, będę mogła zniszczyć wuja i wszystko co złe. Ale żadna rada nie wchodzi w grę. Od wieków wszystkich pcha do wielkiej mocy, a ja mam większą niż ktokolwiek myśli.
- Skąd nas znasz?
- Ty zostałeś moim strażnikiem, byłeś przy mnie gdy cierpiałam z miłości, kryłeś mnie i mojego męża. Dymitr mówił ci o wszystkim, znałeś każdy nasz sekret. Gdy zostałam pośpiesznie koronowana, zostałeś głównym strażnikiem. Wiem, że kochałeś swoją pracę, ale robiłeś wszystko bym była bezpieczna, zgodziłeś się nawet na moją decyzję, która nie weszła w życie. Ciebie natomiast Loren, poznałam jako jednego z trzech głównych czarodziei. Moja przyjaciółka a nawet siostra, kochała się w tobie. Byłeś jej nauczycielem po tym jak zyskała większą moc po naszym połączeniu. Byliśmy przyjaciółmi, znałeś moje plany dzięki Cassie, która mówiła ci wszystko. Popierałeś mnie. Jeśli ją już spotkałeś z pewnością już za tobą wzdycha.
- Skąd mamy mieć pewność, że to wszystko prawda?- spytał Loren.
- Daj mi eliksir, pod jego wpływem powiem wszystko to samo. A magi nie oszukam.
- Nie musisz - wtrącił Powell.
- A co jeśli kłamie?
- Wykonasz zaklęcie, które zechce. Jeśli nas oszukała wydamy ją w odpowiednie ręce.
- Będziemy mieli kłopoty.
- Już je macie, kłócąc się, zamiast działać.- powiedziałam.
- Zgoda, zrobię to pomimo, że nie jestem przekonany.
- Czas wrócić do domu- powiedziałam cicho z uśmiechem.
Zaczęła się moja nauka w gimnazjum, co oznacza, że zacznę naukę z nauczycielem, którego uwielbiam. Mam niewielką moc, ale czuję dużą liczbę bestii, w moim kraju. Nie mam pojęcia jak, lecz czuję ich i wiem, że wkrótce zjawią się i tu.
Mam pytanko kto lubi w-f na pierwszej lekcji, bo ja nie. Ledwo się człowiek ubierze to musi się zaraz znów przebrać, czysty koszmar. Nie mam nic do w-f, gdyż odkąd pamiętam zrobiłam wszystko, by nie wyglądać jak wtedy, ale zachowanie jest różne. Nie raz jestem taka jak zwykła trzynastolatka a nie raz czuję się jak osoba dużo starsza. To okropne.
Po skończonej lekcji szłam z dziewczynami z klasy odwieść strój do szatni, ale zauważyłam wchodzących mężczyzn na teren szkoły. Pierwszy szedł... Boże Loren, a za nim Powell już chciałam podbiec, ale trzeci mężczyzna był bestią. A ich miny nie były miłe. Chciałam płakać ze szczęścia, że to właśnie oni tu są, jak również z bólu, że są tu tylko po to by się mnie pozbyć.
Jak najszybciej weszłam do szkoły, przerwa jest krótka, ale wystarczająca by się dowiedzieć co tu robią.
Stałam pod klasą i czekałam na informacje, gdy tylko chłopacy wrócili ze sklepiku. Zaczęli mówić o tym co podobno ktoś słyszał.
- Podobno ktoś ze szkoły coś wygrał i będę poszukiwać tej osoby.
- A co to za wygrana?
- Podobno kasa ale kto ich wie.
Kasa jasne, chyba moja śmierć. Spokojnie wystarczy pozbyć się bestii i przekonać dawnych przyjaciół.
Była już czwarta lekcja a jeszcze do nas nie dotarli, ale za nim zapukano w drzwi już wiedziała, że czas na moją klasę. Wyciągnęłam ostrze z plecaka i włożyłam do kieszeni bluzy, którą dzięki Bogu dziś włożyłam.
Gdy weszli modliłam się tylko by Loren od razu mnie nie wyczuł. Nauczyciel poinformował nas, że wychodzimy według dziennika, co oznaczało, że pójdę na samym początku.
Nie czekałam długo nikt nie spędził z nimi dłużej niż dwóch minut. Gdy nadeszła moja kolej włożyłam dłoń do kieszeni zaciskając ją na ostrzu. Serce biło mi strasznie szybko, gdy tylko bestia otworzyła drzwi przede mną weszłam do środka.
- Mówisz po angielsku?- spytał Loren.
- Tak.
Miałam zamiar mówić tyle ile mogę puki się nie zorientuje.
- Dobrze. Jak masz się nazywasz?
Mój wzrok latał od niego po Powella.
- Paulina Lewandowska.
- Napij się.- przesunął w moją stronę szklankę.
- Nie, dziękuje.
- Nie jest zatruta, a nam bardzo na tym zależy.
Wiem co tam jest i nie pozwolę sobie tego wypić. Nie pozwolę by pod tym wpływem wyszło wszystko na jaw. Wolę to zrobić szybko
- Wam? Czy może im Loren?
Podniosłam się i wiedziałam, że bestia będzie pierwsza przy mnie, gdyż stała cały czas za mną. Wyciągnęłam ostrze w momencie gdy bestia pochylała się w moją stronę. Wiedziałam gdzie uderzyć i miałam na to tylko jedną szansę. Mając strażnika za chłopaka wiele potrafiłam i dzięki wspomnieniom potrafiłam to wykorzystać. Wbite ostrze wcisnęłam jak najmocniej odblokowałam je przez co podziurawiło szyję, z której wypłynęła krew, Gdy tylko wyciągnęła ostrze a ciało padło na ziemie. Ustawiłam się w pozycji bojowej nie wiedząc czego mogę się spodziewać.
- Nie używaj mocy, błagam.- powiedziałam widząc zamiar Lorena powstrzymując łzy. - Użyto zaklęcia czasu i wszystko pamiętam- wykrzykując szybko padając na kolana i płacząc.
- Jesteś bezpieczna - usłyszałam głos Lorena.
- Co?- spojrzałam na niego.
- Jesteśmy przeciwko rządom i szukamy ciebie jako naszego wybawiciela. Powiedz, że nim jesteś?
Wpadłam w jego ramiona i płakałam jak mała dziewczynka.
- Nie wiesz jak długo na was czekałam.
- Trzeba się pozbyć ciała.- usłyszałam Powella.
Muszę się otrząsnąć, muszę być silna i wrócić do domu.
- Masz rację.
- Zabierzemy cię i wysłuchamy wraz z radą.- powiedział Loren.
- Żadnej rady - cofnęłam się oburzona.- Cofnięto czas, a ja pomimo, że nie powinnam, pamiętam wszystko. Nie pamiętacie mnie, ale gdy zdejmiesz ze mnie zaklęcie pokaże wam kim dla was byłam.
- Każdy podlega..
- Loren dość! Nie masz pojęcia kim jestem i jaką mam moc. Powell- podeszłam do niego.- Zawsze wiedziałeś czy kłamie, spójrz na mnie. Byłam twoją królową, poświęciłeś wiele dla mnie, byłeś głównym strażnikiem. Przyjacielem moim i mojego męża, wierzysz mi?
- Ja...
- Czy wierzysz moim słowom gdzieś głęboko w sobie?
- Tak - powiedział po dłużej chwili.
- Powiedziałaś męża?- spytał Loren.
-Tak, a ty. Chłopak mojej przyjaciółki, siostry. Czarodziej głównej trójki. Ufam ci, bo ona ufa tobie.
Powiedziałam to dawno temu, a wciąż to pamiętam.
- To nie możliwe.- powiedział czarodziej.
- Tak? To spójrz na mnie. Nie powinnam mieć mocy a mam ją. Nie powinnam pamiętać lecz pamiętam. Wycierpiałam więcej niż sądzisz i wycierpię więcej niż ktokolwiek na ziemi. Nie ważne do jakiej rady mnie weźmiecie każda zechce mej mocy i wiedzy, która jest zbyt wielka dla innych. Mam zamiar zniszczyć tych, którzy odebrali mi wszystko, ale potrzebuje pomocy. Wyjaśnicie mi jak wy nie jesteście z nim?- spytałam patrząc na martwe ciało.
- Wszystko w swoim czasie, teraz musimy cię zabrać i pozbyć się ciała.- powiedział strażnik
- Dobrze.
- Ja zajmę się zwłokami a ty pomyśl jak stąd jak najszybciej wyjść.- powiedział Loren.
Nie byli za moim wujem, nie chcą mojej śmierci. Nie będzie łatwo, ale odzyskam swoje życie. Mając ich przy sobie nie mam się już czego bać.
- Chodźmy.- powiedziałam.
- Co masz zamiar zrobić?- spytał.
- Wrócić do klasy się spakować, ty w tym czasie powiesz, że to ja byłam tą osobą i zabierasz mnie do dyrektorki.
- Mogę o coś zapytać?- staliśmy przed drzwiami klasy.
- Oczywiście.
- Mówiłaś o mężu, kto nim był? Jeśli to wszystko prawda i jak chcesz to udowodnić.
- Moim mężem jest znaczy był Dymitr. Resztę wyjaśnię później, dobrze?
- Naturalnie.
Weszłam do klasy spakowałam wszystko w plecak.
- Co jest?- spytała przyjaciółka.
- Nic, mam iść z nimi. To ja to wygrałam- szepnęłam jej.
- I nic nie powiedziałaś...
- Przepraszam.
- Paulina możesz iść tylko podejdź na chwilę.
- Oczywiście.
Nauczyciel dał mi wskazówki do zadania dodatkowego, które miał dzisiaj zadać, po czym wyszłam z klasy. Loren czekał już przy schodach. Zeszliśmy na dół, Loren zaczarował dyrektorkę by nie robiła problemów i zostałam zwolniona do domu.
- Chodźmy- powiedziałam.
- Samochodem będzie szybciej.- dodał Loren.
- Nie, najpierw poznacie mój plan. Nic nie wiecie i tylko ja znam prawdę, więc jak?
Popatrzeli na siebie.
- Zgoda.
- Świetnie.
Zaprowadziłam nas na stadion, mężczyźni usiedli na ławkach a ja oparłam się o barierkę.
- Chcę wiedzieć jak to wygląda z waszej strony. Wszystko- dodałam.
- Krótko jak twierdzisz ty "twój"wuj objął władze po śmierci twojego dziadka z początku było dobrze, lecz potem umarła jego żona. Wtedy zaś zaczęły się problemy. Do straży dołączone zostały bestie, twój wuj miał olbrzymi wpływ na czarowników, zostali zastraszeni i teraz prowadzi tylko jedna osoba. Król ma blisko jedną osobę, która wie o wszystkim. Parę godzin temu nasi ludzie odkryli, że szukają cię już jakiś czas. Powiesz nam co w tobie takiego cennego i jak dzięki tobie wygramy?
- Naprawdę nazywam się Nicole Katherine Steel-Johnson, ale wole używać tylko nazwiska ojca. Jestem niezwykłą istotą bardziej niż myślicie. Aktualnie mam na sobie zaklęcie maskujące, które będziesz musiał ze mnie zdjąć. Sądzę, że czarownik, który użył zaklęcia zorientował się, że jest coś nie tak i poszukują mnie by się mnie pozbyć oraz by nie wyszła prawda na jaw. Gdy odzyskam swój prawdziwy wygląd i moc, będę mogła zniszczyć wuja i wszystko co złe. Ale żadna rada nie wchodzi w grę. Od wieków wszystkich pcha do wielkiej mocy, a ja mam większą niż ktokolwiek myśli.
- Skąd nas znasz?
- Ty zostałeś moim strażnikiem, byłeś przy mnie gdy cierpiałam z miłości, kryłeś mnie i mojego męża. Dymitr mówił ci o wszystkim, znałeś każdy nasz sekret. Gdy zostałam pośpiesznie koronowana, zostałeś głównym strażnikiem. Wiem, że kochałeś swoją pracę, ale robiłeś wszystko bym była bezpieczna, zgodziłeś się nawet na moją decyzję, która nie weszła w życie. Ciebie natomiast Loren, poznałam jako jednego z trzech głównych czarodziei. Moja przyjaciółka a nawet siostra, kochała się w tobie. Byłeś jej nauczycielem po tym jak zyskała większą moc po naszym połączeniu. Byliśmy przyjaciółmi, znałeś moje plany dzięki Cassie, która mówiła ci wszystko. Popierałeś mnie. Jeśli ją już spotkałeś z pewnością już za tobą wzdycha.
- Skąd mamy mieć pewność, że to wszystko prawda?- spytał Loren.
- Daj mi eliksir, pod jego wpływem powiem wszystko to samo. A magi nie oszukam.
- Nie musisz - wtrącił Powell.
- A co jeśli kłamie?
- Wykonasz zaklęcie, które zechce. Jeśli nas oszukała wydamy ją w odpowiednie ręce.
- Będziemy mieli kłopoty.
- Już je macie, kłócąc się, zamiast działać.- powiedziałam.
- Zgoda, zrobię to pomimo, że nie jestem przekonany.
- Czas wrócić do domu- powiedziałam cicho z uśmiechem.
Subskrybuj:
Posty (Atom)